wtorek, 21 października 2014

Rozdział XIX - Złotko mam na ciebie ochotę!


    Jak się okazało, Zbyszek wcale nie cierpiał na złamanie kabury a zwyczajnie coś mu strzeliło w plecach. Doktor Sokal wszedł do pokoju zaaferowany tym, że atakakujący mógł naprawdę zrobić sobie ciężką krzywdę, gdy zaś zobaczył Zbigniewa nienaturalnie wygiętego a pod nim wściekłą rudowłosą od razu humor mu się poprawił. Uśmiechając się pod nosem przystąpił do oględzin cierpiącego Bartmana, nieledwie tylko powstrzymując się od wybuchnięcia głośnym śmiechem.
    - No co my tu mamy...- rzekł bardzo profesjonalnym tonem. - W którym miejscu cię boli?
    - Wszędzie mam złamany kręgosłup!- jęczał Zibi.
    - A jak do tego doszło?- drążył lekarz.
    Rudowłosa, którą zawstydzić było bardzo ciężko, teraz oblała się purpurą a jej twarz przypominała dojrzały pomidor. Zbigniew przez krótką chwilę pomyślał, że ten płomień na twarzy przypomina kolor jej włosów i gorącą, temperamentną naturę.
    - Bo my ten no chciałem się schylić i mi wtedy coś strzeliło. - tłumaczył się siatkarz.
    - Ten no, ale jak to dokładnie się stało?- dopytywał lekarz.
Jego ciekawość nie była motywowana chęcią dowiedzenia się, co też ta dwójka wyrabiała w pokoju będąc sam na sam. Był dorosłym facetem i wiedział, że krew nie woda a majtki nie pokrzywy skoro zaś ma to     Zbyszkowi pomóc to niech sobie chłopak pofigluje, tylko zazwyczaj od takich harców nie łamią się kręgosłupy.
    - No bo my no ten no tego i ja tego nachyliłem się i łup! - teraz to Zbigniew przybrał ceglaną barwę na swym licu.
    - Całowaliśmy się, Zbyszek nachylił się nade mną i strzeliło mu w plecach! - odpowiedziała w końcu Marian.
    Doktor Sokal uśmiechnął się pod wąsem, zastrzygł brwiami i pochylił się nad torbą lekarską by poszukać zastrzyków. W końcu wyszperał w jej czeluściach ampułkę ze specyfikiem mającym przynieść ulgę cierpiącemu Romeo.
    - Zbysiu ściągnę ci teraz spodnie do połowy masztu i dostaniesz zastrzyk, powinno puścić. - zanim Bartman zdążył się zorientować doktor niczym fachowa pigulara wbił mu w lewy półdupek igłę z lekiem przeciwbólowym i rozkurczowym.
    Bartman czując jak rozkurczająca ciecz rozrywa od środka tkanki jego zadka, rozdarł się głośniej niż syrena pożarowa. Tłumek zebrany na hotelowym korytarzu, który nie rozszedł się nawet na polecenie Oskara Kaczmarczyka, zamilkł w niemym oczekiwaniu co wydarzy się dalej.
    - Czuje się jak wtedy gdy Iwona rodziła Sebastiana. - rzekł Igła ze zgrozą.
    - Myśle, że żadna z położnic nie krzyczy tak jak Bartman. - zachichotał Kłos majstrując coś w swojej komórce.
    Tak naprawdę obrabiał zdjęcie Zbysza i Marian tak żeby była nutka tajemnicy, ale jednocześnie wiadomo było kogo przyłapano in flagranti.  Po chwili zdał relację z wydarzenia(omijając pewne szczegóły) po czym wysłał razem ze zdjęciem do redakcji Ptysiów.net.
    Na sam koniec podpisał się swoim stałym pseudonimem Złotowłosa i czekał na szum w internecie. A co niech sobie Zbysiu pocierpi za te wszystkie lata, kiedy zachowywał się jak nadęty, cwaniacki bufon.
Tymczasem doktor Sokal wyszedł do zgromadzonego ludu z szerokim, pełnym ulgi uśmiechem na okrągłej twarzy.
    - Pacjent ma się dobrze i jeśli chcecie dostać niebieskie tableteczki na spanie to proszę rozejść się do pokojów!- ogłosił wszem i wobec.
    - A co właściwie dolega naszemu amantowi?- zapytał Fabian. - Nie zarażę się?
    - To nie ebola Fabianku więc za chwilę śmiało możesz wejść do pokoju. - rzekł doktor - Zbyszek miał skurcz międzykręgowy, dostał zastrzyk i będzie żył. Jutro zrobimy mu jeszcze tomograf żeby mieć pewność czy to nie jakaś przypadłość neurologiczna.
    - Półfinał za pasem a ten się rozkłada. - rzekł ktoś z tłumu
    - Kto inny się rozkładał mam wrażenie. - zaśmiał się złośliwie Karol.
    - Kłos przeginasz. - odezwał się Możdżonek. - Nie twoja sprawa co oni tam robili.
    - Zbyszek na pewno fiku miki małpki Kiki. - Winiar ubawił się swoim dowcipem.
   Po jakimś czasie towarzystwu w końcu znudziło się wystawanie pod pokojem Fabiana i Zbigniewa. Ruda odczekała jakiś czas, upewniwszy się że Zibi ułożony na brzuchu zasnął po działaniu leków, postanowiła cichaczem wychylić się z pokoju. Przed drzwiami natknęła się tylko na Drzyzgę, który był tak zmęczony że jedyne o czym marzył to położenie się spać. Jagna wysłała Marian sms'a w którym oświadczyła, że nie ma czasu czekać na rudą w nieskończoność i jedzie do góry przespać się kilka godzin.
    Panna Bachledówna- Helin niczym szpieg przemknęła przez uśpione korytarze łódzkiego hotelu, by potem, z mieszanymi uczuciami paść na łóżko w dzielonym z Jagną pokoju. Nie wiedziała jednak, że rozrywki tego wieczoru będą się ciągnąć dalej.
     Dowiedziała się o tym rano, w hotelowej restauracji, w której jadły z Jagną śniadanie. Jagna, grzebiąca leniwie w komórce, zakrztusiła się nagle spożywanymi akurat płatkami kukurydzianymi na mleku, oderwała Marian od ust tosta z szynką i pomidorkiem i podsunęła jej pod nos swój telefon.
     - Patrz!- wycharczała. - Popatrz!
     - Czyś ty oszalała?! - zaprotestowała Marian energicznie. - Nie wal mnie tym telefonem w nos, nosem nie patrzę!
     - Na ekran patrz, idiotko! - odparła Jagna, odzyskawszy oddech. - To Ptysie!
 Marian odsunęła nieco jej rękę, popatrzyła i skamieniała.
     Na ekranie komórki widniało zdjęcie pokazujące Zbyszka, z wykrzywioną bólem twarzy, leżącego na niej samej. Jej gęba, czerwona jak pomidor i otoczona potarganymi włosami była wyraźnie widoczna pod ramieniem Zibiego. Fotografia owa, opatrzona jadowitym komentarzem, zamieszczona została w serwisie Ptysie.net.
     - Zabiję skurwysyna - oznajmiła strasznym głosem Marian.
     - Zibiego? - zdumiała się Jagna.
     - Ale gdzie tam Zibiego! - ruda machnęła niecierpliwie dłonią. - Kłosa! To on strzelił nam focię i komuś dał!
     - Czekaj no, ja się zaraz wszystkiego dowiem, tylko pogadam z Andrzejem - oznajmiła Jagna.
 Pomaszerowała na stronę, wybierając numer do Wrony, który wraz z innymi siatkarzami śniadał w osobnej jadalni. Zanim wróciła Marian zdążyła pożreć trzy tosty, gniew bowiem wzmagał jej apetyt, wypić dzbanek kawy i obmyślić kilka rodzajów tortur jakie chętnie zadałaby Karolowi.
     Wysłuchawszy relacji Jagny z rozmowy z Wroną, Marian sama sięgnęła po telefon, by zadzwonić do Zbyszka.
     - Nie teraz! - Zibi ryknął w słuchawkę jak hamletowski łoś. - Muszę zabić tego skurwysyna!
     - A, to już wiesz - domyśliła się Marian.
     - No jasne, że wiem, trudno żebym nie wiedział, skoro połowa chłopaków leży ze śmiechu pod stołami! - zawył. - Taki mu wpierdol spuszczę, że go Irenka nie rozpozna! 
     - Zbysiu kochany, wstrzymaj się - rzekła Marian głosem słowiczym. - Wiem, że twój męski honor pcha cię teraz do czynów gwałtownych i szanuję to, ale nie tłucz go. 
 W słuchawce rozległo się wściekłe sapnięcie.
     - Ma mu to ujść płazem? - zawarczał Zbigniew z furią. - Po moim trupie!
     - Zbysiu, ja sobie stanowczo nie życzę twojego trupa - kląskała Marian. - I uwierz mi, nie ujdzie mu płazem. Jeśli zrobisz to, co mówię, będzie błagał o litość!
     - Naprawdę? - Bartman jakby się wypogodził.
     - Naprawdę. A teraz słuchaj...
     Jagna, przysłuchując się jak przyjaciółka wyłuszcza szczwany plan Zbyszkowi, kończyła śniadanie. Nie chciałaby być teraz w skórze Kłosa. Za nic w świecie!
     Po śniadanku siatkarze zwinęli swoje manele, zapakowali się w autokar i ruszyli w podróż do Katowic, gdzie miała rozegrać się faza finałowa. Przeciwnikiem naszej reprezentacji mieli byc w półfinale Niemcy, nie mogący się wylegitymować osiągnięciami w siatce i dlatego nieco lekceważeni przez polskie media, nasza kadra jednak podchodziła do meczu półfinałowego z pełną koncentracją i respektem dla rywala. Ostatecznie nikt nie trafia do półfinału z łapanki.
     Polacy zaczęli nieźle, wygrali pierwszego seta, w drugim jednak zrobiło się już ciężko. Mało brakowało, a skończyłby się przegraną Polaków, gdyby nie Wlazły, który zdołał odbić uciekającą w trybuny po źle przyjętej zagrywce piłkę, za pomocą futbolowej przewrotki. Potem błąd Niemców i set został uratowany.
 Wtopiliśmy za to w następnym. Pot kroplisty zrosił czoła kibicom, załodze ławki rezerwowych i trenerowi Antidze, a wszyscy połączyli się w bezgłośniej modlitwie, żeby nie było znowu tiebreaka, bo tego by nikt nerwowo nie wytrzymał. Bogu najwyraźniej był na linii, bo próśb wysłuchał i zesłał polskiej ekipie zwycięstwo w czwartym secie, oznaczające wygraną w meczu trzy do jednego. Finał był nasz!
     Ekipa udała się do hotelu niemożliwie zmęczona, ale w znakomitych nastrojach. Nawet Zibi uśmiechając się szatańsko, przejął boomboxa i zabawił się w didżeja, rozkręcając na pokładzie autokaru coś w rodzaju niedużej imprezki.
     Po kolacji Karol doszedł do wniosku, że musi jeszcze wskoczyć pod prysznic, co też wykonał. Wrona gdzieś zniknął, ale na to Kłos uwagi nie zwrócił, zakładając, że kumpel pewnie poszedł się migdalić z Jagną. 
     Raźno pogwizdując rozebrał się do naga, stanął w kabinie, po czym uruchomił rozmaite masujące funkcje urządzenia, pozwalając wodzie bić, chłostać i uderzać w jego obolałe od ciężkiej pracy mięśnie. To było tak przyjemne, że gdyby był kotem na pewno zacząłby mruczeć.
     Okręciwszy biodra nonszalancko ręcznikiem wyszedł z łazienki i zamarł. Wrony wciąż nie było, ale nie to wbiło Karola w stupor. Otóż na jego łóżku przeciągała się właśnie rozkosznie brunetka w wieku czterdzieści plus, z twarzą zbotoksowaną na sztywno, którą to twarzą usiłowała robić erotyczny dziobek. Do niego!
     - Cześć Karolku! - zamruczała i w tym momencie Kłos uświadomił sobie, że ją zna. Z telewizji mianowicie, była to bowiem znana prezenterka programów śniadaniowych, niejaka Kasia Białorusin. - To co, uczcimy zwycięstwo?
     - Ale jakie uczcimy, proszę pani, to jest jakieś nieporozumienie! - pisnął Karol.
     - Nie bądź taki niewinny - Kasia Białorusin wstała, posyłając mu spojrzenie spod rzęs. - To znaczy to słodkie nawet jest, mówiłam Marysi, że wolałabym Antigę, jest taki ummmm... szlachetny, ale z ciebie też jest słodki pysio... Więc skoro jesteś chętny...
 Podeszła do Karola, on cofnął się i wyrżnął plecami w drzwi łazienki.
     - Nie, ja nie, ja... AAAAAAAAAAAAAA! - wrzasnął cienkim głosem, wyplątał się z objęć Kasi i uciekł na korytarz, nie zauważywszy nawet, że zachłanna rączka pani redaktor rozebrała go z ręcznika.
 Na korytarzu jednak też nie było bezpiecznie.
     - Uśmiech, Kłosiu! - rzekł szyderczo Bartman, robiąc zdjęcie smartfonem. Zza jego ramienia wyjrzała, paskudnie się uśmiechając, Marian.
 Kłos odruchowo zasłonił dłońmi klejnoty.
     - Co wy...? Za co...? - wyjąkał.
Filmujący całe zajście zza rogu Igła prawie tarzał się ze śmiechu. Domyślił się po minie Bartmana rano, że coś będzie grane i postanowił czuwać w okolicy pokoju Karola, tak na wszelki wypadek.
     - Ty się jeszcze pytasz za co? - zapytała Marian groźnie. - Ty się jeszcze pytasz?!
      - To ty na mnie napuściłaś tę potworę? - Karol wybałuszył oczy. - Zabierz ją stamtąd!
     - Zastanowię się - ruda założyła ramiona na piersi i spojrzała w sufit.
     - Zbychu, zrób jej coś! - jęknął Kłos. - Niech ona zabierze to rozerotyzowane pudło z mojego pokoju!
     - Popieram - rzekł Wrona, wyłaniając się zza rogu wraz z Jagną, - Chciałbym pospać.
     - O, Krzysiu - zdziwiła się niewinnie Ignaczakówna, wypychając kuzyna z ukrycia. - Sfilmowałeś to wszystko?
     - Jak tego nie skasujesz, wsadzę ci tę kamerę w dupsko! - rozdarł się Karol desperacko.
     - Karooooolku? - Kasia Białorusin wystawiła głowę z pokoju. - No chodź do Ka... Ojej.
 Potoczyła wzrokiem po zgromadzeniu w korytarzu.
     - Co tu się dzieje?
     - Kasiu, zaszło małe nieporozumienie - rzekła słodko Marian. - Chyba mnie źle zrozumiałaś...
 Odprowadziła prezenterkę na bok i konferowała z nią przez dłuższą chwilę. Ta, rzucała pełne zawodu spojrzenia na Karola, ale pod wpływem jakiegoś argumentu się rozpromieniła i zgodziła się odejść.
     - Poszła - westchnął Kłos, wchodząc do pokoju. Całe zgromadzenie władowało się w ślad za nim.
     - Poszła, ale masz jej udzielić wywiadu po mistrzostwach - odparła Marian ze złośliwą uciechą.
     - A dajcie mi gacie założyć! - Karol wyszarpnął garderobę z walizki.
 Zebrani odwrócili się na chwilę, zwłaszcza tyczyło to dam i po chwili Kłos siedział ubrany na łóżku i podziwiał sam siebie na Ptysiach.
     - Marian zabije cię za to zdjęcie!- syknął Karol wpatrując się w swoje roznegliżowane zdjęcie przerobione tak, że wstyd zasłaniała mu tylko sparklująca gwiazdka. 
     - Nie strasz nie strasz bo się posrasz. - odpowiedziała Marian nic nie robiąc sobie z wyrzutów środkowego. - Trzeba było nie pisać na ptysie donosu o mnie i Bartmanie. 
     - Ja nic nie pisałem! - żąchnął się Kłos. 
     - Złotowłosa to twój nick, Andrzej cię sprzedał. 
     - Jak mogłeś?!- zawył do przyjaciela. 
 Wrona uśmiechnął się pod wąsem. 
     - Zagrałeś poniżej pasa, amigo. Marian wydusiła to ze mnie na torturach. 
     - O mały włos widziałem złotowłosej...kłos...- zarecholił Igła, który razem ze swoim szklanym okiem był świadkiem cyknięcia Karolowi gołej foci na hotelowym korytarzu.

    W dniu finału Ptysie zawrzały nowym newsem a właściwie relacją użytkowniczki "Ruda_tańczy_jak_szalona" i gołemu Kłosowi. Fanki nie potrafiły się zdecydować czy są zachwycone czy raczej oburzone tą fotografią. Ola, dziewczyna Karola raczej nie była pod wrażeniem swojego chłopaka paradującego po hotelowym korytarzu jak go Pan Bóg stworzył, ale Karol zdołał się jakoś sensownie wytłumaczyć.
    Dwie godziny przed finałem dziewczyny/narzeczone i żony siatkarzy oraz ich rodziny powoli zmierzali do Spodka by tam być częścią historycznej chwili. Chyba nie było w kraju człowieka, który nie trzymałby kciuków za reprezentację. A w sztabie i wśród zawodników zapanowała cisza przed burzą, każdy relaksował się na własny sposób odcinając myśli od oczekiwań Polaków.
    Andrzej leżał jeszcze na łóżku myśląc o tym, że chociaż nie zagra w meczu ani też nie stanie w kwadracie dla rezerwowych, to i tak czuje się jakby za chwilę miało się spełnić marzenie jego życia.
Cóż więcej chcieć? Jest przy nim kobieta, którą kocha i z którą będzie miał dziecko w dodatku mistrzostwo jest na wyciągnięcie ręki.
    Podczas gdy Andrzej rozmyślał o życiu, Igła pracowicie sklejał filmik w którym razem ze swoim przyjacielem Gyiorgim Grozerem przepowiadają jak rozdzielą się medale. Pierwsza część wróżby już się spełniła Niemcy wygrali z Francuzami mecz o trzecie miejsce. Teraz tylko trzeba rozwalić Brazylijczyków i wszystko będzie dobrze. Krzysiek nie miał za złe Stefanowi tego, że przez większość turnieju, on musiał latać po studiach a boisko gryzł Zati. Należało się chłopakowi i on Igła był dumny z tego, że ma godnego zastępcę i nie będzie musiał się martwić o przyszłość reprezentacji.

    Z błękitnych oczu libero popłynęła pojedyncza łza wzruszenia, którą szybko starł klikając jednocześnie guzik uploade. Taka chwila nie powtórzy się już nigdy więcej, gdyż to ostatni turniej w jego karierze.
 Wreszcie wybiła godzina rozpoczęcia meczu. 
     - Ja nie wytrzymam, niech oni to wreszcie wygrają, bo się zesram z nerwów! - wyjęczała Marian, łapiąc się kurczowo dolnej krawędzi siedzenia.
 Jagna spojrzała na swą zazwyczaj opanowaną przyjaciółkę ze zdumieniem.
     - Ty, ja tu jestem w ciąży i szaleję, pamiętasz? - zapytała. 
     - Cicho! Do kibica mówisz! - odparła Marian. - A teraz wstawaj, hymn będzie! 
 Darła się przy tym hymnie jak nigdy w życiu. Jagna śpiewała nieco ciszej, acz równeż z sercem, wpisując się w wielotysięczny chór kibicowskich gardeł.
 No i się zaczęło.
     Pierwszego seta przegraliśmy, a Marian ze zdenerwowania niemal wyrwała swoje krzesełko z mocowań, klnąc na czym świat stoi. 
 W drugim secie jednak nasi chłopcy pokazali, że nie tak łatwo ich złamać. Zaczęła się regularna młócka Kanarków, opływających potem i coraz mniej pewnych siebie. Drugi set, wyrównanie, trzeci set, polskie prowadzenie dwa jeden, czwarty set...
 To było coś. Przegrywaliśmy 17:20, wszystko wskazywało na tiebreak, a panowie znienacka wzięli i odbili się od dna. Zaczęli punktować jak maszyny i wreszcie stało się.
     - Trzy!...
     - Dwa!...
     - Jeden!...
     Piłka poleciała na stronę Brazylijczyków, którzy nie zdołali odebrać. Sala rozbrzmiała radosnym rykiem, emitowanym przez kilka tysięcy gardeł, na parkiet wbiegli trenerzy, działacze i rezerwowi.
 Polskie mistrzostwo stało się faktem.
 Żony i narzeczone wpadły na boisko, całując i ściskając swoich mężczyzn. Jagna wpadła z impatem w ramiona Wrony, który zamiótł nią dookoła jak piórkiem. Kątem oka odnotowała Zbyszka, całującego się z Marian tak, jakby świat miał za chwilę ulec zagładzie.
     Potem była dekoracja, nagrana przez Igłę, który kręcił nawet na podium, gdyż prawdziwy operator nigdy nie rozstaje się z kamerą. Były łzy wzruszenia, był śmiech, była wielka feta.
 Wreszcie jednak nastał czas, aby udać się na spoczynek, przy czym większość złotych medalistów zmierzała do łóżek krokiem mniej lub bardziej chwiejnym, w końcu zwycięstwo należało uczcić. Towarzyszyli im rozradowani koledzy z innych reprezentacji, Igłę do pokoju na przykład holował czkający i zapewniający w dwóch językach o dozgonnej przyjaźni Grozer. Krokiem najzupełniej prostym przemieszczał się wyłącznie Marcin Możdżonek, który po prostu nie miał w zwyczaju nadużywać spirytualiów.
     Wronę holowała do pokoju, małżeńskiego apartamentu wynajętego na tę okazję, Jagna, osobiście i własnoręcznie. Kłos spragniony był prywatności z Oleńką, więc nie protestował, a Marian przepadła gdzieś razem z Zibim. Andrzej tryskał entuzjazmem i robił to bardzo głośno, dał się jednak zaholować do pokoju i posadzić na łóżku. Tam go zostawiwszy Jagna poszła się umyć.
    Nocne oblucje zajęły jej nie dłużej niż piętnaście minut, gdyż ze zmęczenia ograniczyła się tylko do szybiego prysznica, mycia zębów i demakijażu. Wysuszywszy się, włożyła na siebie satynową koszulkę nocną w kolorze złota. Kupiła ją wczoraj mając przeczucie, że chłopcy wygrają złoto i będzie mogła poświętować z Andrzejem. Psiknąwszy się mgiełką ukochanych perfum ruszyła do pokoju. Otworzywszy drzwi wysunęła się z łazienki w kuszącej pozie, zaraz jednak zamarła w niej niczym żona biblijnego Lota.
    Obiekt jej uwielbienia jak gdyby nigdy nic stał przy oknie balkonowym i rozbierał się przy nim kręcąc tyłkiem jakby był bohaterem filmu Magic Mike.
Złoty medal lśnił na jego obnażonej piersi a głupkowaty wyraz twarzy wskazywał na to, że jak ona się kąpała on jeszcze coś sobie łyknął.
    - Wrona!- krzyknęła , on zaś szybkim ruchem zasunął roletę.
    - Tak skarbie?- odwrócił się do niej z szerokim uśmiechem.
    - Robisz striptiz przy oknie? Na mózg ci padło? A gdyby ktoś tam stał?- zapytała oburzona.
    - A kto miał stać? Jest czwarta nad ranem skarbie. - zaśmiał się cicho. - Wszystkie faneczki poszły spać...- ruszył w jej stronę, łapiąc ją wpół i przyciskając do owłosionej piersi. Jagna poczuła na dekolcie chłód metalu z którego był wykonany medal MŚ.
    Wrona wpił się w usta Ignaczakówny tak jakby nie całowali się całe wieki a tak nie było, gdyż pół imprezy spędzili zassani w uścisku. Całując się dobrnęli do łóżka, Andrzej zdarł z siebie firmowe gatki i już przymierzał się do ściągnięcia z Jagny satynowej koszulki, górując nad nią niczym posąg, gdy medal nadal wiszący na jego szyi prawie wybił dziewczynie oko.
Tego już było za wiele...
    - Złotko mam na ciebie ochotę!- rzekł zionąc jej do ucha niczym podpity Romeo. - Już mi sto...
    - A ja mam wrażenie, że chcesz spać raczej z tym złotkiem. - Jagna wysunęła się z pod niego gasząc światło i zakopując się pod kołdrą na swojej stronie łóżka.
    Nastrój zgasł jak zdmuchnięty. Jagna z trudem powstrzymywała się przed wyjściem na korytarz i wyciem ze złości, miała nadzieję że ten incydent był jednorazowy i Wronie naprawdę nic nie odbiło.




__________________________________________________________________
Musicie nam wybaczyć opóźnienia na wszystkich blogach. Rozdział na Run miałyśmy napisany do połowy już w sobotę dlatego wzięłyśmy to na pierwszy ogień. Na Julce coś pojawi się jutro lub w czwartek a w weekend posiedzimy nad Pełnią... Mamy nadzieję, że Wam się podoba.
                                                               Miłego czytania F i M :) 






poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział XVIII - "Marian złamała Zbyszkowi kaburę".


    Barman bez mrugnięcia okiem nalał tequili do szklaneczki w której nieco wcześniej znajdowała się whisky. Doświadczenie zawodowe nauczyło go bowiem, że nawet jeśli klient zażyczy sobie kufla pełnego uryny, zamówienie należy wypełnić.
     Whisky owa podróżowała teraz po organizmie Margarity, a że nie była pierwszym drinkiem tego wieczoru, celebrytka prezentowała się dosyć rozpaczliwie. Tlenione włosy opadały jej na twarz, ozdobioną półksiężycami rozmazanego tuszu pod oczyma. Zdaniem barmana szafiarka wyglądała po prostu jak natrąbiony szop pracz.
     - Pasujemy do sie.. eee... bie - jęknęła, kołysząc się na wysokim stołku. - Jak dupa i wiiiaadro... Bylibyźźźmy jak Posh i Bekhend... Bek... Bek... Beckham! 
 Barman pokiwał z zawodowym zrozumieniem głową i podsunął gwiazdeczce pełną szklaneczkę. Margarita skwapliwie wydudliła płyn aż do dna.
     - I wiesz ssso? - zapytała. - Wiesz ssso? Nie wieszz? Zapytaj mnie ssso!
     - Co? - zapytał barman.
     - On jessss terasss fciąży - odparła Margarita.
 Potem czknęła, westchnęła dramatycznie i zleciała ze stołka.

    Tymczasem Jagna przydybawszy Karola na korytarzu zaciągnęła go do składziku na szczotki chcąc wciągnąć go w swój plan.
    Składzik był kwadratowym pomieszczeniem, wypełnionym od góry do dołu środkami czystości, oraz przeróżnego rodzaju szmatkami, mopami, miotłami a także spornej wielkości samosprzątającym odkurzaczem.
    - Nie no Jagienka wiedziałem, że podobam się kobietom ale że ty na mnie lecisz? - zaśmiał się Kłos poprawiając ręką zmierzwione włosy.
    Jagna spojrzała na niego nie bardzo wiedząc o co mu chodzi a gdy w końcu zorientowała się, że wciągnięcie do wąskiego, zaciemnionego pomieszczenia faceta, który nie był jej chłopakiem, było raczej ryzykownym posunięciem. A jeśli jeszcze weźmie się pod uwagę wszędobylskich ,ciekawskich dziennikarzy, którym aż paliło się do publikacji zbereźnego kłamstewka na temat reprezentacji. Wtedy na pewno nie byłoby zbyt różowo.
    - Nie mam zamiaru cię gwałcić. - mruknęła pośpiesznie.
    - Co wobec temu robimy w tym ekhm...bardzo romantycznym miejscu? - dopytywał ciekawsko. - Przyznam szczerze, że nudziłem się jak mops i poczułem dreszczyk emocji.
    - Możesz poczuć nawet żądzę ciekawości ale musisz pomóc mi dojść...- nie dokończyła bo przyjaciel Wrony dostał napadu głupawki, trzęsąc się jak w febrze. Jeszcze chwila a upadłby na podłogę turlając się jak kula śniegowa z pagórkowatego wzniesienia.
    - Słuchaj Jagienka ja wiem, że ty jesteś w ciąży i hormony w tobie buzują i być może masz duże zapotrzebowanie na seks, ale naprawdę Ędrju jest tak mizerny w tym że skłądasz mi niemoralne propozycje? - zastrzygł brwiami w zabawny sposób.
    - Kłos słuchaj jak dla mnie jesteś jednak zbyt chuderlawy i wąski więc ogarnij się i przestań robić sobie jaja. Andrzej jest dobry w te klocki, zresztą do cholery ja ci się nie przyszłam spowiadać z mojego życia erotycznego! Musisz mi pomóc dojść do tego czy Marian i Zbyszek kręcą ze sobą! - wydusiła z szybkością karabinu maszynowego.
    Jasne oczy Karola na wieść o rozwiązywaniu zagadki zrobiły się okrągłe jak moneta pięciozłotowa. Teraz to dopiero poczuł dreszcze tak jakby stado dzikich mustangów przegalopowało po jego ciele. Nie będzie w czasie wolnym tak bardzo się nudził kto wie może jako pierwszy sprzeda newsa Igle? W końcu trochę zagra na nosie Bartmanowi bo szczerze mówiąc nie bardzo za nim przepadał.
    Zbigniew nie mógł znieść tego, że era jego namiętnego bożyszcza kobiet pracujących, matek z dziećmi, nastolatek a także babć została daleko w tyle. W końcu jemu i Wronie też należał się od życia jakiś fame? Są przystojni, wysocy i naprawdę nie muszą wyglądać jak Ridge Forrester żeby podobać się kobietom.
    - Zgadzam się!- wykrzyknął z entuzjazmem. - Poinformuję cię mailowo.
    - Nie masz mojego maila. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
    - Dobra wyśle ci sms'a, ale nie pokazuj go Wroniastemu! Zgoda?
    - Zgoda, zgoda tylko pamiętaj żadnych plot masz tylko sprawdzić czy Zbyniu nie uwodzi Marian.
    - To chyba ona prędzej jego, ten tukan uwodzi tylko dmuchane lale a potem je rzuca.
    - Masz na myśli Irenkę? Widzę że ją pocieszyłeś. - ironizowała.
    - Dobra, dobra ty leć do tej swojej Wrony i pogruchajcie sobie a ja idę na łowy. - powiedziawszy to niemalże bezszelestnie wymknął się ze składziku raźnym krokiem zmierzając w stronę windy.
     Udając, że stawia kołnierz wyimaginowanego płaszcza, tak, by podkreślał jego kości policzkowe, przemaszerował korytarzem aż pod drzwi pokoju, który Zibi dzielił z Fabianem. Zastukał nonszalancko, po czym wszedł do środka, nie czekając na odpowiedź.
     - Cześć Fabianku - rzucił niedbale.
Drzyzga, który siedział na swoim łóżku z laptopem na kolanach, gwałtownie zamknął urządzenie.
     - Kurwa, mógłbyś poczekać aż się odezwę - burknął, usiłując ukryć malinowe wypieki na twarzy.
     - A co, twoja lasia właśnie zdejmowała stanik na skajpie? - Karol wyszczerzył się jak rekin z Animal Planet.
     - Nie twój interes - zawarczał Fabian. - Czego chcesz?
     - Zibi jest? - zapytał Karol od niechcenia.
     - Ta, siedzi w szafie i podgląda - Drzyzga wyrżnął się pięścią w czoło. - Jasne, że go tu nie ma, debilu!
     - A gdzie jest? - drążył Kłos.
     - A co, stęskniłeś się za nim? Czy Irence zachciało się trójkąta? - zapytał Fabian jadowicie.
Karol chrząknął, po czym zamilkł, usilnie szukając w głowie właściwej odpowiedzi.
     - Bo ten, Igła coś od niego chce - rzucił wreszcie.
Fabian przyjrzał mu się bardzo porządnie i dokładnie.
     - I jak rozumiem redaktor Piątak przykuła go właśnie do kaloryfera i dlatego nie mógł przyjść sam, tak? - jego głos ociekał ironią. - No dobra, Kłosiu, nie wiem co knujesz, ale masz i spadaj: Zbychu poszedł na kawę z jakąś laseczką.
     - A-ha! - zakrzyknął triumfalnie Karol. Obrócił się na pięcie i wypadł z pokoju jak szaleniec.

     Kolejne czynności śledcze, polegające na pójściu do hotelowej kawiarni, pozwoliły mu ustalić, że laseczką, z którą Zibi poszedł na kawę jest, w rzeczy samej, Marian. Po kwadransie obserwacji zachciało mu się jednak spać, gdyż para zachowywała się nader grzecznie. Najpierw Marian pożerała wielką wuzetkę, Zbyszek zaś jej się przyglądał maślanymi oczami, popijając espresso.
     - Bartman, masz minę imbecyla - mruknął Kłos.
Kiedy zaś wuzetka się skończyła, po prostu rozmawiali.
Znudzony ze szczętem Karol po prostu poniechał dalszej inwigilacji.
     Następnego dnia, przed meczem z Rosjanami, Jagna wpadła do szatni, udając, że musi koniecznie zobaczyć Andrzeja, chociaż i tak miał przyjść do niej na trybuny.
     - Wiesz co - rzekła niewinnie Marian. - To ja może też pójdę, tak na chwilkę.
Jagna spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę, wyglądającą niewinnie jak anioł Rafaela.
     - Ale po co? - zapytała.
     - Tak sobie - odparła Marian, szeroko otwierając oczy. Teraz nie wyglądała już jak dzieło renesansowego malarza, tylko jak Mort z "Pingwinów z Madagaskaru".
     Poszły zatem we dwie. Polscy siatkarze, już przebrani i po odprawie u Stefana, oczekiwali w obszernym holu na wyjście na halę, Rosjanie natomiast jeszcze się nie pokazali.
Jagna rzuciła się w objęcia Wronie, wycałowała jego brodate oblicze, potem pożyczyła chłopakom szczęścia, by na końcu dorwać Karola.
     - Byli na kawie wczoraj wieczorem - zaraportował najlepszy detektyw wśród siatkarzy. - Wszystko grzecznie, żadnych macanek.
     - Śledziłeś ich? - zdziwiła się Jagna.
     - A nie o to ci chodziło? - zdziwił się Karol. - Ja myślę, że z tego coś będzie. Na przykład dzieci!
     - No co ty nie powiesz - mruknęła Jagna, patrząc gdzieś w bok.
Kłos spojrzał w tym samym kierunku. Ruda, z zarózowionymi policzkami, rozmawiała własnie ze Zbysiem, który szczerzył się jak człowiek na ciężkim haju.
     - Miło, że wpadłaś - rzekł.
     - Tak pomyślałam, że byłoby grzecznie, życzyć ci, znaczy wam, szczęścia - odparła
     - To ty tak tylko przez grzeczność? - wyrwało się Zbyszkowi z żalem.
     - Znaczy nie, bo ja, no tego, ja, wiesz - zaplątała się Marian. - Tak sobie myślę, że chyba nie jesteś takim palantem jak mi się z początku widziało.
Zibi się rozpromienił tak, jakby obdarzyła go przecudownym komplementem.
     - To miło - rzekł, szczerząc się jeszcze szerzej.
Zabłąkany miedziany kosmyk opadł na policzek Marian. Nic nie myśląc, Zbigniew odsunął go delikatnie palcem.
     Ku swojemu zdumieniu Marian poczuła, że robi jej się gorąco.
Spojrzała w błękitne oczy Zbyszka, Zbyszek spojrzał w jej zielone i zapadła cisza.
     - Jeśli Zibi uśmiechnie się jeszcze szerzej, odpadnie mu czubek głowy - stwierdził Igła, podchodząc do Jagny. - Nie wiem co tam się dzieje, ale zbierajcie się, dziewczyny, bo Rosjanie zaraz wyłażą.

    Jagna i Marian nie zdążyły zebrać się do wyjścia, gdy w hotelowym foyer pojawili się gracze Sbornej. Na czele szedł najbardziej kontrowersyjny zawodnik w świecie siatkówki a był im nie kto inny jak Aleksiej Spiridonov.
    Uśmiechnięty od ucha do ucha wyglądał jakby przed chwilą golnął sobie strzemiennego. Ekstaza i pewność siebie pchnęła go do najbardziej idiotycznej rzeczy na podczas tych mistrzostw. Mianowicie rozbrykany niczym tygrys z bajek o Kubusiu Puchatku z rozmachem klepnął zmierzającą do wyjścia Jagnę prosto w tyłek. Stojąca obok niej Marian zamarła ze zgrozy natomiast w Jagna zapaliła się i wybuchła niczym mina przeciwpiechotna. Już miała przyładować bezczelnemu chamowi w twarz, gdy w ostatniej chwili obok niej pojawił się Michał Winiarski łapiąc jej dłoń zaciśniętą w pięść.
    - Puść mnie Winiar zaraz nauczę tego prostaka kultury! - szarpnęła się.
    - Nie mów, że ci się nie podobało. - zaśmiał się rubasznie Rosjanin.
Winiar odsunął dziewczynę Wrony, którego szczęśliwie nie było na miejscu, gdyż wrócił do pokoju po telefon, sam zaś złapał Spiridonova za ramię prowadząc w róg foyer.
    - Oczadziałeś? - zapytał ze złością. - Zachowujesz się jak prostacka świnia!
    - Mishka to był tylko żart. - zachichotał Aleksiej. - Fajna foczka to chciałem ją klepnąć a ona narobiła rajbanu.
    - Słuchaj jesteś gościem w naszym kraju a to jest narzeczona Andrzeja Wrony więc bądź łaskaw trzymać łapska przy sobie. - jasne oczy Winiara zalśniły złością i determinacją.
Spiridonov pochylił się do ucha Michała.
    - Dla ciebie wszystko. - wyszeptał  niemalże intymnie.
Winiar odskoczył do niego jak poparzony.
    - Trzymam cię za słowo.
    - Ja wolałbym za coś innego, ale jak uważasz. - Rosjanin dotknął opuszkami palców ust a potem pomachał odchodzącemu Polakowi.
    Tymczasem Marian i rozeźlona Jagna w asyście Cichego Pita i Rafała Buszka udały się przed hotel gdzie wsiadły do taksówki udając się wprost pod Atlas Arenę. Morze kibiców uzbrojonych w barwy narodowe, szeroką rzeką sunęła ku hali. Nastroje przedmeczowe w dużej mierze były bojowe a większość uważała, że Rosjanie są do ogrania, tym bardziej że Sborna dzień wcześniej uległa Brazylijczykom.
    Podczas meczu dziewczyny dały ponieść atmosferze a gdy Biało-Czerwoni przegrywali ich serca zamierały razem z rzeszą oddanych kibiców. Pod koniec obie zachrypły a Marian miała ochotę wbiec na boisko i własnymi rękami dokończyć spotkanie. Po końcowym thrillerze biało-czerwonym udało się ograć mistrzów olimpijskich i przebojem wpaść do półfinału w którym mieli zagrać z Niemcami. Trybuny eksplodowały, Polska zamarła a fani w całym kraju nie mogli uwierzyć w tak spaniały przebieg turnieju.
     Kiedy Igła, który nie grał, ale cały czas przebywał w polskiej strefie, wychynął po meczu z szatni Iwona, nakręcona po meczu, wyściskała go tak, jakby co najmniej osobiście zdobył potrzebne punkty.
     - To było piękne! - wykrzyknęła. - Jesteśmy w półfinale! Myślisz, że chłopcy dadzą radę?
Krzysztof wypiął pierś.
     - Pewnie, że dadzą. Będziemy mistrzami, przepowiadam ci to. Możesz od dzisiaj mówić mi wróż Krzysztof! A gdzie Jagna?
     - Nie wiesz? - zaśmiała się Iwona. - Co z ciebie za wróż? Czeka tam na Andrzeja, bo poleciał przecież do was.
     - A bo ty nie wiesz, co się przed meczem działo! sapnął Igła. - Spirytusov złapał Jagnę za tyłek.
     - Przyłożyła mu? - zszokowała się Iwona.
     - Chciała, ale Winiar ją powstrzymał, a potem nagadał Spirikowi do słuchu.
     - Akurat Winiar trochę zna tego gagatka. Dagmara żaliła mi się,że ktoś wysłał jej donos,że Misza ma romans ze Spirikiem. Po rusku to się od razu domyśliła że ten bałwan ma chcice na Michała i sam wypisuje donosy.
     - Chcicę? - Igła zarżał jak perszeron na widok żłobu pełnego owsa. - Ja wiem, że Misza jest mister repry i łamie serca niewieście, ale żeby Spirika też? Ale numer!
     - A no widzisz - pokiwała głową Iwona, biorąc męża pod rękę.

    Gdy siatkarze wrócili do hotelu niby przypadkiem na Zibiego napatoczyła się Ruda. Zagarnęła go od razu w swoje posiadanie, strasząc wzrokiem zabłąkane przy wejściu do hotelu hotki i tak się jakoś zagadali.
Bardzo się zagadali.
     Tak bardzo, że nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się przed pokojem Zbyszka i Fabiana. Tego ostatniego akurat w nim nie było. Wybył gdzieś.
     - To czekaj, pójdziemy na kawę? - zapytał Zibi otwierając drzwi kartą.
Ruda odruchowo weszła za nim do pokoju.
     - Wiesz co, Bartman? Z przyjemnością. - oświadczyła. - Jesteś cholernie inteligentnym facetem i naprawdę przyjemnie mi się z tobą gada.
     - Miło mi to słyszeć, ale nie wal mi po nazwisku - Zbyszek cisnął torbę w kąt i podszedł do Marian, górując nad nią jak wieża. - Jestem Zbyszek. Zbychu. Zbigniew. Ostatecznie Zibi.
     - Zbyszek... - mruknęła Ruda.
     - Aha - Zibi pochylił się nad nią, muskając palcami jej policzek. - Tu coś masz... tę, rzęsę... czy coś...
     - Aha... - Ruda wspięła się na palce i pocałowała go w same usta.
Chwilę później wylądowali na łóżku, całując się i pieszcząc przez ubrania. I kto wie jak by się to mogło skończyć, gdyby Zibi, który znajdował się na górze, nie wyprężył nagle pleców w łuk, wydając z siebie dziki ryk, bynajmniej nie wywołany rozkoszą.
     - Co się dzieje? - krzyknęła zaniepokojona Marian gdzieś spod jego klaty.
     - Kuuuuuuuuuuuurwa! - Zbyszek opadł nieco w dół, więżąc pod sobą Rudą. - Moje plecy! Złamałem kręgosłup!
     - Pójdę po pomoc! - zaoferowała Marian, próbując wypełznąć spod Zibiego.
     - Nieeeee! - zawył Bartman. - Nie ruszaj się, błagam!
     - No kurwa - mruknęła Ruda, przebiegając w myślach dostępne możliwości ratunku. Nie było ich wiele.
Prawdę mówiąc nie było żadnej.
    - Zbysiu...- rzekła najłagodniej jak potrafiła. - Na stoliku leży twoja komórka, wytrzymaj jakoś spróbuję jej dosięgnąć i wezwać pomoc.
    W jasnych oczach Bartmana zamajaczył autentyczny ból a jego przystojne oblicze wykrzywiło się w przedziwnym grymasie.
    - Zgadzam się...- sapnął dalej nienaturalnie wygięty. - Ale ostrożnie chcę jeszcze pożyć. Ten kręgosłup na pewno jest złamany!
Marian już miała wygłosić gadkę uświadamiającą ZB9, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
    - Uwaga zaczynamy! - ostrzegła sunąc ręką w stronę szafki nocnej.
Od telefonu dzieliły ją tylko centymetry, gdy w pokoju rozległo się donośne pukanie a zaraz potem w drzwiach ukazał się Karol Kłos.
Spostrzegłszy Zbyszka nienaturalnie ułożonego nad Marian machinalnie wyciągnął swojego smarfona, chcąc uwiecznić ten moment.
    - Aha!- rzekł jakby właśnie rozwiązał największą zagadkę w dziejach ludzkości. - In flagranti!
    - Kurwa miłosne tete a tete! - parsknęła ruda. - Kłos leć po lekarza, Zbyszek ma uraz pleców!
Atakujący spojrzał na kolegę reprezentacji z bólem w oczach.
    - Złamałem kręgosłup! - zawył.
    - Ale z ciebie łamaga. - skomentował Karol. - Trzeba było zostać z Irenką...
Marian nie wytrzymała rozdzierając się na całe piętro a być może i nawet na cały hotel
    - Przestań kretyńsko komentować i rusz dupę bo jak nie to cię zabiję! - warknęła.
Kłos wziął się pod boki.
    - A jak masz się wydostać z pod dominacji Zbigniewa?- ironizował.
    - Umieram złamałem kręgosłup...litości!- krzyczał Bartman.
    - Zabije cię Kłos!- darła się ruda.
Powoli korytarz zapełniał się kadrowiczami, ich dziewczynami oraz członkami sztabu, zwabionymi kakafonią dźwięków wydobywających się z pokoju Fabiana i Zbyszka.
    - Dobra, dobra. - Kłos skapitulował. - Wezwijcie lekarza Bartman umiera. - krzyknął w stronę kłębiącego się tłumku.
    - Co mu jest?- dopytał się ktoś z końca zbiegowiska.
    - Złamał kręgosłup przez brawurę. - rzekł Karol.
Po chwili słychać było jak poszczególne osoby przekazują sobie wieści dotyczące stanu zdrowia atakującego. Zadziałał tak zwany głuchy telefon więc stojący na samym końcu Jagna i Wrona usłyszeli informację pt " Marian złamała Zbyszkowi kaburę".
    - Kabura? Zbyszek nosi broń?
    - Może chodzi o rękojeść?- zachichotał Andrzej.
    - Że co? Wy faceci to macie dziwne określenia, kabury, kropidła... I co jeszcze czarodziejskie różdżki w spodenkach? - ofukała go.
    - Nie wiem co oni tam robili ale to jest news dnia. - dodał Wrona.
Z windy wysiadł doktor Sokal krzycząc na cały korytarz.
    - Rozejść się! Idę do potrzebującego.
Zaraz za nim biegł Oskar Kaczmarczyk nawołując komunikat.
    - Marsz do siebie tutaj nic się nie dzieje!
_________________________________________________________________
Witajcie! 
Jakoś wymęczyłyśmy dla Was rozdział. Jak myślicie ile jeszcze będziemy to ciągnąć? :P 
Mamy nadzieję, że nie wyszło nudnawo bo naprawdę sprężyłyśmy się jak powietrze pod ciśnieniem. 
Polecimy jeszcze autoreklamą i chcemy jeszcze raz zaprosić Was zarówno na Jestem Julią  jak również na nówkę o Stefanie i jego życiowych rozterkach w Pełni grzechu
I jeszcze jedno nie wiem czy Was to zainteresuje, ale właśnie przypomniałyśmy sobie o fakcie, że posiadamy oficjalnego facebooka naszej twórczości. Także jak ktoś ma ochotę to może tam zaglądać, bo będą pojawiały się informacje na temat rozdziałów. Można też podyskutować jak ktoś ma chęć :D 
                                                                   Miłego czytania
                                                                                      Fiolka&Martina :)


sobota, 4 października 2014

Ogłoszenie Parafialne



Witajcie! 
 Na wstępie uspokajamy, nie chcemy zawiesić bloga czy go porzucać. Ogłoszenie jest reklamowe, gdyż z Martiną popełniłyśmy kolejnego bloga. Można powiedzieć, że pomysł rzucił się na nas w ciemnym zakamarku wyobraźni i zmusił do napisania. :D Opowiadanie nosi nazwę
Pełnia Grzechu    i jest czymś zupełnie nowym w naszym wykonaniu, chociaż już nam się zdarzało lawirować w takich gatunkach. 

Bohaterem będzie uwaga zaskoczenie Stephane Antiga( nie pytajcie dlaczego odpowiedź jest na blogu w komentarzu) i pewna kobieta. 

Tutaj krótki opis opowiadania :

"Żyje się chwila, a czas jest tylko przezroczystą perłą wypełnioną oddechem."
~ Halina Poświatowska ~
Helena Karska nigdy nie spodziewała się, że tragiczna noc napaści może stać się początkiem czegoś pięknego a zarazem grzesznego. Z opresji ratuje ją tajemniczy mężczyzna o smutnych oczach w których niczym w zwierciadle odbija się pragnienie bycia szczęśliwym. Stepahne z pozoru ma wszystko, dwójkę dzieci, karierę naznaczoną sukcesami sportowymi a także złoty debiut trenerski. Cieniem na jego idealnym życiu kładzie się wyjazd żony, która po latach szczęśliwego małżeństwa oświadczyła, że nie może dłużej tak żyć i musi wszystko przemyśleć na nowo.
Stephane poznawszy Helenę nie zdawał sobie sprawy, że błękitnooka nieznajoma uciekająca przed prześladowcą, odciśnie tak silne piętno na jego życiu. Co połączyło dwoje ludzi ze skrajnie różnych światów? "


Więc jeśli macie ochotę na czytanie albo wybitnie Wam się nudzi to serdecznie zapraszamy :) 

                                                                    
                                                                      Pozdrawiamy F&M :)