wtorek, 23 września 2014

Rozdział XVII - Gdzie pan kupił tę chlamydię?


     Przez pierwszą fazę rozgrywek polska reprezentacja przeszła jak burza. Z Australią i Wenezuelą Polacy nie stracili nawet seta, ogrywając obie ekipy 3:0. Te wyczyny Jagna i Ruda, przygwożdżone zobowiązaniami zawodowymi, obejrzały w telewizji, zdołały się natomiast wyprawić do na mecz z Kamerunem, podczas którego na parkiecie pojawili się wreszcie Igła i Wrona. Zibi, z nieco smętną miną tkwił dalej na trybunach, zezując od czasu do czasu w stronę dziewczyn, przy czym Jagna zaczynała mieć mgliste wrażenie, że do niedawna zakochany w niej nieprzytomnie Bartman, teraz częściej spogląda na płomienną głowę Marian. Nic jednak nie mówiła, zadowolona z takiego obrotu spraw, wiedząc, że w razie czego ruda pozbędzie się niechcianego zalotnika z taką łatwością, jakby to był zdechły motylek.
      Również Kamerun nie wytrzymał zderzenia z naszą drużyną i został zmieciony 3:1, przy owacyjnym dopingu kibiców na Hali Stulecia, w tym Mariana i Jagny. Ignaczakówna kibicowała nieco wstrzemięźliwiej, za to Marian chyba nieco przesadziła, bo pod koniec meczu zachrypła. 
     Zdjęcie Jagny, wpadającej po meczu w objęcia Andrzeja obiegło internet i wylądowało na Ptysiach, wpędzając redaktorki serwisu w umiarkowaną rozpacz. Umiarkowaną, gdyż panie absorbował dość mocno Matt Anderson, darzony najróżniejszymi superlatywami.
     - Ty, co one w nim widzą? - zapytała bezceremonialnie Marian, gdy dwa dni później siedziały przy śniadaniu w kawalerce Jagny, podczytując netowe plotki, jedna w laptopie, druga w tablecie.
     - Mnie nie pytaj, ja z siatkarzy wolę Wronę - wykręciła się Jagna.
 Marian przyjrzała się dokładnie zdjęciu Matta, po czym dla pewności obróciła tablet do góry nogami i obejrzała Andersona w tej pozycji.
     - Ja tam nie wiem, ale nasi siatkarze są przystojniejsi - orzekła. - Zresztą nie tylko jak tak myślę, tu jedna lasia fotoreportaż dała. Te nogi to chyba Andrzeja?
 Jagna zajrzała w tablet, obrzucając zdjęcia okiem fachowca.
     - Nie, te są Miśka Kubiaka - odparła. - Te są Andrzeja, w podkolanówkach. Te co ich więcej jest.
 Ruda zachłysnęła się kawą.
     - Wydawało mi się, że Wrona nie jest stonogą? - zapytała ostrożnie.
     - Kretynka. Na zdjęciach więcej! W sensie częściej się pojawiają! - prychnęła Jagna. - Serio, ta laska ma chyba fetysz na skarpetki.
     Nasi przystojniacy z orzełkami na koszulkach na deser faz pierwszej rozklepali Argentynę, po czym wesoły autobus polskiej kadry odjechał z Wrocławia, zmierzając do Łodzi. Nastroje panowały znakomite, humory dopisywały, a w rozbawianiu ekipy jak zwykle przodował niezawodny Igła. Dorwał czyjś tablet, wszedł na Ptysie, po czym szatańsko chichocząc jął komentować fotorelację z meczu z Kamerunem.
     - Nogi, nogi, nogi, o twarz! - ogłosił z dumą odkrywcy. - Znalazłem na tych zdjęciach jakąś twarz! 
     - Czyją? - zapytał leniwie Buszek.
     - Znanego sercołamacza - odparł Igła. - Winiar, jesteś twarzą reprezentacji!
     - Ej, ale te nogi to takie więcej monotematyczne - zauważył Konar. - To Andrzeja chyba?
 Właściciel nóg nie odpowiedział, bo chrapał gdzieś z tyłu, uszy zatkawszy słuchawkami.
     - Wrona właścicielem najseksowniejszych nóg! - ogłosił Krzysiek. - Ciekawe co na to Jagna!
 Możdżon zajrzał przez ramię chichoczącemu Igle.
     - Można by pomyśleć - rzekł, przyglądając się artykułowi. - że w tym meczu grał tylko Wrona i jego skarpety...
     - No bez przesady - zaprotestował fałszywie Krzysztof. - O, zobacz, tu jest noga Dzika!
     - Wrona ma na telefonie seks tapety?- dopytał się Kłos. 
     - Dziki mają racice - odezwał się z kąta zaspany Zati. - Czekajcie, Karol, jakie seks tapety?
     - Ja nic nie wiem, Możdżon mówił! - odżegnał się Karol.
     - Nic takiego nie mówiłem - zaprotestował Marcin, spokojnie, acz stanowczo. - Ja mówiłem o skarpetach.
     - Jakich skarpetach? - zgłupiał Zati do reszty. - Tego dzika? I co jeszcze, jeleń w kapciach?
 Igła popatrzył na kolegów podejrzliwie.
     - Czy wyście coś palili? Kwiatki doniczkowe, albo co? - zapytał. - Bredzicie od rzeczy!
     - Któri pali?- w rozmowę włączył się Stephane. 
 Panowie spojrzeli po sobie.
     - Ja wyłącznie w centralnym ogrzewaniu - oznajmił stanowczo Igła. - W piecu, znaczy się.
     - Nikt nie pali - wyjaśnił łagodnie Możdżon. - Krzysiek żartował.
     - Czy ktoś mi wreszcie wytłumaczy o co chodzi z tym dzikiem w skarpetach? - jęknął Zatorski.
     - Nie dzik w skarpetach, tylko wrona! - Igła postukał się w czoło. - Andrzej Wrona!
     - A dzik? - Zati najwyraźniej nie mógł się pozbyć leśnej nierogacizny z myśli.
     - A dzik tam siedzi, o - Krzysiek wskazał Michała Kubiaka, kiwającego się kilka siedzeń z tyłu w rytm muzyki z iPoda.

    Ósmego września kadra przeniosła się ze stolicy Dolnośląska do Łodzi by tam rozegrać mecze drugiej fazy mistrzostw świata. Dwa dni później na pierwszy ogień poszli zdobywcy tegorocznej Ligi Światowej, Amerykanie.
    Jagna i Marian razem z Iwoną i dzieciakami przybyły do Łodzi w dobrych humorach, nastrojone wrześniową aurą otaczającą Polskę. Grupka z Rzeszowa zasiadła na trybunach Atlas Areny, która niczym ul sporadycznie napełniała się biało- czerwonymi kibicami. Andrzej i Krzysiek w tym dniu zostali wysłani na trybuny, ale zanim pojawili się obok swoich najbliższych musieli przejść odprawę razem z resztą reprezentacji.
    Przed dziewczynami zasiadło kilka fanek reprezentacji USA szykujących smartfony na prezentację zawodników zza oceanu. .
    - Zaraz wejdzie Matt! - zapiszczała blondynka w biało-czerwonym wianku na głowę
Marian spojrzała na numer i napis na jej plecach, nachylając się jednocześnie do ucha siedzącej po jej lewej stronie Jagny.
    - Koszulka Zbyszka i ekstaza na widok tego całego Andersona?
    - A to fangirlowanie obydwóm musi się wykluczać? - odpowiedziała jej Jagna.
    - Zbyszek idzie!- pisnęła ciemnowłosa koleżanka blondynki. - Jezu ależ on ma zgrabny zadek!
Jagna i Iwona wybuchły śmiechem, natomiast Marian miała ochotę uderzyć głową o wyświetlacz iphona.
    - Wronka też jest niczego sobie. - kontynuowała rozanielona brunetka. - Szkoda, że ma dziewczynę ale jak to nie jest narzeczona to jeszcze jest nadzieja co nie? - zapytała koleżankę skupioną na fotografowaniu bicepsa Andersona.
    - Soo? A no tak znasz to powiedzenie? Każdy wagon da się przestawić... - zaśmiała się.
Jagna w tym momencie wyglądała, jakby zaraz miała dostać ataku apopleksji. Wsunęła głowę pomiędzy dwie fanki siedzące przed sobą i rzekła sztucznie słodkim głosem, podszytym jednak sporą dawką zazdrości.
    - Ale nie każda lokomotywa da się przestawić.
Fanki spojrzały na nią zaskoczone.
    - A ty co masz jakieś newsy o Wronie, że się tak wtrącasz nie w swoją rozmowę?
    - Wrona podobno trzyma w domu chlamydię. - powiedziała zaskoczonym dziewczynom. - Jego dziewczyna też to hoduje. Łączy ich pasja i przywiązanie do niej.
    - To jest jakiś zwierzaczek? - zapytały podejrzliwie.
    - Można tak powiedzieć. - do rozmowy włączyła się Ruda. - Lubi ciepłe i wilgotne miejsca.
    - Łazienkę?
    - Taaak w łazience też czasem bywa. - złość minęła Jagnie niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Rozmowa na temat tajemniczej chlamydii zakończyła się przybyciem Igły i Andrzeja. Fanki spoglądały na niego i Jagnę z zazdrością, jedna ośmieliła się zadać nurtujące ją pytanie.
    - Gdzie pan kupił tę chlamydię?- spojrzała na niego rozkochanym wzrokiem.
Andrzej na początku nie zrozumiał o co chodzi, ale umysł szybko zanurkował w obszary pamięci biologicznej i przypomniał sobie czym jest chlamydia.
    - Że co proszę?- zapytał osłupiały.
    - Wronka czy ja o czymś nie wiem? - zarechotał Igła włączając kamerę. - Chlamydia? Czy Jagna o tym wie?- zwrócił się do kuzynki i Marian.
    - Sama nam powiedziała, że hodujecie w łazience chlamydie! - jasnowłosa fanka wskazała duszącą się ze śmiechu Ignaczakównę.
    - Chlamydia to choroba weneryczna!- ryknął zirytowany Wrona. - Co wy wygadujecie?
    - Cooo? Andrzej masz chorobę weneryczną! O boże!- dziewczyny odwróciły się zszokowane. - Runął mi światopogląd!
    - Jaka choroba weneryczna? - siatkarz całkowicie się pogubił. - Czy ktoś wie co tu się do cholery dzieje?!
    - Boże jaki brutal!- kolejny tabun hotek zaczął filmować zirytowanego Wronę.
    - Ej laski on ma chlamydię w łazience! - krzyczały fanki Andersona. - Trzyma w łazience chorobę weneryczną!
    - Jak można trzymać w łazience chorobę weneryczną idiotko?! - zdziwiła się jedna z fanek. - Naprawdę od tego Andersona we włbie wam się kiełbasi. Czytajcie więcej pudelka i superexpresu. - powiedziawszy to przeszły na swój sektor.
Jagna zachowując śmiertelną powagę przytuliła się do Wrony.
    - Jesteś zły?- zapytała przymilnie.
Andrzej spojrzał na nią z wyrzutem.
    - Na naszą łazienkową chlamydię czy na ciebie?- zapytał śmiertelnie poważnie.
Igła skierował oko obiektywu na twarze obojga.
    - To będzie filmik roku!
    - Krzysiek wyłącz to dziadostwo! - wtrąciła się Iwona. - Cała Polska nie musi o tym wiedzieć, zajmij się czymś pożyteczniejszym!
    - To jest dokumentacja dla potomności - odparł Igła z godnością, opuszczając jednak kamerę.
 - Nasza łazienkowa chlamydia jest nieśmiała - odparował natychmiast Andrzej. - Życzy sobie pozostać w cieniu!
     Jagna dostała ataku śmiechu. Sędzia odgwizdał początek meczu, a ona wciąż się śmiała, zostawiając Andrzejowi na piersi smugi z tuszu, na szczęście słabo widoczne, bo Wrona miał na sobie czarną koszulkę.
 Dalej niestety nie było tak śmiesznie. Nieunikniony dołek formy dopadł naszych reprezentantów, gra się nie kleiła, no i stało się. Pierwszy set przegraliśmy. Igła,w przerwie między setami zerwał się z miejsca i poleciał do chłopaków, Andrzej zaś, choć korciło go by pójść w ślady Krzysia, dzielnie trwał przy Jagnie.
     W drugim secie zaświeciło światełko nadziei, zdołaliśmy bowiem wygrać, jednak set trzeci przyniósł kolejne załamanie. Po secie czwartym wszystko już było jasne - przegraliśmy.
 Nie było zatem nic dziwnego, że po meczu w strefie wywiadów atmosfera panowała raczej minorowa.        Zbyszek Bartman, który spędził wieczór na ławce rezerwowych, a teraz, przebrany w służbowy dresik wypatrywał między fanami, dziennikarzami i nielicznymi jeszcze siatkarzami pewnej ognistej fryzury, wyrazem twarzy dopasowywał się do ogólnej ponurości, przybity porażką i dodatkowo poirytowany pokwikiwaniem co poniektórych uganiających się za Amerykanami panienek. Nigdy nie dysponował zbyt dużą tolerancją dla rozpiszczanych hotek, a tego wieczoru spadła ona niemal do zera.
     Złowiwszy kątem oka błysk rudości przystanął za reklamowym pagajem i spojrzał ponad tłumem w tamtą stronę. W morzu głów istotnie lśniła jedna ruda, ale kiedy się poruszyła, dusza Zibiego napełniła się gorzkim rozczarowaniem. Płomienna koafiura należała bowiem do jakiejś pani w wieku bardzo średnim, która starała się swym strojem energicznie zaprzeczyć metryce.
     Zbyszek zazgrzytał zębami. W tym samym momencie jego ucho przewiercił przeraźliwy pisk, emitowany przez ciemnowłose dziewczę, zwrócone do niego plecami, jedno z tych, które Jagna straszyła chlamydią.
     - MAAAAAAAAAAAATIIII! - wizgnęło dziewczę jak wiertarka udarowa.
     - No co ty - stojąca obok blondynka postukała się w czoło. - To nie Matt, to Lotman. Ślepa jesteś?
     - Nie, tylko taka nakręcona, że jak Matt zaraz nie wyjdzie, to ja nie wy-trzy-mam! - wydyszała brunetka.
     - Oj ja też! - zapaliła się blondi. - Matt jest taki słodki!
 Bartman prychnął w duchu. Nie miał zamiaru podsłuchiwać tej rozmowy, jednak nie miał zamiaru też się ruszać z miejsca, chciał bowiem znaleźć Jagnę, Wronę, Ignaczaków i Marian, zwłaszcza zaś Marian, do czego się sam przed sobą nie przyznawał, a nie rzucać się w objęcia dziennikarzy, którzy niechybnie by go dostrzegli, gdyby wylazł zza pagaja. Tymczasem konwersacja fanek obok niego trwała.
     - Ej, ja myślałam, że ty do Bartmana świrujesz - zdziwiła się trzecia dziewczyna, której Zibi nie widział ze swojego ukrycia. - Przeszło ci?
 Blondynka wydęła umalowane usteczka.
     - Już dawno - rzekła wzgardliwie, nieświadoma obecności Zbyszka. - Matt jest taki... no za piękny na ten świat! A Zibi gwiazdorzy. Powinien zjeść snickersa.
     - Nie, dziękuję, od słodyczy sadło rośnie - rzekł jadowicie Zbigniew.
 Blondi i brunetka podskoczyły nerwowo, obejrzały się, po czym zachichotały.
     - Oj co ty Zibi, poczucia humoru nie masz? - zapytała brunetka. - Wyluzuj!
 Wkurzony Bartman już otwierał usta do kolejnej sarkastycznej riposty, gdy ktoś go uprzedził.
     - Przepraszam bardzo, dziecko drogie, świnie ze Zbyszkiem pasłaś, że mu na ty walisz? - zapytała cierpko Marian. Zibi mógłby przysiąc, że zmaterializowała się z powietrza. - A wyluzować to sama możesz, ale gumę w gaciach.
 Brunetkę zatkało.
     - No co pani...? - zaczęła blondynka, ale umilkła pod morderczym spojrzeniem Marian.
     - Ja? Ja ci mówię, żebyś zastosowała się do rady Zbyszka i słodycze odstawiła - odparła ruda. - Dupa ci rośnie jak armata, dziecko. Zbyniu, idziemy!
     To rzekłszy wzięła osłupiałego Zibiego pod ramię i poprowadziła na drugi koniec sali, na którym czekali już Ignaczakowie oraz Wrona.
     - Dziękuję - rzekł Zbyszek, wychodząc ze stuporu.
 Ze zdumieniem stwierdził, że pod wpływem jego spojrzenia Marian nieznacznie się zarumieniła.
     - Nie ma sprawy - odparła nonszalancko, udając, że ogląda swoje paznokcie. - Nie lubię takich rozpiszczanych idiotek.

    Kolejne kilka dni były pasmem sukcesów, okupionych hektolitrami przelanego potu a chwilami nawet łez. Chłopcy nie przegrali już żadnego meczu, ale po zaciętych bojach z Włochami, Francją i Iranem a także dzięki wyeliminowaniu przez Argentynę, Amerykanów wyszli z grupy na drugim miejscu. I wtedy przydarzył się klops. Losowanie trzeciej fazy turnieju przyniosło biało- czerwonym widmo gry z broniącymi tytułu Canarinhos a także Sborną.
     Polska zadrżała w posadach, jedni kibice trzęśli się przed dwiema największymi potęgami siatkarskimi, drudzy losowanie przyjęli ze spokojem. W kadrze nawet jeśli ktoś obawiał się porażki to nie mówił tego głośno a najbliżsi motywowali siatkarzy jak tylko mogli. Jagna ostatecznie wyżebrała u szefostwa kolejną już ostatnią partię urlopu, oznajmiając przy okazji że jest w ciąży i przed Nowym Rokiem chciałaby iść na zwolnienie.
    Szef nawet jeśli był cokolwiek zaskoczony to nie dał po sobie tego poznać. Jak każdy szef miał informatorów i doskonale wiedział z kim kuzynka Ignaczaka zaszła w ciążę. Po cichu liczył, że jeżeli Polacy wygrają to skłoni Wronę to długiego wywiadu na antenie jego radia. Buszka, Ignaczaka, Konarskiego, Drzyzgę i Nowakowskiego trudno przydybać nie będzie, bo grają w Resovii ale gracz Skry Bełchatów byłby smaczkiem. A może udałoby się jeszcze namówić Wlazłego, Winiarskiego i Kłosa do pary? Och wizja tej audycji była piękną perspektywą.
    No więc szef zgodził się dać Jagnie wolne aż do finałowego meczu w Katowicach, zaznaczając, iż mile widziana byłaby relacja z tegoż widowiska.
Ignaczakówna razem z Rudą stawiły się ponownie w Łodzi dzień przed meczem z Brazylią kiedy kadra miała wolne.
    - "Szkoda mi pszeków z powodu losowania..." - Ruda zacytowała wpis Aleksieja Spiridonova z Insgagramu. - Ten facet naprawdę ma coś z łebem. - oświadczyła na całą restaurację.
    - Prowokuje i tyle. - mruknęła Jagna. - Z tego co pamiętam to w Londynie nie było go w kadrze przez chlanie. Pewnie mu szare komórki przeżarło od tego pijaństwa.
    - Ja tam bardziej obawiam się Brazylijczyków. - Marian nadal nie mogła oderwać się od tabletu. - To są jednak obrońcy tytułu.
    Dziennikarka przerwała pałaszowanie sałatki cesar zamierając z grzanką w jednej ręce i widelcem w drugiej. Przyglądała się przyjaciółce skupionej na wyszukiwaniu artykułów siatkarskich.
    Odkąd znała Rudą to siatkówka i sport generalnie nie były jedną z jej licznych pasji. Na meczach była tylko ze względu na Jagnę, która kibicowała Igle i chłopakom których poznała poprzez kuzyna. Teraz zaś rudowłosej buzia nie zamykała się nawet na pół minuty i gdyby nie znała jej od wielu lat, myślałaby że zadurzyła się w jakimś dziennikarzu siatkarskim albo coś. Odpadał Jurek Mielewski bo chociaż atrakcyjny i dobrze ubrany to jednak miał żonę i dzieci, Kuba Bednaruk również był szczęśliwie zajęty, Kadziu miał żonę, panowie Rysiu Bosek i Ireneusz Mazur jakkolwiek byli uroczy to raczej wiekowo nie pasowali do Marian.     Jedyną odpowiedź z kim Marian tak często sms-uje mógł dać jej tylko Kłos. Na Igłę i Wronę nie miała co liczyć, Bartman na pewno robił wszystko w tajemnicy i nawet mieszkający z nim w pokoju Fabian Drzyzga o niczym nie wiedział. Misiek Kubiak cały wolny czas spędzał z przebywającą w Łodzi Moniką i Polą, ale Karolowi Kłosowi nudziło się i to bardzo. Miała na to niezbite dowody w postaci mms-owej sesji Irenki w strojach siatkarskich w każdym możliwym miejscu.
Przydybie go przy najbliższej okazji po meczu i porządnie przemagluje bo co jak co ale chemię pomiędzy dwiema tak wybuchowymi personami jak Bartman i Marian trzeba było mieć na oku.
    Pierwszym spotkaniem biało-czerwonych w tej fazie turnieju był mecz z Brazylią. Po przegranym pierwszym secie Canarinhos wygrali kolejne dwa i już witali się z gąską, juz w myślach mierzyli medale i ściskali puchar, kiedy Polacy zaczęli w czwartym secie łoić ich na wszystkie strony. Młody Rezende nie zniósł tego najlepiej i rozpoczął wymianę tak zwanych uprzejmości pod siatką. Dziku nie pozostał mu dłużny, posyłając kapitanowi Brazylijczyków taki tekst, po którym tamten zbladł i zrobił minę człowieka, któremu coś dotkliwie śmierdzi.
     - Ty, co on mu powiedział? - zapytał z uciechą Igła, trącając Andrzeja łokciem.
     - Ci, po meczu się dowiesz - odparł nieuważnie Wrona, ściskając dłoń Jagny. - Nooo, panowie! Dalej! Cholera! Napier.. Napierdzielać ich!
     No i napierdzielali. Doprowadzili do tie-breaka, którego potem wygrali, ku wielkiej frustracji Brazylijczyków, a radości własnej i zgromadzonych kibiców. Rozgoryczenie Canarinhos było tak wielkie, że zaowocowało potężnym fochem, mającym postać nieobecności Brazylijczyków na konferencji pomeczowej i w strefie wywiadów.
     Gdy panowie wrócili do hotelu, Kłos nie wiedział co ze sobą zrobić. Pomeczowa adrenalina nie dawała mu spać, a tymczasem koledzy się chwilowo rozpierzchli po całym hotelu, gadając ze swymi małżonkami i dziewczynami już to osobiście, już to przez telefon i inne zdobycze techniki. Sesje z Irenką chwilowo mu się znudziły, pogadać nie było z kim, zszedł więc do lobby, szukając Wrony.
     I znalazł. Andrzej siedział pod wielką palmą, wpatrując się z wyrazem twarzy, zdaniem Karola, absolutnego debila, w Jagnę, przycupniętą na fotelu obok.
     - I ten spalony - mruknął Karol. - Zaraza.
Odwrócił się, tylko po to by walnąć klatą w twarz platynowej blondynki, która widac musiała stać tuż za nim. Blondi pisnęła cienko, zakolebała się na wysokich obcasach swych pantofli i walnęła na glebę jak długa w iście kreskówkowy sposób. Karol miał ochotę zakrzyknąć "Drzewo!" ale powstrzymał się i zamiast tego pochylił się z troską nad ofiarą zderzenia.
     - Nic się pani nie stało? - zapytał.
     - Nie, nic - odparła blondyna, w której Karol rozpoznał teraz Margaritę. - Ale pan jest potężny, ojej...
Załopotała zalotnie rzęsami, kiedy pomagał jej wstać, potem jednak zagryzła wargę, rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Wrony i zapytała słodkim głosikiem.
     - A pana przyjaciel, a Ędrju... Z kim on rozmawia?
     - Ze swoją narzeczoną - odparł Karol, nagle zły.
     - Ojej... - Margarita wytrzeszczyła oczy. - A czemu ona taka blada, może jest chora, jeszcze zarazi Andrzejka! Słyszałam jak wymiotowała w łazience, wie pan, w przerwie między setami!
Kłos wywrócił oczyma. Że też musiała mu się taka idiotka napatoczyć!
     - Andrzejowi nic nie jest - burknął. - Jagnie też nie.
     - Skąd pan wie? - Margarita złapała go za rękę.
     - Jest w ciąży! - burknął Karol, odbierając jej kończynę.
Ponieważ zaraz odwrócił się i odszedł, nie zauważył, że szafiarce mina wydłużyła się, a nos opadł na kwintę.     Załamana Margarita pokolebała się na swoich obcasach w stronę hotelowego baru.
Tymczasem Kłos poszwendał się po lobby, gdy zaś postanowił wracać na górę, wpadł w szpony Jagny, która oderwawszy się od Andrzeja przypomniała sobie o swojej tajnej misji.
________________________________________________________________
Witajcie! 
Dzisiaj w patriotycznym kolorze i nastroju, podszytym jesienną nostalgią a także depresją pomundialową. Kończy się lato, kończą się imprezy sportowe, ale na pocieszenie mamy Ligę Mistrzów(bo wiecie, że jesteśmy fankami futbolu) i Plus Ligę. Ostatnie trzy tygodnie mimo, że bezowocne były pięknym czasem pełnym wzruszeń, pięknych foć i emocji sportowych. Nawet nas kilka razy złapał stan przedzawałowy. Panowie JESTEŚCIE WIELCY!!!
I pozwólcie i nam zakrzyknąć niczym duet Swędrowski&Drzyzga: "JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA!!!" 

Ufff...
Co do rozdzialiku to jest krótszy, ale niestety na więcej brakło nam czasu a i zainteresowanie chyba ostatnio trochę skisło. No nic jeśli ktoś tutaj jeszcze wchodzi i nie zanudziłyśmy go naszą story to życzymy miłego czytania! 

                                                            Pozdrawiamy Fiolka&Martina :) 

PS. Dwa bonusiki by Martina :) 




sobota, 13 września 2014

Rozdział XVI - Uwaga! Wrona odleciała z gniazda singli???!!!


    Kolacja w Złotej Kaczce toczyła sę w atmosferze smętnej i niemrawej, jako że Jagna była potężnie nie w sosie, a Majka i Agnieszka nie bardzo wiedziały jak ją pocieszyć. Dopiero Marian rozkręciła nieco imprezę, sypiąc jak z rękawa anegdotkami z życia w Australii, które wywołały uśmiech nawet na bladym licu Ignaczakówny. Była właśnie w połowie smacznej opowieści o tym, jak to podczas wycieczki w interiorze udała się w krzaczki za potrzebą i stanęła oko w oko z krokodylem, gdy w torebce Jagny rozdzwonił się telefon.
     - Przepraszam was na chwilę - dziewczyna wyłowiła aparat z torebki i schroniła się za ozdobnym parawanem, nie chcąc przeszkadzać innym swą rozmową.
     - Jagna, to ty? - w telefonie odezwał się zdyszany i zaaferowany głos męski. - Guma mówi! Słuchaj, jest afera!
     - Jaka znowu afera? - zdziwiła się Jagna.
     - Krzysiek rozrabia! Słuchaj, Antiga go nie wstawił do wyjściowego składu na otwarcie i zrobił się dym! Igła się uchlał!
 Jagna miała wrażenie, że źle słyszy, albo ktoś jej streszcza kiepskie opowiadanie.
     - Guma, jesteś pewien, że to nie ty się uchlałeś? - zapytała cierpko.
     - Stuprocentowo! Jaguś, przyjeżdżaj do hotelu natychmiast, Stefana teraz nie ma, ale jak wróci, Igła wyleci z repry jak amen w pacierzu! Ty jedna możesz do niego przemówić! - przekonywał Zagumny. - Przecież do Iwony nie zadzwonię!
     - No tak - mruknęła Jagna, ogarniając umysłem sytuację. - Dobra, zaraz tam będę.
 Wróciła pospiesznie do stolika.
     - Dziewczyny, ja muszę lecieć, sytuacja awaryjna - oznajmiła, łapiąc torebkę.
     - O rany, jakiś wypadek? - zapytała zaaferowana Majka, bezwiednie odwracając uwagę Jagny od Mariana, której oczy zaświeciły w tym momencie jak kocie ślepia.
     - Coś w tym stylu. Igła ma kłopoty - zeznała mętnie Jagna. - Bardzo was przepraszam, zdzwonimy się potem, pa!
     - Czekaj, to ja pojadę z tobą! - poderwała się Marian. - Może się przydam!
 Jagna się nawet nie zastanawiała. Marian przegadałaby nawet oddział talibów w razie potrzeby, a potem kazałaby im klęczeć na grochu.

    Kiedy one zmierzały do Hiltona, Igła akurat zdążył zlokalizować Wronę w pokoju, przez zawodników zwanym socjalnym, a służącym relaksowi oraz zabawom. Andrzej, z wyrazem twarzy człowieka, który właśnie puścił z dymem co najmniej siedem wiosek, toczył jednym palcem bilę po stole do bilarda, zupełnie nie zwracając uwagi na kłębiących się wokół kolegów.
     - Ty słuchaj, Guma ma do ciebie interes - zagaił.
 Wrona obrzucił Ignaczaka podejrzliwym spojrzeniem.
     - Jaki? - zapytał.
    - Coś mu się w tablecie spierdzieliło, system operacyjny, czy coś - odparł Igła konspiracyjnie. - Ja już nie to pokolenie jestem, nie wyznaję się na tej technologii, Guma to samo. Weź to ogarnij, bo mi będzie marudził!
     - Mikę poproś - odparł Andrzej. - Albo Busza.
     - Mika wisi na telefonie i kląska ze swoją laską - odparł natychmiast Igła. - A Buszu mówi, że się nie zna.Wrona, kurde, nie bądź wiśnia!
 Andrzej westchnął rozdzierająco.
     - Dobra, rzucę okiem - mruknął i wyszedł z pokoju, z miną Kordiana pnącego się na Mont Blanc.

    Jagna wparowała do hotelu naładowana złością, głównie na Igłę, któremu miała ochotę urwać nogi u samej dupy. Marian biegla za nią prawie zabijając się na panterkowych szpilkach z czerwoną podeszwą.
    - Zabiję tego patafiana! - mruknęła. - Dzień przed Serbami schlać się jak świnia. Już ja sobie porozmawiam z tym moczymordą!
    - Załamał się chłopak. - stwierdziła rudowłosa. - Przypominam ci jak wyglądałaś kilka dni temu, jakby cię z walec drogowy przejechał.
    - Ja mam istotny powód. Życie mi się zmienia szybciej niż światła na skrzyżowaniu a on wymyśla sobie problemy. Nie zagra z Serbami to zagra potem, przecież z kadry go nie wywalili!- ryknęła wchodząc do windy. Po naciśnięciu odpowiedniego guzika szklana kabina ruszyła do góry a na podświetlanym panelu migały numery piętr. Gdy w końcu dotarły do miejsca przeznaczenia na korytarzu objawił się Zbigniew.
Na widok Jagny w towarzystwie Marian, uśmiechnął się jak głupi do sera.
    - Jagienka?- zapytał niemalże z czcią. - Kochana co tu robisz?
   - Do Igły przyjechałam. Gdzie ta moczymorda? - odezwała się Ignaczakówna.
    - Moczy co? Przecież Igła nie...Auuuuuuuuuuuuu!- zawył Bartman czując jak szpilka w butach rudowłosej wbija mu się w stopę obutą jedynie w japonki. Wracał z basenowej pływalni, gdzie relaksował się po sutym obiedzie.
    - Najmocniej przepraszam. Te buty takie niestabilne. Może wie pan gdzie tutaj jest toaleta? Wysiusiać się chciałam!- zaświergotała ruda.
Zbigniew zbaraniał, natomiast Jagna nie zważając na nietypowe dla Marian zachowanie szła w stronę pokoju numer 6.
Gdy oddaliła się na odpowiednią odległość, Marian złapała Zbyszka za włosy ciągnąc z całej siły.
    - Odezwij się jeszcze raz to ci wyrwę coś bardziej istotnego. - zaświergotała.
    - A idź ty babo jedna! Co wy znowu kombinujecie? Ignaczak na kadrze nie bierze nawet piwa do ust a już o schlaniu nie ma mowy.
Zielone tęczówki rudej zalśniły złością niczym u dzikiego kota.
    - Słuchaj no pawianie jeden! Nie twój interes, kapujesz?
    - A może mój?! Ko...Koleżanki nie zostawię w potrzebie.
    - Koleżanka ma już adoratora więc spływaj póki woda nie na kartki! Już cię nie ma!- odgoniła go ręką niczym nieposłuszne dziecko. - Poszukaj czy cię nie ma w lodówce.
    - Ktoś miał rację twierdząc, że na dziesięć rudych jedenaście jest fałszywych. - sapnął Zbigniew oddalając się od tej płomiennowłosej wariatki.
  Jagna krokiem marszowym weszła do pokoju, na ustach mając okrzyk bojowy.
     - Igła, zaraz dostaniesz w łeb! Czyś ty zdur...
 Słowa zamarły jej na ustach, bo osobnikiem, który siedział w fotelu i wywalał swe długie nogi na pół pokoju nie był jej kuzyn, tylko Andrzej Wrona.
     - Co ty tu robisz? - zapytał osłupiały.
 Na Jagnę spłynęło gwałtowne oświecenie. W mgnieniu oka zrozumiała wszystko, kuriozalny telefon od Gumy, dziwne zachowanie Rudej... Odwróciła się i szarpnęła za klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz.
 A klucza w pokoju nie było.
     - Zdrajcy! - zawyła Jagna. - Zatłukę was oboje!
     - Co tu się dzieje? - Wrona domagał się wyjaśnienia.
     - Igła i Marian zrobili zasadzkę - warknęła Jagna.
     - Nie wyjdziecie stamtąd, dopóki nie porozmawiacie jak ludzie! - zatrąbiła Ruda zza drzwi. - Zrozumiano?
     - A lekarka kazała mi się nie denerwować - rzekła Jagna przez zęby.
     - To może ten, usiądź sobie i w ogóle? - Andrzej poderwał się z fotela. 
 Dziennikarka przyjrzała mu się uważnie.
     - Czy ty bierzesz w tym udział? - zapytała.
     - W życiu! - wyparł się natychmiast Wrona. - Wkręcili mnie, tak jak ciebie!
 Tymczasem na korytarzu pojawił się zwabiony rykami trener Antiga.
     - So tuu się zieje? - zapytał. 
     - Ja nic nie wiem - rzekł obronnie i całkiem zgodnie z prawda kompletnie niewtajemniczony w spisek Mika. Tymczasem Fabian i Guma usiłowali się zlać z tapetą na ścianach.
     - Stefan, bo kazałeś mi nareperować Jagnę, to znaczy Wronę - tłumaczył się Igła. - No to ja reperuję, znaczy Jagna go reperuje, znaczy...
 Stephane uniósł dłoń niczym Juliusz Cezar.
 - Nic nie rozumięę - rzekł.
 W tym momencie wkroczyła Marian.
     - Andrzej Wrona odbywa tam najważniejszą rozmowę w swoim życiu! - rzekła z naciskiem. - Chce pan być hamulcem na ich drodze do szczęścia? Chce pan stracić jednego z najlepszych zawodników?
     - Nie chcę - odparł Stefan. - Ale jak bęzie z tego skandal, to uduszęę jegoo - wskazał długim palcem Igłę.
     To rzekłszy oddalił się do swojej kwatery. Na nadejście spokoju było jednak za wcześnie, bo zwabiony zamieszaniem na korytarzu pojawił się Bartman, dyskretnie rozcierając poszkodowaną w starciu z Rudą stopę o łydkę drugiej nogi.
     - Co jest? - zapytał, obrzucając zdziwionym spojrzeniem grupkę, wpatrzoną w drzwi pokoju numer sześć.
     - Wrona z Jagną rozmawia - odparł machinalnie Guma.
      - Ale jak to rozmawia? - Zbyszek zawrzał jak czajnik na gazie. - Co znaczy rozmawia, wpuśćcie mnie tam natychmiast!
     - Zapomnij - rzekła lodowato Marian.
     - Ja ją kocham! - wrzasnął Zibi. - A jemu to się w ryja należy za to, jak ją potraktował!
     - To kochaj ją w milczeniu i kontemplacyjnie!- odpysknęła.
W błękitnych oczach Zbigniewa zabłysła złość.
    - Słuchaj ty...ty ruda wariatko. Jak śmiesz wtrącać się w moje sprawy?! - spojrzał z góry na  Marian, która nawet na szpilkach sięgała mu ledwie do ramienia.
    Dziewczyna nie zamierzała słuchać jęków i pretensji Bartmana.
Na korytarzu zaczęli zbiegać się pozostali kadrowicze obserwując kłótnię tej dwójki niczym z Mody na Sukces.
    - Ruda wariatko?!- wrzasnęła góralka. - Ty chamie niemydlony!- trzasnęła go kopertówką w panterkę wprost w ucho.
    - Przestań mnie bić psychopatko!- Zibi odsunął się od pałającej żądzą mordu rudowłosej.
Ona jednak nie zamierzała ustąpić. Żaden facet, nawet tak wyględny jak Bartman nie będzie wyzywał jej od psycholi!
    - Jeszcze jedno słowo a dopiero ci pokażę psychopatkę!
    - Co się tutaj dzieje?! Co to za ryki?!- korytarzem nadchodził właśnie drugi z trenerów Philip Blain. Francuz ni w ząb nie rozumiał co jest przyczyną kłótni ani nawet jej przebiegu, ale hałas tej dwójki zbudził go z drzemki.
    - Melodramat trenerze. - mruknął Możdżonek. - Nic ciekawego to taka nasza polska przypadłość.
    - Jaka polska przypadłość? Dlaczego Zibi kłóci się z tą dziewczyną?- pytał po angielsku.
    - Eine liebe und grande amore!- wyrwało się Igle.
    - Co? - zbaraniał Philip.
    - Miłość panie trenerze, miłość. - Kłos podjął wkręt na drugim szkoleniowcu. - Oni pałają do siebie taką namiętnością, że iskry lecą. Zbigniew rzucił dla rudowłosej swoją wieloletnią partnerkę Irenkę!
    - Irene? Jaka Irene? Panowie czy wy robicie mnie w konia?
    - My?- rzekł Igła i Karol.
    - Wy. - odpowiedział znużony Blain. - Ale mniejsza z tym, powiedzcie tej dwójce żeby zamknęli się w pokoju bo chcę spać!- powiedziawszy to opuścił zbiorowisko trzaskając drzwiami do swojego pokoju.
    Kłótnia Rudowłosej i Zbigniewa przeniosła się do pokoju neutralnego a więc Buszka i Miki. Zbyszek nikomu nie dał się przekonać, że nie wejdzie pomiędzy Jagnę i Andrzeja i awantura trwała nadal.

    W pokoju Gumy i Krzyśka zapadła grobowa cisza. Jagna zasiadła na łóżku Igły pod oknem, natomiast nieszczęśliwy do głębi Andrzej taksował spojrzeniem sylwetkę dziewczyny. Oczyma wyobraźni widział jej powiększający się brzuch a potem dziecię na rękach.
To musi być córeczka! Mała Wronka!
    Jagna czuła wzrok Andrzeja na sobie i nie było to dla niej niemiłe. Była zła na siebie na niego i na cały świat, ale przez hormony na sam widok Wrony miała mokro w majtkach i ochotę na rzucenie się w jego szerokie ramiona. Zgłupiała do końca!
Najpierw odrzuca jego oświadczyny a potem ma ochotę zawlec go do najbliższego łóżka.
    - Jagna...- Andrzej dotknął delikatnie ramienia Jagny.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, spoglądając wprost w udręczone oblicze siatkarza.
    - Nie wytrzymam tego dłużej Andrzej!-  odpowiedziała całując zdumionego Wronę wprost w półotwarte usta. Nie narzekał na taki obrót sprawy i czym prędzej porwał swą bogdankę w ramiona. Całowali się jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata, nienasycenie, głęboko i kompletnie.
    Andrzej uniósł swój skarb w ramionach kładąc na łóżko Pawła.
 Zajęci pieszczotami, nie zauważyli, że drzwi wejściowe otworzyly się bezszelestnie i do pokoju wkradł się na paluszkach Igła. Obrzucił spojrzeniem parę, splecioną w uściskach na łóżku Gumy, uśmiechnął się i wyszedł.

   Na korytarzu wpadł wprost w objęcia głodnych wiedzy kadrowiczów, którzy raz zwęszywszy rozrywkę już nie popuścili, żądając, jeden przez drugiego, złożenia relacji z tego co zobaczył.
    - Pogodzili się? - dopytywał się z zainteresowaniem Kłos.
    - No właśnie? - zainteresował się znienacka Wlazły. - Z Wrony teraz pożytku żadnego nie ma!
    - Zamknijcie się wszyscy i chodźcie tam - nakazał stanowczo Możdżonek, wskazując fotele pod oknem, na samym końcu korytarza.
    Cała procesja ruszyła grzecznie we wskazanym kierunku. Igła rozsiadł się jak basza na środkowym fotelu, po czym upewniwszy się, że koledzy też już zajęli miejsca, a wszystkie oczy skierowane są na niego, zaczął ze smakiem swoją opowieść.
    - Guma, twoje łóżko jest jak teren wojenny na którym podpisano zawieszenie broni! - rzekł.- Jak wlazłem do pokoju sprawdzić czy się nie pozabijali, bo wiesz baba z hormonami ciążowymi jest gorsza niż wyrzutnia rakiet, to macali się na twoim wyrku a spod drzwi do mojego mieli bliżej!
    - Pogodzili się? - Marian, która właśnie porzuciła stratowanego werbalnie Bartmana w pokoju Buszka i Miki, dołączyła do grupki słuchaczy.
    - Twoje łóżko jest całe w okruszkach po chipsach coś je żarł w nocy. - rzekł niedbale Guma.
    - Ja? Chipsy?! To jest potwarz, to nie były chipsy! - Igła oblał się purpurą.
    - A chipsy z buraka?- zarechotał Kłos. - Wrona mnie kiedyś częstował jak mu żona Lewego zrobiła zapas.
    - Z buraka?!- skrzywił się Mika. - I co jeszcze schabowy z tektury?
    - To były chipsy beztłuszczowe!- Igła przebił się przez konwersację o burakach i tekturze. - Nietuczące!
    - Taaa a potem znowu będziesz jojczał, że masz brzuch jak Jo Jo Oponiarz.
    - Ja nie jęczę!
    - Iwona powiedziała, że schowałeś w szafce książkę "Zmień swoje życie z Chodakowską!" - kpił dalej Guma.
   - Judasz! - prychnął Igła, kryjąc rumieniec. - Zdrajca!
   - Igła, uspokój się, bo jak Wrony wyjdą z pokoju, to zamknę tam ciebie z Gumą - oznajmiła srogo Marian.

    Zbigniew, wyszedłszy z pokoju, ujrzał Marian, która jawiła mu się, w świetle stojącej przy jednym z foteli lampy, jako anioł sprawiedliwości z gorejącymi niczym płomienie włosami.
    - Anioł...- wymsknęło mu się.
    - Anioł?- zdziwił się stojący za nim Fabian. - Gorgona raczej! - Żebyś widział jak rozprawiła się z trenerem jak mu powiedziała, że jest hamulcem na drodze do happy endu Wrony i Jagny. Stefan prawie się rozpłakał.
    - Geniusz nie kobieta!- oczy Zibiego zalśniły podziwem. - Chyba się zakochałem!
    - Co ty bredzisz? Znowu coś chlałeś? - Igła spojrzał na niego nieufnie.
    - Zakochałeś? - rudowłosy anioł ujął się wojowniczo pod boki. - Jakieś pół godziny temu chciałeś lać Wronę po mordzie, w imię miłości do Jagny. Taki szybki jesteś, czy serce masz takie pojemne?
    - Potraktuj to wyznanie metaforycznie, tycjanowski aniele - rzekł wytwornie Zbigniew.
    - Zrobiłaś Zibiemu pranie mózgu? - zainteresował się Karol. - Jesteś z CIA?
    - Nie, z Australii - odparła machinalnie Marian. - Zbyszek, mam powtórzyć przy chłopakach co powiedziałam wcześniej?
    - Milcz, istoto niebiańska, ja się idę napić - odparł Zibi.
    Możdżonek spojrzał na niego wzrokiem ciężkim, jak ołowiana płyta.
     - Wody mineralnej, Możdżon, czystej jak łza anioła - rzekł Zbyszek z niezmąconym spokojem. - Od dzisiaj koncentruję się z powrotem na siatkówce.
    - Alleluja, chwalmy pana - wyrwało się Gumie.
    - Ty, Marian - rzekł nabożnie Mika. - Ja się ciebie boję.
Zielone oczy rudowłosej zalśniły przekorą.
    - Masz całkowitą rację, że się boisz. - zaśmiała się.

    W pokoju Zagumnego&Ignaczaka zakochana para właśnie kończyła się godzić a właściwie brakło im tchu i musieli przerwać pieszczoty. Oszołomiona Ignaczakówna podniosła się do pozycji siedzącej poprawiając rozwichrzone włosy.
Rozczochrany i wymiętolony Wrona uśmiechał się niczym kot z Cheshire, tajemniczo i dumnie.
    - Andrzej musimy pogadać. - Jagna posłała siatkarzowi spłoszone spojrzenie.
    - Myślę, że coś innego wychodzi nam znacznie lepiej. - zaśmiał się Wrona.
    - Też jestem tego zdania, ale na własne życzenie skomplikowaliśmy sobie sytuację. - dotknęła ręką jeszcze płaskiego brzucha. - W kwietniu przyleci do nas bocian czy jak kto woli pójdziemy na pole kapusty.
    - Jestem na to gotowy. - w oczach Andrzeja wyczytać można było żar, miłość i zdecydowanie. - Jeśli tylko będziesz ze mną możemy mieć przedszkole.
    - Wrona to nie pora na żarty. Znamy się cztery miesiące od trzech jesteśmy parą a za siedem będziemy rodzicami. Jak dla mnie to wszystko dzieje się bardzo szybko a czasami nawet aż za.
    - Żałujesz?- zapytał nad wyraz spokojnie w środku zaś drżał jak liść osiki.
Spojrzał na nią z takim smutkiem, że serce jej się łamało.
Złapała go za ręce, wkładając swoje drobne dłonie w jego wielkie, siatkarskie.
    - Niczego nie żałuję, Andrzej ale z tymi oświadczynami to dla mnie za wcześnie.
    - Ale...- zaczął.
    - Poczekaj chwile, daj mi dokończyć! To, że odrzuciłam twoje oświadczyny nie oznacza że cię nie kocham i nie chce z tobą być. Kocham cię i po każdej kłótni czuje się fatalnie, ale nie chcę żebyśmy najważniejszą decyzję w życiu podejmowali ponieważ wpadliśmy. Nie chcę żeby nasza pociecha dowiedziała się kiedyś, że rodzice pobrali się z przymusu.
    - Jaguśka ja nie chcę żenić się z tobą z przymusu! Kobieto ja najchętniej zamknąłbym się z tobą w mieszkaniu i nie wychodził do ludzi! Kocham cię!- rzekł z mocą.
W oczach rozdygotanej hormonami dziennikarki zalśniły łzy wzruszenia.
    - Wiem, ja to wszystko wiem! Ale chciałabym żebyśmy skupili się na budowaniu naszej wzajemnej relacji na poznawaniu siebie, oczekiwaniu na małą Wronkę i wszystkim tym o czym śpiewają w romantycznych piosenkach. Z papierem i kościelnym klepnięciem nie będę cię kochała bardziej, już i tak jestem zakochana i zazdrosna jak idiotka.  Ostrzegam będę wyła. - pociągnęła nosem.
    Oszołomiony tym wyznaniem Andrzej bez słowa przygarnął ją do piersi, pozwalając wypłakać się w koszulkę. Tusz z rzęs Jagny, zrobił na przodzie jego ubioru czarne plamy niczym rozlany wkład do długopisu.
    - Wariatko, nie jesteś idiotką! Kocham cię i sam też jestem idiotą, kretynem i głupkiem, ale tak zakochanym że najchętniej zatańczyłbym na Narodowym!
    - Zatańczmy razem. - pocałowała go w usta.
Spleceni po raz drugi nie zauważyli audytorium stojącego w drzwiach. Na czele niczym dowódca brygady stał Igła składając ręce do oklasków.
    - Braaaaaaaaawo! Pogodziliście się! Aleeeeeeeeeeeeeeeeeeluja!
    - Ignaczak kiedyś cię zamorduję. - mruknął Wrona.
    - Przyszłego szwagra?! Ędrju mordo ty moja!- Igła podbiegł do kolegi ściskając go i gratulując.
    - Szwagra?- zdziwił się Mika. - Igła nie jest bratem Jagny.
    - Stryjecznym bratem. - odpowiedziała mu Marian.
    - To jest styjecznym szwagrem? Jest w ogóle coś takiego?- dopytywał się Buszek.
   - Stryjeczny brat, ojca szwagra mojego trzeciego męża. - zarechotał Guma.
   - W istocie w tej sytuacji jest coś z Kogel Mogel - stwierdził filozoficznie Krzysiek.
     Gdy nadszedł dzień otwarcia Mistrzostw, humory w polskiej drużynie były przednie. Panowie, choć pełni napięcia, byli zarazem żądni gry i zwycięstwa, a u ramion zaczynały im rosnąć nieduże skrzydełka. Wrona był w nastroju szampańskim, którego nie zmącił nawet fakt, że nie załapał się do składu, ba, nawet ławka go ominęła. Ten sam los przypadł w udziale Igle, który wysarkawszy się przyszłemu szwagrowi raz a dobrze, wspierał potem drużynę mentalnie, duchowo i humorystycznie jak tylko mógł.
     Przez Igłową potrzebę zwierzeń obaj panowie spóźnili się odrobinkę na obiad, za to Karol Kłos przybył na salę jadalną pierwszy. Między stolikami kręcili się kelnerzy oraz jakaś tleniona na platynę osobniczka, odziana w turkusową sukienkę mini z jakiejś lśniącej tkaniny. Było w tej dziewoi coś mgliście znajomego, ale głodny Karol, skupiony bardziej na zapachach z kuchni, nie potrafił określić co. Dziewczę majstrowało coś przy stoliku, przy którym zazwyczaj siadywali Kłos z Wroną, Buszem i Miką, a na widok Karola załopotało rzęsami i uciekło w popłochu, kolebiąc się niezdarnie na wysokich obcasach.
    Karol uniósł brew w zdumieniu, podszedł do stolika, po czym uniósł również drugą brew. Spod jednego z nakryć wystawała różowa koperta. Wnikliwy Kłos, przypomniawszy sobie wszystkie obejrzane odcinki "Sherlocka", poddał list wnikliwemu badaniu, oglądając go z bliska, a nawet obwąchując. Od polizania zdołał się powstrzymać. Potem zaś głęboko się zamyślił.
 Skupionego na tym zajęciu zastali go koledzy.
     - Co tak dumasz? - rzucił beztrosko Buszek, odsuwając sobie krzesło. Sala zaczęła napełniać się siatkarzami.
     - Dedukuję - odparł Kłos.
     - Co dedukujesz? - zdziwił się Wrona. - Znowu oglądałeś na tablecie pod kołdrą seriale do późna?
 Karol poczerwieniał.
     - Masz za długi jęzor, Wrona - odparł. - Dedukuję, że masz wielbicielkę. Platynowa blondyna, trudno powiedzieć czy ładna, bo ma kilo tapety na twarzy. Nosi krótkie kiecki, ma skłonność do oczojebnych kolorów i ciężkich perfum.
 Siatkarze popatrzyli po sobie, po czym utkwili spojrzenia w Kłosie, nonszalancko wachlującym się listem.
     - Skąd to wszystko wiesz? - zdziwił się niezmiernie Mika.
     - Wydedukowałeś to z tego listu? - Buszek patrzył na Karola jak na kosmitę.
     - On coś ściemnia - orzekł Wrona.
    - A Jagna to wie, że cię platynowe blondynki molestują? - Kłos spróbował wbić kumplowi szpilę.
    - Wie. Powiedziałem jej, że jakaś kretynka wysyła mi listy i majtki - odparł Andrzej spokojnie. 
     - I co ona na to? - zaciekawił się Buszek.
     - Powiedziała, że jak ją dorwie, to jej kłaki powyrywa - rzekł Wrona, witając spojrzeniem stawiane właśnie przez kelnera pożywienie.
     - Przyczepi sobie sztuczne, stać ją na to - do konwersacji znienacka włączył się siedzący przy sąsiednim stoliku Winiar.
     - A skąd wiesz? - zdziwił się Karol.
     - Bo widziałem tę twoją dedukcję jak stąd wiała - zaśmiał się kapitan kadry. - To jest ta, Margaryna, czy jak jej tam. Ta co będzie śpiewała piosenkę na otwarciu.
     - No i tyle na temat Sherlocka Kłosa - Buszek szturchnął Karola łokciem.
     - Jaka margaryna? - zainteresował się Konar. - Margarynę nam dają na obiad?
     - Nie, śpiewać będzie - sprostował Buszek.
     - I molestuje Andrzeja - dodał Winiar.
     - Śpiewać? To chyba Margarita raczej? - zdziwił się Dawid.
      - Ty patrz, on się na szafiarkach wyznaje - zarżał Igła.
    - Moja dziewczyna czyta jej bloga - wykręcił się Konar.
    - Akuuuurat! - Guma i Krzysiek wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

     Ceremonia otwarcia przebiegła bez przeszkód, jeśli nie liczyć powłóczystych spojrzeń wysyłanych przez Margaritę Wronie i głupich pytań zadawanych przez dziennikarkę wiodącej stacji telewizyjnej, niejaką Alinę Piątak.
     - Zatłukę zaraz tę zdzirę - warczała  Jagna na trybunie, widząc jak Margarita bezczelnie obcina tyłek Wrony.
     - Lekarz kazał ci się oszczędzać - przypomniała Marian. - Spokojnie, jakby co ja ją zatłukę.
     A potem zaczęło się szaleństwo. Hymn, odśpiewany przez prawie siedemdziesiąt tysięcy gardeł, później zaś niesamowity doping, przy którym nasi siatkarze rozgromili Serbię trzy do zera. Jagna i Marian wrzeszczały razem z innymi niemal do ochrypnięcia, Stefan uśmiechał się jak Mona Liza a złoty medal wydawał się być całkiem w zasięgu.
     Ten pierwszy mecz był pierwszym zwycięstwem z wielu. 
Po inauguracyjnym spotkaniu z Serbami Jagna i Marian zostały zaczepione przez wspomnianą wcześniej redaktorkę Piątak. Dobrze zbudowana blondynka z obfitym biustem ledwo skrytym jedwabną bluzką, podtyknęła Ignaczakównie mikrofon niemalże pod nos.
    - Wychodzące kibicki biało- czerwonych skąd jesteście?- uśmiechnęła się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
    - Z Rzeszowa. - odpowiedziała Jagna
    - Z Australii. - mruknęła zniecierpliwiona Ruda.
    - Oooooo! - wydobyła z siebie Alina Piątak. - A który z siatkarz najbardziej wam się podoba?
    - Oczywiście Krzysio Ignaczak jest słodki!- pisnęła Marian nieco fałszywie.
Krzysiek idąc przodem razem z Iwoną i Sebastianem spojrzał za siebie z głupią miną.
    - A tobie też Krzysiek?
    - Czy ja wiem. - Jagna się zawahała. - Nie jest w moim guście.
    - A może Andrzej Wrona, moje koleżanki twierdzą że jest piękny i interesujący!- podpowiedziała podjarana Piątak. - Albo Winiar i jego magnetyzujące oczy!
    - Andrzej Wrona również ma bardzo ładne oczy. - skomentowała Jagna.
    - I z mojego re-por-ter-skie-go śledzta wynika, że jest wolny!- niemalże wrzasnęła Alina a jej bujna pierś zafalowała pod bluzką.
Jagna spojrzała na nią z tajemniczym, chytrym uśmiechem.
    - Z mojego śledztwa wynika, że raczej ma dziewczynę. - odpowiedziała
    - Taaaak?!
    - Tak. Andrzej to mój chłopak!- Jagna wyszczerzyła się sztucznie do kamery. - Pozdrawiam go bardzo serdecznie. Andrzejku czekam na twoją grę i bardzo mocno wam kibicuję. Buziaczki! - posłała całusa.
Skonsternowana Alina Piątak zaniemówiła z pół otwartymi ustami.
    Kilka metrów dalej Igła prawie dusił się ze śmiechu.
    - Gdy w Niebie ustawiała się kolejka po rozum, ona na pewno stała w tej po duże piersi. - zarechotał uciszany przez Iwonę.
    - Krzysiek zlituj się! - syknęła ostrzegawczo. - Słońce ma wszędzie kamery!
    - Słońce to jej chyba przygrzało...- kontynuował Ignaczak.
Jego małżonka rozłożyła ręce i sama zaczęła śmiać się jak opętana, wzbudzając tym zaskoczenie nadchodzącej Jagny i Marian.
     Tymczasem wywiad poszedł w Polskę, został wyświetlony setki razy w samej redakcji portalu Ptysie. net nastąpił kilkunastokrotny replay.
Kilkadziesiąt minut później na portalu pojawił się artykuł a na facebooku link do niego.

Uwaga!  Wrona odleciała z gniazda singli???!!!!

Reporterka stacji Sunday przeprowadziła wywiad z dwiema tajemniczymi kobietami. Jedna z nich na antenie Sunvolley1 przyznała, że od oczu Mishy Winiarskiego bardziej podobają jej się oczy boskiego Andrew.
Owa tajemnicza brunetka oświadczyła również, iż reprezentant Polski jest jej chłopakiem! Nie wiemy co napisać! Jesteśmy załamane i łączymy się w bólu ze wszystkimi zdruzgotanymi fankami uroczego siatkarza. Większym bólem byłoby tylko ożenek Matta Andersona!

                                                                           ~Bubby Rou
~

_______________________________________________________________
Witajcie! 
Wiemy, że nie było nas tutaj dwa tygodnie i mamy cichutką nadzieję, że trochę za nami tęskniłyście? :D Rozdział jest dłuższy, więc chyba trochę zrekompensowałyśmy naszą nieobecność. Same wiecie mistrzostwa i inne takie. 
                                                      Życzymy miłego czytania i liczymy na szczere opinie! 
                                                                                 Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
                  

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział XV- Światło mych źrenic, astralna tęczo mojego życia, kochanie, skarbie, aniele srebrzysty


   Po wyjściu Andrzeja, Jagna pogrążyła się w czarnej rozpaczy połączonej z atakami torsji.
    - Myślałam, że rzygają tylko firany z telenowel i romansów! - jęknęła do siedzącego na pralce Dante, który patrzył na panią ze znudzeniem w żółtych oczach. - Jesteś nieczuły sierściuchu!
    Kot gdyby tylko potrafił przemówić po ludzku na pewno stwierdziłby, że nie ma o co wszczynać paniki. W końcu jemu często zdarzało się rzygać po nażarciu się kłaczków. To jeszcze nie tragedia!
    Gdy żołądek dziennikarki był już absolutnie pusty, dziewczyna zległa na kanapie w pokoju na nowo pogrążając się w czarnej rozpaczy. Nie była w stanie iść do pracy, bolało ją absolutnie wszystko a najbardziej serce. Jak mogła tak potraktować Andrzeja? Przecież gdyby nie zachowywała się jak rozchisteryzowana pindzia to udałoby się jej przekonać Wronę, że ślub w ich przypadku to gwóźdź do trumny. Leżała tak myśląc o swojej koncertowej głupocie, dziecku i beznadziejnej sytuacji nie zauważając jak dzień przemorfował w wieczór a potem ciemną noc. Około północy żołądek dał o sobie znać, ale w sposób mniej upierdliwy. Po całym dniu postu Jagnie w końcu zaburczało w brzuchu i miała ochotę zjeść kolację. Już była jedną nogą na panelach gdy w jej mikroskopijnej kawalerce rozległ się dźwięk dzwonka.
    Jagna nie zdążyła nawet pomyśleć o tym, że owym przybyszem mógł być Andrzej, gdy w progu salonu stanęła jej najlepsza przyjaciółka Marian.
    - Marian?- jęknęła zaskoczona.
Dziewczyny padły sobie w ramiona wymieniając się przyjacielskimi czułościami.
    - Jagna wyglądasz tragicznie. - skwitowała rudowłosa, wyglądająca jak z okładki Vogue'a. Miała na sobie dopasowane, czarne rurki do których włożyła eleganckie pudrowe czółenka, pastelową bluzkę i brzoskwiniowy żakiet. Ogniście rude włosy wiły się wokół jej delikatnej twarzy niczym płomienie.     Ignaczakówna w powyciąganym dresie i bluzce z Helloł Kitty wyglądała jak zdjęta z krzyża męczennica.
    - Ty za to kwitnąco. - mruknęła dziennikarka. - Skąd wzięłaś się w Rzeszowie?
    - Przyleciałam z Australii. To znaczy przyleciałam w weekend, ale musiałam nawiedzić rodziców ale szybko się wymiksowałam. Nie mogłam się do ciebie dodzwonić więc Krzysiu wysłał mi dokładny adres.
    - Nie mów mi o tym zdrajcy!
    - Oooo a co znów zrobił? I dlaczego wyglądasz jakbyś miała kaca? Pijesz? Co to za strój krowie z gardła wyciągnięty?
    - Trochę źle się czuje.
    - A może ty w ciąży jesteś?- zaśmiała się Marian.
 Spłoszony wzrok Jagny powiedział jej więcej niż tysiąc słów.
    - Z kim?!- zapytała niemal krzycząc. - I dlaczego go tutaj nie ma?
    - To długa historia.
    - Długa nie długa ja mam bardzo dużo wolnego czasu i chcę żebyś mi wszystko opowiedziała. Ba! Ja tego żądam!
Jagna westchnęła, patrząc jak jej przyjaciółka nastawia wodę na herbatę i przygotowuje kubki. Zapowiadała się długa noc.

     Dla Wrony noc była krótka i mglista, poranek za to jak z Mordoru. Siatkarza obudziło mianowicie pragnienie, tak straszliwe, jakby dnia poprzedniego przeszedł Saharę w poprzek bez zapasów wody. Zamlaskał, albo raczej spróbował zamlaskać, gdyż jego wyschnięty język zachowywał się i smakował jak podeszwa buta, natomiast usta były spieczone i spękane jak rzeczne koryto w Dolinie Śmierci.
     - Piiiić... - jęknął schrypniętym, ledwie słyszalnym głosem. Nikt mu nie odpowiedział, Wrona zdobył się zatem na heroiczny wysiłek i otworzył oczy. Słoneczny blask rąbnął w nie niczym pięść Witalija Kliczki, więc Andrzej czym prędzej zamknął powieki i spróbował przybrać pozycję siedzącą.
     W jego głowie natychmiast rozdzwoniły się wszystkie dzwony Gdańska, a niezliczone młoty jęły tłuc w kowadło jego mózgu.
     - O kurwa - mruknął Wrona.
 Ponownie otworzył oczy, z wielką ostrożnością i po kilku chwilach już widział świat, nawet całkiem ostro.    
    Wciąż chciało mu się pić, wykorzystał zatem świeżo odzyskaną zdolność widzenia, próbując zlokalizować jakąś mało szkodliwą dla zdrowia ciecz. Płyn do mycia szyb, stojący na regale, odrzucił, nie ten poziom desperacji, woda po goleniu, jako zawierająca alkohol wywołała w nim dreszcz potężnego obrzydzenia, wreszcie w polu jego widzenia znalazła się stojąca pod oknem konewka, mała, blaszana, służąca widać podlewaniu doniczkowego kwiecia, którego w pomieszczeniu nie brakowało, cały bowiem parapet się uginał od zieleni. Namalowane na konewce krople wydały się Wronie niezmiernie kuszące, zmobilizował więc wszystkie siły, wstał i omijając meble podążył ku cudownemu naczyniu.
     Woda w konewce była cokolwiek żółtozielona, ale Andrzej nie był zbyt drobiazgowy, grunt, że nie cuchnęła. Podniósł naczynie i przechylił do ust, żłopiąc jak prosię. Zielonkawe strużki pociurkały mu za uszami i za kołnierz, nie poświęcił jednak temu zjawisku żadnej uwagi, koncentrując się na zachwycającej mokrości pochłanianego płynu.
     - To jest nawóz do kwiatków - rzekł spokojnie Mika, stając w progu. - Moja dziewczyna robiła, odwar z pokrzywy i coś tam jeszcze. Przepis jej babci.
     - Pyszny - mruknął Andrzej chrypliwie, odrywając puste naczynie od ust. Z lekkim stuknięciem odstawił konewkę na podłogę i natychmiast się skrzywił, gdyż dźwięk ów wywołał wzmożoną pracę jego wewnątrzczaszkowej kuźni.
     - Idź się umyć i przebrać - polecił Mateusz tonem, jakiego używa się wobec dzieci.
 Wrona spojrzał po sobie i dotarło do niego, że ma na sobie wczorajszą, wyplamioną czymś dziwnym koszulkę, ubłocone dżinsy i z całą pewnością nieświeże gacie i skarpety.
     - O kurwa - mruknął. - Menel ze mnie.
     - Zgadza się. A także idiota - przyświadczył grzecznie Mika.
 Kapiel nie tylko przywróciła mu czystość, ale także i zdolność myślenia.
     - Co ja zrobiłem?! - jęknął, wychodząc z łazienki odziany tylko w portki. Mokre włosy sterczały mu dookoła głowy. - Jak ja mogłem tak Jagnę potraktować?! Ja pierdolę...
 Spojrzenia Dawida, Mateusza i Maćka nasycone zgodnym potępieniem i politowaniem, upewniły go, że wtopił na całej linii.

    Tymczasem Krzysiek przeżywał zgryzoty i wyrzuty sumienia, co za tym idzie nie mógł sobie znaleźć miejsca i wszędzie zaglądał użalając się nad sobą. Iwonę doprowadzało to do szewskiej pasji a zwłaszcza, że pojawił się u niej w pracy jojcząc i labidząc jak wiejska przekupa. Pani Ignaczak nie wybaczyła mu jeszcze podsłuchanej rozmowy a zwłaszcza wychlapanie się Andrzejowi o ciąży Jagny. Krzysiek wiedział, że przegiął i było mu z tym źle, ale nie zebrał się w sobie żeby pogadać z Jagną. Andrzej miał stawić się u niej wczoraj z kwiatami, tymczasem jego telefon milczał i Krzysiek nie wiedział co się dzieje.
    - Dlaczego ten kretyn wyłączył telefon?!- jęczał libero. - Ja od zmysłów odchodzę!
Iwona spojrzała na niego jak na idiotę.
    - Skoro się oświadczył to chyba logiczne, że chce z Jagną być sam na sam a nie prowadzić gorącego telefonu z tobą. - mruknęła wklepując coś do komputera. - Do łóżka też im wejdziesz, żeby sprawdzić czy robią to jak należy? - zapytała ironicznie.
    Krzysiek na myśl o łóżkowych karesach Wrony i Jagny zapłonił się niczym piwonia a jego policzki upodobniły się do rumieńców na licu Rafała Buszka. No co też tej Iwonie chodzi po głowie.
    - Ty zbereźnico. - zaśmiał się a wyszło tak jakby chrumknięcie prosięcia. - Tylko jedno ci w głowie.
    - Ja? To ty cały czas mieszasz się w ich związek. Nie pamiętasz już jak byliśmy w ich wieku?
    - Taaa piękni, młodzi i zakochani do szaleństwa. A teraz? Postarzeliśmy się przez te szesnaście lat naszego związku. - westchnął Krzysztof.
    - Mów za siebie stary pierdzielu. Ja się nie postarzałam! I zastanawiam się poważnie, że gdybym urodziła się ponownie to dwa razy bym się zastanowiła z kim wiążę swoje życie.
    - Ależ Iwonko. - Igła okrążył biurko biorąc żonę w ramiona. -  Światło mych źrenic, astralna tęczo mojego życia, kochanie, skarbie, aniele srebrzysty. No jak mielibyśmy nie być razem? Łączy nas coś pięknego! Miłooooość! - powiedziawszy to wpił się w usta małżonki w namiętnym pocałunku.

     Ostatnie przedmundialowe zgrupowanie w Spale stało się dla trenera Antigi źródłem zgryzoty. Otóż jeden z najlepszych środkowych, Andrzej Wrona, chodził jakiś struty i zamyślony, w treningach uczestnicząc mechanicznie i bez refleksji, na boisku zaś był wyraźnie nieobecny duchem. Stefan nie był z natury panikarzem, histeria omijała go szerokim łukiem, zamiast zatem rwać szaty i włosy z głowy, poddał Wronę uważnej obserwacji, wyciągnął z tej obserwacji wnioski, po czym, tuż przed wyjazdem do Warszawy, wezwał do siebie Winiara - kapitana repry, oraz Igłę - czlowieka najlepiej o wszystkim co się działo w drużynie poinformowanego.
     - Messieurs - rzekł Stefan spokojnie. - Z Whrrrroną jest źle. Dlaczego?
Winiar rozłożył ręce.
     - Ja nie mam pojęcia - odparł.
     - Igłaa? - błękitne spojrzenie trenera skierowało się na reprezentacyjnego libero.
     - Eee, bo tego... - zająknął się Krzysiek, nie wiedząc ile powinien ujawnić. - On ma takie no... problemy osobiste trochę i ten...
     - Jaakiee? - drążył Stefan.
     - Oświadczył się i kosza dostał! - wypalił Igła, który wiedział już o wszystkim od Miki i Konara. Do Jagny zadzwonić się nie odważył.
     - Ja nie wieem ja to zhrrrobiciee, ale macie go zhreperoowaaać - oznajmił Antiga. - Igłaaa, to twojaaa cousine i twojaaa odpowiedzialność.
     - W mordę - wyrwało się Igle.
     Zastanawiając się jak ma u licha pogodzić Andrzeja z Jagną, nie ryzykując przy tym poważnego uszczerbku na ciele, przeżył ostatni dzień zgrupowania i z głową wypełnioną ciężkimi myślami wsiadł do autokaru. Tak był tym zaaferowany, że zapomniał nawet o kręceniu materiałów wideo na "Igłą Szyte".
     Wjeżdżali właśnie do stolicy, gdy komórka w kieszeni Igły zabrzęczała, sygnalizując nadejście esemesa. Z duszą na ramieniu libero wyciągnął aparat na światło dzienne, obawiając się, że wiadomość ta zawiera joby od Jagny, ale nie. Nie zawierała jobów i nawet nie była od jego kuzynki.
Numeru, z którego wysłano esemesa Krzysztof nie rozpoznał, sama zaś wiadomość brzmiała tak:
Spotkaj się ze mną w sprawie Jagny. Cukiernia Sowa, twój czas wolny. Odmowy nie uznaję. M.
Igła podrapał się w czuprynę, zastanawiając się o co chodzi, potem obejrzał się ostrożnie, spoglądając na siedzącego z tyłu Bartmana, ten jednak, ze słuchawkami na uszach, okularami na nosie i tabletem przed nosem wyglądał jak uosobienie niewinności.
     - Co jest? - zainteresował się siedzący obok Igły Dzik.
     - Dostałem dziwnego esemesa - mruknął Krzysztof.
     - Masz tajemniczą wielbicielkę? - zachichotał Michał.
     - Nie, no co ty - obruszył się Igła. - I w ogóle zamknij się, nie rozpuszczaj takich plotek, bo jak się Iwona dowie będę miał przewalone!
     Siatkarzy zakwaterowano w Hiltonie. Rozładunek bagaży i przydział pokojów trochę trwały, wreszcie jednak skołatany i nieszczęśliwy do głębi Wrona mógł cisnąć torbę w kąt i paść na łóżko jak kłoda.
     Ledwie padł, przyszedł ktoś z personelu hotelowego, twierdząc, że ma pocztę dla pana Wrony. List odebrał pan Kłos, po czym zaczął dziko chichotać, wąchając przy tym różową kopertę i teatralnie się nią wachlując.
     - Padło ci na mózg, czy ten list jest nasączony prochami? - zainteresował się Andrzej, unosząc głowę z poduszki.
     - Perfumami, Jędrusiu, perfumami - kwiknął Karol i zakręcił biodrem.
     - Za Jędrusia biję w mordę - pouczył Wrona. - Oddawaj.
Wydarł koledze kopertę z rąk i otworzył. Woń perfum, dość cięzkich i duszących buchnęła mu w nos, gdy wytrząsał zawartość na łóżko. Zawartością tą był rózowy arkusik papieru, złożony w pół oraz koronkowe stringi, wykonane z ilości materiału, która nie starczyłaby nawet na sznurowadła.
    Kłos pisnął z uciechy i teatralnie zatrzepotał rękami.
     - Och, Jędrusiu, masz napaloną fankę!
Adidas Wrony świsnął mu koło ucha i z głuchym łupnięciem uderzył w szafę.
      - Zamknij dziób - warknął Andrzej i zaczął czytać. Tekst pełen był "serduś", "cmokasków", oraz zapewnień, że autorka robi się mokra na sam widok Wrony, a jego skarpety i jego broda rozpalają ją wręcz do białości. Pisząca wyrażała też przekonanie, że ona i Andrzej są dla siebie stworzeni, podpisała się zaś "Twój Ptyś".
Andrzej zgrzytnął zębami, zmiął list wraz z kopertą w kulkę i jednym celnym rzutem ulokował go, jak też i stringi, w koszu na śmieci.

    Jagna po długich rozmowach z Marianem zdecydowała się jednak przyjechać na mecz otwarcia. Podczas widowiska miała spotkać się ze swoimi siostrami Mają i Agnieszką, które od dawna zasypywały ją pytaniami na temat jej chłopaka. Starsze o pięć i siedem lat były już szczęśliwymi mężatkami a także matkami i bardzo pragnęły aby siostra również ułożyła sobie życie. Rodzice również nie będą zachwyceni jej nieślubnym dzieckiem, zwłaszcza matka która gotowa dostać apopleksji. Jedyna osoba, której Jagna była pewna w stu procentach miała  osiemdziesiąt pięć lat, grała nałogowo w brydża i paliła cygara. I tak się dobrze składało, że była jej babcią a ściślej mówiąc wspólną babcią jej i Igły. 
    Warszawa przywitała Jagnę pochmurną i deszczową aurą, spowijającą ją niczym całun. Marian całą drogę marudziła jak to w Polsce jest zimno i jaką ma ochotę wracać do Perth. Dziewczyny w końcu dotarły do hotelu na Pradze, gdzie miały się zakwaterować. 
    - Muszę iść na spotkanie z Majką i Agnieszką. - Ignaczakówna zwróciła się do rudowłosej. 
    - Ja też muszę wyjść. Mam umówione spotkanie w sprawie pracy. 
    - Dzisiaj? 
    - Jest piątek, luźniejszy dzień i dzisiaj mogą przeprowadzić ze mną rozmowę. - odpowiedziała Marian. 
    - Dołączysz do nas na kolacji? Będziemy w Złotej Kaczce. 
    - Zdzwonimy się, dobrze? 
    - Okay!- powiedziawszy to ruda wyszła z pokoju starannie zamykając za sobą drzwi. 

    Tymczasem Marian zmierzała ku nieodległej kawiarni "Sowa" mając nadzieję, że Ignaczak zaintrygowany sms'em jednak przybędzie na umówione spotkanie. Było jej głupio przez całe dwadzieścia minut, nie chciała robić nic za plecami Jagny, ale znając ośli upór Ignaczaków nie chciałaby spotkać się z Wroną. Ona Marian nie byłaby prawdziwą góralką, gdyby dokładnie nie prześwietliła tego gagatka. Trzeba było uczciwie przyznać, że pomimo zarostu niczym początkujący dziad borowy, to ten ptaszek był niczego sobie. Wysoki, umięśniony, sportowiec i w dodatku komunikatywny. Youtube również zostało przez nią dokładnie sprawdzone i prześwietlone. 
    Dotarłszy do kawiarni poczęła lustrować wzrokiem pastelowe z okrągłymi stolikami, zasłanymi obrusami w sówki.
Miała sentyment do tej kawiarni. Gdy w końcu napotkała samotną postać w rogu sali czym prędzej poznała w niej kuzyna Jagny, Krzyśka Ignaczaka. Nic się nie zmienił przez te cztery lata kiedy ostatnim razem go widziała. 

    - Igła stary wyjadaczu. - klepnęła go w plecy aż podskoczył na krześle.
Odwróciwszy się na jego twarzy wypłynął bananowy uśmiech. 

    - Marynia Bachledówna!- zaśmiał się libero. - Aleś wyładniała!
    - Za tę Marynię powinieneś dostać gonga w czerep, poza tym nazywam się Bachleda - Helin i zapamiętaj to sobie. - przysiadła się na przeciwko niego. 
    - Oj tam, oj tam za głupi jestem żeby zapamiętać tak długie nazwisko. I zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak wyględna dziewoja karze na siebie mówić per Marian. Czy ja o czymś nie wiem?- zachichotał. 
     - Taki stary a taki głupi. Czy ja kwestionuję twoją płeć odnosząc się do damsko brzmiącego pseudonimu? O ile mi wiadomo Igła to rodzaj żeński. - spojrzała na niego z jadowitą słodyczą. 
     - Touche! Piłeczka jest po twojej stronie. - odpowiedział ubawiony. - Ale chciałbym się zapytać w jakim celu się spotykamy? 
     - Jagna jest w ciąży z twoim kumplem. Dała mu kosza, gdyż jak typowy facet nie ma za grosz wyczucia czasu i okazji. 
    - A co miał zrobić?- Igła stanął w obronie Wrony. - Przecież tak robią uczciwi faceci. 
Marian wzniosła oczy ku sufitowi. 
     - Toś pierdolnął jak wiejski proboszcz z ambony! Mamy dwudziesty pierwszy wiek i ciąża pozamałżeńska nie klasyfikuje kobiety jako upadłej lafiryndy. Nie trzeba się hajtać żeby wziąć odpowiedzialność za swoje dziecko. Krzysiek zlituj się!
     - Wrona wie, że jak nie weźmie odpowiedzialności za mojego chrześnika to tak go pierdyknę, że odbije mu się oranżadą z komunii, ale znając Jagnę to ona musi tego chcieć. Bez jej zgody możemy co najwyżej dać na mszę w ich intencji. 
    - Guzik prawda Ignaczak. Tę parkę trzeba skonfrontować jeszcze przed waszymi wygibasami na Narodowym. - mruknęła rudowłosa. - Im szybciej tym lepiej. 
    - Co proponujesz?- zapytał sceptycznie. 
    - Dzisiaj wieczorem powiedzmy około dwudziestej drugiej w pokoju tego całego Wrony. - rzekła konspiracyjnie. 
_________________________________________________________
Witajcie! 
Przed Wami rozdział piętnasty. Akurat na poniedziałek w przerwie między zmaganiami naszych wro...tfu orłów! :D 
Zanim życzymy Wam miłego czytania, chcemy poprosić raz jeszcze o nie reklamowanie u nas Liebster Awards ani innych łańcuszków z pytaniami. Jeśli chcecie czegoś się o nas dowiedzieć są ku temu odpowiednie miejsca. 
A teraz: Miłego czytania! 
                                                                             Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

PS. Jako bonusik uber seksowna Wrrrrrona :D
 

środa, 27 sierpnia 2014

Liebster Awards oraz ogłoszenia parafialne!

Witajcie!
Jest nam niezmiernie miło, że nasz blog został doceniony, ale prosimy na przyszłość nie nominować nas ani do Liebster Awards ani żadnych tego typu łańcuszków. Zwyczajnie nie mamy czasu i chęci na takie zabawy, jeśli ktoś chce wpaść na nasz blog to znajdzie go i bez zabaw wszelakich. Jeśli chcecie nam zadać jakieś pytania to w zakładkach jest ku temu odpowiednie miejsce, ponadto Fiolka posiada profil na portalu ask.fm.
Prosimy także o niezaśmiecanie komentarzy pod rozdziałami linkami do swoich blogów do reklamy służy zakładka "Spam", można też zostawić wiadomość na wyżej wymienionym asku.
Generalnie wszystko niezwiązane z treścią rozdziałów będzie przez nas usuwane.
Z ogłoszeń jest jeszcze info. W tym tygodniu nie będzie nowego rozdziału na Run to you.
                                                                            Pozdrawiamy Fiolka&Martina

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział XIV- Prawo jazdy i kartę wozu do kontroli panie Kubica


   
    Szok życia przeżywał Andrzej przez całe trzy dni Memoriału Wagnera. Podczas pierwszego meczu tylko dwa razy wyszedł z kwadratu a i tak szybko do niego wrócił, gdyż spojrzenie miał nieobecne a reakcję mocno spóźnione. Jedynie Krzysztof wiedział co trapi Wronkę, ale solennie obiecał że nic nikomu nie powie.    
    Przynajmniej tak odpokutuje za to, że nie powściągnął swojego długiego jęzora i wyjawił koledze wiadomość o ojcostwie.
Wrona przeżywał katusze, najgorsze były bezsenne noce podczas których analizował zaistniałą sytuację, rozmyślając o przeszłości. Zostanie ojcem w wieku dwudziestu sześciu lat to nie jest nastoletnia wpadka i będzie w stanie utrzymać swojego potomka a nawet zapewnić mu finansowe warunki do rozwoju. Nie wiedział tylko czy podoła tej trudnej roli. Dziecko to nie zwierzak, którego się kocha ale można zostawić go samego w domu. To mała istota za którą trzeba wziąć pełną odpowiedzialność i przez całe życie otaczać opieką, miłością i troską. To nieprzespane noce, brudne pampersy , babranie się w kaszkach i zupkach. Jak on to przetrwa? Jak pogodzi karierę czynnego sportowca z rolą ojca? Nie chciał być weekendowym tatusiem, który sypnie kasą i zabierze dziecko na dwa-trzy dni do siebie.
    Najbardziej bał się rozmowy z Jagną. Nie potrafił wyobrazić sobie co ona czuje i czy przeklina go w myślach? Nie zabezpieczyli się, ale po pierwszej upojnej nocy wyznała mu, że bierze tabletki antykoncepcyjne. Nie znał się na ginekologii, ale zawsze wydawało mu się że terapia hormonalna ma wysoki wskaźnik ochrony przed niechcianą ciążą.
    Co on ma teraz zrobić? Bił się w myślach, żeby czym prędzej zadzwonić do Jagny i wyznać że wszystko będzie dobrze. Nie zostawi jej samej w tej trudnej sytuacji i oboje stawią czoła przyszłemu rodzicielstwu. W końcu dziecko to nie wyrok ani smok z trzema głowami, miliony ludzi na świecie zostają rodzicami i jakoś sobie radzę, więc dlaczego oni mieli być gorsi?
    Andrzej rozmyślał tak do wczesnych godzin rannych a gdy w końcu zasnął ze zmęczenia, przyśniło mu się że lata w chmurach w wielkim dziecinnym wózku.
 Obudził się w zaskakująco dobrym humorze. Wiedział już teraz co robić, poprosi Jagnę o rękę, stworzą razem rodzinę, ona, on i ich dziecko. I wszystko będzie dobrze, przecież nie jest jakimś frajerem, potrafi zaopiekować się swoimi bliskimi. Da radę, a co! 
       Poranny trening odpracował niemal z pieśnią na ustach, promieniejąc taką pewnością siebie, że aż wzbudził zainteresowanie kolegów, a i Stephane odnotował jego nagłą przemianę.
     - Ja wam mówię, Wrona coś wymyślił - orzekł stanowczo Karol Kłos podczas przerwy. - Znam go, Igła, ty miej go na oku!
     - A dlaczego? - zdziwił się Krzysiek. - Przecież nie pojedzie do Jagny z siekierą.
     - Prędzej z bukietem - zachichotał Mika.
 Zibi, który nieopodal ocierał ręcznikiem spocone oblicze, łypnął na ubawioną grupkę wzrokiem ponurym.
     - Palant - wycedził przez zęby.
     - Ja? - zdziwił się niezmiernie Mateusz.
     - Nie, Wrona - odparł Zbigniew. - Ja z nim jeszcze pogadam...
 Winiar spojrzał na niego srogo swoimi jasnymi oczyma.
      - Nawet o tym nie myśl, Zbychu - rzekł dobitnie. - W drużynie ma być spokój. 
 Zibi spojrzał na niego koso.
         - Ale... - zaczął.
     - Żadnych ale - spojrzenie Michała zalśniło stalą. - Masz zakaz zbliżania się do Wrony, jasne?
     - On ma rację, Zbychu - rzekł Igła pojednawczo. - Odpuść sobie.
 Zbyszek sapnął jak wściekły byk, pomamrotał pod nosem i westchnął.
     - No dobra - rzekł. - Ale to nie znaczy, że odpuszczam sobie Jagnę.
 Winiar uniósł w górę obie dłonie.
     - Mnie nic do tego - oznajmił. - Tylko nie walcz o nią tutaj.
 Zibi kiwnął głową i konwersacja została zakończona, zwłaszcza, że Antiga wzywał już na parkiet.
     W czasie wolnym Wrona pomknął na miasto i wbił do najbliższej placówki Apartu. Tam spędził dwie godziny nad gablotą z pierścionkami zaręczynowymi, doprowadziwszy ekspedientkę niemal do rozstroju nerwowego, żaden bowiem z prezentowanych klejnotów nie wydawał mu się godny palca Jagny.Wreszcie jednak zdołał wybrać odpowiedni pierścionek, sprzedawczyni, starannie kryjąc westchnienie ulgi, cacko zapakowała i uradowany Andrzej odfrunął z powrotem do bazy.
     Na meczu z Chińczykami zaś szalał, bez wytchnienia atakując, obijając blok rywali, odbierając, wystawiając, dwojąc się i trojąc, a gdyby mógł toby pewnie wzleciał pod sam sufit hali. Jego koledzy dostosowali się poziomem, goście z Azji zostali rozklepani trzy do zera, fanki szalały, specjalna wysłanniczka Ptysiów.net spełniała się życiowo fotografując ukradkiem skarpety Andrzeja, a Stephane Antiga promieniał aprobatą, rzecz jasna nie dla poczynań ptysiowej redaktorki, tylko dla postawy swych zawodników
    Następnego a zarazem ostatniego dnia memoriału tuż przed meczem ze Sborną, nagle gruchnęła wiadomość o skreśleniu przez Stephane'a, Bartka Kurka. Facebook, twitter, instagram zaroiły się od komentarzy zrozpaczonych fanek.
    W środowisku siatkarskim wrzało jak w ulu, Stefan taktownie milczał i nie chciał roztrząsać całej historii. Wzburzony Zbigniew, któremu nie w smak był dobry humor Andrzeja, podczas przerwy nasmarował posta w obronie Kurasia szpikując go aluzjami skierowanymi w stronę Antigi.
    - Zbysiu czyś ty na łeb upadł?- Igła wpadł do pokoju Zbigniewa i Drzyzgi trzaskając drzwiami. - Po cholerę wkładasz kij w mrowisko?!
Z toalety wynurzył się Fabian, drapiąc się po tyłku.
    - Igła zlituj się drzesz się tak, że cię po drugiej stronie novotelu słychać.
    - Czytałeś to ten tukan wypisuje w necie? Jak Bozię kocham odetnę ci wtyczkę gamoniu osmarkany!- wrzeszczał Igła. - I przestań mścić się na wszystkich za to, że Jagna cię nie chce.
    - To się jeszcze okaże czy mnie nie chce...- burknął Zbigniew.
    - Doprawdy? Zdziwisz się. A za ten durnowaty wpis masz iść i Stefana przeprosić. Bartek przegrał rywalizację sportową i nie mścij się na trenerze tylko dlatego, że lubisz Bartka i chcesz dopieprzyć Wronce, Kłosowi, Mice i Buszkowi. Zjedz w końcu tego pieprzonego Snickersa i przestań gwiazdorzyć!- powiedziawszy to odmaszerował z pokoju trzaskając drzwiami tak mocno, że z sufitu niczym biały motyl zleciał kawałek tynku.
    Fabian spojrzał na Zbigniewa pukając się otwartą dłonią w czoło. Zbyszek burknął coś pod nosem i zamknął się ze smartofonem w wc-cie, obrażony na cały świat. Znowu złapał doła, gdyż targało nim nieprzyjemne przeczucie i wkurzał się szczęściem Wrony. Jak nic ten zarośnięty baran coś kombinuje i tylko patrzeć jak z tego szczęścia poleci się Jagnie oświadczać. Tylko co go tak roznosi?
    Mecz ze Sborną łatwy nie był, jednak mimo że Muserski i Pawłow grali jak maszyny, a Spirydonow po staremu prowokował ile wlezie, Rosjanie wygrać nie zdołali. Polacy doprowadzili do tiebreaku i w końcu zwyciężyli trzy do dwóch. W tej wiktorii Wrona nie miał zbyt wielkiego udziału, jako że Stefan wpuścił go na parkiet dopiero pod koniec meczu, ale cieszył się wraz z innymi, a było z czego, bo zwycięstwa nad Rosją nam się ostatnio za często nie przytrafiały.
     Po Memoriale Wagnera, a przed kolejnym zgrupowaniem, Antiga dał graczom trzy dni wolnego. Andrzej oczywiście z samego rana wbił się w garnitur, wsiadł w samochód i popędził z wariacką prędkością do Rzeszowa, cudem tylko nie wpadając na trasie w objęcia drogówki. Dotarłszy do celu wpadł jeszcze do kwiaciarni, tam uzbroił się w gigantyczny bukiet kremowych róż i udał się do Jagny.
     Dzwonek do drzwi zastał Jagnę w łazience, gdyż właśnie przed chwilą doznała potężnego ataku mdłości, znalazłszy w lodówce przekrojoną cebulę. Jej silna woń niemal wywróciła dziennikarkę na lewą stronę, przeto Jagna cisnęła warzywo na podłogę, trzasnęła drzwiami lodówki i pogalopowała do toalety. Właśnie była w trakcie przekonywania się, że jej śniadanie nie opuści jej organizmu wyjściem awaryjnym, gdy zadzwonił wspomniany wcześniej dzwonek.
 Jagna wyprostowała się, odgarnęła włosy z twarzy i poszła otworzyć.
 Za drzwiami stał snopek róż na długich nogach, odzianych w eleganckie, popielate spodnie.
     - Cholera, mam haluny! - jęknęła Jagna.
     - To ja! - zapewnił bukiet kwiatów znajomym glosem.
     - Andrzej? - zdziwiła się Jagna.
 W odpowiedzi snopek kwiecia obniżył się nieco, tak, że wyjrzało zza niego brodate oblicze Wrony.
     - Możemy porozmawiać? - zapytał siatkarz.
     - Właź - zakomenderowała Jagna.
 Andrzej wszedł i postanowił od razu wziąć byka za rogi.
     - Jagienko, chcę ci coś ważnego... - zaczął, gmerając w kieszeni marynarki.
     - Zaraz - przerwała mu dziennikarka. - Wyrzuć to świństwo co leży na podłodze, bardzo cię proszę.
     - Jakie świństwo? - zdziwił się Wrona.
     - Cebueeeee... lę... - jęknęła Jagna, którą teraz mdliło już od samego patrzenia na to warzywo.
 Wrona wyjrzał zza bukietu, zlokalizował wskazaną przez Jagnę cebulę i ulokował ją w śmietniku.
     - Dzięki... - westchnęła Jagna z ulgą. - No dobra, co mi chciałeś powiedzieć?
 Andrzej rymnął na kolana, jedną ręką wznosząc w górę bukiet, a drugą wyciągając z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
     - Jagno, Jagienko, Jaguś, szczęście ty moje i matko mojego dziecka - rzekł głosem uroczystym. - Czy wyjdziesz za mnie?
 Jagna poczuła w sobie nagły skok ciśnienia. W górę.
     - Kto ci powiedział? - zapytała. - Skąd wiesz?
     - Igła, podsłuchał jak Iwona z tobą rozmawiała - rzekł prawdomównie Andrzej.
     - Zabiję! - Ignaczakówna zasyczała jak stado żmij. - Zatłukę gada! Oskóruję i to bez znieczulenia!
     - Dobrze, zabij Krzyśka, skoro musisz, ale najpierw odpowiedz na moje pytanie - Wrona spróbował wyjrzeć zza bukietu, żeby sprawdzić wyraz twarzy wybranki i o mało się nie wyrżnął jak długi.
 Jagna popatrzyła na kolebiący się przed nią bukiet kwiatów i rękę z pudełeczkiem.
     - Mamy dwudziesty pierwszy wiek - zakomunikowała zimno. - Nie musisz robić ze mnie uczciwej kobiety, ani zmywać piętna nieślubności z naszego dziecka.
     - Kocham cię! - spomiędzy róż zadźwięczał stanowczy bas. - Chcę żebyśmy byli rodziną!
     - Problem w tym, Andrzej, że ja nie wiem, czy tego chcę - odparła Jagna, głosem drżącym zaledwie trochę. - Nie wiem, czy powinnam być twoją żoną.
 Snop róż opadł z chrzęstem na podłogę.
      - Jak to nie wiesz? - Andrzej miał wrażenie, że pod stopami otwiera mu się wielka, czarna otchłań. - Myślałem, że ci na mnie zależy...
 Jagna targnęła się za włosy.
      - To skomplikowane - jęknęła. - Nie chcę, żebyśmy brali ślub tylko dlatego, że wpadłam! I nie myśl, że wpadłam specjalnie, brałam tabletki, coś nie zadziałało i tak wyszło... Andrzej, ja potrzebuję czasu!
    - A jakie czas ma znaczenie? Albo się chce z kimś być albo nie. - odpowiedział chłodno.
    - Jak ty to sobie wyobrażasz? Małżeństwo to nie jest zabawa w dom ani testowanie swoich możliwości. Sam widziałeś jak się oboje zachowujemy...jak zazdrość destrukcyjnie wpływa na nasze relacje. Chcesz żebyśmy się pozabijali i stworzyli dziecku piekło zamiast domu? Naprawdę nie widzisz tego, że oboje nie dojrzeliśmy do małżeństwa?! - wypaliła.
    Twarz Andrzeja zastygła w kamiennym grymasie. Patrzył na nią pustymi oczyma, jakby wszystkie uczucia zostały doszczętnie pogrzebane.
    - Skoro taka jest twoja wola nie będę ci się narzucał. - powiedziawszy to cisnął na podłogę pudełkiem z pierścionkiem, ten zaś z niego wypadł tocząc się pod szafkę na buty.
    Jagna stała w przedpokoju z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Zraniła Andrzeja, zraniła siebie i miała ochotę wskoczyć pod tramwaj gdyby takowe jeździły po Rzeszowie.
Na nogach jak z waty zaszła do pokoju rzucając się na kanapę i wybuchając duszącym płaczem. Musiała wypłakać wszystkie emocje, które zaczęły nią targać od powrotu z Capbreton i wiadomości o ciąży.
    Tymczasem zraniony do głębi Andrzej wsiadł w swój samochód prując prosto do Warszawy. Znów złamał niezliczoną ilość przepisów, ale tym razem nie miał tyle szczęścia i w okolicach Radomia złapała go drogówka.
    - Prawo jazdy  i kartę wozu do kontroli panie Kubica. - rzekł przytęgawy policjant z hiszpańską bródką. - Panie Andrzeju Wrona ładnie to tak pruć drogą sto dwadzieścia jak na znaku jak wołem wymalowane sześćdziesiąt?
      - Śpieszyłem się. - burknął Wrona.
    - Po śmierć panie kierowco? - drążył policjant. - No cóż skoro życie panu nie miłe to proponuję pięć punktów karnych i trzysta złotych. Przyjmuje pan?
    - Przyjmuje.
    Policjant wypisał mandat na specjalnym blankiecie, po czym jeszcze raz pouczył Andrzeja jak ma jeździć i puścił wolno. Wronę mało obeszło utrara trzech stówek i kilku punktów. Przeżywał właśnie życiową tragedię i jedyne o czym marzył to porządne znieczulenie.
    To przyszło dopiero kilkanaście godzin później tuż po koncercie Justina Timberlake'a odbywającego się w PGE Arenie. Do Gdańska wydarł Andrzeja Konar z Kłosem w asyście drugiego braci Wrona.
Panowie bawili się przednio, Andrzej znieczulony przed koncertem kołysał się jak w transie. Po koncercie razem z tłumem fanów amerykańskiego wokalisty wypłynęli ku knajpie, gdzie dokończyli dzieła pocieszania Wronki. Środkowy znieczulił się tak, że z knajpy wyszedł prowadzony przez reprezentacyjnych kolegów.
    - Jahienhooooooo pustkę sześ mi uszyniła fielkom!- darł się jak opętany.
    - Andrzej zlituj się jest czwarta nad ranem, ludzie w tych kamienicach śpią. - odezwał się jego brat.
    - A sooooooo mie oni?!- rozdarł się Wrona. - Ja cierpie!
    - To cierp trochę ciszej bo policja jedzie!- syknął Kłos.
    - A f dupie mam polisje!- ryczał Wrona. - Fszzystkich mam f dupie bo sierpie! Sierpie!
 - Brachol, cierp do cholery w milczeniu! - zażądał Maciek Wrona.
- Nnnnmoge - odparł Andrzej z pijacką stanowczością. - Ból rossssssiera mom duszszsze. Guośno!
Gdyby Konar i Kłos nie byli zajęci podtrzymywaniem Wrony, pewnie wykonaliby facepalma, a tak uczynił to tylko Maciek.
Radiowóz na szczęście przejechał, nie zatrzymując się, nie zwracając uwagi na Andrzeja, wbrew nazwisku porykującego jak bawół. Panowie odetchnęli z ulgą, po czym przystąpili do dalszej kontynuacji spacerku. Do mieszkania Miki, w którym mieli nocować, nie było zbyt daleko a chłodne poranne powietrze wydawało się przywracać Andrzejowi nieco trzeźwości.
Brama właściwej kamienicy już była na wyciągnięcie ręki, po drugiej stronie ulicy, gdy nastąpiła katastrofa. Z bocznej uliczki wyszedł otóż Zbigniew Bartman, również w stanie, wskazującym, iż nie ślubował życia w trzeźwości, jednak nie tak intensywnym jak u Wrony.
- O kurwa - Karol złapał najpierw siebie za głowę, a potem Andrzeja za ramię. - Panowie, zwijamy go stąd, bo będzie draka!
- O ja pierdolę - Dawid Konarski pobladł. - To Zibi jest?
- Chodu! - skomenderował młodszy Wrona, pchając swojego brata w kierunku jezdni.
- Zibi? - Andrzej najwyraźniej dosłyszał ostatnią wypowiedź Konara. - Zibi? Zibuchna, mordo ty moja!
Rzucił się z rozpostartymi ramionami na Bartmana, który cofnął się zdumiony.
- A temu co? - zapytał z widocznym dyzgustem.
Wrona nagle zatrzymał się, zamrugał oczyma i jeszcze raz przyjrzał się Zbyszkowi.
- A nie, nie będzie buzi - pogroził Zibiemu palcem. - Ty jezdeś mój fruk!
- Odwal się, fajansie - warknął Bartman. - Zabierzcie go!
- Jahhhna mi dała ko-osza! - oznajmił Andrzej pełną piersią. - Ofsiadszyłem się! A ona powiedziała nie!
Zbigniew uniósł brew w charakterystycznym dla siebie wyrazie ironii.
- Mądra dziewczyna - rzekł.
- Ty nie wiesz! - Andrzej pomachał mu dłonią przed twarzą.
- Wrona, chodź - Kłos pociągnął go za kołnierz.
Konar chwycił Andrzeja pod ramię i zaczęli holować go do bramy.
- Ty nic nie wiesz! - ryknął Wrona. - Ona jesss fcionszy! Zemnom! A ja rzuciłem pierś... pierś... pierścionkiem i wyszłem!
W niebieskich oczach Zibiego zapłonęła krwista furia.
- Ty kutasino zwisłouchy! - wysyczał, łapiąc Andrzeja za odzież. - Ty fiucie zasuszony, ty! Jak śmiałeś ją tak potraktować?!
- Bartman, kurwa, puść go! - Konar próbował zakończyć zwarcie.
- Konarku, spoko - rzekł Andrzej z godnością. - Ja sobie poradzę. Wą pętaku.
To rzekłszy pchnął Zbigniewa oburącz w pierś. Jako że Zibi sam był wcięty, wykopyrtnął się i usiadł z głośnym plaskiem na chodniku, zaraz się jednak zerwał i pchnął Wronę na ścianę, tuż obok bramy.
- Zapamiętaj to sobie dobrze - syczał jak grzechotnik. - Skrzywdź ją jeszcze raz, a tak ci ryja przefasonuję, że cię na Ptysiach będą po skarpetach rozpoznawać! Ciulu niemyty, ty!
Okno mieszkania na pierwszym piętrze, nad ich głowami, otwarło się ze szczękiem i wyjrzała z niego pulchna kobieta w wieku zdecydowanie emerytalnym, ubrana w staroświecką nocną koszulę. Papiloty, na które miała nakręcone włosy, sterczały wokół jej głowy jak dziwaczna aureola.
- Bandyci! - wrzasnęła kobieta. - Ja wzywam policję! Chuligani! Przyzwoitym ludziom spać nie dają!
- Przepraszamy - bąknął zaskoczony Maciek.
- Ty nic nie mów, młodociany kryminalisto! - starsza pani pogroziła mu palcem. - Ja dzwonię, o, tu, słuchawka, widzicie? Zaraz was aresztują! Ja przyzwoita kobieta jestem, ja Radia Maryja słucham, a wy mi spać nie dajecie! Zbrodniarze!
Nie czekając aż staruszka spełni groźbę Kłos oderwał Bartmana od Wrony.
- Zwijaj się, Zibi, bo na dołku wylądujemy! Ale już! - wysyczał konspiracyjnym szeptem. - Panowie, wycofujemy się!
Zbyszek posłuchał, nie był bowiem tak bardzo pijany, aby stracić całkiem zdrowy rozsądek. Czym prędzej udał się w swoją stronę, tymczasem Konar, Kłos i Maciek zawlekli Andrzeja do mieszkania, zatykając mu na zmiany usta dłonią.

___________________________________________________________
Witajcie! 
Przybywamy do Was z czternastym rozdziałem i tak się zastanawiamy ile rozdziałów powinno mieć opko, żeby nie stać się telenowelą na miarę Klanu albo Mody na sukces? ^^
Życzymy Wam miłej lektury i prosimy o opinie. 
Jednocześnie chciałybyśmy zaprosić Was na nasze nowe opko Jestem Julią z Buszkiem w roli głównej! :D
Jako bonusik "Słoneczny Patrol" :D
                                                                            Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)