piątek, 25 lipca 2014
Rozdział X - A podobno to my, Francuzi, jesteśmy kochliwi
Kolejne dni przeciekały trenerom jak piasek w starodawnej klepsydrze a do mundialu zostało zaledwie półtora miesiąca. Inaczej mijający czas odczuwali kadrowicze, jedni skupiali się wyłącznie na treningach, szlifując formę na najważniejszą imprezę w swojej karierze, innym jak Igle i Wronie czas dłużył się jak niedzielne kazanie wiejskiego proboszcza.
Krzysiek chodził niczym tykająca bomba zegarowa w plecaku muzłumańskiego terrorysty, na każde pytanie odpowiadał półsłówkami a kamerę w jego dłoniach zastąpił telefon komórkowy z którym praktycznie się nie rozstawał. Nikt nie miał śmiałości zapytać co mu jest w obawie przed powarkiwaniami oraz wściekłymi pomrukami libero. Nawet Ziomek, ostoja spokoju zaczął się poważnie martwić o kondycję psychiczną przyjaciela. Wiedział o awanturze jaką Igła zrobił Wronie a także słyszał rozmowę Krzyśka z Iwoną.
Ignaczak był wściekły na Andrzeja, ale to nie był jedyny powód jego fatalnego nastroju. Ziomek wysłał Iwonie sms-a a ona szybko odpisała, że Jagna wylądowała w szpitalu z powodu odwodnienia. Przez tydzień chodziła do pracy z podwyższoną temperaturą i zarażeniem rotawirusowym, które zdziesiątkowało redakcję rzeszowskiego radia. Po tygodniu organizm odmówił posłuszeństwa i uparta kuzynka Igły wylądowała na pogotowiu z potężnym odwodnieniem. Iwona spędziła z nią noc w szpitalu w trakcie której dziewczyna dostała kilka kroplówek.
Ziomek poczuł moralny obowiązek poinformowania o zaistniałej sytuacji Andrzeja w końcu Jagna była jego dziewczyną. Nie ważne co złego między nimi zaszło a także to, że Igła nie odzywał się do niego, ale Łukasz był osobą nie zaangażowaną w konflikt i powiedzieć Wronie mógł a nawet musiał.
Stał właśnie przed drzwiami do pokoju Karola i Andrzeja, zbierając się w sobie. Po chwili energicznie zapukał do drzwi, które otworzył Kłos ubrany w granatowe bokserki w białe gwiazdki.
- Ja do Andrzeja. Mogę?- zapytał jak zwykle uprzejmie Ziomek.
- Proszę bardzo. - Kłos przepuścił starszego kolegę w drzwiach. - Ale nie sądzę żeby Ędrju chciał ucinać sobie pogaduszki. - wskazał ruchem głowy na łóżku pod oknem na którym leżał Andrzej.
Na obliczu Wrony, zarośniętym jak zwykle malowało się potężne zmęczenie. On sam jakby chcąc oderwać się od rzeczywistości nasadził na uszy sporej wielkości słuchawki, wzrok miał zaś utkwiony w ekran laptopa.
- On tak cały czas?- zapytał Żygadło.
- Caluśki. Po tej telefonicznej kłótni z Jagną a potem spięciu z Igłą siedzi jak osowiały. Mobilizuje się jedynie na treningach, ale sam widziałeś że nawet Antiga i Blain mają do jego gry zastrzeżenia. Słyszałem kila razy jak dzwonił do kuzynki Krzyśka, ale ona nie odbiera od niego telefonów.
- Mogę z nim na chwilę zostać sam na sam?- zapytał Łukasz.
Kłos skinął głową po czym na szybkiego założył spodenki, koszulkę i wyszedł na korytarz starannie zamykając za sobą drzwi. Ziomek usiadł na jego łóżku wpatrując się w pogrążonego w wirtualnym świecie Wronę.
Po chwili bez zbędnych ceregieli zatrzasnął klapę laptopa Andrzeja stając centralnie przed nim.
Wrona spojrzał na Ziomka ze złością i zrezygnowaniem w jasnych oczach, nie miał ochoty na pogaduszki.
- Masz jakiś problem?- wycedził przez zęby.
- Ja?- zdziwił się Żygadło. - Raczej ty masz problem bo siedzisz tutaj jak dziecko neostrady i wpatrujesz się bez celu w ekran.
- Nie twoja sprawa. - mruknął Andrzej.
- Pewnie, że nie moja ale nie przyszedłem tutaj robić ci psychoanalizy, chociaż moim zdaniem zachowujesz się jak obrażony nastolatek. Igła jest nie lepszy, ale on chociaż ma racjonalny powód do dąsów i złości.
Andrzej spojrzał kpiąco na starszego kolegę.
- Taaak? A jakiż to? Dalej pielęgnuje nienawiść do mnie?
- Igła martwi się o Jagnę. - Ziomek miał ochotę dodać do swojego zdania "ty tępy pawianie", ale wrodzona kultura nie pozwoliła mu na to. - Jagna właśnie wyszła ze szpitala do którego trafiła z odwodnieniem organizmu. Z tego co się dowiedziałem od Iwony, trafiła tam bo przez miniony tydzień chodziła do pracy z rotawirusem i gorączką. Domyśliłem się, że chciałbyś to wiedzieć, Iwona by ci powiedziała ale nie miała numeru a ani Jagna ani Igła na pewno by jej go nie dali.
Andrzej na wieść o chorobie Jagny wyskoczył z łóżka, jak młody kadet przed porannym apelem. Kilka sekund później Ziomek został w pokoju sam, gdyż załamanego amanta już nie było i najprawdopodobniej zmierzał do pokoju trenerów.
W tymże pomieszczeniu Stephane Antiga siedział zagrzebany w stercie papierów o treści rozmaitej, dumając o swoich zawodnikach. Doszedł właśnie do niepokojącego braku zapału u Andrzeja Wrony, gdy obiekt jego rozmyślań wpadł do pokoju niemal wyrywając drzwi z zawiasów.
- Stefan, kochany, ja muszę do Rzeszowa! - jęknął dramatycznie. - Chociaż na jeden dzień!
- Spokóój się - rzekł Stephane, mając nadzieję, że zostanie właściwie zrozumiany. Mimo lat jakie spędził w Polsce, tutejszy język wciąż stawiał mu opór. - Osso chozi?
- Błagam, ja muszę! Natychmiast! Jagna! Moja dziewczyna! ona jest chora! - Wrona targał się na przemian za czuprynę i za brodę.
- Spokóój się! - powtórzył Antiga.
- Ale jakie spokój, ja ją muszę natychmiast zobaczyć! - jęczał Andrzej. - Jestem dupkiem, Boże, jakim ja jestem dupkiem!
- Od juthrrro do niedziela macie wolnee - wytłumaczył cierpliwie trener. - W niedziela wyjazd do Aquitaine, do Capbreton.
- Stefuś, jesteś wielki, kocham cię! - wrzasnął ekstatycznie Wrona, wybiegając z pokoju.
- A podobno to my, Francuzi, jesteśmy kochliwi. - mruknął pod nosem Stephane w języku ojczystym.
Nisko przelatujący Wrona niemal stratował po drodze Buszka i Możdżonka, którzy salwowali się w ostatniej chwili ucieczką pod ścianę.
- Z Andrzejem to wszystko w porządku? - zaniepokoił się szczerze Marcin.
- Poza tym, że zwariował, to w absolutnym - odparł Busz.
Ostatni trening tego dnia Andrzej odpracował z takim przytupem, że niemal iskry leciały z parkietu. Następnego poranka zaś wypruł ze swego pokoju jeszcze przed śniadaniem, dzierżąc w dłoni walizkę.
- Ej, dokąd? - wrzasnął za nim Karol.
- Do Jagny! - odparł Andrzej.
- Spiesz się, spiesz. - mruknął przechodzący korytarzem Zibuchna. - I nogi połam, leszczu.
Nikt nie zliczy ile przepisów drogowych złamał Andrzej Wrona pędząc do mieszkania Jagny, w każdym razie uwiecznił się na co najmniej trzech fotoradarach po drodze i tyluż w obrębie Rzeszowa. Szczęśliwie nie spotkał po drodze policji, kupił w przydrożnej kwiaciarni gigantyczny pęk róż, pod blokiem Jagny zaś zaparkował wyjątkowo krzywo i nie wiedząc o tym, że emerytka spod piątki zamierza mu przylepić do szyby karnego kutasa, popędził pod właściwą klatkę schodową.
Miał szczęście, bo właśnie wchodziła jakaś pani z jamnikiem. Złapał drzwi w ostatniej chwili, minął pnącą się po schodach panią, ledwie uniknął kontaktu z zębami jamnika i pogalopował na górę, przeskakując po kilka stopni, co niewątpliwie umożliwiały mu niewymiarowo długie nogi.
Przed drzwiami przerzucił wiecheć kwiatów do prawej ręki, po czym nieomal wbił przycisk dzwonka w ścianę.
Po zaledwie kilku sekundach w drzwiach mieszkania Jagny pojawiła się żona Krzyśka, Iwona. Andrzeja uderzyło to, że wcale nie była zaskoczona jego obecnością a nawet uśmiechnęła się z ulgą.
- Cześć. - pośpiesznie zamknęła za sobą drzwi. - Wychodzę na zakupy, ale nie będę się śpieszyć. - uśmiechając się konspiracyjnie pozwoliła Wronie działać.
Siatkarz niewiele się namyślając wszedł do pogrążonego w półmroku przedpokoju od razu kierując się ku jedynemu pokojowi w mieszkaniu dziennikarki. W progu powitał go Dante łasząc się wokół jego nóg, co było drugim zaskoczeniem w dzisiejszym dniu. Zachęcony kocimi umizgami Wrona pomaszerował do kanapy na której spała Jagna. Jej drobna twarz była wymizerowana i naznaczona zmęczeniem a pod oczami rysowały się sine kręgi. Leżała w białej pościeli co jeszcze potęgowało bladość malującą się na jej obliczu. Andrzej niczym bohaterowie niezliczonej ilości romansów uklęknął przy łożu boleści swej bogdanki, biorąc jej drobną dłoń w swoje wielkie ręce.
Jagna przez chwilę pozostawała dalej w uśpieniu, ale zaraz jej powieki zatrzepotały a wzrok skierował się ku Andrzejowi. Przez moment, kiedy nieświadomość zatuszowała ich ostatnią kłótnię, uśmiechnęła się do niego delikatnie. Zaraz jednak przypomniała sobie, że jest na swojego chłopaka śmiertelnie obrażona i najchętniej zdzieliłaby go czymś ciężkim w twarz. Najlepiej cygańską patelnią albo tłuczkiem do mięsa.
- Jagienko kochanie...- szepnął pieszczotliwie Wrona. - Jak się czujesz?
Jagna spojrzała na niego ze złością. Kiedy była wkurzona upodabniała się do ziejącego furią Igły.
- A co cię to obchodzi?- zapytała złośliwie. - Padłabym z przepracowania a ty byś nie zauważył bo wolisz fotografować się w windach z jakąś lafiryndą.
- To nie tak jak myślisz...- zaczął.
- Wiem co myślę. - odburknęła. - Zachowałeś się jak palant.
- To prawda. - przyznał ze skruchą. - Ale chcę cię za wszystko przeprosić. Te ostatnie cztery dni były dla mnie jak tortura, cały czas myślałem o tym że cię skrzywdziłem a ty poświęcałaś zdrowie żeby dostać urlop i się ze mną zobaczyć. Przeżyłem horror!
- Andrzej ja nie wypominam ci tego, że dla ciebie zostawałam w pracy. Szef i tak by mnie wykorzystał bo rozchorował się cały dział sportowy oprócz mnie i praktykanta. - rzekła spokojnie. - Jestem zła bo od powrotu z Londynu zachowujesz się jakbyś był w jakimś amoku. Kim jest ta kobieta?
Andrzej przez chwilę milczał nie wiedząc co powiedzieć w końcu postanowił nie ukrywać przed Jagną prawdy.
- To długa historia...- zaczął niepewnie.
- I na pewno warta opowiedzenia. - zachęciła go dziewczyna.
- Dobrze, ale opowiem ci ją tylko raz i nie chciałbym więcej do tego wracać, dobrze?
Jagna przytaknęła.
Andrzej zaczął snuć historię.
- Poznałem się z Klaudią gdy byliśmy w gimnazjum, nasi ojcowie przyjaźnili się na studiach a potem kontakt się zerwał, bo Kamiński wyjechał do Niemiec. Po kilku latach wrócił i odnowił kontakty z moim ojcem, gdy spotkali się na wspólnej wywiadówce. Z początku nie pałaliśmy z Klaudią do siebie nadmierną sympatią, ale potem zakumplowaliśmy się i tak było aż do liceum. Wybraliśmy tę samą szkołę, ale ja poszedłem na profil sportowy, ona na humanistyczny. W drugiej klasie odkryliśmy, że już nie jesteśmy dla siebie tylko przyjaciółmi i zaczęliśmy chodzić. Przez dwa lata aż do matury byliśmy razem, potem Klaudia wyjechała na studia do Stanów ja zostałem w Warszawie.
- Kochałeś ją?- zapytała Jagna.
Przytaknął.
- A czy... czy kochasz ją dalej?- kolejne pytanie zaskoczyło Andrzeja.
Przez moment nie wiedział co powiedzieć, ale odpowiedź przyszła szybciej niż sam by się jej spodziewał. Przypomniał sobie pierwsze spotkanie z Jagną w Szczyrku, wspólnie spędzone chwile w Katowicach, Gdyni a potem Londyn i ich pierwszą noc. Gdyby Klaudia nie pojawiła się na Okęciu tydzień temu nawet nie pamiętałby o jej istnieniu. Z całą pewnością to co do niej czuł nijak nie można było nazwać miłością. Jedyną osobą do której żywił głębsze uczucia, które można było nazwać rodzącą się miłością. była Jagna.
Dziewczyna z drążącym sercem czekała na wyznanie Andrzeja. Czuła, że musi skonfrontować się z jego uczuciami, zanim kiedykolwiek wyzna mu co do niego czuje i jak bardzo zraniłoby ją przyznanie się do kochania innej.
Wrona pochylił się nad Jagną całując delikatnie jej spierzchnięte wargi.
- Nie kocham jej. - szepnął cicho. - Tylko ciebie chcę!
- Złapiesz wirusa, głąbie - mruknęła.
- Twoje wirusy też są piękne - odparł i pocałował ją znów.
Tymczasem Igła, podróżujący w znacznie mniej strażackim tempie, dotarł do domu, przywitał się z żoną oraz dziećmi, sprawdził co będzie na obiad, wrzucił walizkę do łazienki, po czym jął się zbierać do wyjścia.
- A ty gdzie? - Iwona osadziła go w miejscu, zanim zdołał dotrzeć do drzwi.
- Do Jagny przecież - Krzysztof spojrzał na nią jak na kosmitę. - Może czegoś potrzebuje, czy coś.
- Jagna jest zajęta - odparła. - Nie przeszkadzaj jej.
- Czym, rozmowami z Wielkim Białym Bratem? - prychnął.
- Andrzej jest u niej - oznajmiła Iwona. - Ani mi się waż im przeszkadzać.
- Ten baran? - zakipiał Krzysiek. - Jemu to tylko w mordę dać!
- Żadne takie - pani Ignaczak podeszła do swego męża. - Oni to muszą sobie sami wyjaśnić. Jasne?
- Aaaaa tam - mruknął Igła.
- Krzysiu - Iwona czule spojrzała mu w oczy. - Nie pamiętasz już jak sami byliśmy młodzi i głupi?
- Oj pamiętam - wyszczerzył się radośnie Krzysztof. - Pamiętam bardzo dobrze.
- No widzisz - mruknęła jego żona, przywierając ustami do jego ust.
Mniej więcej w tym samym czasie do swojego warszawskiego mieszkania dotarł również Zbigniew Bartman. Ledwie zdążył się przebrać, rozpakować i zdeponować brudne gacie w koszu z praniem, gdy ktoś zadzwonił domofonem.
Mając szczery zamiar zmiażdżyć natręta werbalnie Zibi podniósł słuchawkę.
- Cześć Zbyszku - wionęło z otworków w bakelicie. - Mogę wejść?
- Klaudia - wybąkał zaskoczony. - Nie no, jasne.
Nacisnął przycisk otwierania, po czym zorientował się, że o ile dżinsy ma na sobie całkiem możebne, o tyle jego t-shirt jest powyciąganym, spranym rzęchem z dziurkami tu i tam i jakimś niedopranym orderem z sosu do spaghetti na klacie. Pospiesznie zdarł z siebie kompromitujący łach i wyrwał z szuflady świeżą koszulkę. Wciągał ją na grzbiet, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi.
Zibi otworzył pospiesznie i zaprosił Klaudię do salonu, potykając się o tę cholerną, wystającą klepkę w parkiecie, którą przysięgał sobie od dawna przykleić. Złotowłosa usiadła z gracją w jednym z foteli i pozwoliła się poczęstować kawą. Śmietanki Zbyszek nie odważył się zaproponować, bowiem jej termin ważności minął w okolicach wczesnego Średniowiecza.
- Dawnośmy się nie widzieli - zagaił.
- Kopę lat - uśmiechnęła się Klaudia.
- Czyżbyś chciała - Zbigniew wyszczerzył zęby jak rekin. - Odnowić znajomość? Brakuje ci prawdziwego mężczyzny w łóżku?
Klaudia zatoczyła oczyma.
- Zbysiu, przeżyliśmy wprawdzie parę upojnych nocy, ale to jest już przeszłość - powiedziała. - Zapamiętaj to sobie.
- Och, pamiętam - rzekł złośliwie. - Jak również to, że gdy darzyłaś mnie swymi wdziękami, byłaś laską Wrony.
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem po co to wywlekasz - rzekła zimno. - Przyszłam w interesach.
Zibi uniósł brew.
- Myślałem, że opływasz w dostatki - odparł. - Jakiegoś milionera złapałaś, czy coś.
- Pieniądze to nie wszystko -westchnęła Klaudia, łopocząc teatralnie rzęsami. - Stanowczo, to co mi dawał, nie wynagradzało jego łóżkowej niekompetencji oraz impotencji.
- I dlatego napaliłaś się na pięknego Jędrusia - odgadł bystrze Zibi.
- Otóż to. A ty napaliłeś się na tę dziewuszkę, z którą on kręci - rzekła swobodnie. - Mamy zatem wspólny cel.
- Skąd wiesz, że przystanę na twoją...- zrobił przerwę - ...propozycję?
Złotowłosa zaśmiała się perliście patrząc na Zbyszka tak intensywnie, jakby czytała w jego myślach niczym w otwartej księdze.
- Kobieca intuicja skarbie.
- Zgadzam się. - odpowiedział bez namysłu.
Trzy dni w Rzeszowie minęły Andrzejowi jak pstryknięcie palcami. Przez cały czas opiekował się wracającą do zdrowia Jagną, równocześnie planując wyjazd do Capbreton. Mieli razem z Ignaczakami zabrać się do Warszawy, skąd odlatywał samolot do Bordeaux tam zaś będzie czekał na nich wynajęty autokar zmierzający do Capbreton.
Jagna pomimo przebytej choroby była bardzo podekscytowana wyjazdem.
Przed podróżą doszło do pogodzenia Andrzeja i Igły. Libero z początku burkał coś o nieodpowiedzialności i dziecinności, ale w końcu podał Andrzejowi rękę na zgodę a godzinę potem nie pamiętał że się z nim pokłócił.
Ignaczakowie postanowili na czas wyjazdu do Francji nająć do opieki nad Dominiką i Sebastianem rodziców Iwony. Dziadkowie z chęcią przyjechali do swych pociech, obiecując że nie dadzą wejść sobie na głowę. Jagna poinformowała rodziców o kolejnym zagranicznym wyjeździe, równocześnie obiecując że przy najbliższej nadarzającej się okazji przywiezie Andrzeja do Wałbrzycha.
Na Okęciu w niedzielne przedpołudnie wrzało jak w ulu. Kolorowy tłum z walizkami okupował wejścia do poszczególnych terminali, ruchome schody i odprawy bagażowe. Dzisiejszego dnia na szczęście nie było żadnych zagrożeń terrorystycznych a samoloty odlatywały o swoich normalnych godzinach. Gdy Ingaczakowi wraz z Jagną i Andrzejem pojawili się przed odprawą bagażową do Bordeaux w kolejce byli już inni siatkarze wraz ze swoimi małżonkami i dziewczynami. Karol zobaczywszy uśmiechniętego Wronę w towarzystwie Jagny, od razu zamachał do nich.
Przedstawił kuzynce Igły swoją lepszą połowę zabawiając całą trójkę najnowszym kawałem wyszukanym w sieci. Rafał Buszek przyłączył się do Ignaczaków a jako, że nie posiadał towarzyszki życia, Igła na głos zaczął zapewniać go o pomocy w szukaniu.
- Znajdziemy ci taką laskę, że chłopakom z Sovii oczy zbieleją! - rzekł entuzjastycznie.
Rafał zarumienił się po korzonki włosów. Zauważyła to Iwona, która w mig usadziła na miejscu nadaktywnego małżonka, zduszając w zarodku jego zapędy do swatania.
- Krzysiu daj Rafałowi spokój. Przystojny jest chłopak, niczego mu nie brakuje i naprawdę chłop z nastoletnim stażem małżeńskim nie musi mu szukać dziewczyny. - rzekła.
Stojący nieopodal Mika, Drzyzga i Cichy Pit zachichotali jak gimnazjaliści.
Po chwili do jednej z kolejek przytarabanił się Stephane ze swoją małżonką Stephanie. Zlustrował wzrokiem najbliższe otoczenie, niczym ojciec sprawdzający czy na miejscu są wszystkie jego dziatki.
- Gzie jest Zbiszek?- zapytał stojącego najbliżej Drzyzgę.
Fabian wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia, ale pewnie jak zawsze się spóźni.
Jakby dla potwierdzenia jego słów na horyzoncie pojawił się Zbyszek targając ze sobą trzy walizki i torebę podróżną z logo LV. Za Zbyszkiem niczym udzielna księżna podążała złotowłosa piękność dzierżąca w dłoni miniaturową wersję torby, którą targał Bartman.
Andrzej, zobaczywszy Klaudię zmeł na ustach przekleństwo, które wyrwało się stojącej obok niego Jagnie.
_____________________________________________________________________
Witajcie!
Leci do was jubileuszowa dziesiątka! Mamy nadzieję, że będzie Wam się dobrze czytało ;) Akcja lekko się rozluźniła, nastąpiły pogodzenia niczym w Modzie na Sukces, ale niech to nie zmyli Waszej czujności! Jak zwykle pięknie uśmiechamy się i prosimy o opinie, gdyż Wasze zdanie jest dla nas bardzo ważne. Dobijamy powolutku do 10 000 wyświetleń i jak zauważyłyśmy obserwuje nas oficjalnie 27 osób. Wow! Dzięki! :D
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
niedziela, 20 lipca 2014
Rozdział IX - Konkretnie i kompletnie oci***łeś!
Andrzej spojrzał na ekran telewizora w momencie, kiedy kapitan Niemiec, Philipp Lahm wznosił w górę złoto-zielony puchar. Dla Jagny i Andrzeja nie miało to jednak znaczenia. Oboje w tym momencie czuli się jakby przed chwilą zdobyli mistrzostwo świata.
- Ja wygrałem. - Wrona zaśmiał się gardłowo, przygarniając Jagnę do swojej owłosionej piersi.
Dziewczyna spojrzała w roześmiane oblicze siatkarza, odwzajemniając mu się szerokim uśmiechem.
- Popatrz, popatrz ja też mam takie przekonanie. - zachichotała bawijąc się kędziorami na klacie Andrzeja.
Pod wpływem dotyku Jagny we Wronie znów wzburzyła się krew, tak jakby ktoś nagle wpompował mu w żyły kilka butelek szampana.
- Myślę...- zwinnie przekręcił się tak, by panna Ignaczak znalazła się pod nim. -... że powinniśmy uczcić nasz wspólny sukces. - powiedziawszy to nachylił się nad nią biorąc w posiadanie jej chętne usta.
Dalsza połowa nocy upłynęła im na celebrowaniu obopólnego sukcesu, potem zaś zasnęli w swoich objęciach.
Pożegnali Londyn spacerem po Hyde Parku, przy czym Wrona nie mógł się opanować, żeby nie wskoczyć na wolną skrzynkę i nie rąbnąć soczystej przemowy, zachwalającej siatkówkę. Jagna wysłuchała jej z poważną miną, na zakończenie zaś wykonała burzliwą, acz jednoosobową, owację na stojąco.
- Jestem zawiedziony! - oznajmił Andrzej, złażąc ze skrzynki. - Nie spisałaś się jako publiczność!
Jagna wzięła się pod boki.
- Oooo, a to dlaczegóż? - zapytała.
Wrona przybrał bardzo poważną minę.
- Oczekiwałem, że rzucisz we mnie z zachwytu majtkami - odparł. - Albo przynajmniej stanikiem!
- Bardzo chętnie - szepnęła zmysłowo wprost do jego ucha. - Ale wieczorem i w sypialni.
Andrzej najpiierw zamruczał ukontentowany, potem zagrzmiał gromkim śmiechem, płosząc gołębie w promieniu kilkudziesięciu metrów, potem zaś chwycił Jagnę w objęcia i zakręcił się z nią jak bąk.
Lot minął bez problemów, jednak już w Polsce szyki pomieszał im nieco alarm bombowy, skutkiem którego musieli trochę posiedzieć w hali przylotów na Okęciu. Przyczyną zamieszania był bezpański bagaż, stojący sobie w hali głównej, podejrzany iż zawiera bombę. Ostatecznie i po wnikliwym badaniu przez rozmaite służby, okazało się, że w walizce były jedynie najzupełniej niegroźne gacie, koszulki i inne absolutnie niewybuchowe elementy garderoby i ruch na lotnisku przywrócono.
Ponieważ jednak rozładunek bagaży został na dłuższy czas wstrzymany, po jego ponownym uruchomieniu wokół taśm zapanowało małe pandemonium. Pasażerowie miotali się od stanowiska do stanowiska usiłując dociec na którym podajniku będą nadjeżdżać ich toboły,. tablice świetlne podawały sprzeczne informacje, a całość przypominała ogólnym chaosem pożar w domu publicznym.
Wobec powyższego Jagna i Wrona postanowili się rozdzielić w poszukiwaniu właściwej taśmy bagażowej. Wzrost Andrzeja umozliwiał sprawdzanie zawartości podajnika bez przepychania się przez tłum, dzięki czemu Wrona błyskawicznie zlustrował kilka stanowisk i stwierdził, że tam ich bagażu nie ma. Po lustracji kolejnego zdołał również ponad głowami ludzi dojrzeć Jagnę, machającą rękami z drugiego końca hali.
Ruszył w jej stronę, gdy minęła go jakaś złotowłosa piękność, ciągnąca za sobą subtelną smugę zapachu drogich perfum. Wkładała coś do torebki i jakiś kawałek papieru sfrunął z jej rąk prosto pod stopy Andrzeja. Ten odruchowo podniósł świstek i wręczył go piękności.
I zamarł.
Znał złotowłosą i to bardzo dobrze.
- Klaudia? - bąknął zaskoczony.
- Och, cześć Andrzejku - piękność uśmiechnęła się.
Po drugiej stronie hali Jagna oglądała scenę w formie stopklatek, dzielonych kolejnymi falami przechodzących ludzi. Wyraz twarzy Andrzeja, skamieniałego w półukłonie przed jakąś blondyną, nie podobał jej się ani trochę.
Zanim zdołała przepchnąć się przez wszędobylski tłumek pasażerów, Andrzej pogrążył się w rozmowie z blondynką. Z wyrazu jego twarzy a zwłaszcza szerokiego uśmiechu można było wywnioskować, że bardzo dobrze się znają.
- ...na długo wróciłaś do Polski?- dosłyszała dziennikarka gdy udało jej się dobrnąć do chłopaka i jego rozmówczyni.
- Na stałe. - odpowiedziała srebrzystym głosem, poprawiając wystudiowanym gestem idealnie wymodelowane włosy.
Jagna postanowiła przerwać im pogawędkę.
- Andrzej, nasze bagaże są po drugiej stronie hali. - zwróciła się do Wrony.
W tym momencie jasne spojrzenie nieznajomej zlustrowało pannę Ignaczak od stóp obutych w czerwone tenisówki po legginsy i koszulkę ze Smerfami. Zobaczywszy napis Love is in the air, uniosła w górę idealnie wydepilowane łuki brwi w geście zdziwienia.
- Klaudia, przedstawiam ci moją koleżankę Jagnę Ignaczak. Właśnie wracamy z Londynu...- Andrzej przemówił przedstawiając sobie obie panie.
Słowo koleżanka ubodło Jagnę jak malutka, ale piekielnie ostra igiełka wbita w czułe miejsce. Było to raczej określenie letnie, nie powiązane z głębszymi uczuciami i emocjami. Czy ostatnie dni w Anglii były dla Andrzeja tylko "koleżeńskim" wypadem? Dwie ostatnie noce też nazwałby "koleżeńskimi" relacjami? Zabolało, ale dziewczyna wiedziała, że Wrona nie powiedział tego specjalnie i z premedytacją. Był bardzo zdenerwowany zaistniałą sytuacją.
Jagna postanowiła nie robić scen i grzecznie porozmawiać ze znajomą Andrzeja, tak jakby faktycznie była tylko jego koleżanką.
- Bardzo mi miło. - zdołała wydukać.
Klaudia podała kuzynce Igły wymaniciurowaną dłoń.
- Mi również. Mam nadzieję że wypad się udał. - powiedziała dość nieszczerze. - Andrew, zmieniłeś numer komórki?- zapytała nagle.
- Nadal ten sam. - odpowiedział.
- Wobec tego skontaktuję się z tobą.- uśmiechnęła się anielsko. - Teraz mam trochę zamieszania ze znalezieniem apartamentu w Warszawie, ale jak tylko się ulokuję to dam znać. Mamy dużo do obgadania. Do zobaczenia!- powiedziawszy to ucałowała zbaraniałego Wronę w policzek i popłynęła ku wyjściu.
Siatkarz przez jakiś czas milczał, zupełnie ignorując Jagnę, co doprowadzało ją do szewskiej pasji. Z każdą kolejną sekundą czuła się coraz gorzej i miała ochotę pójść po swój bagaż i bez słowa opuścić to przeklęte lotnisko. Chciało jej się wyć!
Gdy w końcu udało im się zabrać swoje walizki, Andrzej ni stąd ni z owąd przygarnął dziewczynę do siebie, wyciskając na ustach czuły pocałunek.
- Jedziemy do mojego mieszkania a potem odwiozę cię do Rzeszowa. Dopiero jutro po południu mam być w Bełchatowie, wezmę ze sobą Igłę. Przygarniesz mnie?- zapytał.
- Czy mam jakieś wyjście? W końcu jestem twoją koleżanką. - Jagna celowo zaakcentowała ostatnie słowo.
Do Andrzeja doszło, że jego dziewczyna jest zazdrosna o Klaudię. Poczuł się jak głupi baran.
- Skarbie, nie chciałem powiedzieć koleżankę. Po prostu dawno się z Klaudią nie widziałem i byłem zaskoczony...- tłuaczył się.
- Czy ja coś mówię?
- Nie no, nic... - Andrzej wił się jak dżdżownica na haczyku.
Jakoś zdołał ułagodzić Jagnę i kiedy wyruszali do Rzeszowa,
wydawało się, że po niedawnej burzy nie zostało nawet śladu.
Igła przywitał ich entuzjastycznie, zapytał kiedy chrzciny i ledwo
uchylił się przed ciosem, wymierzonym przez Jagnę. Ledwo też dał
się Jagnie pożegnać z Wroną, a trzeba tu powiedzieć, że
Andrzejowi zebrało się na wyjątkowo czułe formy pożegnania i nie
mógł się od Jagny oderwać.
- Stary, bo się zassiecie i trzeba będzie nożem podważać -
Krzysiek ostrożnie wsadził głowę do swojego salonu, w którym owo
pożegnanie następowało.
- Żebym ja ci czegoś nie podważyła - mruknęła złowróżbnie
Jagna.
- No co, ja tylko w trosce o was, poza tym czas nas go... au! -
jęknął Igła, łapiąc się za ucho, w które właśnie oberwał
ścierką. - Kochanie, za co?!
- Musisz podglądać? - Iwona wzięła się pod boki. - Daj im spokój
na chwilę!
- Już nie trzeba - oznajmił Wrona, wyłaniając się z salonu. -
Chodź, Krzysiu.
- Jak dzieciak - mruknęła pani Ignaczak, na poły z dezaprobatą, a
na poły z czułością, patrząc, jak jej mąż wychodzi, posyłając
jej w powietrzu zawiesistego całusa.
- Faceci tak mają - odmruknęła Jagna ponuro.
Iwona spojrzała na nią badawczo, ale drążyć tematu nie
próbowała.
W bełchatowskim hotelu Wrona wpadł niemal na wejściu na Zibiego.
Igła zamarł, spodziewając się ekscesów i rękoczynów, oraz
zastanawiając się gdzie wsadził kamerę i jak szybko zdoła ją
wyjąć, jednak nic takiego nie nastąpiło. Zbigniew zmierzył
rywala szyderczym spojrzeniem błękitnych ócz, odął wargi, po
czym rzekł.
- Klaudia jest w Polsce. Widziałem ją w Warszawie.
Wrona zmarszczył brwi.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć - odparł Zibi
nonszalancko, odchodząc korytarzem.
Następny tą wiadomością uszczęśliwił Andrzeja Kłos, zaledwie
Wrona zdołał przestąpić próg ich wspólnego pokoju.
- Ty, wiesz, że Klaudia jest w Polsce? Podobno wraca na stałe!
Andrzej cisnął walizkę na łóżko.
- Przecież wiem, widzieliśmy się na lotnisku - odparł
niecierpliwie. - Klaudia to przeszłość.
- Skoro tak mówisz - Karol zastrzygł brwiami znad swego telefonu.
Kiedy na stołówce poinformował go o tym z kolei Drzyzga, Andrzej z
lekka wybuchł.
- Umówiliście się, czy jak? - zawarczał. - Co mnie obchodzi moja
była?!
- Wyluzuj, facet - Fabian wzruszył ramionami. - Snickersa se kup,
czy coś...
Prawda była taka, że Andrzej nie mógł przestać o Klaudii myśleć.
Był nią kiedyś głęboko zafascynowany, a po tym, jak z nim
zerwała, nie mógł się pozbierać bardzo długo. Ale Jagna, Jagna
też była dla niego ważna.
Cholera, co za bigos.
Tymczasem Jagna, nieświadoma perturbacji uczuciowych Andrzeja,
tyrała za trzech, gdyż redakcję nawiedziła epidemia rotawirusa.
Połowa personelu siedziała w domach, a dokładniej w łazienkach,
bojąc się od nich oddalić, rąk do pracy brakowało, zatem
szefostwo, kusząc pozostałych na placu boju rozmaitymi rzeczami,
zwalało im na głowy jak najwięcej roboty. Jagna sama się nie
czuła za dobrze, miała gorączkę i najchętniej położyłaby się
do łóżka, ale obietnica szefa, że da jej urlop bez grymasów, kazała jej siedzieć za biurkiem i tyrać.
Czas w pracy dłużył jej się niemiłosiernie, spała po kilka godzin dziennie w dodatku nie miała nawet czasu na telefoniczne rozmowy z Andrzejem. Co jakiś czas wymieniali sms-y w których dziennikarka zapewniała Wronę, że postara się jak najszybciej przybyć do Bełchatowa. W połowie lipca Polskę nawiedziły fale tropikalnych upałów, zmęczeni siatkarze dostali od Antigi wolną niedzielę, którą część z nich postanowiła spędzić w Łodzi.
Do książkowej "Ziemi obiecanej" udali się Wrona, Kłos, Fabian i Konar, reszta postanowiła relaksować się na bełchatowskiej pływalni a jeszcze inni byczyli się w łóżkach nadrabiając zaległości w kontaktach rodzinnych za pomocą komunikatorów.
Wycieczkowicze udający się do Łodzi postanowili nawiedzić swoją obecnością słynną Manufakturę. Jako, że wszyscy byli w szampańskich nastrojach przez całą drogę trzaskali sobie zdjęcia. Prym wiódł Wrona, który wszystkie zdjęcia wrzucał na swojego Instagrama.
Zaparkowawszy samochód Kłosa na podziemnym parkingu, postanowili przemieścić się na najwyższe piętro galerii windą. po przejechaniu dwóch poziomów, drzwi rozsunęły się ukazując długonogą piękność odzianą w letnią sukienkę i sandałki na szpilkach.
Wronę sparaliżowało. To Klaudia!
- Oooo moi ulubieni sportowcy!- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. - Dzisiaj wolne i shopingujecie w Manufakturze?- zapytała wchodząc do windy. Wraz z jej przybyciem w ciasnym pomieszczeniu zapachniało kwiatowym, bardzo kobiecym zapachem.
- Tak sobie odpoczywamy w cywilizacji. - wyrwało się Kłosowi. - A ty?
- Przyjechałam do kuzynki i umówiłyśmy się w kawiarni. Wiecie, że śledzę wasze Instagramy? Szczególnie ten Andrzeja. - posłała Wronie przeciągłe spojrzenie.
- Wronka jest królem Instagrama. - zaśmiał się Fabian.
- Właśnie zauważyłam. - uśmiechnęła się Klaudia. - Słuchajcie a może zrobilibyśmy sobie pamiątkowe zdjęcie w windzie? Takie jakie robi sobie Dawid Woliński?
Panowie z chęcią przystali na propozycję. Wrona jako najwyższy z towarzystwa wyciągnął przed siebie swojego smartfona uwieczniając wszystkich zgromadzonych(w tym siebie) na windowym selfie. Chwilę potem zdjęcie z odpowiednimi hasztagami wylądowało na Instaframie Wronki. Klaudia pożegnała się wylewnie z chłopakami obiecując szybko się odezwać.
Kilka minut później i kilkaset kilometrów dalej Jagna patrzyła z niedowierzaniem na ekran swojego telefonu. To ona tu zapierdziela jak oszalała, mimo gorączki i złego samopoczucia, a ten bałwan rozbija się po Manufakturach z jakąś heterą?! O nie! Co to to nie!
Sapiąc gniewnie zamknęła zdjęcie i wybrała numer Andrzeja.
- Hallloooooo? - uwodzicielski bas Wrony zabuczał w słuchawce. - Jak się masz, piękna?
W dziennikarkę złe wstąpiło.
- Każdej tak mówisz, czy tylko panienkom, które chcesz przelecieć? - zapytała jadowicie.
- Jagna, ale co ty...? - w głosie Andrzeja zabrzmiało zdumienie.
- Nie co ja, ale co ty! - wrzasnęła. - Ty myślisz, że ja na pustyni mieszkam, a internet wiaderkami noszę? Myślisz, że jak coś wrzucisz na swojego instagrama, imbecylu, to ja tego nie zobaczę?
- A to o to chodzi... - zrozumiał wreszcie. - Ale przecież to tylko zdjęcie...
- Tylko zdjęcie? Tylko? - Jagna miała wrażenie, że zaraz eksploduje, a czerwona marmolada zbryzga ściany redakcji.- To ja tu zapierdalam jak głupia, żeby mieć wolne dla ciebie, a ty se słitfocie z jakąś babą trzaskasz i mówisz mi, że to tylko zdjęcie?! Wrona, czy ty masz kurzy móżdżek?! Czy myślisz, że ja mam?
- To nie tak, jak myślisz, Jaguś, mnie i Klaudię nic nie łączy, ja tylko, no wiesz, konkretnie, kompletnie...
- Konkretnie i kompletnie ocipiałeś - przerwała mu Jagna. - Informuję cię uprzejmie, że ja nie jestem panienką na jedną noc, którą można bzykać, gdy nie ma niczego lepszego. Zadzwoń, gdy odzyskasz rozum. Albo wcale nie dzwoń.
W słuchawce zabrzmiał przeciągły sygnał przerwanego połączenia. Stojący na hotelowym kotyrarzu Wrona odjął telefon od ucha i spojrzał na niego boleściwym wzrokiem, potem nie patrząc na grupke kumpli stojących obok, wielkimi krokami podążył do pokoju.
- Co jest? - zapytał Igła stojącego najbliżej Drzyzgę. - Skąd ten dym?
- A bo dzisiaj w manufakturze spotkaliśmy Klaudię i tego, cyknęliśmy fotkę w windzie i laska Wronki pewnie ją zobaczyła - zeznał mętnie Fabian. - Zresztą sam się jej dopytaj, to twoja kuzynka, nie?
Towarzystwo rozeszło się, zanim Igła zdążył dowiedzieć się czegoś więcej, na korytarzu został tylko Zibi, który z dłońmi w kieszeniach portek patrzył, uśmiechając się cynicznie, w ślad za Wroną.
- Ale co to za laska była? - zapytał Krzysiek, w zasadzie nikogo.
- Była Wrony - odparł złośliwie Zibi. - Jego wielka miłość.
Pogwizdując przez zęby minął Igłę i poszedł do siebie.
Tymczasem pod irokezem Ignaczaka zaczęło wrzeć. Krzysiek był człowiekiem rodzinnym, kochał swoją kuzynkę jak siostrę rodzoną i ani mu się śniło patrzeć bezczynnie, jak ktoś ja krzywdzi, nawet, jeśli tym kimś był jego kumpel z drużyny.
Zawrócił na pięcie i wpadł jak bomba do pokoju Wrony i Kłosa. Andrzej, rozwalony na łóżku, gapił się w sufit, a Kłos na swoim posłaniu otwierał właśnie butelkę mineralnej.
- Ty dupku! - wrzasnął straszliwie Igła. Karol upuścił butelkę, zalewając sobie z kretesem pościel, natomiast Wrona nawet nie drgnął.
- Do mnie mówisz? - zapytał.
- Tak, do ciebie, świnio! - warknął Krzysiek, rozjuszony. - Co ty sobie, kurwa, myślisz? Jagna z gorączką w pracy siedzi, chociaż powinna w łóżku leżeć, ale nie, na urlop zapieprza, żeby móc ciebie zobaczysz, a ty jakieś pitigrili z byłą odstawiasz?! Czy ty, kurwa, poważny jesteś?
- Wybacz, Krzysiu, ale tobie akurat tłumaczyć się nie zamierzam - odparł chłodno Wrona. - To sprawa między mną a...
Tu Igła eksplodował. Rzucił się na Wronę, podniósł go za koszulkę na piersi i trzepnął nim o ścianę aż zadudniło, a koszulka zatrzeszczała złowróżbnie.
- Igła, puść go! - Kłos szarpnął libero za ramię.
- Zapamiętaj to sobie - wysyczał Igła, a jego dobroduszne zazwyczaj oczka ciskały gromy. - Jagna jest moją kuzynką. Jesli wyleje przez ciebie bodaj jedną łzę, to tak ci mordę skuję, że cię rodzona matka nie pozna. Kapujesz?
Andrzej nie powiedział ani słowa. Igła jeszcze raz stuknął nim o ścianę, potem puścił, przy akompaniamencie rozpaczliwego trzasku rozdzieranego t-shirtu i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
_______________________________________________________________
Witajcie!
Powoli robi nam się nowa, świecka tradycja rozdziału co pięć dni, ale od razu uprzedzamy iż po wakacjach może się to troszkę zmienić. Także korzystajcie z dobrobytu i obrodzenia weny! ;)
W raju pojawiły się burzowe chmury, ale jeśli ktoś czytał nasze wcześniejsze opowiadania, ten nie się nie boi i wie, że czasem mamy skłonności do melodramy :D
Życzymy miłego czytania!
Jako bonus Wronka na basenie z kędziorami na wierzchu! :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
wtorek, 15 lipca 2014
Rozdział VIII - Lećcie oboje, tylko uważajcie i nie wróćcie we troje!
Igła odwrócił się z wyrazem twarzy przypominającym ten, którym zazwyczaj uraczał Jagnę Dante, gdy wracała z dyżurów w radiu. Mianowicie była to aktorska poza na biedne, zagłodzone zwierze, które skona jeśli ktoś się nad nim nie ulituje.
O ile Dante był przebrzydłym kocim żarłokiem, który jak każdy wyrachowany sierściuch potrafił manipulować swoim człowiekiem o tyle panna Ignaczak nie podejrzewała o manipulację Krzyśka.
Iwona gotowała wyśmienicie i Igła dobrowolnie nie zamieniłby kolacji z małżonką i dziećmi na wieczór z kuzynką, bo przecież nie mógł wiedzieć że Andrzej wpadł z niezapowiedzianą wizytą.
Krzysiek powlekł się smętnie do salonu, będącego również gabinetem i sypialnią. Usiadł ciężko na kanapie patrząc równie smętnie na ledwie rozpoczętą butelkę chilijskiego trunku z niewymowną chęcią by ktoś się ulitował i nalał mu kieliszek.
Andrzej w lot pojął o co chodzi koledze rozlewając bursztynowy trunek do wysokiego, kryształowego kieliszka.
- Mów Krzysiu co cię trapi.- Jagna usiadła obok kuzyna klepiąc go zachęcająco w kolano. - Znowu pokłóciłeś się z Iwonką?
Igła westchnął przeciągle.
- Zapomniałem zapłacić mandatu i właśnie dzisiaj Iwona dorwała listonosza dosłownie w drzwiach. Miałem jej nie mówić, że przed wyjazdem skasowałem dwieście złotych i sześć punktów bo w zeszłym miesiącu też mnie złapał fotoradar i groziła, że schowa mi prawo jazdy i kluczyki do auta. No to ten wredny listonosz musiał dać jej polecony z Głównego Inspektoratu Dróg. A tak go prosiłem, żeby nie dawał małżonce tego poleconego i co? I zabrała mi kluczyki, nawrzeszczała że sam mam sobie pilnować płatności i zabrała dzieci do restauracji. A ja zostałem jak ten cieć na nocnej zmianie sam bez jedzenia. No to wziąłem taksówkę i przyjechałem do ciebie, ale klnę się na moją świętą bluzę, że o gościu nie wiedziałem!
Andrzej wysłuchał wywodu Igły w milczeniu. Z początku był trochę zły na kumpla, bo w końcu przeszkodził mu w randce z dziewczyną, ale Igła naprawdę wyglądał na zdołowanego.
- Wrona, fruwaj do kuchni - poleciła Jagna. - Przynieś talerze i nakryj do stołu, ta zapiekanka jest prawie gotowa.
- Robi się - mruknął Andrzej, wychodząc.
- Jesteście kochani - rozczulił się Igła.
- Ty też dostaniesz robotę, nie myśl sobie - odparła srogo Jagna. - Jak Wrona wyjdzie z kuchni, pójdziesz tam, wyjmiesz z lodówki placek z truskawkami i galaretką i przyniesiesz na salony. I talerzyki też.
- Ciasto z truskawkami, o jaaaaa! - twarz Krzyśka rozpłynęła się w wyrazie błogości. - Ej, nie mów, że ty piekłaś!
- Aż tak daleko moje uczucia do Andrzeja nie sięgają - mruknęła Jagna. - Oraz wciąż nie umiem piec.
Przez dłuższą chwilę cała trójka kotłowała się między kuchnią, a pokojem, przynosząc potrzebne rzeczy, aż wreszcie wszystko było już ustawione i rozłożone, a zapiekanka stała na żaroodpornej podstawce pośrodku stołu, roztaczając niebiańskie zapachy. Dante zmaterializował się nie wiadomo skąd, po czym usiadł na półce, wbijając spojrzenie w potrawy na stole.
- Proszę, zapiekaneczka dla pani, zapiekaneczka dla pana - Krzysiek objął stery przy stole. - Komu winka?
- Ej, co taki mały kawałek? - Wrona spojrzał na swoją porcję z niedowierzaniem. - Jagnie nałożyłeś jak chłopu od pługa!
- Bo Jagna jest kobietą i może, a nawet powinna mieć krągłości - odparł Igła, nakładając sobie wcale pokaźny kawałek zapiekanki. - A jak tobie, Endrju, dupa urośnie, to do piłki nie doskoczysz.
- Krzysiu... - Jagna wydała z siebie pomruk zniecierpliwionej tygrysicy.
- No co, Wrona musi dbać o linię, mistrzostwa będą! - Igła wzniósł palec w znaczącym geście. - Światowe!
- A ty nie powinieneś czasami? - Jagna spojrzała znacząco na załadowany jedzeniem talerz libero.
- Ja pohhebuje duho białka. Na hegenehacje mieshni - odparł Krzysiek z pełnymi ustami. - Mmmm, pychota. Jagna, jakbym nie był twoim kuzynem, tobym się z tobą ożenił.
- Musiałbyś ożenić się ze mną - zauważył od niechcenia Andrzej, dokładając sobie zapiekanki. - To mój przepis i moje wykonanie.
Igła chrząknął, kaszlnął, po czym z wysiłkiem przełknął co miał w ustach.
- No nie, stary, wybacz - rzekł, pospiesznie zapijając winem. - Nie jesteś w moim typie!
Kolacja trwała. Rozgrzany winem Krzysztof sypał jak z rękawa anegdotami siatkarskimi, Andrzej i Jagna wymieniali nad stołem tęskne spojrzenia, tymczasem zapiekanka, a potem ciasto znikały w astronomicznym tempie.
Wino zresztą też.
Siedzący na półce Dante czuł się głęboko urażony brakiem uwagi ze strony ludzi. Nikt nie zaproponował mu zapiekanki! Ani ciasta! Chamstwo! Doszedł do wniosku, że powinien zwrócić na siebie uwagę tych nieużytych dwunożnych stworów.
Dwoma uderzeniami łapy zmiótł z półki pilota. Ponieważ jego pani dalej wpatrywała się w to przerośnięte, brodate indywiduum co najmniej tak, jakby było porcją łososia, indywiduum odwzajemniało jej się tym samym, natomiast ten trzeci, gadatliwy, nawet się nie obejrzał znad talerza, Dante, demonstrując wzgardę, zeskoczył z półki. Prosto na pilota.
Znienacka uruchomiony telewizor ryknął głośną muzyką smyczkową. Przerażony tym kocur śmignął jak ruda strzała za wersalkę, Wrona z wrażenia zgubił widelec, Jagna rozlała wino, a Igła podskoczył pół metra w górę.
- Jasny szlag, wyłączcie to! - warczała dziennikarka, osuszając obrus chusteczkami higienicznymi. - Zabiję tego kota!
Wrona wlazł pod stół, usiłując odzyskać zgubiony sztuciec, Igła zaś zanurkował z drugiej strony, rzucając się po pilota. Niemal zderzyli się głowami, zdołali się jednak minąć, wywołując zaledwie lekkie kołysanie mebla. Telewizor tymczasem ryczał dalej, teraz jakimś romantycznym dialogiem.
- Wyłaźcie! - wrzasnęła Jagna. - Wywalicie wszystko, kretyni! I niech ktoś wyłączy to pudło!
- No co ty, to Titanic jest! - zachwycił się Igła spod obrusa. - Zaraz będzie taka fajna rozpierdu... AU!
To Andrzej, znalazłszy wreszcie widelec, wykręcił pod stołem tak niefortunnie, że dziabnął Krzyśka trzymanym sztućcem wprost w wypięty pośladek.
- Auuuuuuuuua! - zraniony w samo sedno słońca* Igła wypruł w górę nie zauważając,że klęczy pod stolikiem. Jego głowa z impetem uderzyła w blat od spodu, powodując kolejny uraz.
Gdy w końcu obu siatkarzom udało się wytarabanić z pod pechowego stołu, telewizor rozbrzmiewał kakafonią dźwięków towarzyszącą przy katastrofie najsłynniejszego transatlantyku w dziejach świat.
- Przełączcie to!- zakomenderowała Jagna.
- Ja nie mam pilota. - mruknął Andrzej.
Krzysiek przycisnął pilot do siebie w obronnym geście.
- O nie! Dawno nie oglądałem Titanica i dzisiaj mam właśnie ochotę! - rzekł z mocą.
- Krzysiu, zlituj się ileż można oglądać romans Jacka i Rose? To jest nudne...- jęknęła jego kuzynka.
- Poza tym wiemy jak to się skończyło. - poparł ją Wrona. - Chcesz się zdołować jeszcze bardziej?
Igłę nie przekonały ich argumenty, zaciął się na amen wyciągając z pilota baterie a jego samego chowając za plecami.
Po jakimś czasie oglądanie totalnej zakłady, statek jak milion razy wcześniej pod każdą długością i szerokością geograficzną, poszedł jednak na dno zabierając ze sobą tysiące dusz.
Rose dryfowała po martwym oceanie na gustownych, dębowych drzwiach z ornamentem tymczasem wybranek jej serca zamarzał w lodowatej otchłani.
- "Przybądź o Józefino są latającą machiną" - szepnęła z ekranu Kate Winslet.
- Zamiast recytować durnowate wierszydła przesunęłaby się kobyła jedna i wpuściła Jacka!- mruknęła poirytowana Jagna patrząc na znudzonego Andrzeja. Krzysiek siedzący pomiędzy nimi chlipnął żałośnie wycierając łzy mankietem koszuli.
- Jesteś nieczuła!- jęknął przez łzy. - On się nie zmieścił!
- Taaa bo był postury Pudziana. - skomentowała złośliwie kuzynka.
Krzysiek nie odezwał się gdyż właśnie rudowłosa rozstawała się z miłością swego życia, pozwalając jego ciału opaść na dno Atlantyku. Potem nastąpiło krótkotrwałe ożywienie w postaci ratowania się Amerykanki, by na samym końcu uśmiercić ponad stuletnią bohaterkę a potem wysłać ją w zaświaty na odnowiony statek do przyjaciół których na nim utraciła. Podczas gdy Rose sunęła w górę schodów ku ukochanemu Jackowi by ostatecznie się z nim połączyć, Krzysiek wybuchł siorbiącym rykiem.
- Jakie to fsruszające!- jego głowa opadła na ramię kuzynki mocząc jej rękaw słonymi łzami.
- Sssso?- Andrzej wybudziwszy się ze snu spoglądał na Jagnę i Igłę zdezorientowanym wzrokiem. - Już koniec?- zapytał z nadzieją, podczas gdy w tle leciał nieśmiertelny przebój Celine Dion- My heart will go one.
- Koniec. - przyświadczyła Jagna. - Dochodzi trzecia.
- Coooo?- Igła podskoczył jak uniesiony sprężyną.- Kochani jak ja się zasiedziałem! Iwona mnie zabije, ba zażąda rozwodu! - mówiąc to spojrzał na wyświetlacz telefonu na którym migało dziesięć nieodebranych połączeń i tyleż samo smsów.
- Nie napisałeś jej gdzie jesteś?- zapytała Jagna
- No jakoś tak wyszło. Spadam!- chwilę później Igły już nie było, czego dowodziła cisza która nastała w mieszkaniu Jagny. Andrzej uśmiechnął się sennie, obdarzając dziewczynę rozmaślonym nie do końca świadomym spojrzeniem. - W końcu sami...- przysunął się do niej.
- I niewyspani. - Jagna pocałowała delikatnie ciepłe wargi Andrzeja.
- Tacy niewyspani bo Igła między nami. - zanucił Wrona.
- Muhm - odparła Jagna niewyraźnie, wtulając twarz w jego pierś.
- Słuchaj, ja mam pomysł - rzekł Andrzej tajemniczo. - Zrobimy sobie romantyczny wieczór...
- Nie! - jęknęła rozdzierająco. - Nie mam siły na następny! Nie zniosę!
- ...tam, gdzie nas Krzysiek nie znajdzie - dokończył. - W Londynie. Co ty na to?
Jagna uniosła głowę i spojrzała uważnie w niebieskie oczy Andrzeja.
- Ty wiesz co, Wrona? Ty nawet nieźle kombinujesz! - pochwaliła. - Podoba mi się ten pomysł!
Okazało się, że Andrzej potrafi być znakomitym organizatorem. Zakrzątnął się tak, że już w piątek wylecieli do starej dobrej Anglii, gdzie czekał już na nich pokój w takim, wedle słów Wrony, bardzo uroczym hoteliku.
- Krzysiek, tylko nie przekarmiaj Dantego - powtórzyła Jagna po raz tysięczny.
- Ja? No co ty? - Krzysztof zrobił minę absolutnego niewiniątka. Zaparł się, że odprowadzi ich aż do stanowiska odpraw. - Zrobię mu siatkarską dietę!
- Aha - przyświadczył Wrona. - Będzie po niej wyglądał jak piłka do siatki.
- Weź, Wrona, leć już do tego Londynu - Igła machnął ręką. - Lećcie oboje, tylko uważajcie i nie wróćcie we troje!
- Krzychu, kiedy ostatnio dostałeś w łeb? - zapytała lodowato Jagna.
- Od żony za ten mandat chyba - libero poskrobał się w czuprynę. - Dobra, lećcie!
No i polecieli.
Taki bardzo uroczy hotelik okazał się być staroświeckim pensjonatem na brzegu Tamizy. Wnętrza, konsekwentnie utrzymane w stylu wiktoriańskim, nieodmiennie przywodziły na myśl prozę Agathy Christie, z okien zaś roztaczał się przepiękny widok, między innymi na zabytkowe budynki Parlamentu. Jedynymi elementami nie pasującymi do wiktoriańskich wnętrz był pokój zamykany na kartę elektroniczną, bardzo współczesna łazienka oraz czterdziestocalowy, płaski telewizor.
Pośrodku pokoju połączonego z łazienką i mini salonikiem, królowało łoże królewskich rozmiarów w których spokojnie wyspałyby się cztery osoby normalnych rozmiarów. Jagna spojrzała na mebel z nieukrywanym zachwytem, zaraz potem rzuciła się na nie odbijając się od sprężynowego materaca. Andrzej przyglądał się tej scenie z szerokim uśmiechem. Pokusił się nawet o zrobienie dziewczynie zdjęcia, gdy leżała na łóżku zaśmiewając się do rozpuku.
- Tutaj jest fantastycznie! - Jagna wypruła z łóżka rzucając się Andrzejowi na szyję. - Jesteś geniuszem!- wycisnęła na ustach Wrony soczystego całusa.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. - odpowiedział zadowolony. - Ale chyba nie poprzestaniemy na widokach z okna?- spojrzał wymownie na panoramę Londynu.
- Pewnie, że nie! Tylko się ogarnę po locie i możemy ruszać w tany!- zapląsała do łazienki podśpiewując pod nosem.
Pół godziny później para rozpoczęła wędrówkę po jednym z najstarszych i najpiękniejszych miast w Europie, które było świadkiem wielu historycznych i podniosłyuch wydarzeń.
Na pierwszy ogień poszło Opactwo Westminsterskie wraz z katedrą o tej samej nazwie położone nad brzegami Tamizy. Neogotycki pałac ze słynnym Big Benem, przy którym Jagna i Andrzej nie omieszkali zrobić sobie sweet foci. Wrona czym prędzej załadował zdjęcie wrzucając je na Instagrama, który po chwili zaroił się od komentarzy i jęków fanek.
"Z kim jesteś?" - to jedno z najczęściej zadawanych pytań. Oczy Jagny przesłaniały sporej wielkości okulary przeciwsłoneczne, co skutecznie uniemożliwiało jej identyfikację.
Po zwiedzeniu Opactwa para przeniosła się do Kensington Gardens odpoczywając pod rozłożystym dębęm z kubkami mrożonej kawy. Chociaż Wrona na Wyspach raczej nie był rozpoznawalny, to kilka przechodniów zawiesiło wzrok na uśmiechniętym, brodatym wieżowcu wygłupiającym się z filigranową brunetką siegającą mu ledwie do ramienia.
Po odpoczynku w parku przenieśli się w okolice Piccadilly Circus z ogromną elektroniczną reklamą, tam również postanowili się uwiecznić, ale Jagna kategorycznie zabroniła wrzucać kolejną porcję zdjęć.
- Zachowajmy odrobinę intymności, twoje fanki są wszędzie!- zażartowała.
Kulminacją dnia pełnego wrażeń była przejażdżka londyńskim metrem wprost pod dom jednego z najsłynniejszych detektywów na świecie. Ową ulicą była słynna Baker Street 221 B w której mieściło się muzeum detektywa, powołanego do życia przez pisarza Artura Conana Doyla. Ostatnim przystankiem w całodniowej przebieżce po Lądku była kolacja w chmurach a techniczniej rzecz biorąc w restauracji Oblix usytuowanej w biurowcu z panoramą nadbrzeża w tle.
W sobotę urządzili sobie dzień rzeczy poważnych, a nawet makabrycznych. Zaczęli dosyć grzecznie, od Muzeum Historii Naturalnej, gdzie obejrzeli niezliczone skamieniałości, rekonstrukcje i szkielety, szczerzące do nich zębate paszcze. Potem wstąpili do Tower, a obejrzawszy skarby Zjednoczonego Królestwa i ponure kazamaty, udali się do nieodległego London Dungeon, czyli muzeum tortur. Przy ekspozycji demonstrującej dość krwawe metody przesłuchań, stosowane niegdyś w więzieniu Newgate, Jagna przysunęła się do Wrony i szepnęła mu do ucha.
- Będę miała koszmary...
- Nie będziesz miała - odszepnął, obejmując ją. - Bo ja będę przy tobie, bardzo, barrrrrrrdzo blisko.
- To może pomóc - zamruczała Jagna.
Zwiedziwszy Dungeon, udali się do Whitechapel, gdzie spożyli lunch w słynnym pubie "Ten Bells", którego bywalczyniami były swego czasu ofiary Kuby Rozpruwacza. Posiliwszy się zaś odbyli wycieczkę z przewodnikiem, tropami niesławnego seryjnego mordercy, który nawiedził tę dzielnicę w roku 1888. Whitechapel i cały East End zmieniły się od tamtych czasów bardzo mocno, obskurne, zatłoczone kamieniczki w większości zniknęły, zastąpione przez nowsze budynki, tak, że niewiele zostało z ponurego klimatu czasów Rozpruwacza.
Jedynie na Mitre Square, gdy przewodnik pokazywał "Kąt Rozpruwacza" czyli narożnik placu w którym znaleziono zmasakrowane szczątki Kate Eddowes, po plecach Jagny przeleciał zimny dreszcz. Wyobraziła sobie to miejsce jakim musiało być wtedy, pusty po zmroku placyk, otoczony ponurymi magazynami z czerwonej cegły, polśniewający brukiem w mdlym świetle gazowych lamp. I tylko dwoje ludzi na nim, wchodzących w ciemny kąt przy ogrodzeniu, z którego wyszło tylko jedno z nich...
- Chodźmy stąd - poprosiła. - Zaraz jak się skończy wycieczka, na lody, albo co... Coś miłego i puchatego.
Poszli na watę cukrową. Każde zafundowało sobie po ogromnym kłębie kolorowego smakołyku i maszerowali ulicami Londynu, zaśmiewając się jak dzieci i jedząc. Kiedy skończyli, Jagna, chichocząc jak obłąkana, wyskubywała wielobarwne, słodkie strzępki z zarostu Andrzeja.
W niedzielę, odreagowując makabreski z soboty, poszwendali się po Soho, poszukując słynnej londyńskiej bohemy, potem zwiedzili Chinatown i oczywiście objedli się chińszczyzną jak bąki. Odpocząwszy w Kew Gardens wpadli z wizytą do Madame Tussaud's, a potem, jak to określił Andrzej, na herbatkę do królowej, czyli pod bramy Pałacu Buckingham. Pozaczepiali strażników, trzasnęli sobie po słitfoci z panami w futrzanych bermycach i wreszcie zlądowali w hotelu.
- Włącz telewizor, dzisiaj jemy kolację w łóżku - zarządziła Jagna. - Zamówię butelkę czerwonego wina.
Brwi Wrony podskoczyły radośnie.
- To mi się podoba - rzekł. - A przewidujesz jakiś, ummm, deser?
- Tak - odparła. - Finał mundialu!
Andrzej zamarł z pilotem w dłoni.
- A to dzisiaj? Miałem nadzieję... Znaczy nie o to mi... - zająknął się.
Jagna starannie utrzepała poduszki.
- No chodźże tu - zażądała. - Po tych wszystkich Rozpruwaczach nie lubię być sama.
- Iiiiidę - Wrona wydał z siebie pomruk jak niedźwiedź w barci, jednocześnie włączając telewizor i pełznąc po łóżku w stronę Jagny. - Będę osłaniał cię swym ciałem!
Usadowiwszy się na wiktoriańskim łożu odpalili program sportowy, który transmitował finałowy mecz na Maracanie z udziałem Argentyny i Niemiec.
- Komu kibicujesz?- zapytał Andrzej.
Zanim Jagna odpowiedziała w pokoju rozległo się pukanie do drzwi, Andrzej zszedł z łóżka otwierając pracownikowi obsługi od którego odebrał butelkę czerwonego wina.
- Oczywiście, że Niemcom. - odpowiedziała Jagna gdy Andrzej zamknął drzwi.
- Ja Argentynie w końcu gram z Facundo Conte i Nicolasem Uriarte.
- Wydawało mi się, że macie w klubie też Niemca?- zapytała.
- Tak libero Ferdinanda Tille ale Argentyńczycy są w przewadze. A ty dlaczego wybierasz naszych zachodnich sąsiadów? - podał jej kieliszek z purpurowym płynem.
- Lubię tę reprezentację a poza tym jestem fanką Matsa Hummelsa.- puściła oczko. - Zdaje się, że to dawny klubowy kolega twojego znajomego?
- Tak Robera Lewandowskiego, muszę cię kiedyś z nim poznać...-zaczął
- Wprost nie mogę się doczekać. -wyrwało się Jagnie dość złośliwie.
Rozmowa na pewien czas ucichła, gdyż oboje zajęli się kibicowaniem swoim faworytom. Niemcy mający silną przewagę w posiadaniu piłki przez okrągłe dziewięćdziesiąt minut obijali się o mur obrony Argentyńczyków. Jagna co jakiś czas zamierała z okrzykiem na ustach, gdy wszędobylskiemu Messiemu udawało się przechytrzać obronę Niemców i kilkukrotnie zagrozić bramce pilnowanej przez Manuela Neuera.
W końcu po dość wyrównanym i lekko nudnawym czasie podstawowym nastała przerwa, po której miała rozpocząć się dogrywka. Wina w butelce ubywało coraz bardziej, Jagna pod wpływem przyjemnego ciepła rozchodzącego się wewnątrz niej, przysunęła się bliżej Andrzeja. Ośmielona przez zdradzieckie procenty dotknęła ustami płatek ucha siatkarza.
Wrona porażony dotykiem jej warg w tak czułym miejscu, wypuścił z rąk kieliszek zalewając winem gors swojej koszuli. Dramatycznie poszukiwał czegoś, czym mógłby zetrzeć resztki purpurowego płynu jednak nigdzie nie mógł znaleźć chociażby paczki chusteczek higienicznych.
W końcu skapitulował ściągając z siebie górne odzienie i ciskając je w kąt pokoju. Oczom Jagny ukazał się owłosiony tors Andrzeja w pełnej krasie. Z zachwytu prawie wypuściła z rąk swój kieliszek, ale obiekt jej pragnień w porę się zorientowawszy, wyciągnął go z jej rąk i odstawił na nocny stolik. Andrzej pochylił się nad panną Ignaczak patrząc rozkochanym wzrokiem na jej rozszerzone z podniecenia oczy.
Zanim się zorientowała ciepłe wargi Andrzeja opadły na jej chętne usta, ugniatając je w pełnej namiętności pieszczocie. Zajęci sobą nie słyszeli ekstatycznych okrzyków angielskiego komentatora, oznajmiających gola strzelonego przez Mario Goetze.
Na ekranie Niemcy triumfowali, tymczasem przed telewizorem robiło się coraz goręcej. Zwinne palce Wrony pozbawiły Jagnę bluzki, a jego usta zlądowały na jej piersiach, muskając delikatnie ich wrażliwe koniuszki. Dziewczyna wyprężyła się, czując falę przyjemności przepływającą jak elektryczny impuls przez jej ciało. po chwili odwzajemniła się Andrzejowi, pieszcząc jego umięśnioną pierś dłońmi i ustami.
Zwarli się w namiętnym uścisku, kolejne elementy garderoby opadały na podłogę, pieszczoty stawały się coraz śmielsze, sięgając w coraz wrażliwsze i coraz intymniejsze rejony. Jagna jęknęła z cicha i wygięła ciało w łuk, gdy Andrzej wszedł w nią, łagodnie, a zarazem pewnie. Po chwili kołysali się we wspólnym rytmie, zatracając się w narastającej rozkoszy, która rozpalała się płomieniami w ich ciałach, odbierała oddech i wyrywała z ich warg westchnienia i gardłowe jęki. Doszli na szczyt wspólnie, jednocząc się w eksplozji zmysłów.
Przez dluższą chwilę leżeli potem wtuleni w siebie, nic nie mówiąc i pomalutku wracając do rzeczywistości.
Pierwsza przemówiła Jagna.
- To kto właściwie wygrał?
_____________________________________________________________________
Witajcie!
Dzisiaj lądujemy z ósemką taką dość ekhm...wstrząsającą i to dosłownie. Zastanawiałyśmy się z Martiną czy to już pora wysłać Jagnę w lot z kapitanem Wroną i obie doszłyśmy do wniosku, że tak będzie najlepiej.
Jak Wam się podoba ten rozdział? My się lekko zarumieniłyśmy :D ;)
Jako bonus za wytrwałość Ędrju ;)
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
piątek, 11 lipca 2014
Rozdział VII - Opanuj się, Wronka, Jagna przecież nie będzie Zibiego gwałcić.
Pogrążony w rozważaniach na temat rozwiązań strategicznych i personalnych, jakie należałoby zastosować w nadchodzących meczach, Stephane Antiga szedł korytarzem, nie zauważając świata. Naprzeciw niego pojawił się wózek z brudami, pchany przez pokojówkę i pracownika hotelu, Antiga zszedł więc pod ścianę, nie zwracając uwagi na dziwnie spuszczone głowy obojga. Zastanawiając się poważnie nad tym, którego libero wystawić w najbliższym meczu, utkwił spojrzenie w wyścielającej podłogę wykładzinie dywanowej.
I wtedy jego oko wyłapało coś znajomego.
But sprzątacza, pchającego wózek.
Marszcząc czoło, Stephane spojrzał wyżej. I choć domniemany sprzątacz, mijając go, starał się chować twarz jak mógł, mało brakowało, a zakopałby głowę jak struś w zawartości wózka, to jednak trener z łatwością go rozpoznał.
- Igłaa! - zakrzyknął. - Co ty hrrobiiiisz?
- A bo ja nic - zeznał mętnie Igła. - Ja tylko pomagam pani.
- W te ubhrrraniee? - indagował Stephen.
- A nie, chciałem dowcip zrobić Ziomkowi - Krzysztof zrobił minę niewiniątka.
- Stefuuuś... - zamlaskało sennie w głębinach wózka.
- Stefuuuś! - podchwycił natychmiast Igła. - No nie gniewaj się, ja zaraz oddam to wdzianko!
Antiga machnął ręką. Nie miał siły się teraz użerać z wariackimi pomysłami chłopaków.
- No idzie - zezwolił łaskawie.
Wózek wystrzelił przed siebie z prędkością bolidu Formuły .
Pod pokojem Zibiego i Drzyzgi na Ignaczaków oczekiwało już grono zdenerwowanych spiskowców.
- Macie go? - zaświszczał konspiracyjnie Wrona.
- Mamy - odpowiedziała Jagna.
- No nie stójcie tu jak ćwoki, do swoich pokojów! Rozejść się! - zirytował się Igła.
- Obszukam tego moczymordę - zaoferowała Jagna. - Musi gdzieś mieć klucz.
- Ty? - w oczach Wrony błysneła zazdrość. - Może lepiej Fabian?
- A czego gość może szukać w brudnej pościeli? - zapytał Igła z politowaniem. - Opanuj się, Wronka,
Jagna przecież nie będzie Zibiego gwałcić.
Wrona łypnął na kolegę spojrzeniem cokolwiek złym, nie protestując przed sprawdzeniem przez Jagnę kieszeni Zbigniewa.
Gdy w końcu udało się znaleźć klucze dziewczyna uczynnie otworzyła drzwi do pokoju Fabiana i Zbyszka a Mika z Ziomkiem wtargali nieprzytomnego kolegę. W wózku z brudami została jeszcze samotna niczym cieć Irenka, nad którą ulitował się Karol Kłos. Gdy Zbysiu w samych gatkach leżał już pochrapując z cicha, uczynny Karol troskliwie ułożył u jego boku lalkę.
Towarzystwo rozeszło się do swoich pokoi, żegnając Jagnę i mającego ją odprowadzić Andrzeja, który łagodnie mówiąc nie był w dobrym nastroju. Po raz pierwszy odczuł zazdrość o Jagnę i bardzo mu się to uczucie nie spodobało. Przypomniał sobie, że Igła kiedyś wspominał o nieudanych konkurach Bartmana do jego kuzynki.
On, Wrona chciałby wiedzieć co tak naprawdę zaszło między jego dziewczyną a Zbigniewem, ta myśl nie dawała mu spokoju i nagabywała jak nachalna laska na dyskotece.
Szedł teraz obok Jagny zatopiony w myślach, nie zdając sobie sprawy, że marszczy brwi i przybiera wyraz twarzy człowieka, który spalił już sześć wsi i debatuje, czy warto podpalić jeszcze i siódmą.
- Coś taki zatroskany? - zagadnęła Jagna, gdy stanęli przed wejściem do jej hotelu. - Tak się martwisz o tego głąba?
- Ta, mecz niedługo i w ogóle - zełgał.
Jagna wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie w same usta.
- Nie martw się - powiedziała. - Poradzicie sobie.
Wrona objął ją i odpowiedział długim, mocnym pocałunkiem
Poranek następnego dnia przynajmniej dla jednego z kadrowiczów nastał zbyt wcześnie i zbyt gwałtownie. Zbigniew obudził się, gdy pierwsze promienie słoneczne poczęły sączyć się wprost na jego twarz. Niechętnie otworzył oczy, zaklejone przez resztki snu, rozglądając się po pokoju w którym poza nim nikogo nie było.
Zupełnie nie pamiętał jak dotarł do hotelu i jakim cudem zdołał rozebrać się i trafić do łóżka a przy tym niczego sobie nie rozwalić. Wiedział,że poprzedniego dnia ostro przeholował z whiski, ale musiał jakoś zalać zazdrość która wzbierała w nim niczym woda w rzece podczas powodzi.
Co ten głupi Wrona miał w sobie, czego on Zbigniew nie posiadał? Przecież jest od niego milion razy przystojniejszy i ma lepsze poczucie humoru, wyczucie stylu i w ogóle jest lepszy i wspanialszy. Jagna jeszcze przejedzie się na boskim Andrzejku, którego całym życiem były kawki z piszczącymi fankami i głupie wyzwania z tym półgłówkiem Kłosem.
Ignaczakówna jeszcze pożałuje tego, że nie dała jemu Zbyszkowi szansy, ale on wtedy będzie dla niej wyrozumiały w końcu kiedyś będzie jego.
Tak sobie rozmyślając Zbyszek nie zauważył, że leży przyciśnięty do gumowej Irenki w której ramionach spędził upojną noc, ku zgrozie Fabiana słuchającego kanonady jęków i pochrapywań.
Bartman zorientowawszy się, że leży obok murzyńskiej lali z sexshopu wypruł z łóżka krzycząc wniebogłosy. Zaalarmowany Fabian wyleciał z łazienki, dzierżąc w ręce rolkę papieru toaletowego w motylki.
- Co się tak drzesz?- zwrócił się do Zbyszka.
- Kurwa co to jest?!- Bartman wskazał swoje łóżko a na nim gumową lalę.
Drzyzga spojrzał na kolegę ze zdziwieniem a na jego usta wypłynął szyderczy uśmieszek.
- Nie udawaj Zbysiaczku, że nigdy nie widziałeś gumowej lali. - zakpił
- Kurwa wiem, jak wygląda lala z sexshopu, ale ja się pytam co ona robi w moim wyrku?!- sapnął rozzłoszczony.
- Leży. - odpowiedział Fabian z prostotą.
W Zbyszku wzburzyła się krew. Nienawidził jak ktokolwiek robił z niego nieogarniętego tłuka, podważając jego inteligencję i spostrzegawczość.
- Ludzie trzymajcie mnie bo zaraz oszaleję!-ryknął niczym ranny niedźwiedź w rosyjskim cyrku. - Fabian czy do ciebie nic nie dociera? Kto tę lalkę wsadził do mojego wyrka?
- Nie trzeba było tak krzyczeć, przynieśliśmy cię do łóżka bo byłeś urżnięty jak menel spod monopolowego a ta urocza pani ci towarzyszyła. Nie mieliśmy serca porzucać twojej towarzyszki i skazywać cię na samotność. A teraz wybacz, że zostawię ciebie i Irenkę ale muszę udać się na stronę. - powiedziawszy to Drzyzga zniknął za drzwiami prowadzącymi do łazienki, zostawiając zbaraniałego Zbigniewa w towarzystwie gumowej lali.
Zibi ukrył obolałą głowę w dłoniach, poczochrał i tak rozwichrzone włosy, po czym spojrzał na swą niemą towarzyszkę. Ona odpowiedziała mu zdziwionym spojrzeniem szeroko rozwartych czekoladowych oczu.
- No i co się tak gapisz? - warknął. - Z nami koniec!
Brutalnym gestem szarpnął za wentylek na plecach lalki.
Dziesięć minut później sflaczała Irenka wylądowała w kącie korytarza. Długo tam jednak nie poleżała, bo zauważył ją Karol Kłos, zmierzający na śniadanie.
Dziwna niedyspozycja Zbigniewa, wytłumaczona nagłym atakiem grypy żołądkowej nie uszła oczom Antigi. Zbysio na meczu z Iranem, dzień później, wylądował ponownie na ławce rezerwowych, z nikłymi szansami na wejście i wcale mu się to nie podobało, toteż na rozgrzewkę wyszedł z miną zawodowego mordercy. Rozciągając się, zauważył, że reszta ekipy dziwnie chichocze i popatruje na niego, a potem na trybuny. Nie zdążył się dobrze zastanowić nad tym dziwnym zjawiskiem, gdy wyrósł przy nim Igła, szatańsko chichocząc i klepnął go z rozmachem w plecy.
- Twoja wielbicielka przyszła - oznajmił, ruchem głowy wskazując trybuny.
Zibi popatrzył we wskazanym kierunku, dostrzegł Jagnę i rozpromienił się w uśmiechu.
- Nie tam, baranie - skorygował go Krzysiek. - Tam, na dole!
W pierwszym rzędzie, pokazywanym przez Igłę paluchem, siedziała Irenka, ubrana w koszulkę z jego, Zbigniewa, numerem i nazwiskiem i patrzyła w dal, z twarzą zastygłą w wyrazie obscenicznego zdziwienia.
Bartmana najpierw zatkało, potem zaś w jego jestestwie wybuchł potężny, wulkaniczny gniew. Pchany nim przeszedł przez parkiet zaciskając pięści i stanął twarzą w twarz z Wroną.
- Ty skurwysynu! - wysyczał.
Andrzej wytrzeszczył oczy w zdumieniu.
- Co jest? - zapytał, oszołomiony, patrząc na Zibiego, któremu nieledwie dym buchał z uszu.
- Kurwa, dobrze wiesz co jest - zabulgotał Zbyszek.
- Zibi! - Stephane Antiga miał chyba oczy dookoła głowy. - Na dupęę siad! I nie piszczi! Bo wirzucęę z drużiny!
Bartman zgrzytnął zębami, posłał Wronie ponure spojrzenie i usiadł posłusznie na ławce.
Ku radości całej reprezentacji, Iran udało się pokonać, dwa razy, przedłużając tym nadzieję na awans do Final Six, Niestety, na całej linii zawiedli Włosi, którzy zamiast wygrać z Brazylią, dali się oklepać jak dzieci, no i awans poszedł się paść. Nastrój w drużynie zapanował posępny, toteż Antiga zarządził tydzień wolnego, dla podratowania nastrojów.
Zawodowe obowiązki zagnały Jagnę z powrotem do Rzeszowa, jeszcze zanim przesądziła się kwestia awansu, Wrona natomiast wrócił zrazu do Bełchatowa. Bardzo szybko stwierdził, że komunikację elektroniczno-telefoniczną to sobie można potłuc o pewien kant, on bez prawdziwej, żywej Jagny nie wytrzyma i musi ją zobaczyć, musi, inaczej się udusi. A że miał wolne, szybko uknuł szczwany plan.
Szczwany plan polegał na tym, że Andrzej spakował niedużą torbę, wrzucił ją na tylne siedzenie samochodu, sam zasiadł za jego kierownicą, nacisnął gaz do dechy i pomknął, ile tylko się dało bez pourywania różnych witalnych części pojazdu na pięknych polskich drogach, w kierunku Rzeszowa.
Stolica Podkarpacia przywitała go aurą ponurą i deszczową jakby zamiast pierwszej połowy lipca nastał koniec listopada. Ponieważ zaś Rzeszów znał li i jedynie ze sparingów z Resovią i praktycznie rzecz biorąc znał tylko ścisłe centrum z a jakże monumentalnym postumentem zwanym Wielką Cipą, znajdującą się naprzeciwko niego Galerią Rzeszów i Podpromiem oddalonym zaledwie o pięć minut drogi od nich. GPS pokierował go w jakieś ciasne uliczki z których ciężko było wyjechać, ale jakoś udało mu się dotrzeć na ulicę Hetmańską wprost pod cytrynowo- zielony blok w którym mieściło się mieszkanie Jagny. Kilka minut po zaparkowaniu samochodu stał już pod drzwiami Jagny z sercem tłuczącym się w klatce piersiowej jakby wybierał się na pierwszą w życiu randkę.
Jagna po powrocie z popołudniowej zmiany zaopatrzyła lodówkę w najpotrzebniejsze artykuły spożywcze, robiąc przy okazji szybki obiad składający się z makaronu penne i zielonego pesto.
Gdy szykowała się do snu staczając wojnę o poduszkę z rudym kocurem Dante w mieszkaniu rozległ się dzwonek u drzwi wejściowych. Kocur wypruł przed siebie, ledwo wyrabiając na zakręcie prowadzącym na przedpokój. Jagna poczłapała za rudzielcem, przekręcając kluczem drzwi a gdy je uchyliła ujrzała przed sobą uśmiechnięte oblicze Andrzeja. Zanim zdążyła rozpłynąć się z zachwytu, była już tulona do szerokiej piersi siatkarza a potem namiętnie przezeń całowana. Wciągnęła Wronę do środka, niechętnie odrywając usta od jego warg.
- Co tutaj robisz?- niemal wykrzyknęła w zachwycie. - Miałeś być w Bełchatowie a potem u rodziców w Warszawie.
- Nie mogłem wytrzymać! Przeszkadzam ci?- potoczył wzrokiem po pokoju. - Szykowałaś się do snu?
- Miałam w planach spanie z tym rudzielcem- wskazała głową na przyczajonego za krzesłem kota. - Przedstawiam ci mojego współlokatora, Dante.
- Dante?
- Takie imię nadał mu dom tymczasowy z którego go zabrałam, Krzyśkowi bardzo się spodobało i już tak zostało.
Kot łypnął na przybysza niełaskawym okiem.
- Chyba jest do mnie uprzedzony. - zaśmiał się Wrona.
Jagna spojrzała z czułością na swojego pupila.
- Jak cię bliżej pozna to na pewno się polubicie, jest wielkim pieszczochem.
- To tak samo jak ja...- zamruczał Wrona. - Nawet czasem mruczę.
- Ale nie zostawiasz kłaków na poduszce? - wymsknęło się Jagnie.
Andrzej prychnął śmiechem.
- Tylko czasami - odparł. - Słuchaj, dziś jest już okropnie późno, ale jutro... jutro zrobię ci romantyczną kolację przy świecach.
- Razem zrobimy - poprawiła Jagna. - Genialny pomysł!
Brwi Wrony podskoczyły znacząco.
- Bo ja w ogóle jestem genialny - zamruczał, ponownie przytulając i całując Jagnę.
- A co teraz planujesz? - zapytała, gdy zrobił przerwę dla zaczerpnięcia oddechu.
- Właściwie to nie wiem - rzekł, nie odrywając od niej rozmaślonego spojrzenia. - Hotelu poszukam, czy coś...
- No co ty, przecież możesz spać tutaj! - zaprotestowała Jagna. - Chcesz teraz orbitować wokół Cipy i noclegu szukać?
Andrzej rozejrzał się po skromnej, jednopokojowej kawalerce z mina Indiany Jonesa dokonującego rekonesansu w dżungli.
- Ale tu jest tylko jedno łóżko - zauważył niezmiernie odkrywczo. - Znaczy wersalka.
- No to co? - zdziwiła się Jagna. - Ja nie gryzę i nie wymagam natychmiastowej zapłaty w naturze.
- Wolałbym, no wiesz... Tak jakoś nie wypada... - wił się rycerz Wrona.
- Mam również materac - oznajmiła dama jego serca. - Na kórym możesz spać, nie narażając mojej czci niewieściej na szwank.
- O, dawaj go! - zapalił się Andrzej. - Gdzie on jest?
- Leży na szafie zwinięty w rulon. Bądź łaskaw go sobie ściągnąć a ja przygotuję pościel - Jagna z rozmachem otworzyła szafę.
Czterdzieści minut później Wrona, dokonawszy ablucji i przebrawszy się w elegancki strój nocny, złożony z białych bokserek w czarne ptaszyska i szarego t-shirtu, wkroczył do pokoju. Jagna leżała już w łóżku, z włosami rozsypanymi na poduszce i zdaniem Andrzeja wyglądała całkiem jak rusałka.
- Ty masz majtasy we... we wrony! - rusałka zarżała w sposób najzupełniej nierusałczy.
- Firmowe - Andrzej wyszczerzył zęby w szerokim usmiechu i jął mościć się na materacu, okrywając się kocem.
I tu nastąpił klops.
Materac okazał się poważnie za krótki dla osobnika obdarzonego przeszło dwoma metrami wzrostu. Nie było siły, kiedy Wrona leżał z głową na posłaniu, wystawały mu za nie nogi od kolan w dół, kiedy natomiast wciągał na legowisko kończyny dolne, górna połowa jego ciała lądowała na podłodze. Zwinięcie się w kłębek tez nie było rozwiązaniem, bo piekielny materac był wąski i w gruncie rzeczy większość Andrzeja spoczywała wtedy na parkiecie.
Wrona zaklął w duchu, czując na sobie drwiące spojrzenie Dantego, obserwującego jego zmagania z leżem z wysokości wersalki.
- Cny rycerzu Andrzeju - dłoń Jagny pogłaskała biceps siatkarza. - Zechciej no waćpan wstać z tego nikczemnych rozmiarów łoża i przenieść się do mnie. Cześć moja nienaruszoną zostanie, zapewniam.
- Nie, mnie tu wygodnie - odparł Wrona, jednocześnie waląc piętami w podłogę.
- Nie pieprz, waszmość - rzekła stanowczo Jagna. - No już, bierz poduszkę, gaś światło, właź do łóżka i mnie przytul. Dante, suń się, grubasie.
Andrzej chciał zaprotestować, rąbnął potylicą w parkiet i skapitulował. Wsunął się pod kołdrę obok Jagny, zanurzył nos w jej włosach i zamruczał jak zadowolony niedźwiedź.
Oburzony Dante poszedł spać na fotel, poważnie rozważając, czy nie naszczać temu bezczelnemu dwunogowi do butów.
Następnego dnia Jagna zostawiła śpiącemu rycerzowi Andrzejowi kartkę z wiadomością, że wybywa na poranny dyżur do radia i będzie z powrotem przed południe.
Po powrocie z pracy wspólnie udali się na zakupy do oddalonego kilka przecznic Lidla a późnym popołudniem rozpoczęli przygotowywanie romantycznej kolacji.
Podczas gdy zapiekanka warzywno- mięsna dochodziła w piekarniku, para rozsiadła się na kanapie z kieliszkami chilijskiego wina.
- Pyszne!- zachwyciła się Jagna.
Andrzej nie zdążył nic odpowiedzieć gdy dzwonek u drzwi oznajmił przybycie niezapowiedzianego gościa. Owym gościem był nie kto inny jak Krzysiek Ignaczak, otrzepujący się z kropel deszczu jak psiak po spacerze.
- Oooo Wronka!- wykrzyknął na widok reprezentacyjnego kumpla.- Stęskniłeś się? Oraz co tak ładnie pachnie? Czyżby jakaś zapiekaneczka? Ale miałem farta! - libero prosto z przedpokoju wparował do kuchni zaglądając przez szybę do piekarnika.
Para za plecami Krzysia wymieniła smętne spojrzenia, czując że ich romantyczny wieczór właśnie dobiegł końca, zanim zdążył się zacząć.
_____________________________________________________
Witajcie!
Pora nocna, ale właśnie zakończyłyśmy prace nad siódmym rozdziałem, żeby było co czytać przed weekendem.
Opinie mile widziane i jak najbardziej wskazane.
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
piątek, 4 lipca 2014
Rozdział VI- Tata mówi, że jak mama ma okres to mogłaby wysadzić Podpromie
Droga z Rzeszowa do Gdyni zajęła rodzinie Ignaczaków całą noc i większą część poranka. Jazda z dwójką a właściwie trójką dzieci, gdyż Krzysiek zachowywał się jak dorastająca gimbaza, potrafi być doświadczeniem męczącym.
Jagna usiłowała skupić się na prowadzeniu samochodu, ignorując marudzenie kuzyna, który upodabniał się do upierdliwego Osła ze Shreka.
- Daleko jeszcze?!- zapytał po raz kolejny.
Jagna zazgrzytała zębami a tylko troska o żonę i progeniturę Ignaczaka, odciągnęła ją od przyłożenia kuzynowi w czerep.
- Sprawdź na GPS-sie i przestań marudzić. - odpowiedziała w miarę spokojnie.
- Krzysiu zachowujesz się jakbyś miał okres. - odezwała się Iwona.
- Tata mówi, że jak mama ma okres to mogłaby wysadzić Podpromie. - wyrwało się dziewięcioletniemu Sebastianowi.
- Zdrajca! - wysapał jego ojciec. - To była męska rozmowa, synu.
Jagna spojrzała w lusterko widząc mord w oczach Iwony, która gdyby tylko mogła trzasnęłaby Igłę, aż odbiłoby mu się oranżadą z komunii.
- Zabraniam ci opowiadać dzieciom takie głupoty. Dziecinniejesz na tych zgrupowaniach, czasami mam wrażenie że wyszłam za mąż za dwudziestokilkulatka, przeżyłam z nim ponad dekadę a teraz wychowuję przedszkolaka. - pani Ignaczakowa była zła nie na żarty.
- Ależ słońce mych oczu ja nie miałem nic złego na myśli!- kajał się Krzysiek. - Po prostu tak mi się wymsknęło nieuważnie.
- Zamilcz Ignaczak! - małżonka nie chciała słuchac wyjaśnień libero. - Chciałabym dojechać do Gdyni w spokoju.
- Skarbie najdroższy.
- Powiedziałam coś Krzysztofie! Bez dyskusji, porozmawiamy w cztery oczy.
- Będziecie się całować tak jak ciocia Jagna z panem Wroną?- zapytał dociekliwie Sebek.
Jagna wbiła wzrok w zaskoczonego Igłę.
- Masz mi coś do powiedzenia?- zapytała lodowato.
- Nie wiem o czym mój syn mówi! Nic mu takiego nie powiedziałem, przysięgam!
- Tata rozmawiał z kimś przez telefon. - Sebastian wyszczerzył krzywe jedynki w uśmiechu. - Powiedział, że pan Wrona wyglądał jakby figlował w stodole. Co to właściwie znaczy figlować w stodole?
Igła wykonał facepalma, jego małżonka natomiast spojrzała na syna.
- Ojciec ci to wytłumaczy, synu - rzekła. - Za jakieś dziesięć lat. O ile oczywiście dożyje...
To zamknęło usta Krzysztofowi na dobre i reszta drogi upłynęła w milczeniu, ku wielkiej uldze Jagny, która obiecała sobie, że gdy tylko dorwie kuzyna sam na sam, zamorduje go ze szczególnym okrucieństwem.
Zanim to jednak mogło nastąpić, musiała odstawić Igłę do hotelu, w którym kwaterowali reprezentanci, sama zaś, wraz z Iwoną i dziećmi, udała się do innego hotelu. Porzucony na parkingu Igła dziarsko potruchtał do wnętrza budynku, w którym, czego był zupełnie nieświadom, rozgrywały się sceny pełne napięcia.
Otóż nieco wcześniej tego samego dnia Wrona i Kłos wrócili z kawki z fankami, niosąc rozmaite dary, w tym również produkty jadalne w postaci kilku batoników. Dotarli do pokoju wśród radosnych chichotów, po czym przeciąg wyrwał Kłosowi drzwi z ręki i z gromkim hukiem zatrzasnął je przed nosem Wrony.
Z sąsiedniego pokoju wyjrzał wściekły Bartman.
- Czy wy musicie tak napierdalać tymi drzwiami?!- warknął.
- Przerwaliśmy ci drzemkę piękności? - zaśmiał się Andrzej.
Zibi rzucił mu mordercze spojrzenie, tymczasem z pokoju Wrony wyjrzał Kłos.
- Gdzieś ty utknął...? - jego spojrzenie padło na Zbyszka. - Zibi ma jakieś ale?
- Mam - odparł kwaśno Zbyszek. - Próbuję się, kurwa, zdrzemnąć, więc ograniczcie decybele!
Karol obejrzał wkurzonego Zibiego od stóp do głów.
- Masz - rzekł, rzucając mu snickersa. - Może ci pomoże.
- Spadaj! - Zibi odrzucił batona i trzasnął drzwiami.
Wzruszywszy ramionami Kłos wrócił do pokoju, tymczasem Wrona zawahał się w drzwiach.
- Ja skoczę do Ziomka na chwilę - rzekł.
- A skacz sobie - łaskawie zezwolił Karol.
Andrzej oderwał się od własnych drzwi, minął te do jaskini wściekłego Bartmana i zapukał do następnych. Usłyszawszy basowe, powolne "Prrrrrosz!" wszedł do środka.
- Słuchaj, Ziomuś - rzekł niepewnie. - Bo ja cię chciałem o radę prosić.
Łukasz Żygadło, wygodnie wyciągnięty na łóżku, odłożył czytany akurat opasły tom i spojrzał na kumpla.
- Wal - rzekł zwięźle.
Wrona przysiadł na brzegu łóżka Igły i poczochrał się po głowie.
- Bo ten... bo ja chciałem zaproponować Jagnie chodzenie - powiedział powoli.
Nie wiedział, że słowa te dobiegły uszu Zbigniewa, który właśnie szedł korytarzem, albowiem roznoszony furią poczuł potrzebę spaceru. Teraz zahamował i przykleił ucho do drzwi.
- No? - zachęcił Łukasz.
- Kurde, ja nie wiem, czy to nie za wcześnie, my się prawie nie znamy - mówił Andrzej. - A jak weźmie mnie za jakiegoś nachała?
- To może jej nie proponuj jeszcze? - zasugerował Ziomek.
- Ale mnie na niej naprawdę zależy - westchnął Andrzej.
W tym momencie na korytarz wtoczył się Igła z walizką w garści. Zobaczywszy Bartmana, z uchem przylepionym do drzwi jego własnego pokoju najpierw osłupiał, a potem nabrał ochoty, by kopnąć Zbigniewa w pośladki. I to mocno.
- Co ty robisz? - zapytał z oburzeniem.
- Ciii - wysyczał Zibi. - Wrona chce chodzić z Jagną! Ziomka się radzi!
- Że co?! - Igła z wrażenia zapomniał, że chciał kopnąć Zbyszka w tyłek. - Noooo nie!
Wparował do pokoju jak torpeda, zatrzaskując za sobą z rozmachem drzwi.
- Te, Wrona, ty nie przeginasz aby? - zapytał wojowniczo. - Nie sądzisz, że powinieneś mnie zapytać o zdanie?!
Andrzej, któremu przerwano w pół zdania osłupiał.
- Dlaczego ciebie? - zapytał. - Co ty jesteś, ojciec rodziny staropolskiej?
- No kurde, nie zgrywaj debila! - prychnął Igła. - Jestem kuzynem Jagny!
- I to cię mianowicie uprawnia do czego? - Wrona wziął się pod boki.
- Krzysiu, skąd wiesz o czym rozmawialiśmy? - zapytał spokojnie Ziomek. - Podsłuchiwałeś?
- Nie, Zibi mi powiedział - odparł Igła z roztargnieniem. - Andrzej, no...
Wrona eksplodował jak mina przeciwpiechotna.
- Chcesz powiedzieć, że on tam siedzi i w gumowe ucho się bawi? - wysyczał.
Zerwał się z łóżka, dwoma wielkimi krokami podszedł do drzwi i otworzył je z rozmachem. Rozległo się głuche łupnięcie, po czym oczom zebranych ukazał się siedzący na wykładzinie korytarza Bartman, który z wyjątkowo głupią miną rozcierał sobie czoło.
Pech chciał, że korytarzem właśnie przechodzili trenerzy na widok Zibiego wyścielającego wykładzinę obaj zbaranieli.
- Czegio Zibi leżi na podłodzę?- zapytał lakonicznie Stephane.
- Ten matoł wyłażąc uderzył mnie drzwiami!- sapnął Zbyszek wskazując oskarżycielsko na ziejącego furią Wronę.
- A sso ty robiłeś pod jego drzwijami?- dopytywał selekcjoner.
- Przechodziłem i wypadł mi ze spodni telefon. Chciałem się schylić, ale wtedy drzwi się otworzyły i uderzyłem się w głowę! Teraz będę miał guza!
Stephane nie wydawał się przekonany tłumaczeniem Zbyszka, jednak musiał jakoś zareagować, gdyż doskonale wiedział że dobra atmosfera na kadrze to klucz do sukcesu.
- Przeprosicie siem! - zaapelował do skonfliktowanych zawodników. - Nie chsę w tej grupie żadnich kłótni, zrozumijano?- wlepił w Zibiego i Wronę błękitne spojrzenie.
- Taaak jest trenerze!- rzekli unisono.
Zbyszek wygramolił się jakoś z podłogi maszerując w stronę windy, natomiast Andrzej zamknął się w łazience ze smartfonem. Chciał w spokoju zadzwonić do Jagny i umówić się z nią na spotkanie, podsłuchy Zbyszka i pretensje Igły jeszcze bardziej zdopingowały go do rozmowy z dziennikarką. Ani wściekły kuzyn, ani zazdrosny eks adorator nie są w stanie zepsuć mu tego dnia i planów jakie zaczął sobie układać.
Tymczasem Igła po wyjściu Andrzeja z pokoju, zaczął ostentacyjnie wypakowywać swoją torbę, robiąc przy tym niemałe zamieszanie. Wytargał większą z walizek na środek pomieszczenia i jął wywalać z niej wcześniej poukładane rzeczy. Trzaskał szufladami komody na której usytuowano telewizor LCD a potem z impetem rąbnął pustą walizkę do szafy w przedsionku.
Ziomek pogrążony w lekturze co jakiś czas spoglądał z nad niej na wyczyny przyjaciela. Wiedział doskonale, że Igła jest wściekły i dopóki się nie wytrzaska nie ma sensu zaczynać konwersacji.
Wyładowanie Igły było jak burza na wiosnę, szybkie, gwałtowne i siejące spustoszenie wokół. Pokój przypominał jak pobojowisko z szuflad wystawały części garderoby rzeszowskiego libero, natomiast na telewizorze wisiały bokserki w tygrysi wzorek.
- Jak mogłeś mi to zrobić?!- Krzysiek postanowił w końcu przemówić, wlepiając oskarżycielskie spojrzenie w najlepszego przyjaciela.
Łukasz spokojny jak buddyjski mnich, odłożył lekturę na stolik nocny.
- Mianowicie co ci takiego zrobiłem, Krzysiu?- zapytał.
Igła z impetem usiadł na łóżku, aż zatrzeszczała jedna z poluzowanych sprężyn w materacu.
- No dawałeś Wronie radę jak uwieść Jagnę! - sapnął libero. - Wiesz, że ona jest mi droższa niż siostra! - rzekł melodramatycznie.
- Przecież ty nie masz siostry. - zdziwił się Ziomek.
Igła machnął ręką jakby chciał odgonić natrętną muchę. Czuł się odpowiedzialny za Jagnę, wujek nigdy nie wybaczyłby mu, że pod jego nosem jakiś drągal usiłował skrzywdzić Jagienkę. Jak spojrzałby rodzinie w oczy?
- Ziomek nie rób sobie ze mnie beki, dobrze?! To jest poważna sprawa, nie mogę dopuścić do tego, żeby Andrzej zabawił się Jagną i porzucił. Czy uczciwy kawaler nie pyta brata o przyzwolenie na spotykanie się z dziewczyną?!
- Igła ochłoń, bardzo cię proszę! Czy ty się dzisiaj nie wyspałeś, że tak bredzisz. Jagna jest dorosłą osobą po studiach, posiada także mózg i zdrowy rozsądek, czego tobie mój przyjacielu brakuje. Andrzej to uczciwy chłopak, ciężko pracuje na swój sukces, ma miły charakter, płeć przeciwna za nim przepada. Oboje są także wolni i nie mają zobowiązań, coś ich do siebie ciągnie, czego na siłę szukasz problemów?
- Powinien ze mną pogadać!- Igła nadal upierał się przy własnym zdaniu.
- A tu cię boli, że młody nie przyszedł z tym do ciebie tylko do mnie?- Ziomek uśmiechnął się chytrze. - Powiem ci tak. Może i Wronka zapytałby ciebie o zdanie, ale ostatnimi czasy snujesz się za nim z kamerą a z tego co mi wiadomo sprawa z Jagienką jest dość świeża i delikatna. Chciałbyś żeby pół Polski wiedziało o twoich uczuciach?
- No nie...
- Więc pozwól im spróbować i nie baw się z tego zazdrośnika Zibiego.
Igła zamilkł, co w jego przypadku było nie lada osiągnięciem a czasem nawet ogromnym problemem. Przemyślał sobie całą sprawę, rozważył racjonalne argumenty Ziomka i doszedł do wniosku, że jednak trochę przesadził. W końcu Łukasz ma rację, Jagienka jest dorosłą kobietą i musi pozwolić jej żyć swoim życiem.
- Masz rację. - rzekł niechętnie. - Nie będę się wpierdzielał, ale mam na Wronę oko. Jeśli skrzywdzi Jagnę to rozprawię się z nim jedną ręką!
Ziomek nic nie powiedziawszy uśmiechnął się tylko pod wąsem. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że Igła dosięga o dwadzieścia centymetrów wyższego Wronę, żeby wymierzyć sprawiedliwość.
Jagna nieświadoma dantejskich scen rozgrywających się na korytarzach sąsiedniego hotelu, szykowała się na spotkanie z Wroną.
Wypakowała z eleganckiej walizki dwie sukienki, przykładając je do siebie i sprawdzając w której będzie wyglądać najkorzystniej. Nie miała kogo zapytać się o radę, gdyż Iwona poszła z dzieciakami na plażę, później zaś mieli spotkać się z Igłą na kolacji.
Dziennikarka w końcu zdecydowała się na zwiewną sukienkę w kolorze kremowym z delikatnym chabrowym wzorkiem. Na stopy włożyła letnie sandały z koralikami, całości zaś dopełniała pikowana torebka na łańcuszku. Nie wiedziała jaki charakter będzie miało spotkanie z Andrzejem, miała jednak nadzieję że nie założy dresów. Wyglądaliby wtedy dość dziwacznie, ona wystrojona jak na Boże Ciało a on jakby dopiero co wrócił z siłowni.
Nie musiała się obawiać, Andrzej bowiem wyelegantował się jak należy, wyprasowawszy uprzednio dobyte z czeluści walizki beżowe spodnie i błękitną koszulę. Odziany wytwornie, wypachniony i uczesany, poszedł jeszcze do kwiaciarni hotelowej, wiedząc, że na randkę bez bukietu latają tylko chomąty, dresy i osobnicy hodowani w dzikiej puszczy.
Wybrawszy po namyśle kolorowy bukiet frezji, udał się do wyjścia krokiem wyciągniętym, nie zauważywszy nawet, że minął Bartmana, który wracał właśnie ze spaceru.
Zbigniew najpierw poczuł smugę męskich perfum, potem dojrzał strój godny lorda, potem zaś oczy poinformowały go, że tym lordem jest Wrona. Nad tym, dokąd spieszył odstawiony jak kornik w święto lasu, Zibi zastanawiać się nie musiał. Wiedział to znakomicie i ta wiedza wezbrała falą goryczy, zalewającą jego umysł.
Rzucił plecom oddalającego się Andrzeja posępne spojrzenie, po czym pomaszerował w stronę morza, zaczepiając po drodze o sklep spożywczy. Potrzebował znieczulenia i to natychmiast.
Restauracja, którą wybrał Andrzej, nazywała się Barracuda i mieściła się nieopodal słynnego teatru muzycznego, dosłownie nad samym morzem, tak, że ze stolika przy którym posadzono naszą parę, można było obserwować wyzłocone słońcem fale. Posiłek był wyborny, restauracja celowała bowiem w daniach kuchni hiszpańskiej, parę kieliszków wina zaś rozgrzało krew, chociaż w zasadzie nie było to potrzebne. Od samego patrzenia na Jagnę, skonstatował Andrzej, jego krew zasuwała po żyłach jak wyścigowy bolid Kubicy.
Nie odważył poruszyć tej najistotniejszej kwestii, o którą radził się Ziomka, w czasie posiłku. Wstrzymał się z tym do końca i przystąpił do ataku dopiero, gdy wyszli z Barracudy i zaczęli spacerować plażą.
Otoczenie dostosowało się w pełni do zamiarów Andrzeja. Wielkie, rumianozłote słońce chyliło się nad horyzontem, siejąc hojnie złocistymi błyskami po falach. Na nieskazitelnym nieb błękicie unosiły się małe, puchate obłoczki, od slońca przybierające barwę przyjemnie różową, tuż nad wodą śmigały lśniące bielą mewy, a może rybitwy, Andrzej nie wnikał, miał bowiem aktualnie w nosie ornitologię, ludzi było przyjemnie mało, a całość wyglądała jak romantyczna pocztówka.
Wrona spojrzał na Jagnę, zajętą wąchaniem po raz kolejny bukietu. Wyglądała tak pięknie, w tej kremowej sukience, z tymi takimi niebieskimi, że aż kręciło mu się w głowie. Wiatr wyrywał luźne pasma z niedbałego koka na jej głowie i rzucał je na jej gładkie czoło, a Andrzeja świerzbiły ręce, aby je odgarniać, głaszcząc przy tym ciepłą, miękką skórę...
Odchrząknął.
- Jagna - zaczął. - Cholernie dużo myślałem, kiedy byłem w Iranie.
Podniosła głowę i spojrzała na niego tymi wielkimi, ciemnymi oczyma.
- Tak? - zapytała. Serce zadrżało jej w rozkosznym oczekiwaniu.
- Bo wiesz... - Andrzej przestąpił z nogi na nogę, rzucił okiem na morze, po czym popatrzył znów na Jagnę. - Bardzo mi na tobie zależy i ja... ja... no, ja chciałbym, no wiesz, ci zaproponować, żebyśmy my razem, ten no... ja chciałem... czy ty byś ze mną... Czy chciałabyś, no wiesz...
Zazwyczaj wygadany Wrona teraz zaplątał się zupełnie w słowach, w tym co chciałby powiedzieć i w tym czego by nie, bo za wcześnie i sam już nie wiedział jak z tego wybrnąć.
- Słucham cię - zapewniła Jagna, głosem słowiczym. - Co chciałeś mi zaproponować?
- Bo ten... Bo tego... - język Andrzeja stanął już zupełnym kołkiem.
- No?
- A chodźże tu! - wybuchnął Wrona, przyciągając Jagnę do siebie, by następnie pocałować w namiętnym zapamiętaniu tak mocno i głęboko, że aż obojgu świat zawirował pod stopami, w uszach odezwały się chóry anielskie, a czas z piskiem zahamował w miejscu.
Ponieważ jednak człowiek musi oddychać, nawet gdy jest zakochany po uszy, musieli w końcu rozłączyć swe usta.
- Chcę żebyś była moją dziewczyną - rzekł Andrzej, nie puszczając Jagny z objęć. - Chcę cię prosić, żebyś ze mną chodziła. Zgadzasz się?
- Zamiast zadawać mi pytania retoryczne, lepiej mnie pocałuj - mruknęła Jagna.
Wrona zalśnił zębami w uśmiechu.
- Uznaję to za zgodę - rzekł, pochylając się nad dziennikarką.
Kiedy im tak mile płynął czas, w kwaterze polskiej reprezentacji narastało napięcie.
Ziomek pogrążył się na powrót w lekturze swojej księgi, Igła zaś, pomagając sobie końcem języka, sklejał pracowicie kolejny odcinek "Igłą szyte", garbiąc się nad stojącym na niskim stoliku laptopem, gdy do ich pokoju wparował zaaferowany Fabian Drzyzga.
- Ej, nie wiecie gdzie jest Zbychu? - zapytał.
- Nie mam pojęcia - odparł nieuważnie Igła. Łukasz pokręcił głową zza książki.
- Jak go zobaczycie, to mi rzućcie esemesa - zażądał Fabian, znikając za drzwiami.
Kwadrans później sytuacja powtórzyła się, tyle, że z udziałem Buszka.
- Chłopaki, nie widzieliście Bartmana? - głowa Rafała pojawiła się znienacka w uchylonych drzwiach.
- Nie, a co? - zapytał flegmatycznie Ziomek.
- Moją ładowarkę ma - wyjaśnił zwięźle Buszek. - Potrzebuję jej.
- Zadzwoń do niego - poradził Krzysiek, po czym triumfalnie kliknął "upload".
- Nie odbiera - odparł Rafał.
Igła tylko wzruszył ramionami.
Nie minęło nawet następne piętnaście minut, gdy do pokoju wbił się Kłos.
- Jak spotkacie Zbycha, powiedzcie mu, że go Stefan szuka - rzucił.
- A co ja jestem, jego sekretarka? - zirytował się Igła. - Widzisz gdzieś blond loki i cycki?
Karol obejrzał Krzyśka od stóp do głów.
- Jakoś nie widzę - odparł. - Ale myślałem, że wiesz gdzie on jest. Jesteś zawsze zorientowany...
- Ziomuś, trzymaj mnie, no! - prychnął Igła. Łukasz odłożył lekturę i spojrzał uważnie na kolegów. - Czy ja hotka Bartmana jestem? Czipa w dupę mu wszczepiłem, czy co? Nie mam pojęcia gdzie on się szlaja, weźcie się wszyscy odwalcie!
- A telefon?
Przez uchylone drzwi, zza Kłosa, wyjrzał Fabian.
- A telefon Zbycha dzwoni u nas w pokoju - powiedział. - Nie mogę tam wejść, bo mój klucz został w środku.
Rafał Buszek przepchnął głowę między kumplami.
- Ej, nie znaleźliście go? - zdziwił się. - A może jemu coś się stało i tam leży w pokoju?
Igła i Ziomek zerwali się jak na komendę.
- Ani słowa Stefanowi! - zarządził Krzysztof. - Musimy najpierw to sami ogarnąć!
Podczas gdy kadrowicze łamali sobie głowy nad tym, gdzie też może podziewać się Zibi, on siedział( a właściwie to leżał) nad brzegiem morza tuląc do siebie dmuchaną lalkę z sexshopu.
- Ihrenko...- rzekł do niej z potężnych westchnieniem. - Łączy nas sssoś dużo fspanialszego od relacji Jagny i Frrrony!
Odwrócił lalkę przodem do siebie patrząc w jej usta, ułożone w tak zwane pornograficzne zdziwienie.
- Nie zapytash sso to jest?- czknął potężnie. - To powiem ci! Pszyjaśń errrotyszna! Najfspanialszy sfionsek na świecie!
Zdziwiona Irenka nie odpowiedziała Zbigniewowi, wpatrując się w niego czekoladowym i wielce wstrząśniętym spojrzeniem.
Bartman pociągnął łyk whiski krztusząc się niemiłosiernie i brzydząc jakby pił płynną lawę. Alkohol palił mu gardło i przełyk, ale suma sumarum działał na niego uspokajająco. Byłby zasnął na przyjemnie ciepłym piasku, wsłuchując się w szum fal wtłaczających na plażę spienione bałwany.
Zazdrość wywoływała w Zbigniewie uczucie rozdarcia, jakby przemawiał przez niego ktoś obcy. Czuł się jak idiota wpatrując się w migające punkciki gwiazd, rozsypane niczym brylanty na bezkresnym granacie nieba.
Gdy przeszła mu chwilowa melancholia wygramolił się z piasku, wziął w jedną rękę Irenkę w drugiej zaś dzierżył niedopitą whisky.
Nie wiadomo jakim cudem dotarł na uliczkę prowadzącą do hotelu, gdzie została zakwaterowana reprezentacja. Stan ów nazywano pijackim GPS'em, gdyż niemal każda osoba będącą pod wpływem alkoholu, bezbłędnie odnajdywała drogę do swojego łóżka.
Zbyszek chwiał się na nogach, jakby zamiast mięśni posiadał watę obleczoną skórą. I chociaż zdecydowanie prowadziła go głowa a dalsza część jego całkiem wyględnego ciała podążała za nią, jemu wcale to nie przeszkadzało. Właśnie wchodził w fazę bycia bardzo wesolutkim człowiekiem, któremu wszystko wisi i powiewa jak kilo kitu na agrafce.
- Steeeeeeeeeeeeeefan! Steeeeeeeeeeeeeefssssiu!- ryczał na cały regulator.
Ekipa poszukiwawcza w składzie Ziomek, Buszek, Drzyzga, Kłos i przewodnik Igła wyruszyła na poszukiwania wokół hotelu. Wcześniej przeszukali cały budynek, zaglądając nawet do zsypu na pranie a także do składzika na mopy. Zbyszek przepadł jak kamień w wodę nie zostawiając po sobie żadnego śladu. W momencie, gdy Igła miał już wpadać w panikę, ciszę nocną rozdarł pijacki bełkot Bartmana.
- Stefusiofi kofanemu flaszeszkę niesę bo my jesteśmy kolecy!- słychać było na końcu ulicy.
Oczom ekipy poszukiwawczej ukazał się pijany Zbyszek, dzierżący w ręce do połowy opróżnioną flaszkę whiski, oraz gołą lalkę z sexshopu.
- Czy ja kurwa śnię?!- wyrwało się Krzyśkowi. - Przecież on jest urżnięty w trzy dupy!
- Aleś się chłopie zaprał. - uczynny Rafał podparł Zbyszka swoim ramieniem. - Śmierdzisz jakbyś robił jako tester w gorzelni.
- Ładny cyrk...- zachichotał ubawiony Kłos. - Nikt nam w to nie uwierzy.
- Nikt się o tym nie dowie. - z mocną zaznaczył Ziomek. - Po takim incydencie Zbyszek nie miałby czego szukać w kadrze.
- Nikt by po nim nie płakał. - odpowiedział Kłos.
- Stul dziób Karol!- warknął Igła. - Trzeba pomóc koledze w potrzebie.
- Chłopasssy! Buziole!- Zibi zachwiał się jak okręt podczas sztormu. - Mordy fy moje! Napijesie się se mną po łyszku?
- Może innym razem. - odpowiedział Ziomek.
- Masie rasję! Zdegenerofałem sie! Ale to fina Jagny! I Froooooony! Ssso on ma szego ja nie mam...Hiiiik?!
- Eeee mózg?- Kłos odpowiedział pytaniem.
- Broniszzzzzzzz hooo! Jesteście siepie faaaaaaarci!
- Kretyn - skwitował Karol.
- Zejdźmy z tej ulicy, bo ktoś nas w końcu zobaczy - zarekomendował Ziomek, jak zwykle nie tracący zimnej krwi.
- Ktoś idzie! - zaświszczał przejmująco Drzyzga.
- W krzaki! - syknął Igła.
W świetle latarni na ulicy, jeszcze przed rozwidleniem dróg, z których jedna prowadziła do hotelu siatkarzy, a druga do kwatery Jagny, ukazała sie para, niewątpliwie zakochana, gdyż widać było wyraźnie, że bardzo wysoki facet obejmował czule swą, sporo niższą, wybrankę.
Buszek i Ziomek pociągnęli Zbigniewa w kierunku najbliższych zarośli.
- Jeeeeeereeenko! Nieeessostafię cię! - ryknął Zibi jak ranny łoś, tuląc do siebie kurczowo lalkę.
Krzyk urwał się gwałtownie, gdy Rafał zatkał Bartmanowi gębę dłonią, ale para dosłyszała.
Jagna, ona to bowiem była żeńską częścią duetu, uniosła głowę i nastawiła uszu.
- Słyszałeś? - zapytała.
- Pewnie jakiś pijaczyna - rzekł pobłażliwie Andrzej. - Tam stoi z kolesiami.
- Ten głos był jakiś znajomy - rzekła Jagna, przyglądając się jednocześnie kumplom pijaka. - Ej, przecież to Krzysiek! I Ziomek!
- I Zibi - uzupełnił zdumiony Wrona. - Co on trzyma?
- Krzysiek, co się dzieje? - zawołała Jagna.
Powietrze uszło z sykiem z ust skamieniałego w panice Ignaczaka.
- Cicho bądźcie! - zaświszczał konspiracyjnie. - I chodźcie tu!
Podeszli posłusznie.
- On jest zalany - stwierdziła Jagna odkrywczo, patrząc na zwisającego z ramion kolegów Zbyszka.
- A ta... laska, to kto? - Wrona z trudem tłumił wesołość.
Zibi wyprostował się i wysunął lalkę przed siebie.
- Pąstffo posssfolą... szepszedstawię. Jerrrrrrenka. - Wytrzeszczył oczy na Andrzeja, zamrugał, celem zogniskowania obrazu, po czym szarpnął się gwałtownie. - Frrrrrona, tyyy! Sępy cifybiję!
- Co on mówi? - zapytał oszołomiony Fabian. - O jakie sępy mu chodzi?
- Zbysiu, cicho bądź - pouczyła Jagna.
- Jaaaaaghhhenka - rozczulił się Zibi. - Laszemu mnie nie chziałaś? He? Laszemu?
- Cicho - powtórzyła Jagna.
- Zjeżdżamy stąd - skomenderował Igła. - Do tylnego wejścia.
Karawana ruszyła. Pozbycie się lalki okazało się niemożliwe, bowiem Zbyszek, przy każdej próbie wydarcia mu jej z rąk, reagował atakiem potężnych, bawolich ryków. Tak więc podróżował, wleczony przez Ziomka i Buszka, tuląc dmuchaną ukochaną do piersi. Straż przednią sformowali Ignaczakowie i Wrona, natomiast pochód zamykali Fabian i Kłos.
Krzakami przekradli się pod tylne wejście hotelu. Parking dla pracowników o tej porze doby był niemal pusty, jednak przy samych drzwiach jak na złość kręcił się jeden facet.
- Co teraz? - zapytał ponuro Igła.
- Trzeba go czymś zająć - mruknął Ziomek.
- Zostawcie to mnie - szepnęła Jagna. Wstała, poprawiła dekolt i zalotnie kołysząc biodrami wyszła z krzaków.
- Niezła... - wyrwało się Kłosowi. Reszta wypowiedzi zwiędła mu na ustach pod wpływem morderczego spojrzenia Andrzeja.
- Przepraszam pana najmocniej - zaświegotała Jagna, zachodząc faceta tak, aby ustawił się tyłem zarówno do krzaków, jak i do drzwi. - Czy nie widział pan przypadkiem kota?
Pracownik hotelu był mężczyzną w wieku rębnym, zatem wystarczył mu jeden rzut oka na walory Jagny. Zapachniało perspektywą numerku.
- Kota, pani mówi? - zapytał, zaglądając dyskretnie w jej dekolt.
Jagna zrobiła bardzo, ale to bardzo zmartwioną minę.
- Bo widzi pan zginął mi taki, nieduży, czarny, kudłaty - plotła co jej ślina na język przyniosła. - Krzyżówka persa i tasmańskiego, Zibi się wabi, on nigdy z domu nie wychodził, a teraz mi uciekł no to szukam, nie widział pan?
Grupa spiskowców wymaszerowała na paluszkach z krzaków i jęła się skradać ku drzwiom, starając się nie skrzypieć Irenką. Zibi, niesiony na ramionach kolegów, zapadł w płytką drzemkę.
- Tu się różne koty kręcą, przy śmietniku zwłaszcza. Jakbym takiego zobaczył, to mogę dac znać - rzekł facet chytrze. - Pani mi zostawi swój numer. Albo maila.
Igła uchylił ostrożnie drzwi.
- Ach, jaki pan mądry! - zachwyciła się kłamliwie Jagna. - Już zaraz, pan poczeka...
Zaczęła ryć w torebce, obserwując kątem oka Igłę, otwierającego na bezdechu drzwi.
- No gdzieś tu mam ten telefon, nie mogę go jakoś znaleźć, a same potrzebne rzeczy mam w torebce - paplała, starając sie skupiać uwagę faceta na sobie. Nagle wybuchła straszliwym kaszlem, bo jej uszu doszło ciche skrzypnięcie zawiasów. - No sam pan widzi, no zimno dzisiaj i chyba już coś złapałam, pewnie się przeziębiłam jak nic, no, nie widze tego telefonu, zaraz zaraz...
Drzwi zamknęły się za siatkarzami.
- To może pani jednak sobie odpuści ten telefon - mruknął pracownik. Perspektywa numerku z początkującą gruźliczką, względnie ofiarą ciężkiego zapalenia płuc jakoś mu się nie podobała.
- Och no, zaraz znajdę - zapewniła Jagna. Nagle odwróciła się i wytrzeszczyła oczy.
- O, Zibi, koteczku, zaczekaj na mnie skarbie! - wrzasnęła i runęła w chaszcze, pozostawiając faceta w stanie kompletnego osłupienia.
Chaszczami przedarła się na front hotelu, wylazłszy z nich zaś doprowadziła włosy do ładu i weszła do hallu, gdzie czekał na nią zaniepokojony Wrona.
- Oni tam siedzą, w tej kanciapie co sie wychodzi z windy towarowej i boją sie wyjść - szepnął jej do ucha. - Monitoring, wiesz...
Jagna przez chwilę głowiła się jak wytransportować Zbyszka i jego Irenkę pod okiem kamer, ale tak żeby go nie wychwyciły. W końcu wpadła na najlepszy jej zdaniem pomysł.
- Już wiem. Ty tutaj zostań a ja pójdę do tej kanciapy, na pewno są tam stroje robocze. Krzysiek przebierze się za pracownika hotelu a ja za pokojówkę.
- Nie mogę iść z tobą?- zapytał Andrzej.
Jagna pokręciła głową.
- Twój wzrost za bardzo rzucałby się w oczy. Z waszego towarzystwa tylko Krzysiu nadaje się do tego zadania.
Po chwili Wrona został sam w hotelowym foyer, czekając na pozostałą czwórkę, która kilka minut później weszła do hotelu jakby nigdy nic. Od razu zaraportowali Wronie, iż Ignaczakowie przebrali się za obsługę hotelu a oni pomogli im wepchnąć ululanego Zbyszka do wózka na bieliznę.
- Umówiliśmy się na naszym piętrze, oni pojadą windą towarową a my jakby nigdy nic tą dla gości. - zaraportował Ziomek.
Grupka siatkarzy ruszyła do windy, modląc się aby plan Jagny odniósł sukces.
Tymczasem dwójka fałszywych pracowników przemierzała korytarze hotelowe pchając wózek z praniem. Zbyszek na szczęście zapadł w pijacką drzemkę i jedynie co jakiś czas wydawał z siebie stłumione chrapnięcia.
Gdy kuzynostwo było już na tym samym piętrze, na którym znajdowały się pokoje siatkarzy, pech chciał że z pokoju na końcu korytarza wyszedł Stephane.
__________________________________________________________________
Witajcie!
Pewnie co poniektóre z Was są zdziwione kolejnym rozdziałem w odstępstwie trzech dni? Dodałyśmy wcześniej z dwóch powodów, dostałyśmy napadu weny oraz w przyszłym tygodniu rozdział może się nie pojawić przez wzgląd na wakacyjny wyjazd Fiolki.
Życzymy Wam miłego czytania!
Opinie są jak zwykle mile widziane! :)
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)