środa, 21 stycznia 2015

Ogłoszenie duszpasterskie



Witajcie!

Jako, że Run zbliża się do nieuchronnego końca wpuściłyśmy do obiegu pilotażowy rozdział nowego opowiadania, które zajmie miejsce historii Jagny i Wrony. Nie chce nam się latać i informować więc jeśli macie ochotę to serdecznie zapraszamy do zapoznania się z prologiem na "Och Andrzeju". Jeśli kiedykolwiek oglądałyście film(y) Och Karol, to historia jest podobna a właściwie podobne jest zachowanie głównego bohatera.
Ponadto obserwujemy spadek liczby czytających, być może jest to nasza wina, bo ostatnio były miesięczne obsuwy, ale wszystko powinno wrócić na właściwe tory.

Zostawiamy Was z decyzją czy warto czytać "Och, Andrzeja"! :P

KLIK

wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział XXII - Wrona, niuchnij kawę i sczaj rzeczywistość...

    
    Od czasu ataku histerii u Jagny ,Szymon stał się częstym gościem w jej mieszkaniu, a i ona zachodziła do niego. Przyjaźń sąsiedzka rozkwitła jak młoda jabłonka wiosną, owocując wymianą przepisów, a także bezcennych informacji o poczynaniach administracji bloku, a także listonosza, który miał w zwyczaju skradać się jak ninja, by po cichu zostawić awizo i zniknąć bez śladu. Doręczenie przesyłki awizowanej do rąk własnych odbiorcy najwyraźniej było poniżej jego godności. Dlatego jeśli któreś zauważyło zmierzającego do bloku faceta z charakterystyczną torbą, dawało cynk temu drugiemu, po czym zaczynał się zażarty pościg za doręczycielem.
     Odbywała się również intensywna edukacja Szymona w zakresie opieki nad kotami. Futrzak uratowany ze śmietnika miał potworny świerzb w uszach, co oznaczało konieczność ich przemywania, a było prawie niewykonalne w pojedynkę, kot bowiem bronił się wszystkimi czterema kończynami. Dlatego też strategia wykonywania tego nieprzyjemnego zabiegu polegała na tym, że Szymon obezwładniał Bubę, a Jagna wymywała paskudztwo z zainfekowanych uszu. To zaś oznaczało regularne wizyty Jagny na włościach sąsiada.
     Podczas jednej z takich wizyt Ignaczakówna, zmierzając do salonu, dostrzegła przez otwarte drzwi sypialni oprawioną w szkło koszulkę Resovii z autografami zawodników, opartą o brzeg łóżka.
     - Lepiej to powieś - rzuciła mechaniczne do Szymona. - Ten mały szatan ci zaraz potłucze.
 Szymon, jedną nogą w salonie, odwrócił się i spojrzał w ślad za nią.
     - W sumie to masz rację - stwierdził, ruszając do kuchni. - Mam ją od jakiegoś czasu, ale dopiero się ogarnąłem, żeby kupić ramę.
     - Nie mówiłeś, że jesteś kibicem - rzekła Jagna, gdy Szymon brzęczał czymś w kuchni. 
     - A tak jakoś wyszło - odparł, wyłaniając się z młotkiem w jednej dłoni i gwoździem w drugiej. - Nawet chciałem pojechać teraz na mecz ze Skrą do Łodzi, ale nie zdążyłem biletu kupić.
 Wbił gwóźdź w ścianę nad łóżkiem, powiesił na nim oprawioną koszulkę i przyjrzał się całości z ukontentowaniem.
     - Było mi od razu mówić - pouczyła Jagna, przerywając mu kontemplację. - Załatwię ci ten bilet od ręki. Mam takie pewne chody w Sovii...
     - Wiem, przecież widziałem u ciebie Igłę - Szymon uśmiechnął się od ucha do ucha. - No i ta zbieżność nazwisk... Łatwo było się domyślić, że jesteś jego kuzynką.
     - To czemu nic nie mówiłeś? - zdziwiła się.
     - A co miałem zrobić, rzucić mu się z piskiem na szyję? Igła to piekielnie dobry libero, ale jest trochę nie w moim typie - zakpił. - Poza tym nie chciałem, żeby to wyglądało jakbym latał za tobą, tylko dlatego, że twój kuzyn jest znanym siatkarzem.
     - Myślałam, że latasz ze mną tylko dlatego, że nie potrafisz sam kotu uszu wyczyścić - odcięła się Jagna.
 Roześmieli się oboje.
     Ignaczakówna dotrzymała obietnicy i bilet załatwiła, tak, że Szymon zasiadł na trybunach obok niej oraz Iwony z dziećmi. Nie umknęło to uwagi Wrony, któremu obcy facet w znakomitej komitywie z Jagną rzucił się w oczy podczas rozgrzewki.
    Jego jasne oczy zwęziły się w szparki niczym u potomka Czyngis- Chana, łypiąc złowrogo na towarzysza Ignaczaków. Jego "kontemplację" przerwał Karol, który wyrósł przed nim niczym góra, zasłaniając mu widok.
    - Wronka a tobie co znowu? - zapytał nie zorientowawszy się o co chodzi.
    - Jagna. - mruknął tylko Andrzej.
    - Co Jagna? Przecież od prawie dwóch miesięcy nie macie ze sobą kontaktu. - podsumował odważnie.
Wrona spojrzał na niego jakby kot nasikał mu na nowiuśkie buty.
    - Na życzenie Jagny. - mruknął.
Kłos miał ochotę walnąć głową o parkiet a potem załamać się wewnętrznie. Gdyby głupota Ędrju mogła latać, to fruwałaby pod sufitem w Atlas Arenie niczym gołębica. Chociaż nie, gołębie to znaki pokoju, głupota Wrony była uwaga...wroną! Nigdy nie lubił tych krzykliwych ptaszysk.
    - Przez grzeczność i szacunek względem naszej przyjaźni nie skomentuję...
    - Ależ poużywaj sobie. Już pół reprezentacji i Skry a także nasze wilczki z Sovii próbowały prawić mi kazania. - sapnął. - Tylko porażka mojego związku z Jagienką Ignaczak ma ojca i matkę.
    - Ojca i matkę powinna mieć twoja progenitura, mój kochany Andy. - zripostował Karol. - Póki co, zanosi się że będzie wychowywane przez samotną matkę i wujka Ignaczaka.
- Nie porzucę swojego dziecka. - w głosie Andrzeja słychać było złowrogą nutę. - To, że nie układa mi się z Jagną nie oznacza, że jestem aż takim chujem, żeby wypiąć się na własne dziecko. Poza tym ona to robi specjalnie. Zaprosiła tego przystojniaczka celowo, żeby wzbudzić we mnie zazdrość.
- No i jej się to udało. - odparł wesoło Kłos. - Patrzysz na nich jak płatny morderca. - Zluzuj majciory od Calvina Klein'a mój miszczu. Na twoim miejscu przestałbym zachowywać się jak skończona pizdusia i walczył o Jagnę. Ale oczywiście jestem tylko twoim przyjacielem a to była tylko luźna sugestia, nie będę cię do niczego zmuszał. Masz prawie dwadzieścia sześć lat mistrzuniu.
    Wrona wywrócił oczyma.
     - Wszyscy jedziecie na tę samą nutę - rzekł. - Nuuuuuda.

     Jednak obecność tajemniczego przystojniaka u boku Jagny wywoływała w nim furię, zwiększoną jeszcze tym, że Ignaczakówna wytrwale go ignorowała, zupełnie jakby go wcale nie było. Furia owa ujawniła się na parkiecie, wpłynęła na kolegów ze Skry i sprawiła, że Resovia tłuczona była niczym kartofle na obiad.     Rzeszowianie przegrywali set za setem, Andrzej zaś szalał na parkiecie, jakby chciał się na nich zemścić za swoje problemy miłosne.
     Nie wiedział, że arktyczne traktowanie zawdzięcza Sandruni, tej, z którą gruchał na instasiu, a która zjawiła się na meczu i dopingowała Andrzeja w sposób wyjątkowo hałaśliwy i zwracający uwagę. Jagna ślepa nie była, rozpoznała ją od razu i szlag ją trafił epicki, postanowiła jednak nie dawać półgłówkowi tej satysfakcji i nie pokazywać nic po sobie. Chłód i obojętność, ot co.
     Po drugiej stronie siatki Krzysztof od razu wyczuł, że coś wisi w powietrzu. Wrona rzucał na trybuny spojrzenia maniakalnego mordercy, Jagna siedziała na nich z miną, wskazującą doświadczonemu oku Igły, że ma ochotę kogoś walnąć czymś ciężkim, a po przeciwległej stronie boiska jakaś idiotka wrzeszczała "Walcz, Jędruś, walcz!". Pobieżny rekonesans pozwolił mu zidentyfikować idiotkę, a to z kolei wywołało u niego wkurw. Którego nie rozładował podczas meczu, bo Sovia wtopiła trzy do zera.
     Nabuzowany wyszedł z szatni, akurat we właściwym momencie, by zobaczyć Wronę, wypadającego niczym torpeda z przeciwległych drzwi i prującego w stronę Jagny, wraz z Szymonem, Iwoną i dziećmi oczekującej na Krzysztofa.
 Zupełnie bez udziału woli Igły jego prawa stopa wysunęła się do przodu i podcięła jedną ze stóp Andrzeja. Ten gruchnął na posadzkę niczym ścięta sosna, z tą różnicą, że sosny nie krzyczą "Kurwa!".
 Zaraz potem zerwał się na równe nogi i przyskoczył do Krzysztofa, górując nad nim jak bardzo wkurzona wieża.
     - Pojebało cię? - syknął.
     - Nawet nie próbuj robić scen przy moich dzieciach - rzekł Igła, głosem jak stal. - Płyń stąd, grzecznie i po cichutku.
     - Widziałeś, gdzie ten fagas jej rękę trzyma? - Andrzej zacisnął pięści, patrząc na Szymona, obejmującego Jagnę w pasie.
     - Wrona, niuchnij kawę i sczaj rzeczywistość - warknął Igła, wkurzony już na dobre. - Sam macasz laski na lewo i prawo, więc o co ci chodzi?
Andrzej nie mogąc wymyślić nic mądrego po raz kolejny postanowił zostać mistrzem ciętej riposty.
    - O ten tramwaj co nie chodzi! - rzekł głupio, po czym wyminął zbaraniałego Igłę idąc w stronę szatni "gospodarzy" a przy okazji w przelocie mordując wzrokiem Szymona.
Strażak obserwował wszystko ze zdziwieniem, ale jako że był człowiekiem taktownym nie chciał poruszać "wzrokowego morderstwa" przy rodzinie Jagny. Krzyśkowi zły humor znikł jak zdmuchnięty, gdy na szyję rzuciła mu się Dominika wycałowując jego policzki.
    - Tatusiu nie przejmuj się! I tak jesteś super! - powiedziała z dziecięcą szczerością.
Libero spojrzał na swoją księżniczkę z ogromem miłości.
    - Dziękuje ci skarbie. I wam też pysiaki! - po kolei ucałował Sebastiana, Jagnę a także Iwonę(tutaj było bardzo romantycznie) a także uścisnął prawicę Szymona. - Dzięki Szymek, fajny z ciebie kibic. Odkujemy się na Podpromiu.
    - No pewnie!- podskoczył Sebastian. - Mistrz, mistrz Resovia!

    Chwilę później Krzysztof zniknął w szatni gości, Iwona zaś poszła porozmawiać z Dagmarą Winiarską i Pauliną Wlazły. Jagna nie miała ochoty na rozmowy, cały czas dręczył ją widok Andrzeja i piski rozemocjonowanej Sandrusi. Mogła przed rodziną, Szymkiem i Marian udawać, że głupota Wroniastego jest jej obojętna i jakoś przebolała to samoistne rozstanie, ale sama przed sobą udawać nie musiała. Kochała największego idiotę w Polsce i nie potrafiła nic z tym zrobić. W dodatku oprócz morderstwa miała także chęć rzucić się w jego szerokie ramiona i czule pogodzić. Jednakże duma Ignaczaków nie pozwoliła jej wyciągnąć ręki do pojednania z ojcem własnych nienarodzonych jeszcze dzieci.  No właśnie...dzieci!  Ędrju przez swoje cyrki i to, że aktualnie ze sobą nie gadają nie był poinformowany co do stanu faktycznego ich przyszłego potomstwa. Musiała mu to w końcu powiedzieć, ale jak rozmawiać z takim tukanem? Hormony szalały w niej jak bąbelki w szampanie i konwersacja niechybnie skończyłaby się seksem lub co gorsze awanturą na noże a jednego i drugiego wolała unikać. 
    Szymon, chociaż posiadał wiedzę o stanie błogosławionym Jagny to aż do meczu Sovii ze Skrą nie wiedział kto jest tajemniczym idiotą, któremu urocza sąsiadka urodzi bliźnięta. Z racji wykonywanego zawodu raczej nie przesiadywał w internecie a już zwłaszcza nie czytywał portali typu ptysie.net i radośnie nie zdawał sobie sprawy, że partnerem Jagny był środkowy Skry- Andrzej Wrona. Po dzisiejszych moderczych spojrzeniach, które rzucał w niego "bełchatowianin" nie miał najmniejszej wątpliwości, iż  jest śmiertelnie zazdrosny o pannę Ignaczak. Z drugiej zaś strony był ten pustostan na trybunie kibiców Skry, który wykrzykiwał pod adresem Wrony komplementy i posyłał mu całuski na zmianę z robieniem dzióbków i sweetfoci z ręki a także wymianą ploteczek z koleżanką.
    Naprawdę w całym swoim trzydziestoletnim życiu Szymon nie widział większego kretyna niż Wrona, bo on nigdy nie zamieniłby sympatycznej i ślicznej Jagny na tą rozświergotaną paniusię. Nie chodziło tutaj nawet o różowy sweterek, starannie wyszpachlowaną facjatę, której zapewne nieskalała racjonalna myśl, ani też o tlenione włosy ale o ogólne wrażenie. Wrona chyba nie był do końca zdrowy.

    Tymczasem Andrzej szalał pod prysznicem ciskając się w kabinie tak, że rozwalił słuchawkę od prysznica a potem jeszcze wylał cały żel pod prysznic. Sąsiadujący z nim Facu Conte zaklął szpetnie po hiszpańsku, gdy pusta butelka po żelu trafiła go w głowę.
    - Hijo de puta! Kurrrrwa!- zawył. - Który debil rzuca we mnie szamponem!
    - Jakim szamponem?- słychać było z głębi pomieszczenia. - Szampon już się wypachnił i poleciał do żony. - zażartował Winiar.
    - Winiar to ty?! - zasyczał Facu.
    - A skąd! - odpowiedział mu Michał. - To pewnie nasz Mistrz Wu się ciska. Igła podstawił mu nogę to się teraz wyżywa na przyborach toaletowych.
    - Macie jakiś problem?!- doszedł ich głos Andrzeja.
    - My?!- odkrzyknęli unisono.
    - Wy!- mruknął.
    - Dajcie mu spokój. - do rozmowy włączył się Kłos. - On przeżywa ból duszy!
    - Chyba ból dupy...- podsumował Winiar. - Jak się ogarnie życiowo i przestanie gwiazdorzyć to mu przejdą wszystkie boleści.
    - Ja tutaj cały czas jestem!- mruknął Wroniasty. - Możecie przestać omawiać moje życie prywatne na forum publicznym?
    - Odezwał się ten co robi striptiz przy zapalonym świetle a potem jego focie lądują w internecie i przez aferę zamykają moje ulubione ptysiulki! I gdzie złotowłosa ma teraz publikować? - rechotał Kłos.
     - Nigdzie spokoju - warknął Andrzej, wciągając na grzbiet koszulkę. - Sami, kurwa, moraliści!
 Wystrzelił z szatni jak wyrzucony z procy i popędził korytarzami do wyjścia. Po czym stanął jak wryty, bo nieomal wpadł na Jagnę, stojącą samotnie przy drzwiach. Szymon przepadł wraz z Igłą w okolicach szatni Resovii, Iwona poszła już z dziećmi do samochodu, a Jagna, wiedziona jakimś dziwnym niezdecydowaniem postanowiła poczekać na dwóch zaginionych przy wyjściu.
 Teraz patrzyła szeroko otwartymi oczyma na Wronę, stojącego jak słup w przejściu, z czupryną jeszcze wilgotną i sterczącą na wszystkie strony. 
     - No co? - zapytała. Miało to zabrzmieć bojowo, lecz zamiast tego brzmiało dziwnie miękko.
 Andrzej poczuł, że gdzieś w jego jestestwie wzbiera wielka, niepowstrzymana fala żaru. Jagna, jego Jagienka... 
     - Jaguś ja... - zaczął nieporadnie. - Chciałem ci coś powiedzieć.
 W duszy Jagny piknęła nadzieja. Tak, Wrona był cymbałem, ale był też świetnym facetem, a ona tego faceta kochała. Może nie wszystko było jeszcze stracone?
     - Tak? - zapytała.
     - Bo ty... Chciałem... - podszedł do niej i uniósł dłoń, jakby chciał dotknąć jej policzka. Zamiast tego jego palce musnęły tylko powietrze nad jej skórą. - Jesteś...
 Spojrzała w jego oczy. Przysięgłaby, że malowała się w nich tęsknota i... 
 Miłość?
 Kłąb zmieszanych emocji przetoczył się przez umysł Andrzeja, plącząc mu język na dobre.
     - Jestem kretynem i tego... Jaguś... - motał się.
     - Andrzejku? O jesteś, jak dobrze! - głos Sandrusi wzbił się nieco zgrzytliwym crescendo w pustym korytarzu. - Obiecałeś mi kolację, pamiętasz?
 Nadzieja sklęsła w duszy Jagny niczym stygnący suflet.
     - Tak, jesteś kretynem - rzekła Ignaczakówna wrogo. - Do widzenia.
 Andrzej został z uniesioną dłonią, sluchając trzasku drzwi, zamykających się za Jagną.
     - Andrzej idziesz? - ponagliła Sandrusia. - Znam taką fajną knajpę...
     - Ta, jasne - mruknął. Nienawidził jej w tym momencie. Nienawidził całego świata, ze sobą na czele.
 Oprócz Jagny.



___________________________________________________________________
Sprężamy się, sprężynujemy i w tym tygodniu nadrabiamy braki w pisaniu. Czy już wspominałam, że powoli żegnamy się z opkiem? Nic się w tej kwestii nie zmieniło! Życzymy miłego czytania! :)
                                                                      Fiolka&Martina :)