Szok życia przeżywał Andrzej przez całe trzy dni Memoriału Wagnera. Podczas pierwszego meczu tylko dwa razy wyszedł z kwadratu a i tak szybko do niego wrócił, gdyż spojrzenie miał nieobecne a reakcję mocno spóźnione. Jedynie Krzysztof wiedział co trapi Wronkę, ale solennie obiecał że nic nikomu nie powie.
Przynajmniej tak odpokutuje za to, że nie powściągnął swojego długiego jęzora i wyjawił koledze wiadomość o ojcostwie.
Wrona przeżywał katusze, najgorsze były bezsenne noce podczas których analizował zaistniałą sytuację, rozmyślając o przeszłości. Zostanie ojcem w wieku dwudziestu sześciu lat to nie jest nastoletnia wpadka i będzie w stanie utrzymać swojego potomka a nawet zapewnić mu finansowe warunki do rozwoju. Nie wiedział tylko czy podoła tej trudnej roli. Dziecko to nie zwierzak, którego się kocha ale można zostawić go samego w domu. To mała istota za którą trzeba wziąć pełną odpowiedzialność i przez całe życie otaczać opieką, miłością i troską. To nieprzespane noce, brudne pampersy , babranie się w kaszkach i zupkach. Jak on to przetrwa? Jak pogodzi karierę czynnego sportowca z rolą ojca? Nie chciał być weekendowym tatusiem, który sypnie kasą i zabierze dziecko na dwa-trzy dni do siebie.
Najbardziej bał się rozmowy z Jagną. Nie potrafił wyobrazić sobie co ona czuje i czy przeklina go w myślach? Nie zabezpieczyli się, ale po pierwszej upojnej nocy wyznała mu, że bierze tabletki antykoncepcyjne. Nie znał się na ginekologii, ale zawsze wydawało mu się że terapia hormonalna ma wysoki wskaźnik ochrony przed niechcianą ciążą.
Co on ma teraz zrobić? Bił się w myślach, żeby czym prędzej zadzwonić do Jagny i wyznać że wszystko będzie dobrze. Nie zostawi jej samej w tej trudnej sytuacji i oboje stawią czoła przyszłemu rodzicielstwu. W końcu dziecko to nie wyrok ani smok z trzema głowami, miliony ludzi na świecie zostają rodzicami i jakoś sobie radzę, więc dlaczego oni mieli być gorsi?
Andrzej rozmyślał tak do wczesnych godzin rannych a gdy w końcu zasnął ze zmęczenia, przyśniło mu się że lata w chmurach w wielkim dziecinnym wózku.
Obudził się w zaskakująco dobrym humorze. Wiedział już teraz co robić, poprosi Jagnę o rękę, stworzą razem rodzinę, ona, on i ich dziecko. I wszystko będzie dobrze, przecież nie jest jakimś frajerem, potrafi zaopiekować się swoimi bliskimi. Da radę, a co!
Poranny trening odpracował niemal z pieśnią na ustach, promieniejąc taką pewnością siebie, że aż wzbudził zainteresowanie kolegów, a i Stephane odnotował jego nagłą przemianę.
- Ja wam mówię, Wrona coś wymyślił - orzekł stanowczo Karol Kłos podczas przerwy. - Znam go, Igła, ty miej go na oku!
- A dlaczego? - zdziwił się Krzysiek. - Przecież nie pojedzie do Jagny z siekierą.
- Prędzej z bukietem - zachichotał Mika.
Zibi, który nieopodal ocierał ręcznikiem spocone oblicze, łypnął na ubawioną grupkę wzrokiem ponurym.
- Palant - wycedził przez zęby.
- Ja? - zdziwił się niezmiernie Mateusz.
- Nie, Wrona - odparł Zbigniew. - Ja z nim jeszcze pogadam...
Winiar spojrzał na niego srogo swoimi jasnymi oczyma.
- Nawet o tym nie myśl, Zbychu - rzekł dobitnie. - W drużynie ma być spokój.
Zibi spojrzał na niego koso.
- Ale... - zaczął.
- Żadnych ale - spojrzenie Michała zalśniło stalą. - Masz zakaz zbliżania się do Wrony, jasne?
- On ma rację, Zbychu - rzekł Igła pojednawczo. - Odpuść sobie.
Zbyszek sapnął jak wściekły byk, pomamrotał pod nosem i westchnął.
- No dobra - rzekł. - Ale to nie znaczy, że odpuszczam sobie Jagnę.
Winiar uniósł w górę obie dłonie.
- Mnie nic do tego - oznajmił. - Tylko nie walcz o nią tutaj.
Zibi kiwnął głową i konwersacja została zakończona, zwłaszcza, że Antiga wzywał już na parkiet.
W czasie wolnym Wrona pomknął na miasto i wbił do najbliższej placówki Apartu. Tam spędził dwie godziny nad gablotą z pierścionkami zaręczynowymi, doprowadziwszy ekspedientkę niemal do rozstroju nerwowego, żaden bowiem z prezentowanych klejnotów nie wydawał mu się godny palca Jagny.Wreszcie jednak zdołał wybrać odpowiedni pierścionek, sprzedawczyni, starannie kryjąc westchnienie ulgi, cacko zapakowała i uradowany Andrzej odfrunął z powrotem do bazy.
Na meczu z Chińczykami zaś szalał, bez wytchnienia atakując, obijając blok rywali, odbierając, wystawiając, dwojąc się i trojąc, a gdyby mógł toby pewnie wzleciał pod sam sufit hali. Jego koledzy dostosowali się poziomem, goście z Azji zostali rozklepani trzy do zera, fanki szalały, specjalna wysłanniczka Ptysiów.net spełniała się życiowo fotografując ukradkiem skarpety Andrzeja, a Stephane Antiga promieniał aprobatą, rzecz jasna nie dla poczynań ptysiowej redaktorki, tylko dla postawy swych zawodników
Następnego a zarazem ostatniego dnia memoriału tuż przed meczem ze Sborną, nagle gruchnęła wiadomość o skreśleniu przez Stephane'a, Bartka Kurka. Facebook, twitter, instagram zaroiły się od komentarzy zrozpaczonych fanek.
W środowisku siatkarskim wrzało jak w ulu, Stefan taktownie milczał i nie chciał roztrząsać całej historii. Wzburzony Zbigniew, któremu nie w smak był dobry humor Andrzeja, podczas przerwy nasmarował posta w obronie Kurasia szpikując go aluzjami skierowanymi w stronę Antigi.
- Zbysiu czyś ty na łeb upadł?- Igła wpadł do pokoju Zbigniewa i Drzyzgi trzaskając drzwiami. - Po cholerę wkładasz kij w mrowisko?!
Z toalety wynurzył się Fabian, drapiąc się po tyłku.
- Igła zlituj się drzesz się tak, że cię po drugiej stronie novotelu słychać.
- Czytałeś to ten tukan wypisuje w necie? Jak Bozię kocham odetnę ci wtyczkę gamoniu osmarkany!- wrzeszczał Igła. - I przestań mścić się na wszystkich za to, że Jagna cię nie chce.
- To się jeszcze okaże czy mnie nie chce...- burknął Zbigniew.
- Doprawdy? Zdziwisz się. A za ten durnowaty wpis masz iść i Stefana przeprosić. Bartek przegrał rywalizację sportową i nie mścij się na trenerze tylko dlatego, że lubisz Bartka i chcesz dopieprzyć Wronce, Kłosowi, Mice i Buszkowi. Zjedz w końcu tego pieprzonego Snickersa i przestań gwiazdorzyć!- powiedziawszy to odmaszerował z pokoju trzaskając drzwiami tak mocno, że z sufitu niczym biały motyl zleciał kawałek tynku.
Fabian spojrzał na Zbigniewa pukając się otwartą dłonią w czoło. Zbyszek burknął coś pod nosem i zamknął się ze smartofonem w wc-cie, obrażony na cały świat. Znowu złapał doła, gdyż targało nim nieprzyjemne przeczucie i wkurzał się szczęściem Wrony. Jak nic ten zarośnięty baran coś kombinuje i tylko patrzeć jak z tego szczęścia poleci się Jagnie oświadczać. Tylko co go tak roznosi?
Mecz ze Sborną łatwy nie był, jednak mimo że Muserski i Pawłow grali jak maszyny, a Spirydonow po staremu prowokował ile wlezie, Rosjanie wygrać nie zdołali. Polacy doprowadzili do tiebreaku i w końcu zwyciężyli trzy do dwóch. W tej wiktorii Wrona nie miał zbyt wielkiego udziału, jako że Stefan wpuścił go na parkiet dopiero pod koniec meczu, ale cieszył się wraz z innymi, a było z czego, bo zwycięstwa nad Rosją nam się ostatnio za często nie przytrafiały.
Po Memoriale Wagnera, a przed kolejnym zgrupowaniem, Antiga dał graczom trzy dni wolnego. Andrzej oczywiście z samego rana wbił się w garnitur, wsiadł w samochód i popędził z wariacką prędkością do Rzeszowa, cudem tylko nie wpadając na trasie w objęcia drogówki. Dotarłszy do celu wpadł jeszcze do kwiaciarni, tam uzbroił się w gigantyczny bukiet kremowych róż i udał się do Jagny.
Dzwonek do drzwi zastał Jagnę w łazience, gdyż właśnie przed chwilą doznała potężnego ataku mdłości, znalazłszy w lodówce przekrojoną cebulę. Jej silna woń niemal wywróciła dziennikarkę na lewą stronę, przeto Jagna cisnęła warzywo na podłogę, trzasnęła drzwiami lodówki i pogalopowała do toalety. Właśnie była w trakcie przekonywania się, że jej śniadanie nie opuści jej organizmu wyjściem awaryjnym, gdy zadzwonił wspomniany wcześniej dzwonek.
Jagna wyprostowała się, odgarnęła włosy z twarzy i poszła otworzyć.
Za drzwiami stał snopek róż na długich nogach, odzianych w eleganckie, popielate spodnie.
- Cholera, mam haluny! - jęknęła Jagna.
- To ja! - zapewnił bukiet kwiatów znajomym glosem.
- Andrzej? - zdziwiła się Jagna.
W odpowiedzi snopek kwiecia obniżył się nieco, tak, że wyjrzało zza niego brodate oblicze Wrony.
- Możemy porozmawiać? - zapytał siatkarz.
- Właź - zakomenderowała Jagna.
Andrzej wszedł i postanowił od razu wziąć byka za rogi.
- Jagienko, chcę ci coś ważnego... - zaczął, gmerając w kieszeni marynarki.
- Zaraz - przerwała mu dziennikarka. - Wyrzuć to świństwo co leży na podłodze, bardzo cię proszę.
- Jakie świństwo? - zdziwił się Wrona.
- Cebueeeee... lę... - jęknęła Jagna, którą teraz mdliło już od samego patrzenia na to warzywo.
Wrona wyjrzał zza bukietu, zlokalizował wskazaną przez Jagnę cebulę i ulokował ją w śmietniku.
- Dzięki... - westchnęła Jagna z ulgą. - No dobra, co mi chciałeś powiedzieć?
Andrzej rymnął na kolana, jedną ręką wznosząc w górę bukiet, a drugą wyciągając z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
- Jagno, Jagienko, Jaguś, szczęście ty moje i matko mojego dziecka - rzekł głosem uroczystym. - Czy wyjdziesz za mnie?
Jagna poczuła w sobie nagły skok ciśnienia. W górę.
- Kto ci powiedział? - zapytała. - Skąd wiesz?
- Igła, podsłuchał jak Iwona z tobą rozmawiała - rzekł prawdomównie Andrzej.
- Zabiję! - Ignaczakówna zasyczała jak stado żmij. - Zatłukę gada! Oskóruję i to bez znieczulenia!
- Dobrze, zabij Krzyśka, skoro musisz, ale najpierw odpowiedz na moje pytanie - Wrona spróbował wyjrzeć zza bukietu, żeby sprawdzić wyraz twarzy wybranki i o mało się nie wyrżnął jak długi.
Jagna popatrzyła na kolebiący się przed nią bukiet kwiatów i rękę z pudełeczkiem.
- Mamy dwudziesty pierwszy wiek - zakomunikowała zimno. - Nie musisz robić ze mnie uczciwej kobiety, ani zmywać piętna nieślubności z naszego dziecka.
- Kocham cię! - spomiędzy róż zadźwięczał stanowczy bas. - Chcę żebyśmy byli rodziną!
- Problem w tym, Andrzej, że ja nie wiem, czy tego chcę - odparła Jagna, głosem drżącym zaledwie trochę. - Nie wiem, czy powinnam być twoją żoną.
Snop róż opadł z chrzęstem na podłogę.
- Jak to nie wiesz? - Andrzej miał wrażenie, że pod stopami otwiera mu się wielka, czarna otchłań. - Myślałem, że ci na mnie zależy...
Jagna targnęła się za włosy.
- To skomplikowane - jęknęła. - Nie chcę, żebyśmy brali ślub tylko dlatego, że wpadłam! I nie myśl, że wpadłam specjalnie, brałam tabletki, coś nie zadziałało i tak wyszło... Andrzej, ja potrzebuję czasu!
- A jakie czas ma znaczenie? Albo się chce z kimś być albo nie. - odpowiedział chłodno.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Małżeństwo to nie jest zabawa w dom ani testowanie swoich możliwości. Sam widziałeś jak się oboje zachowujemy...jak zazdrość destrukcyjnie wpływa na nasze relacje. Chcesz żebyśmy się pozabijali i stworzyli dziecku piekło zamiast domu? Naprawdę nie widzisz tego, że oboje nie dojrzeliśmy do małżeństwa?! - wypaliła.
Twarz Andrzeja zastygła w kamiennym grymasie. Patrzył na nią pustymi oczyma, jakby wszystkie uczucia zostały doszczętnie pogrzebane.
- Skoro taka jest twoja wola nie będę ci się narzucał. - powiedziawszy to cisnął na podłogę pudełkiem z pierścionkiem, ten zaś z niego wypadł tocząc się pod szafkę na buty.
Jagna stała w przedpokoju z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Zraniła Andrzeja, zraniła siebie i miała ochotę wskoczyć pod tramwaj gdyby takowe jeździły po Rzeszowie.
Na nogach jak z waty zaszła do pokoju rzucając się na kanapę i wybuchając duszącym płaczem. Musiała wypłakać wszystkie emocje, które zaczęły nią targać od powrotu z Capbreton i wiadomości o ciąży.
Tymczasem zraniony do głębi Andrzej wsiadł w swój samochód prując prosto do Warszawy. Znów złamał niezliczoną ilość przepisów, ale tym razem nie miał tyle szczęścia i w okolicach Radomia złapała go drogówka.
- Prawo jazdy i kartę wozu do kontroli panie Kubica. - rzekł przytęgawy policjant z hiszpańską bródką. - Panie Andrzeju Wrona ładnie to tak pruć drogą sto dwadzieścia jak na znaku jak wołem wymalowane sześćdziesiąt?
- Śpieszyłem się. - burknął Wrona.
- Po śmierć panie kierowco? - drążył policjant. - No cóż skoro życie panu nie miłe to proponuję pięć punktów karnych i trzysta złotych. Przyjmuje pan?
- Przyjmuje.
Policjant wypisał mandat na specjalnym blankiecie, po czym jeszcze raz pouczył Andrzeja jak ma jeździć i puścił wolno. Wronę mało obeszło utrara trzech stówek i kilku punktów. Przeżywał właśnie życiową tragedię i jedyne o czym marzył to porządne znieczulenie.
To przyszło dopiero kilkanaście godzin później tuż po koncercie Justina Timberlake'a odbywającego się w PGE Arenie. Do Gdańska wydarł Andrzeja Konar z Kłosem w asyście drugiego braci Wrona.
Panowie bawili się przednio, Andrzej znieczulony przed koncertem kołysał się jak w transie. Po koncercie razem z tłumem fanów amerykańskiego wokalisty wypłynęli ku knajpie, gdzie dokończyli dzieła pocieszania Wronki. Środkowy znieczulił się tak, że z knajpy wyszedł prowadzony przez reprezentacyjnych kolegów.
- Jahienhooooooo pustkę sześ mi uszyniła fielkom!- darł się jak opętany.
- Andrzej zlituj się jest czwarta nad ranem, ludzie w tych kamienicach śpią. - odezwał się jego brat.
- A sooooooo mie oni?!- rozdarł się Wrona. - Ja cierpie!
- To cierp trochę ciszej bo policja jedzie!- syknął Kłos.
- A f dupie mam polisje!- ryczał Wrona. - Fszzystkich mam f dupie bo sierpie! Sierpie!
- Brachol, cierp do cholery w milczeniu! - zażądał Maciek Wrona.
- Nnnnmoge - odparł Andrzej z pijacką stanowczością. - Ból
rossssssiera mom duszszsze. Guośno!
Gdyby Konar i Kłos nie byli zajęci podtrzymywaniem Wrony, pewnie
wykonaliby facepalma, a tak uczynił to tylko Maciek.
Radiowóz na szczęście przejechał, nie zatrzymując się, nie
zwracając uwagi na Andrzeja, wbrew nazwisku porykującego jak bawół.
Panowie odetchnęli z ulgą, po czym przystąpili do dalszej
kontynuacji spacerku. Do mieszkania Miki, w którym mieli nocować,
nie było zbyt daleko a chłodne poranne powietrze wydawało się
przywracać Andrzejowi nieco trzeźwości.
Brama właściwej kamienicy już była na wyciągnięcie ręki, po
drugiej stronie ulicy, gdy nastąpiła katastrofa. Z bocznej uliczki
wyszedł otóż Zbigniew Bartman, również w stanie, wskazującym,
iż nie ślubował życia w trzeźwości, jednak nie tak intensywnym
jak u Wrony.
- O kurwa - Karol złapał najpierw siebie za głowę, a potem
Andrzeja za ramię. - Panowie, zwijamy go stąd, bo będzie draka!
- O ja pierdolę - Dawid Konarski pobladł. - To Zibi jest?
- Chodu! - skomenderował młodszy Wrona, pchając swojego brata w
kierunku jezdni.
- Zibi? - Andrzej najwyraźniej dosłyszał ostatnią wypowiedź
Konara. - Zibi? Zibuchna, mordo ty moja!
Rzucił się z rozpostartymi ramionami na Bartmana, który cofnął
się zdumiony.
- A temu co? - zapytał z widocznym dyzgustem.
Wrona nagle zatrzymał się, zamrugał oczyma i jeszcze raz przyjrzał
się Zbyszkowi.
- A nie, nie będzie buzi - pogroził Zibiemu palcem. - Ty jezdeś
mój fruk!
- Odwal się, fajansie - warknął Bartman. - Zabierzcie go!
- Jahhhna mi dała ko-osza! - oznajmił Andrzej pełną piersią. -
Ofsiadszyłem się! A ona powiedziała nie!
Zbigniew uniósł brew w charakterystycznym dla siebie wyrazie
ironii.
- Mądra dziewczyna - rzekł.
- Ty nie wiesz! - Andrzej pomachał mu dłonią przed twarzą.
- Wrona, chodź - Kłos pociągnął go za kołnierz.
Konar chwycił Andrzeja pod ramię i zaczęli holować go do bramy.
- Ty nic nie wiesz! - ryknął Wrona. - Ona jesss fcionszy! Zemnom! A
ja rzuciłem pierś... pierś... pierścionkiem i wyszłem!
W niebieskich oczach Zibiego zapłonęła krwista furia.
- Ty kutasino zwisłouchy! - wysyczał, łapiąc Andrzeja za odzież.
- Ty fiucie zasuszony, ty! Jak śmiałeś ją tak potraktować?!
- Bartman, kurwa, puść go! - Konar próbował zakończyć zwarcie.
- Konarku, spoko - rzekł Andrzej z godnością. - Ja sobie poradzę.
Wą pętaku.
To rzekłszy pchnął Zbigniewa oburącz w pierś. Jako że Zibi sam
był wcięty, wykopyrtnął się i usiadł z głośnym plaskiem na
chodniku, zaraz się jednak zerwał i pchnął Wronę na ścianę,
tuż obok bramy.
- Zapamiętaj to sobie dobrze - syczał jak grzechotnik. - Skrzywdź
ją jeszcze raz, a tak ci ryja przefasonuję, że cię na Ptysiach
będą po skarpetach rozpoznawać! Ciulu niemyty, ty!
Okno mieszkania na pierwszym piętrze, nad ich głowami, otwarło się
ze szczękiem i wyjrzała z niego pulchna kobieta w wieku
zdecydowanie emerytalnym, ubrana w staroświecką nocną koszulę.
Papiloty, na które miała nakręcone włosy, sterczały wokół jej
głowy jak dziwaczna aureola.
- Bandyci! - wrzasnęła kobieta. - Ja wzywam policję! Chuligani!
Przyzwoitym ludziom spać nie dają!
- Przepraszamy - bąknął zaskoczony Maciek.
- Ty nic nie mów, młodociany kryminalisto! - starsza pani pogroziła
mu palcem. - Ja dzwonię, o, tu, słuchawka, widzicie? Zaraz was
aresztują! Ja przyzwoita kobieta jestem, ja Radia Maryja słucham, a
wy mi spać nie dajecie! Zbrodniarze!
Nie czekając aż staruszka spełni groźbę Kłos oderwał Bartmana
od Wrony.
- Zwijaj się, Zibi, bo na dołku wylądujemy! Ale już! - wysyczał
konspiracyjnym szeptem. - Panowie, wycofujemy się!
Zbyszek posłuchał, nie był bowiem tak bardzo pijany, aby stracić
całkiem zdrowy rozsądek. Czym prędzej udał się w swoją stronę,
tymczasem Konar, Kłos i Maciek zawlekli Andrzeja do mieszkania, zatykając mu na zmiany usta dłonią.
___________________________________________________________
Witajcie!
Przybywamy do Was z czternastym rozdziałem i tak się zastanawiamy ile rozdziałów powinno mieć opko, żeby nie stać się telenowelą na miarę Klanu albo Mody na sukces? ^^
Życzymy Wam miłej lektury i prosimy o opinie.
Jednocześnie chciałybyśmy zaprosić Was na nasze nowe opko Jestem Julią z Buszkiem w roli głównej! :D
Jako bonusik "Słoneczny Patrol" :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
___________________________________________________________
Witajcie!
Przybywamy do Was z czternastym rozdziałem i tak się zastanawiamy ile rozdziałów powinno mieć opko, żeby nie stać się telenowelą na miarę Klanu albo Mody na sukces? ^^
Życzymy Wam miłej lektury i prosimy o opinie.
Jednocześnie chciałybyśmy zaprosić Was na nasze nowe opko Jestem Julią z Buszkiem w roli głównej! :D
Jako bonusik "Słoneczny Patrol" :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
Ciekawe, ciekawe... No cóż, Wrona zachował się w sumie tak jak powinien, chociaż w sumie może trochę za wcześnie wyskoczył z tymi oświadczynami, nie mógł po prostu powiedzieć że z nią i z dzieckiem chce być? Za to Jagusia w drugą stronę przegięła, przecież jej zależy, mogła przy nim tam klęknąć i wytłumaczyć a nie od razu nie i koniec, przeciez facet po takich zdarzeniach będzie teraz traumę miał :P Ciekawa jestem następnego ruchu Zbigniewa, co ten cwaniaczek wymyśli, wszystko już wie pytanie co z tym zrobi i czy zaryzykuje klasyczny podryw na pocieszyciela-przyjaciela :D Nie odpowiem Wam na Wasze pytanie ile jeszcze rozdziałów miałoby być, jak do tej pory jeszcze się nie przejadłyście więc spokojnie możecie tworzyć dalej i gmatwać :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
skorpionik
nie nie nie! oni mają być razem!
OdpowiedzUsuńwiecie, tak sobie myślę, że jeśli facet dowiaduje się o tym że będzie ojcem, nie powinien się od razu oświadczać, bo wygląda to tak jakby robił to z litość. ale Jagna też nie potraktowała Andrzeja za ładnie :/
Ptysie, wysłanniczka, skarpety i babcia
słuchająca Radia Maryja - mega! uwielbiam Was!
no nic, pozostaje mi czekać na następny :) pozdrawiam ;)
Podejrzewałam, że Jagna odrzuci oświadczyny Andrzeja. Byłoby zbyt pięknie, gdyby się zgodziła ;) Wronka bardzo zaangażował się w sprawę przyszłego ojcostwa, ale zgadzam się z przedmówczynią - w takiej sytuacji nie powinien wyskakiwać niczym Filip z konopi z pierścionkiem zaręczynowym, bo "tak wypada".
OdpowiedzUsuńRozsierdzona staruszka wygrywa ten rozdział! ;)
Pozdrawiam :)
właściwie dopiero znalazłam Waszego bloga, ale bardzo mi się spodobał :) ciekawa fabuła i wciągnęłam się!
OdpowiedzUsuńciesze się, że pojawił się super nowy rozdział. jeśli chodzi o ich ilość, to takie opowiadanie można czytać i czytać, także bez obaw :D
pozdrawiam!!
Zajebisty :*
OdpowiedzUsuńSuper :D
OdpowiedzUsuńNajlepszy :*
OdpowiedzUsuńBoski :*
OdpowiedzUsuńCudny :D
OdpowiedzUsuńJak najwięcej rozdziałów poproszę! <3
OdpowiedzUsuńJej...Jagienko, czemu żeś dała kosza Wronce?! No ja się pytam czemu?!
Biedak musiał zapić smutki i pech chciał, że na Zibiego trafił.
Ach...
I ta zwolenniczka księdza Rydzyka! :D Nie no, powaliłyście mnie na kolana końcówką rozdziału, nie ma co! :D
Co do Bartka pozwolicie, że się wypowiem...jest mi smutno, że go nie będzie. Potwornie smutno, ale trzeba żyć dalej. Widocznie coś było nie tak pomiędzy nim a Stephanem. Sądzę, że tu niekoniecznie chodziło tylko o formę, bo pewnie takową Kurek by załapał. Dobra, koniec tematu ^^ :)
Ja chcę duuużo rozdziałów Run to you! <3 :)