niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział XV- Światło mych źrenic, astralna tęczo mojego życia, kochanie, skarbie, aniele srebrzysty


   Po wyjściu Andrzeja, Jagna pogrążyła się w czarnej rozpaczy połączonej z atakami torsji.
    - Myślałam, że rzygają tylko firany z telenowel i romansów! - jęknęła do siedzącego na pralce Dante, który patrzył na panią ze znudzeniem w żółtych oczach. - Jesteś nieczuły sierściuchu!
    Kot gdyby tylko potrafił przemówić po ludzku na pewno stwierdziłby, że nie ma o co wszczynać paniki. W końcu jemu często zdarzało się rzygać po nażarciu się kłaczków. To jeszcze nie tragedia!
    Gdy żołądek dziennikarki był już absolutnie pusty, dziewczyna zległa na kanapie w pokoju na nowo pogrążając się w czarnej rozpaczy. Nie była w stanie iść do pracy, bolało ją absolutnie wszystko a najbardziej serce. Jak mogła tak potraktować Andrzeja? Przecież gdyby nie zachowywała się jak rozchisteryzowana pindzia to udałoby się jej przekonać Wronę, że ślub w ich przypadku to gwóźdź do trumny. Leżała tak myśląc o swojej koncertowej głupocie, dziecku i beznadziejnej sytuacji nie zauważając jak dzień przemorfował w wieczór a potem ciemną noc. Około północy żołądek dał o sobie znać, ale w sposób mniej upierdliwy. Po całym dniu postu Jagnie w końcu zaburczało w brzuchu i miała ochotę zjeść kolację. Już była jedną nogą na panelach gdy w jej mikroskopijnej kawalerce rozległ się dźwięk dzwonka.
    Jagna nie zdążyła nawet pomyśleć o tym, że owym przybyszem mógł być Andrzej, gdy w progu salonu stanęła jej najlepsza przyjaciółka Marian.
    - Marian?- jęknęła zaskoczona.
Dziewczyny padły sobie w ramiona wymieniając się przyjacielskimi czułościami.
    - Jagna wyglądasz tragicznie. - skwitowała rudowłosa, wyglądająca jak z okładki Vogue'a. Miała na sobie dopasowane, czarne rurki do których włożyła eleganckie pudrowe czółenka, pastelową bluzkę i brzoskwiniowy żakiet. Ogniście rude włosy wiły się wokół jej delikatnej twarzy niczym płomienie.     Ignaczakówna w powyciąganym dresie i bluzce z Helloł Kitty wyglądała jak zdjęta z krzyża męczennica.
    - Ty za to kwitnąco. - mruknęła dziennikarka. - Skąd wzięłaś się w Rzeszowie?
    - Przyleciałam z Australii. To znaczy przyleciałam w weekend, ale musiałam nawiedzić rodziców ale szybko się wymiksowałam. Nie mogłam się do ciebie dodzwonić więc Krzysiu wysłał mi dokładny adres.
    - Nie mów mi o tym zdrajcy!
    - Oooo a co znów zrobił? I dlaczego wyglądasz jakbyś miała kaca? Pijesz? Co to za strój krowie z gardła wyciągnięty?
    - Trochę źle się czuje.
    - A może ty w ciąży jesteś?- zaśmiała się Marian.
 Spłoszony wzrok Jagny powiedział jej więcej niż tysiąc słów.
    - Z kim?!- zapytała niemal krzycząc. - I dlaczego go tutaj nie ma?
    - To długa historia.
    - Długa nie długa ja mam bardzo dużo wolnego czasu i chcę żebyś mi wszystko opowiedziała. Ba! Ja tego żądam!
Jagna westchnęła, patrząc jak jej przyjaciółka nastawia wodę na herbatę i przygotowuje kubki. Zapowiadała się długa noc.

     Dla Wrony noc była krótka i mglista, poranek za to jak z Mordoru. Siatkarza obudziło mianowicie pragnienie, tak straszliwe, jakby dnia poprzedniego przeszedł Saharę w poprzek bez zapasów wody. Zamlaskał, albo raczej spróbował zamlaskać, gdyż jego wyschnięty język zachowywał się i smakował jak podeszwa buta, natomiast usta były spieczone i spękane jak rzeczne koryto w Dolinie Śmierci.
     - Piiiić... - jęknął schrypniętym, ledwie słyszalnym głosem. Nikt mu nie odpowiedział, Wrona zdobył się zatem na heroiczny wysiłek i otworzył oczy. Słoneczny blask rąbnął w nie niczym pięść Witalija Kliczki, więc Andrzej czym prędzej zamknął powieki i spróbował przybrać pozycję siedzącą.
     W jego głowie natychmiast rozdzwoniły się wszystkie dzwony Gdańska, a niezliczone młoty jęły tłuc w kowadło jego mózgu.
     - O kurwa - mruknął Wrona.
 Ponownie otworzył oczy, z wielką ostrożnością i po kilku chwilach już widział świat, nawet całkiem ostro.    
    Wciąż chciało mu się pić, wykorzystał zatem świeżo odzyskaną zdolność widzenia, próbując zlokalizować jakąś mało szkodliwą dla zdrowia ciecz. Płyn do mycia szyb, stojący na regale, odrzucił, nie ten poziom desperacji, woda po goleniu, jako zawierająca alkohol wywołała w nim dreszcz potężnego obrzydzenia, wreszcie w polu jego widzenia znalazła się stojąca pod oknem konewka, mała, blaszana, służąca widać podlewaniu doniczkowego kwiecia, którego w pomieszczeniu nie brakowało, cały bowiem parapet się uginał od zieleni. Namalowane na konewce krople wydały się Wronie niezmiernie kuszące, zmobilizował więc wszystkie siły, wstał i omijając meble podążył ku cudownemu naczyniu.
     Woda w konewce była cokolwiek żółtozielona, ale Andrzej nie był zbyt drobiazgowy, grunt, że nie cuchnęła. Podniósł naczynie i przechylił do ust, żłopiąc jak prosię. Zielonkawe strużki pociurkały mu za uszami i za kołnierz, nie poświęcił jednak temu zjawisku żadnej uwagi, koncentrując się na zachwycającej mokrości pochłanianego płynu.
     - To jest nawóz do kwiatków - rzekł spokojnie Mika, stając w progu. - Moja dziewczyna robiła, odwar z pokrzywy i coś tam jeszcze. Przepis jej babci.
     - Pyszny - mruknął Andrzej chrypliwie, odrywając puste naczynie od ust. Z lekkim stuknięciem odstawił konewkę na podłogę i natychmiast się skrzywił, gdyż dźwięk ów wywołał wzmożoną pracę jego wewnątrzczaszkowej kuźni.
     - Idź się umyć i przebrać - polecił Mateusz tonem, jakiego używa się wobec dzieci.
 Wrona spojrzał po sobie i dotarło do niego, że ma na sobie wczorajszą, wyplamioną czymś dziwnym koszulkę, ubłocone dżinsy i z całą pewnością nieświeże gacie i skarpety.
     - O kurwa - mruknął. - Menel ze mnie.
     - Zgadza się. A także idiota - przyświadczył grzecznie Mika.
 Kapiel nie tylko przywróciła mu czystość, ale także i zdolność myślenia.
     - Co ja zrobiłem?! - jęknął, wychodząc z łazienki odziany tylko w portki. Mokre włosy sterczały mu dookoła głowy. - Jak ja mogłem tak Jagnę potraktować?! Ja pierdolę...
 Spojrzenia Dawida, Mateusza i Maćka nasycone zgodnym potępieniem i politowaniem, upewniły go, że wtopił na całej linii.

    Tymczasem Krzysiek przeżywał zgryzoty i wyrzuty sumienia, co za tym idzie nie mógł sobie znaleźć miejsca i wszędzie zaglądał użalając się nad sobą. Iwonę doprowadzało to do szewskiej pasji a zwłaszcza, że pojawił się u niej w pracy jojcząc i labidząc jak wiejska przekupa. Pani Ignaczak nie wybaczyła mu jeszcze podsłuchanej rozmowy a zwłaszcza wychlapanie się Andrzejowi o ciąży Jagny. Krzysiek wiedział, że przegiął i było mu z tym źle, ale nie zebrał się w sobie żeby pogadać z Jagną. Andrzej miał stawić się u niej wczoraj z kwiatami, tymczasem jego telefon milczał i Krzysiek nie wiedział co się dzieje.
    - Dlaczego ten kretyn wyłączył telefon?!- jęczał libero. - Ja od zmysłów odchodzę!
Iwona spojrzała na niego jak na idiotę.
    - Skoro się oświadczył to chyba logiczne, że chce z Jagną być sam na sam a nie prowadzić gorącego telefonu z tobą. - mruknęła wklepując coś do komputera. - Do łóżka też im wejdziesz, żeby sprawdzić czy robią to jak należy? - zapytała ironicznie.
    Krzysiek na myśl o łóżkowych karesach Wrony i Jagny zapłonił się niczym piwonia a jego policzki upodobniły się do rumieńców na licu Rafała Buszka. No co też tej Iwonie chodzi po głowie.
    - Ty zbereźnico. - zaśmiał się a wyszło tak jakby chrumknięcie prosięcia. - Tylko jedno ci w głowie.
    - Ja? To ty cały czas mieszasz się w ich związek. Nie pamiętasz już jak byliśmy w ich wieku?
    - Taaa piękni, młodzi i zakochani do szaleństwa. A teraz? Postarzeliśmy się przez te szesnaście lat naszego związku. - westchnął Krzysztof.
    - Mów za siebie stary pierdzielu. Ja się nie postarzałam! I zastanawiam się poważnie, że gdybym urodziła się ponownie to dwa razy bym się zastanowiła z kim wiążę swoje życie.
    - Ależ Iwonko. - Igła okrążył biurko biorąc żonę w ramiona. -  Światło mych źrenic, astralna tęczo mojego życia, kochanie, skarbie, aniele srebrzysty. No jak mielibyśmy nie być razem? Łączy nas coś pięknego! Miłooooość! - powiedziawszy to wpił się w usta małżonki w namiętnym pocałunku.

     Ostatnie przedmundialowe zgrupowanie w Spale stało się dla trenera Antigi źródłem zgryzoty. Otóż jeden z najlepszych środkowych, Andrzej Wrona, chodził jakiś struty i zamyślony, w treningach uczestnicząc mechanicznie i bez refleksji, na boisku zaś był wyraźnie nieobecny duchem. Stefan nie był z natury panikarzem, histeria omijała go szerokim łukiem, zamiast zatem rwać szaty i włosy z głowy, poddał Wronę uważnej obserwacji, wyciągnął z tej obserwacji wnioski, po czym, tuż przed wyjazdem do Warszawy, wezwał do siebie Winiara - kapitana repry, oraz Igłę - czlowieka najlepiej o wszystkim co się działo w drużynie poinformowanego.
     - Messieurs - rzekł Stefan spokojnie. - Z Whrrrroną jest źle. Dlaczego?
Winiar rozłożył ręce.
     - Ja nie mam pojęcia - odparł.
     - Igłaa? - błękitne spojrzenie trenera skierowało się na reprezentacyjnego libero.
     - Eee, bo tego... - zająknął się Krzysiek, nie wiedząc ile powinien ujawnić. - On ma takie no... problemy osobiste trochę i ten...
     - Jaakiee? - drążył Stefan.
     - Oświadczył się i kosza dostał! - wypalił Igła, który wiedział już o wszystkim od Miki i Konara. Do Jagny zadzwonić się nie odważył.
     - Ja nie wieem ja to zhrrrobiciee, ale macie go zhreperoowaaać - oznajmił Antiga. - Igłaaa, to twojaaa cousine i twojaaa odpowiedzialność.
     - W mordę - wyrwało się Igle.
     Zastanawiając się jak ma u licha pogodzić Andrzeja z Jagną, nie ryzykując przy tym poważnego uszczerbku na ciele, przeżył ostatni dzień zgrupowania i z głową wypełnioną ciężkimi myślami wsiadł do autokaru. Tak był tym zaaferowany, że zapomniał nawet o kręceniu materiałów wideo na "Igłą Szyte".
     Wjeżdżali właśnie do stolicy, gdy komórka w kieszeni Igły zabrzęczała, sygnalizując nadejście esemesa. Z duszą na ramieniu libero wyciągnął aparat na światło dzienne, obawiając się, że wiadomość ta zawiera joby od Jagny, ale nie. Nie zawierała jobów i nawet nie była od jego kuzynki.
Numeru, z którego wysłano esemesa Krzysztof nie rozpoznał, sama zaś wiadomość brzmiała tak:
Spotkaj się ze mną w sprawie Jagny. Cukiernia Sowa, twój czas wolny. Odmowy nie uznaję. M.
Igła podrapał się w czuprynę, zastanawiając się o co chodzi, potem obejrzał się ostrożnie, spoglądając na siedzącego z tyłu Bartmana, ten jednak, ze słuchawkami na uszach, okularami na nosie i tabletem przed nosem wyglądał jak uosobienie niewinności.
     - Co jest? - zainteresował się siedzący obok Igły Dzik.
     - Dostałem dziwnego esemesa - mruknął Krzysztof.
     - Masz tajemniczą wielbicielkę? - zachichotał Michał.
     - Nie, no co ty - obruszył się Igła. - I w ogóle zamknij się, nie rozpuszczaj takich plotek, bo jak się Iwona dowie będę miał przewalone!
     Siatkarzy zakwaterowano w Hiltonie. Rozładunek bagaży i przydział pokojów trochę trwały, wreszcie jednak skołatany i nieszczęśliwy do głębi Wrona mógł cisnąć torbę w kąt i paść na łóżko jak kłoda.
     Ledwie padł, przyszedł ktoś z personelu hotelowego, twierdząc, że ma pocztę dla pana Wrony. List odebrał pan Kłos, po czym zaczął dziko chichotać, wąchając przy tym różową kopertę i teatralnie się nią wachlując.
     - Padło ci na mózg, czy ten list jest nasączony prochami? - zainteresował się Andrzej, unosząc głowę z poduszki.
     - Perfumami, Jędrusiu, perfumami - kwiknął Karol i zakręcił biodrem.
     - Za Jędrusia biję w mordę - pouczył Wrona. - Oddawaj.
Wydarł koledze kopertę z rąk i otworzył. Woń perfum, dość cięzkich i duszących buchnęła mu w nos, gdy wytrząsał zawartość na łóżko. Zawartością tą był rózowy arkusik papieru, złożony w pół oraz koronkowe stringi, wykonane z ilości materiału, która nie starczyłaby nawet na sznurowadła.
    Kłos pisnął z uciechy i teatralnie zatrzepotał rękami.
     - Och, Jędrusiu, masz napaloną fankę!
Adidas Wrony świsnął mu koło ucha i z głuchym łupnięciem uderzył w szafę.
      - Zamknij dziób - warknął Andrzej i zaczął czytać. Tekst pełen był "serduś", "cmokasków", oraz zapewnień, że autorka robi się mokra na sam widok Wrony, a jego skarpety i jego broda rozpalają ją wręcz do białości. Pisząca wyrażała też przekonanie, że ona i Andrzej są dla siebie stworzeni, podpisała się zaś "Twój Ptyś".
Andrzej zgrzytnął zębami, zmiął list wraz z kopertą w kulkę i jednym celnym rzutem ulokował go, jak też i stringi, w koszu na śmieci.

    Jagna po długich rozmowach z Marianem zdecydowała się jednak przyjechać na mecz otwarcia. Podczas widowiska miała spotkać się ze swoimi siostrami Mają i Agnieszką, które od dawna zasypywały ją pytaniami na temat jej chłopaka. Starsze o pięć i siedem lat były już szczęśliwymi mężatkami a także matkami i bardzo pragnęły aby siostra również ułożyła sobie życie. Rodzice również nie będą zachwyceni jej nieślubnym dzieckiem, zwłaszcza matka która gotowa dostać apopleksji. Jedyna osoba, której Jagna była pewna w stu procentach miała  osiemdziesiąt pięć lat, grała nałogowo w brydża i paliła cygara. I tak się dobrze składało, że była jej babcią a ściślej mówiąc wspólną babcią jej i Igły. 
    Warszawa przywitała Jagnę pochmurną i deszczową aurą, spowijającą ją niczym całun. Marian całą drogę marudziła jak to w Polsce jest zimno i jaką ma ochotę wracać do Perth. Dziewczyny w końcu dotarły do hotelu na Pradze, gdzie miały się zakwaterować. 
    - Muszę iść na spotkanie z Majką i Agnieszką. - Ignaczakówna zwróciła się do rudowłosej. 
    - Ja też muszę wyjść. Mam umówione spotkanie w sprawie pracy. 
    - Dzisiaj? 
    - Jest piątek, luźniejszy dzień i dzisiaj mogą przeprowadzić ze mną rozmowę. - odpowiedziała Marian. 
    - Dołączysz do nas na kolacji? Będziemy w Złotej Kaczce. 
    - Zdzwonimy się, dobrze? 
    - Okay!- powiedziawszy to ruda wyszła z pokoju starannie zamykając za sobą drzwi. 

    Tymczasem Marian zmierzała ku nieodległej kawiarni "Sowa" mając nadzieję, że Ignaczak zaintrygowany sms'em jednak przybędzie na umówione spotkanie. Było jej głupio przez całe dwadzieścia minut, nie chciała robić nic za plecami Jagny, ale znając ośli upór Ignaczaków nie chciałaby spotkać się z Wroną. Ona Marian nie byłaby prawdziwą góralką, gdyby dokładnie nie prześwietliła tego gagatka. Trzeba było uczciwie przyznać, że pomimo zarostu niczym początkujący dziad borowy, to ten ptaszek był niczego sobie. Wysoki, umięśniony, sportowiec i w dodatku komunikatywny. Youtube również zostało przez nią dokładnie sprawdzone i prześwietlone. 
    Dotarłszy do kawiarni poczęła lustrować wzrokiem pastelowe z okrągłymi stolikami, zasłanymi obrusami w sówki.
Miała sentyment do tej kawiarni. Gdy w końcu napotkała samotną postać w rogu sali czym prędzej poznała w niej kuzyna Jagny, Krzyśka Ignaczaka. Nic się nie zmienił przez te cztery lata kiedy ostatnim razem go widziała. 

    - Igła stary wyjadaczu. - klepnęła go w plecy aż podskoczył na krześle.
Odwróciwszy się na jego twarzy wypłynął bananowy uśmiech. 

    - Marynia Bachledówna!- zaśmiał się libero. - Aleś wyładniała!
    - Za tę Marynię powinieneś dostać gonga w czerep, poza tym nazywam się Bachleda - Helin i zapamiętaj to sobie. - przysiadła się na przeciwko niego. 
    - Oj tam, oj tam za głupi jestem żeby zapamiętać tak długie nazwisko. I zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak wyględna dziewoja karze na siebie mówić per Marian. Czy ja o czymś nie wiem?- zachichotał. 
     - Taki stary a taki głupi. Czy ja kwestionuję twoją płeć odnosząc się do damsko brzmiącego pseudonimu? O ile mi wiadomo Igła to rodzaj żeński. - spojrzała na niego z jadowitą słodyczą. 
     - Touche! Piłeczka jest po twojej stronie. - odpowiedział ubawiony. - Ale chciałbym się zapytać w jakim celu się spotykamy? 
     - Jagna jest w ciąży z twoim kumplem. Dała mu kosza, gdyż jak typowy facet nie ma za grosz wyczucia czasu i okazji. 
    - A co miał zrobić?- Igła stanął w obronie Wrony. - Przecież tak robią uczciwi faceci. 
Marian wzniosła oczy ku sufitowi. 
     - Toś pierdolnął jak wiejski proboszcz z ambony! Mamy dwudziesty pierwszy wiek i ciąża pozamałżeńska nie klasyfikuje kobiety jako upadłej lafiryndy. Nie trzeba się hajtać żeby wziąć odpowiedzialność za swoje dziecko. Krzysiek zlituj się!
     - Wrona wie, że jak nie weźmie odpowiedzialności za mojego chrześnika to tak go pierdyknę, że odbije mu się oranżadą z komunii, ale znając Jagnę to ona musi tego chcieć. Bez jej zgody możemy co najwyżej dać na mszę w ich intencji. 
    - Guzik prawda Ignaczak. Tę parkę trzeba skonfrontować jeszcze przed waszymi wygibasami na Narodowym. - mruknęła rudowłosa. - Im szybciej tym lepiej. 
    - Co proponujesz?- zapytał sceptycznie. 
    - Dzisiaj wieczorem powiedzmy około dwudziestej drugiej w pokoju tego całego Wrony. - rzekła konspiracyjnie. 
_________________________________________________________
Witajcie! 
Przed Wami rozdział piętnasty. Akurat na poniedziałek w przerwie między zmaganiami naszych wro...tfu orłów! :D 
Zanim życzymy Wam miłego czytania, chcemy poprosić raz jeszcze o nie reklamowanie u nas Liebster Awards ani innych łańcuszków z pytaniami. Jeśli chcecie czegoś się o nas dowiedzieć są ku temu odpowiednie miejsca. 
A teraz: Miłego czytania! 
                                                                             Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

PS. Jako bonusik uber seksowna Wrrrrrona :D
 

8 komentarzy:

  1. Grafik płakał jak obrabiał

    OdpowiedzUsuń
  2. Marian jest genialna/y :D Uwielbiam Wasze opowiadanie. I oczywiście czekam na rozwój wydarzeń :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bardzo ciekawa co wyniknie z operacji Mariana i Igły :D
    Chociaż sama nie lubię jak ktoś mi się wpieprza do moich spraw , to po pewnym czasie czasem doceniam że jednak ktoś to zrobił chociaż może nawet wbrew mojej woli a raczej głupiemu uporowi i urażonej dumy.
    Nawóz do kwiatków wygrał, biedny Andrzej, czyżby nie miał za często do czynienia z tego typu porankami :D
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!

    skorpionik

    OdpowiedzUsuń
  4. Marian ma cięty języczek! Ale już lubię tą kobietę :)
    Kac morderca nie ma serca, o czym boleśnie przekonał się Andrzej, ale żeby nawóz do kwiatków żłopać? Bidulek :P Chociaż nie, było tyle nie chlać, kiedy mistrzostwa za pasem!
    Złotousty Krzysztof jak zwykle w formie. Uwielbiam jego przekomarzania z Iwoną ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem mega ciekawa co z tego wszystkiego wyniknie :)
    świetny jak każdy inny :D
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. haha już nie mogę się doczekać tej akcji Marian&Igła company ;)
    rozdział świetny, coraz bardziej zaostrzacie apetyt na więcej!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć! Całkiem niedawno znalazłam Waszego bloga i od razu urzekła mnie postać Endrju :D tak więc wyszło, że jestem z Wami i nadrabiam zaległości :)
    Rozdział zajebisty! W życiu nie spodziewałam się szekspirowskich deklaracji od Igły, a pani Iwona? "Stary pierdzielu"...kocham tę kobietę! A Wronka i Jagienka muszą sie wreszcie spotkać, bo im łby pourywam! (W przenośni oczywiście) I pogodzić jeszcze!
    Czekam czekam na next :D
    Pozdro600!!!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie każcie na siebie tak długo czekać ! :D
    Czekamy na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń

Wiadomości typu: "Fajny blog. Zapraszam do siebie" będą z automatu kasowane a reklamowane w nich blogi nie zostaną przez nas odwiedzone. Do reklamy służy zakładka "Spam"
Pozdrawiamy Fiolka&Martina