piątek, 4 lipca 2014
Rozdział VI- Tata mówi, że jak mama ma okres to mogłaby wysadzić Podpromie
Droga z Rzeszowa do Gdyni zajęła rodzinie Ignaczaków całą noc i większą część poranka. Jazda z dwójką a właściwie trójką dzieci, gdyż Krzysiek zachowywał się jak dorastająca gimbaza, potrafi być doświadczeniem męczącym.
Jagna usiłowała skupić się na prowadzeniu samochodu, ignorując marudzenie kuzyna, który upodabniał się do upierdliwego Osła ze Shreka.
- Daleko jeszcze?!- zapytał po raz kolejny.
Jagna zazgrzytała zębami a tylko troska o żonę i progeniturę Ignaczaka, odciągnęła ją od przyłożenia kuzynowi w czerep.
- Sprawdź na GPS-sie i przestań marudzić. - odpowiedziała w miarę spokojnie.
- Krzysiu zachowujesz się jakbyś miał okres. - odezwała się Iwona.
- Tata mówi, że jak mama ma okres to mogłaby wysadzić Podpromie. - wyrwało się dziewięcioletniemu Sebastianowi.
- Zdrajca! - wysapał jego ojciec. - To była męska rozmowa, synu.
Jagna spojrzała w lusterko widząc mord w oczach Iwony, która gdyby tylko mogła trzasnęłaby Igłę, aż odbiłoby mu się oranżadą z komunii.
- Zabraniam ci opowiadać dzieciom takie głupoty. Dziecinniejesz na tych zgrupowaniach, czasami mam wrażenie że wyszłam za mąż za dwudziestokilkulatka, przeżyłam z nim ponad dekadę a teraz wychowuję przedszkolaka. - pani Ignaczakowa była zła nie na żarty.
- Ależ słońce mych oczu ja nie miałem nic złego na myśli!- kajał się Krzysiek. - Po prostu tak mi się wymsknęło nieuważnie.
- Zamilcz Ignaczak! - małżonka nie chciała słuchac wyjaśnień libero. - Chciałabym dojechać do Gdyni w spokoju.
- Skarbie najdroższy.
- Powiedziałam coś Krzysztofie! Bez dyskusji, porozmawiamy w cztery oczy.
- Będziecie się całować tak jak ciocia Jagna z panem Wroną?- zapytał dociekliwie Sebek.
Jagna wbiła wzrok w zaskoczonego Igłę.
- Masz mi coś do powiedzenia?- zapytała lodowato.
- Nie wiem o czym mój syn mówi! Nic mu takiego nie powiedziałem, przysięgam!
- Tata rozmawiał z kimś przez telefon. - Sebastian wyszczerzył krzywe jedynki w uśmiechu. - Powiedział, że pan Wrona wyglądał jakby figlował w stodole. Co to właściwie znaczy figlować w stodole?
Igła wykonał facepalma, jego małżonka natomiast spojrzała na syna.
- Ojciec ci to wytłumaczy, synu - rzekła. - Za jakieś dziesięć lat. O ile oczywiście dożyje...
To zamknęło usta Krzysztofowi na dobre i reszta drogi upłynęła w milczeniu, ku wielkiej uldze Jagny, która obiecała sobie, że gdy tylko dorwie kuzyna sam na sam, zamorduje go ze szczególnym okrucieństwem.
Zanim to jednak mogło nastąpić, musiała odstawić Igłę do hotelu, w którym kwaterowali reprezentanci, sama zaś, wraz z Iwoną i dziećmi, udała się do innego hotelu. Porzucony na parkingu Igła dziarsko potruchtał do wnętrza budynku, w którym, czego był zupełnie nieświadom, rozgrywały się sceny pełne napięcia.
Otóż nieco wcześniej tego samego dnia Wrona i Kłos wrócili z kawki z fankami, niosąc rozmaite dary, w tym również produkty jadalne w postaci kilku batoników. Dotarli do pokoju wśród radosnych chichotów, po czym przeciąg wyrwał Kłosowi drzwi z ręki i z gromkim hukiem zatrzasnął je przed nosem Wrony.
Z sąsiedniego pokoju wyjrzał wściekły Bartman.
- Czy wy musicie tak napierdalać tymi drzwiami?!- warknął.
- Przerwaliśmy ci drzemkę piękności? - zaśmiał się Andrzej.
Zibi rzucił mu mordercze spojrzenie, tymczasem z pokoju Wrony wyjrzał Kłos.
- Gdzieś ty utknął...? - jego spojrzenie padło na Zbyszka. - Zibi ma jakieś ale?
- Mam - odparł kwaśno Zbyszek. - Próbuję się, kurwa, zdrzemnąć, więc ograniczcie decybele!
Karol obejrzał wkurzonego Zibiego od stóp do głów.
- Masz - rzekł, rzucając mu snickersa. - Może ci pomoże.
- Spadaj! - Zibi odrzucił batona i trzasnął drzwiami.
Wzruszywszy ramionami Kłos wrócił do pokoju, tymczasem Wrona zawahał się w drzwiach.
- Ja skoczę do Ziomka na chwilę - rzekł.
- A skacz sobie - łaskawie zezwolił Karol.
Andrzej oderwał się od własnych drzwi, minął te do jaskini wściekłego Bartmana i zapukał do następnych. Usłyszawszy basowe, powolne "Prrrrrosz!" wszedł do środka.
- Słuchaj, Ziomuś - rzekł niepewnie. - Bo ja cię chciałem o radę prosić.
Łukasz Żygadło, wygodnie wyciągnięty na łóżku, odłożył czytany akurat opasły tom i spojrzał na kumpla.
- Wal - rzekł zwięźle.
Wrona przysiadł na brzegu łóżka Igły i poczochrał się po głowie.
- Bo ten... bo ja chciałem zaproponować Jagnie chodzenie - powiedział powoli.
Nie wiedział, że słowa te dobiegły uszu Zbigniewa, który właśnie szedł korytarzem, albowiem roznoszony furią poczuł potrzebę spaceru. Teraz zahamował i przykleił ucho do drzwi.
- No? - zachęcił Łukasz.
- Kurde, ja nie wiem, czy to nie za wcześnie, my się prawie nie znamy - mówił Andrzej. - A jak weźmie mnie za jakiegoś nachała?
- To może jej nie proponuj jeszcze? - zasugerował Ziomek.
- Ale mnie na niej naprawdę zależy - westchnął Andrzej.
W tym momencie na korytarz wtoczył się Igła z walizką w garści. Zobaczywszy Bartmana, z uchem przylepionym do drzwi jego własnego pokoju najpierw osłupiał, a potem nabrał ochoty, by kopnąć Zbigniewa w pośladki. I to mocno.
- Co ty robisz? - zapytał z oburzeniem.
- Ciii - wysyczał Zibi. - Wrona chce chodzić z Jagną! Ziomka się radzi!
- Że co?! - Igła z wrażenia zapomniał, że chciał kopnąć Zbyszka w tyłek. - Noooo nie!
Wparował do pokoju jak torpeda, zatrzaskując za sobą z rozmachem drzwi.
- Te, Wrona, ty nie przeginasz aby? - zapytał wojowniczo. - Nie sądzisz, że powinieneś mnie zapytać o zdanie?!
Andrzej, któremu przerwano w pół zdania osłupiał.
- Dlaczego ciebie? - zapytał. - Co ty jesteś, ojciec rodziny staropolskiej?
- No kurde, nie zgrywaj debila! - prychnął Igła. - Jestem kuzynem Jagny!
- I to cię mianowicie uprawnia do czego? - Wrona wziął się pod boki.
- Krzysiu, skąd wiesz o czym rozmawialiśmy? - zapytał spokojnie Ziomek. - Podsłuchiwałeś?
- Nie, Zibi mi powiedział - odparł Igła z roztargnieniem. - Andrzej, no...
Wrona eksplodował jak mina przeciwpiechotna.
- Chcesz powiedzieć, że on tam siedzi i w gumowe ucho się bawi? - wysyczał.
Zerwał się z łóżka, dwoma wielkimi krokami podszedł do drzwi i otworzył je z rozmachem. Rozległo się głuche łupnięcie, po czym oczom zebranych ukazał się siedzący na wykładzinie korytarza Bartman, który z wyjątkowo głupią miną rozcierał sobie czoło.
Pech chciał, że korytarzem właśnie przechodzili trenerzy na widok Zibiego wyścielającego wykładzinę obaj zbaranieli.
- Czegio Zibi leżi na podłodzę?- zapytał lakonicznie Stephane.
- Ten matoł wyłażąc uderzył mnie drzwiami!- sapnął Zbyszek wskazując oskarżycielsko na ziejącego furią Wronę.
- A sso ty robiłeś pod jego drzwijami?- dopytywał selekcjoner.
- Przechodziłem i wypadł mi ze spodni telefon. Chciałem się schylić, ale wtedy drzwi się otworzyły i uderzyłem się w głowę! Teraz będę miał guza!
Stephane nie wydawał się przekonany tłumaczeniem Zbyszka, jednak musiał jakoś zareagować, gdyż doskonale wiedział że dobra atmosfera na kadrze to klucz do sukcesu.
- Przeprosicie siem! - zaapelował do skonfliktowanych zawodników. - Nie chsę w tej grupie żadnich kłótni, zrozumijano?- wlepił w Zibiego i Wronę błękitne spojrzenie.
- Taaak jest trenerze!- rzekli unisono.
Zbyszek wygramolił się jakoś z podłogi maszerując w stronę windy, natomiast Andrzej zamknął się w łazience ze smartfonem. Chciał w spokoju zadzwonić do Jagny i umówić się z nią na spotkanie, podsłuchy Zbyszka i pretensje Igły jeszcze bardziej zdopingowały go do rozmowy z dziennikarką. Ani wściekły kuzyn, ani zazdrosny eks adorator nie są w stanie zepsuć mu tego dnia i planów jakie zaczął sobie układać.
Tymczasem Igła po wyjściu Andrzeja z pokoju, zaczął ostentacyjnie wypakowywać swoją torbę, robiąc przy tym niemałe zamieszanie. Wytargał większą z walizek na środek pomieszczenia i jął wywalać z niej wcześniej poukładane rzeczy. Trzaskał szufladami komody na której usytuowano telewizor LCD a potem z impetem rąbnął pustą walizkę do szafy w przedsionku.
Ziomek pogrążony w lekturze co jakiś czas spoglądał z nad niej na wyczyny przyjaciela. Wiedział doskonale, że Igła jest wściekły i dopóki się nie wytrzaska nie ma sensu zaczynać konwersacji.
Wyładowanie Igły było jak burza na wiosnę, szybkie, gwałtowne i siejące spustoszenie wokół. Pokój przypominał jak pobojowisko z szuflad wystawały części garderoby rzeszowskiego libero, natomiast na telewizorze wisiały bokserki w tygrysi wzorek.
- Jak mogłeś mi to zrobić?!- Krzysiek postanowił w końcu przemówić, wlepiając oskarżycielskie spojrzenie w najlepszego przyjaciela.
Łukasz spokojny jak buddyjski mnich, odłożył lekturę na stolik nocny.
- Mianowicie co ci takiego zrobiłem, Krzysiu?- zapytał.
Igła z impetem usiadł na łóżku, aż zatrzeszczała jedna z poluzowanych sprężyn w materacu.
- No dawałeś Wronie radę jak uwieść Jagnę! - sapnął libero. - Wiesz, że ona jest mi droższa niż siostra! - rzekł melodramatycznie.
- Przecież ty nie masz siostry. - zdziwił się Ziomek.
Igła machnął ręką jakby chciał odgonić natrętną muchę. Czuł się odpowiedzialny za Jagnę, wujek nigdy nie wybaczyłby mu, że pod jego nosem jakiś drągal usiłował skrzywdzić Jagienkę. Jak spojrzałby rodzinie w oczy?
- Ziomek nie rób sobie ze mnie beki, dobrze?! To jest poważna sprawa, nie mogę dopuścić do tego, żeby Andrzej zabawił się Jagną i porzucił. Czy uczciwy kawaler nie pyta brata o przyzwolenie na spotykanie się z dziewczyną?!
- Igła ochłoń, bardzo cię proszę! Czy ty się dzisiaj nie wyspałeś, że tak bredzisz. Jagna jest dorosłą osobą po studiach, posiada także mózg i zdrowy rozsądek, czego tobie mój przyjacielu brakuje. Andrzej to uczciwy chłopak, ciężko pracuje na swój sukces, ma miły charakter, płeć przeciwna za nim przepada. Oboje są także wolni i nie mają zobowiązań, coś ich do siebie ciągnie, czego na siłę szukasz problemów?
- Powinien ze mną pogadać!- Igła nadal upierał się przy własnym zdaniu.
- A tu cię boli, że młody nie przyszedł z tym do ciebie tylko do mnie?- Ziomek uśmiechnął się chytrze. - Powiem ci tak. Może i Wronka zapytałby ciebie o zdanie, ale ostatnimi czasy snujesz się za nim z kamerą a z tego co mi wiadomo sprawa z Jagienką jest dość świeża i delikatna. Chciałbyś żeby pół Polski wiedziało o twoich uczuciach?
- No nie...
- Więc pozwól im spróbować i nie baw się z tego zazdrośnika Zibiego.
Igła zamilkł, co w jego przypadku było nie lada osiągnięciem a czasem nawet ogromnym problemem. Przemyślał sobie całą sprawę, rozważył racjonalne argumenty Ziomka i doszedł do wniosku, że jednak trochę przesadził. W końcu Łukasz ma rację, Jagienka jest dorosłą kobietą i musi pozwolić jej żyć swoim życiem.
- Masz rację. - rzekł niechętnie. - Nie będę się wpierdzielał, ale mam na Wronę oko. Jeśli skrzywdzi Jagnę to rozprawię się z nim jedną ręką!
Ziomek nic nie powiedziawszy uśmiechnął się tylko pod wąsem. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że Igła dosięga o dwadzieścia centymetrów wyższego Wronę, żeby wymierzyć sprawiedliwość.
Jagna nieświadoma dantejskich scen rozgrywających się na korytarzach sąsiedniego hotelu, szykowała się na spotkanie z Wroną.
Wypakowała z eleganckiej walizki dwie sukienki, przykładając je do siebie i sprawdzając w której będzie wyglądać najkorzystniej. Nie miała kogo zapytać się o radę, gdyż Iwona poszła z dzieciakami na plażę, później zaś mieli spotkać się z Igłą na kolacji.
Dziennikarka w końcu zdecydowała się na zwiewną sukienkę w kolorze kremowym z delikatnym chabrowym wzorkiem. Na stopy włożyła letnie sandały z koralikami, całości zaś dopełniała pikowana torebka na łańcuszku. Nie wiedziała jaki charakter będzie miało spotkanie z Andrzejem, miała jednak nadzieję że nie założy dresów. Wyglądaliby wtedy dość dziwacznie, ona wystrojona jak na Boże Ciało a on jakby dopiero co wrócił z siłowni.
Nie musiała się obawiać, Andrzej bowiem wyelegantował się jak należy, wyprasowawszy uprzednio dobyte z czeluści walizki beżowe spodnie i błękitną koszulę. Odziany wytwornie, wypachniony i uczesany, poszedł jeszcze do kwiaciarni hotelowej, wiedząc, że na randkę bez bukietu latają tylko chomąty, dresy i osobnicy hodowani w dzikiej puszczy.
Wybrawszy po namyśle kolorowy bukiet frezji, udał się do wyjścia krokiem wyciągniętym, nie zauważywszy nawet, że minął Bartmana, który wracał właśnie ze spaceru.
Zbigniew najpierw poczuł smugę męskich perfum, potem dojrzał strój godny lorda, potem zaś oczy poinformowały go, że tym lordem jest Wrona. Nad tym, dokąd spieszył odstawiony jak kornik w święto lasu, Zibi zastanawiać się nie musiał. Wiedział to znakomicie i ta wiedza wezbrała falą goryczy, zalewającą jego umysł.
Rzucił plecom oddalającego się Andrzeja posępne spojrzenie, po czym pomaszerował w stronę morza, zaczepiając po drodze o sklep spożywczy. Potrzebował znieczulenia i to natychmiast.
Restauracja, którą wybrał Andrzej, nazywała się Barracuda i mieściła się nieopodal słynnego teatru muzycznego, dosłownie nad samym morzem, tak, że ze stolika przy którym posadzono naszą parę, można było obserwować wyzłocone słońcem fale. Posiłek był wyborny, restauracja celowała bowiem w daniach kuchni hiszpańskiej, parę kieliszków wina zaś rozgrzało krew, chociaż w zasadzie nie było to potrzebne. Od samego patrzenia na Jagnę, skonstatował Andrzej, jego krew zasuwała po żyłach jak wyścigowy bolid Kubicy.
Nie odważył poruszyć tej najistotniejszej kwestii, o którą radził się Ziomka, w czasie posiłku. Wstrzymał się z tym do końca i przystąpił do ataku dopiero, gdy wyszli z Barracudy i zaczęli spacerować plażą.
Otoczenie dostosowało się w pełni do zamiarów Andrzeja. Wielkie, rumianozłote słońce chyliło się nad horyzontem, siejąc hojnie złocistymi błyskami po falach. Na nieskazitelnym nieb błękicie unosiły się małe, puchate obłoczki, od slońca przybierające barwę przyjemnie różową, tuż nad wodą śmigały lśniące bielą mewy, a może rybitwy, Andrzej nie wnikał, miał bowiem aktualnie w nosie ornitologię, ludzi było przyjemnie mało, a całość wyglądała jak romantyczna pocztówka.
Wrona spojrzał na Jagnę, zajętą wąchaniem po raz kolejny bukietu. Wyglądała tak pięknie, w tej kremowej sukience, z tymi takimi niebieskimi, że aż kręciło mu się w głowie. Wiatr wyrywał luźne pasma z niedbałego koka na jej głowie i rzucał je na jej gładkie czoło, a Andrzeja świerzbiły ręce, aby je odgarniać, głaszcząc przy tym ciepłą, miękką skórę...
Odchrząknął.
- Jagna - zaczął. - Cholernie dużo myślałem, kiedy byłem w Iranie.
Podniosła głowę i spojrzała na niego tymi wielkimi, ciemnymi oczyma.
- Tak? - zapytała. Serce zadrżało jej w rozkosznym oczekiwaniu.
- Bo wiesz... - Andrzej przestąpił z nogi na nogę, rzucił okiem na morze, po czym popatrzył znów na Jagnę. - Bardzo mi na tobie zależy i ja... ja... no, ja chciałbym, no wiesz, ci zaproponować, żebyśmy my razem, ten no... ja chciałem... czy ty byś ze mną... Czy chciałabyś, no wiesz...
Zazwyczaj wygadany Wrona teraz zaplątał się zupełnie w słowach, w tym co chciałby powiedzieć i w tym czego by nie, bo za wcześnie i sam już nie wiedział jak z tego wybrnąć.
- Słucham cię - zapewniła Jagna, głosem słowiczym. - Co chciałeś mi zaproponować?
- Bo ten... Bo tego... - język Andrzeja stanął już zupełnym kołkiem.
- No?
- A chodźże tu! - wybuchnął Wrona, przyciągając Jagnę do siebie, by następnie pocałować w namiętnym zapamiętaniu tak mocno i głęboko, że aż obojgu świat zawirował pod stopami, w uszach odezwały się chóry anielskie, a czas z piskiem zahamował w miejscu.
Ponieważ jednak człowiek musi oddychać, nawet gdy jest zakochany po uszy, musieli w końcu rozłączyć swe usta.
- Chcę żebyś była moją dziewczyną - rzekł Andrzej, nie puszczając Jagny z objęć. - Chcę cię prosić, żebyś ze mną chodziła. Zgadzasz się?
- Zamiast zadawać mi pytania retoryczne, lepiej mnie pocałuj - mruknęła Jagna.
Wrona zalśnił zębami w uśmiechu.
- Uznaję to za zgodę - rzekł, pochylając się nad dziennikarką.
Kiedy im tak mile płynął czas, w kwaterze polskiej reprezentacji narastało napięcie.
Ziomek pogrążył się na powrót w lekturze swojej księgi, Igła zaś, pomagając sobie końcem języka, sklejał pracowicie kolejny odcinek "Igłą szyte", garbiąc się nad stojącym na niskim stoliku laptopem, gdy do ich pokoju wparował zaaferowany Fabian Drzyzga.
- Ej, nie wiecie gdzie jest Zbychu? - zapytał.
- Nie mam pojęcia - odparł nieuważnie Igła. Łukasz pokręcił głową zza książki.
- Jak go zobaczycie, to mi rzućcie esemesa - zażądał Fabian, znikając za drzwiami.
Kwadrans później sytuacja powtórzyła się, tyle, że z udziałem Buszka.
- Chłopaki, nie widzieliście Bartmana? - głowa Rafała pojawiła się znienacka w uchylonych drzwiach.
- Nie, a co? - zapytał flegmatycznie Ziomek.
- Moją ładowarkę ma - wyjaśnił zwięźle Buszek. - Potrzebuję jej.
- Zadzwoń do niego - poradził Krzysiek, po czym triumfalnie kliknął "upload".
- Nie odbiera - odparł Rafał.
Igła tylko wzruszył ramionami.
Nie minęło nawet następne piętnaście minut, gdy do pokoju wbił się Kłos.
- Jak spotkacie Zbycha, powiedzcie mu, że go Stefan szuka - rzucił.
- A co ja jestem, jego sekretarka? - zirytował się Igła. - Widzisz gdzieś blond loki i cycki?
Karol obejrzał Krzyśka od stóp do głów.
- Jakoś nie widzę - odparł. - Ale myślałem, że wiesz gdzie on jest. Jesteś zawsze zorientowany...
- Ziomuś, trzymaj mnie, no! - prychnął Igła. Łukasz odłożył lekturę i spojrzał uważnie na kolegów. - Czy ja hotka Bartmana jestem? Czipa w dupę mu wszczepiłem, czy co? Nie mam pojęcia gdzie on się szlaja, weźcie się wszyscy odwalcie!
- A telefon?
Przez uchylone drzwi, zza Kłosa, wyjrzał Fabian.
- A telefon Zbycha dzwoni u nas w pokoju - powiedział. - Nie mogę tam wejść, bo mój klucz został w środku.
Rafał Buszek przepchnął głowę między kumplami.
- Ej, nie znaleźliście go? - zdziwił się. - A może jemu coś się stało i tam leży w pokoju?
Igła i Ziomek zerwali się jak na komendę.
- Ani słowa Stefanowi! - zarządził Krzysztof. - Musimy najpierw to sami ogarnąć!
Podczas gdy kadrowicze łamali sobie głowy nad tym, gdzie też może podziewać się Zibi, on siedział( a właściwie to leżał) nad brzegiem morza tuląc do siebie dmuchaną lalkę z sexshopu.
- Ihrenko...- rzekł do niej z potężnych westchnieniem. - Łączy nas sssoś dużo fspanialszego od relacji Jagny i Frrrony!
Odwrócił lalkę przodem do siebie patrząc w jej usta, ułożone w tak zwane pornograficzne zdziwienie.
- Nie zapytash sso to jest?- czknął potężnie. - To powiem ci! Pszyjaśń errrotyszna! Najfspanialszy sfionsek na świecie!
Zdziwiona Irenka nie odpowiedziała Zbigniewowi, wpatrując się w niego czekoladowym i wielce wstrząśniętym spojrzeniem.
Bartman pociągnął łyk whiski krztusząc się niemiłosiernie i brzydząc jakby pił płynną lawę. Alkohol palił mu gardło i przełyk, ale suma sumarum działał na niego uspokajająco. Byłby zasnął na przyjemnie ciepłym piasku, wsłuchując się w szum fal wtłaczających na plażę spienione bałwany.
Zazdrość wywoływała w Zbigniewie uczucie rozdarcia, jakby przemawiał przez niego ktoś obcy. Czuł się jak idiota wpatrując się w migające punkciki gwiazd, rozsypane niczym brylanty na bezkresnym granacie nieba.
Gdy przeszła mu chwilowa melancholia wygramolił się z piasku, wziął w jedną rękę Irenkę w drugiej zaś dzierżył niedopitą whisky.
Nie wiadomo jakim cudem dotarł na uliczkę prowadzącą do hotelu, gdzie została zakwaterowana reprezentacja. Stan ów nazywano pijackim GPS'em, gdyż niemal każda osoba będącą pod wpływem alkoholu, bezbłędnie odnajdywała drogę do swojego łóżka.
Zbyszek chwiał się na nogach, jakby zamiast mięśni posiadał watę obleczoną skórą. I chociaż zdecydowanie prowadziła go głowa a dalsza część jego całkiem wyględnego ciała podążała za nią, jemu wcale to nie przeszkadzało. Właśnie wchodził w fazę bycia bardzo wesolutkim człowiekiem, któremu wszystko wisi i powiewa jak kilo kitu na agrafce.
- Steeeeeeeeeeeeeefan! Steeeeeeeeeeeeeefssssiu!- ryczał na cały regulator.
Ekipa poszukiwawcza w składzie Ziomek, Buszek, Drzyzga, Kłos i przewodnik Igła wyruszyła na poszukiwania wokół hotelu. Wcześniej przeszukali cały budynek, zaglądając nawet do zsypu na pranie a także do składzika na mopy. Zbyszek przepadł jak kamień w wodę nie zostawiając po sobie żadnego śladu. W momencie, gdy Igła miał już wpadać w panikę, ciszę nocną rozdarł pijacki bełkot Bartmana.
- Stefusiofi kofanemu flaszeszkę niesę bo my jesteśmy kolecy!- słychać było na końcu ulicy.
Oczom ekipy poszukiwawczej ukazał się pijany Zbyszek, dzierżący w ręce do połowy opróżnioną flaszkę whiski, oraz gołą lalkę z sexshopu.
- Czy ja kurwa śnię?!- wyrwało się Krzyśkowi. - Przecież on jest urżnięty w trzy dupy!
- Aleś się chłopie zaprał. - uczynny Rafał podparł Zbyszka swoim ramieniem. - Śmierdzisz jakbyś robił jako tester w gorzelni.
- Ładny cyrk...- zachichotał ubawiony Kłos. - Nikt nam w to nie uwierzy.
- Nikt się o tym nie dowie. - z mocną zaznaczył Ziomek. - Po takim incydencie Zbyszek nie miałby czego szukać w kadrze.
- Nikt by po nim nie płakał. - odpowiedział Kłos.
- Stul dziób Karol!- warknął Igła. - Trzeba pomóc koledze w potrzebie.
- Chłopasssy! Buziole!- Zibi zachwiał się jak okręt podczas sztormu. - Mordy fy moje! Napijesie się se mną po łyszku?
- Może innym razem. - odpowiedział Ziomek.
- Masie rasję! Zdegenerofałem sie! Ale to fina Jagny! I Froooooony! Ssso on ma szego ja nie mam...Hiiiik?!
- Eeee mózg?- Kłos odpowiedział pytaniem.
- Broniszzzzzzzz hooo! Jesteście siepie faaaaaaarci!
- Kretyn - skwitował Karol.
- Zejdźmy z tej ulicy, bo ktoś nas w końcu zobaczy - zarekomendował Ziomek, jak zwykle nie tracący zimnej krwi.
- Ktoś idzie! - zaświszczał przejmująco Drzyzga.
- W krzaki! - syknął Igła.
W świetle latarni na ulicy, jeszcze przed rozwidleniem dróg, z których jedna prowadziła do hotelu siatkarzy, a druga do kwatery Jagny, ukazała sie para, niewątpliwie zakochana, gdyż widać było wyraźnie, że bardzo wysoki facet obejmował czule swą, sporo niższą, wybrankę.
Buszek i Ziomek pociągnęli Zbigniewa w kierunku najbliższych zarośli.
- Jeeeeeereeenko! Nieeessostafię cię! - ryknął Zibi jak ranny łoś, tuląc do siebie kurczowo lalkę.
Krzyk urwał się gwałtownie, gdy Rafał zatkał Bartmanowi gębę dłonią, ale para dosłyszała.
Jagna, ona to bowiem była żeńską częścią duetu, uniosła głowę i nastawiła uszu.
- Słyszałeś? - zapytała.
- Pewnie jakiś pijaczyna - rzekł pobłażliwie Andrzej. - Tam stoi z kolesiami.
- Ten głos był jakiś znajomy - rzekła Jagna, przyglądając się jednocześnie kumplom pijaka. - Ej, przecież to Krzysiek! I Ziomek!
- I Zibi - uzupełnił zdumiony Wrona. - Co on trzyma?
- Krzysiek, co się dzieje? - zawołała Jagna.
Powietrze uszło z sykiem z ust skamieniałego w panice Ignaczaka.
- Cicho bądźcie! - zaświszczał konspiracyjnie. - I chodźcie tu!
Podeszli posłusznie.
- On jest zalany - stwierdziła Jagna odkrywczo, patrząc na zwisającego z ramion kolegów Zbyszka.
- A ta... laska, to kto? - Wrona z trudem tłumił wesołość.
Zibi wyprostował się i wysunął lalkę przed siebie.
- Pąstffo posssfolą... szepszedstawię. Jerrrrrrenka. - Wytrzeszczył oczy na Andrzeja, zamrugał, celem zogniskowania obrazu, po czym szarpnął się gwałtownie. - Frrrrrona, tyyy! Sępy cifybiję!
- Co on mówi? - zapytał oszołomiony Fabian. - O jakie sępy mu chodzi?
- Zbysiu, cicho bądź - pouczyła Jagna.
- Jaaaaaghhhenka - rozczulił się Zibi. - Laszemu mnie nie chziałaś? He? Laszemu?
- Cicho - powtórzyła Jagna.
- Zjeżdżamy stąd - skomenderował Igła. - Do tylnego wejścia.
Karawana ruszyła. Pozbycie się lalki okazało się niemożliwe, bowiem Zbyszek, przy każdej próbie wydarcia mu jej z rąk, reagował atakiem potężnych, bawolich ryków. Tak więc podróżował, wleczony przez Ziomka i Buszka, tuląc dmuchaną ukochaną do piersi. Straż przednią sformowali Ignaczakowie i Wrona, natomiast pochód zamykali Fabian i Kłos.
Krzakami przekradli się pod tylne wejście hotelu. Parking dla pracowników o tej porze doby był niemal pusty, jednak przy samych drzwiach jak na złość kręcił się jeden facet.
- Co teraz? - zapytał ponuro Igła.
- Trzeba go czymś zająć - mruknął Ziomek.
- Zostawcie to mnie - szepnęła Jagna. Wstała, poprawiła dekolt i zalotnie kołysząc biodrami wyszła z krzaków.
- Niezła... - wyrwało się Kłosowi. Reszta wypowiedzi zwiędła mu na ustach pod wpływem morderczego spojrzenia Andrzeja.
- Przepraszam pana najmocniej - zaświegotała Jagna, zachodząc faceta tak, aby ustawił się tyłem zarówno do krzaków, jak i do drzwi. - Czy nie widział pan przypadkiem kota?
Pracownik hotelu był mężczyzną w wieku rębnym, zatem wystarczył mu jeden rzut oka na walory Jagny. Zapachniało perspektywą numerku.
- Kota, pani mówi? - zapytał, zaglądając dyskretnie w jej dekolt.
Jagna zrobiła bardzo, ale to bardzo zmartwioną minę.
- Bo widzi pan zginął mi taki, nieduży, czarny, kudłaty - plotła co jej ślina na język przyniosła. - Krzyżówka persa i tasmańskiego, Zibi się wabi, on nigdy z domu nie wychodził, a teraz mi uciekł no to szukam, nie widział pan?
Grupa spiskowców wymaszerowała na paluszkach z krzaków i jęła się skradać ku drzwiom, starając się nie skrzypieć Irenką. Zibi, niesiony na ramionach kolegów, zapadł w płytką drzemkę.
- Tu się różne koty kręcą, przy śmietniku zwłaszcza. Jakbym takiego zobaczył, to mogę dac znać - rzekł facet chytrze. - Pani mi zostawi swój numer. Albo maila.
Igła uchylił ostrożnie drzwi.
- Ach, jaki pan mądry! - zachwyciła się kłamliwie Jagna. - Już zaraz, pan poczeka...
Zaczęła ryć w torebce, obserwując kątem oka Igłę, otwierającego na bezdechu drzwi.
- No gdzieś tu mam ten telefon, nie mogę go jakoś znaleźć, a same potrzebne rzeczy mam w torebce - paplała, starając sie skupiać uwagę faceta na sobie. Nagle wybuchła straszliwym kaszlem, bo jej uszu doszło ciche skrzypnięcie zawiasów. - No sam pan widzi, no zimno dzisiaj i chyba już coś złapałam, pewnie się przeziębiłam jak nic, no, nie widze tego telefonu, zaraz zaraz...
Drzwi zamknęły się za siatkarzami.
- To może pani jednak sobie odpuści ten telefon - mruknął pracownik. Perspektywa numerku z początkującą gruźliczką, względnie ofiarą ciężkiego zapalenia płuc jakoś mu się nie podobała.
- Och no, zaraz znajdę - zapewniła Jagna. Nagle odwróciła się i wytrzeszczyła oczy.
- O, Zibi, koteczku, zaczekaj na mnie skarbie! - wrzasnęła i runęła w chaszcze, pozostawiając faceta w stanie kompletnego osłupienia.
Chaszczami przedarła się na front hotelu, wylazłszy z nich zaś doprowadziła włosy do ładu i weszła do hallu, gdzie czekał na nią zaniepokojony Wrona.
- Oni tam siedzą, w tej kanciapie co sie wychodzi z windy towarowej i boją sie wyjść - szepnął jej do ucha. - Monitoring, wiesz...
Jagna przez chwilę głowiła się jak wytransportować Zbyszka i jego Irenkę pod okiem kamer, ale tak żeby go nie wychwyciły. W końcu wpadła na najlepszy jej zdaniem pomysł.
- Już wiem. Ty tutaj zostań a ja pójdę do tej kanciapy, na pewno są tam stroje robocze. Krzysiek przebierze się za pracownika hotelu a ja za pokojówkę.
- Nie mogę iść z tobą?- zapytał Andrzej.
Jagna pokręciła głową.
- Twój wzrost za bardzo rzucałby się w oczy. Z waszego towarzystwa tylko Krzysiu nadaje się do tego zadania.
Po chwili Wrona został sam w hotelowym foyer, czekając na pozostałą czwórkę, która kilka minut później weszła do hotelu jakby nigdy nic. Od razu zaraportowali Wronie, iż Ignaczakowie przebrali się za obsługę hotelu a oni pomogli im wepchnąć ululanego Zbyszka do wózka na bieliznę.
- Umówiliśmy się na naszym piętrze, oni pojadą windą towarową a my jakby nigdy nic tą dla gości. - zaraportował Ziomek.
Grupka siatkarzy ruszyła do windy, modląc się aby plan Jagny odniósł sukces.
Tymczasem dwójka fałszywych pracowników przemierzała korytarze hotelowe pchając wózek z praniem. Zbyszek na szczęście zapadł w pijacką drzemkę i jedynie co jakiś czas wydawał z siebie stłumione chrapnięcia.
Gdy kuzynostwo było już na tym samym piętrze, na którym znajdowały się pokoje siatkarzy, pech chciał że z pokoju na końcu korytarza wyszedł Stephane.
__________________________________________________________________
Witajcie!
Pewnie co poniektóre z Was są zdziwione kolejnym rozdziałem w odstępstwie trzech dni? Dodałyśmy wcześniej z dwóch powodów, dostałyśmy napadu weny oraz w przyszłym tygodniu rozdział może się nie pojawić przez wzgląd na wakacyjny wyjazd Fiolki.
Życzymy Wam miłego czytania!
Opinie są jak zwykle mile widziane! :)
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Matko.... to było genialne!
OdpowiedzUsuńNie no tym razem przebiłyście same siebie :D
Już w połowie sturlałam się z łóżka i leżałam na ziemi, śmiejąc się w poduszkę co i tak przyniosło słaby skutek bo prawie zaczęłam się dusić :D
Wątek komediowy rozwalił mnie, fankę romansów, całkowicie na łopatki a nawet samego Wronę mi przysłonił! Najlepszy jest Ignaczak, żywcem wyjęty z naszego Krzysia, Ziomuś no i Zibi z dmuchaną laleczką :D Powiem nawet tak - Zibi w końcu w Waszej opowieści stał się gwiazdą za jaką zawsze się uważał :D Debiut Stefana też bardzo udany, juz nie mogę się doczekać ciągu dalszego i jak się wykręcą z tej historii :)
Serio dziewczęta skąd wy bierzecie takie zwariowane pomysły?!
Nie no, nie mogę wyjść z podziwu :P
Gratulacje i Pozdrowienia !!!
skorpionik
Zdrowo się uśmiałam, naprawdę. Weny wam życzę i abyśmy wygrali dzisiejszy mecz z Iranem.
OdpowiedzUsuńaoiyuno
Znowu się strasznie uśmiałam. Jednak coś mi się wydaje, że ten pijacki wyczyn Zibiego nie ujdzie mu na sucho. I nie mówię tu o wielkim kacu, który na pewno go dopadnie. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńWielgachna okejka dla tego rozdziału :D Ładna randeczka, Zibiemu to chyba nie ujdzie płazem. Wszystko idealnie :D
OdpowiedzUsuńCo ja mogę tu napisać, skoro przeczytałam ten rozdział wczoraj i dalej nie mogę powstrzymać śmiechu?! :D
OdpowiedzUsuńSłuchajcie, Zbyszek to po prostu rozwalił system z whisky i swą gumową lalą!!! Czytałam to i śmiałam się jak głupia do laptopa! :)
No jak go w rzeczywistości lubię i szanuję tak tu powiem, że to debil i nic nie myśli. Toż to zachowanie mu na pewno nie ujdzie na sucho i konsekwencje zostaną wyciągnięte.
Aj Zbysiu... :)
Krzysiek to naprawdę duże dziecko, aż Iwonce zaczynam współczuć :)
"- Tata mówi, że jak mama ma okres to mogłaby wysadzić Podpromie.-" Igła sobie nagrabił u żonki :) Haha, dobre to!
Przed jeszcze było gumowe ucho Bartmana i wparowanie Ignaczaka do pokoju by "rozprawić" się z biednym Andrzejkiem :)
Piszecie cudownie, kocham to czytać, dostarczacie mi (i innym czytelniczkom) tyle radości i zabawy, że nawet nie potraficie sobie tego wyobrazić! :)
Czekam na więcej, pozdrawiam :*
Dziewczyny, nie wiem jak to robicie, ale piszecie niesamowicie! Bądźcie z nami jak najdłużej :)
OdpowiedzUsuńHahahaha, jak ja kocham to opowiadanie. Po powrocie z meczu z Gdańska taka miła niespodzianka w postaci rozdziału tutaj. Można się zdrowo pośmiać. No nie mogę z tej akcji z kotem "Zibim" :P
OdpowiedzUsuńRozdział nie dość, że bardzo długi to jeszcze rewelacyjnie napisany. To jest po prostu sztuka ;D Świetnie piszecie. Cały czas coś się dzieje, dzięki czemu czytelnik się nie nudzi;) Z niecierpliwością czekam na następny rozdział;D
OdpowiedzUsuńNie mogłam przestać się chichrać, genialny rozdział! Widać Zibiemu już nie jest potrzebna Jagna, skoro znalazł pocieszenie "w ramionach" dmuchanej Irenki :P Jego pijacki bełkot wygrywa wszystko :D
OdpowiedzUsuńZe też musiałyście zakończyć w takim momencie! Ciekawa jestem jak zareaguje zawsze trzymający nerwy na wodzy Stephane :)
A Ignaczakówna i Wrona to naprawdę urocza parka, niczym wyjęta z jakiegoś romansu ;)
Krzysiu nieźle nagrabił sobie u Iwony. Wściekła małżonka jest gorsza niż huragan Katrina :P
Pozdrawiam :)
z reguły nie komentuje ale tu zrobię wyjątek =) BOMBA!!! dawno nie bawiłam się tak dobrze czytając bloga =)
OdpowiedzUsuńHahah świetny blog! Niedawno na niego trafiłam i nie żałuję :D Czekam z niecierpliwością na następny rodział i zapraszam do mnie: http://siatkarskiesnyjulii.blogspot.com/2014/07/blog-post_9.html
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytac i muszę przyznać że bardzo mi sie podoba ;) czekam w kolejny +obserwuje :)
OdpowiedzUsuń