Wrona byłby stał tak jak biblijna żona Lota, gdyby Jagna nie
odsunęła się od niego przerywając tę intymną chwilę. Gdyby
tego nie zrobiła najpewniej rzuciłaby się w ramiona Andrzeja i
szlag trafiłby to co proponowała jej Marian czyli porządną
ścieżkę zdrowia dla nieodpowiedzialnego ojca i partnera.
- Tak będziemy mieli dzieci. Gdybyś nie rżnął głupa z Sandrusią
to dowiedziałbyś się od razu. - rzekła najchłodniej jak
potrafiła. Trudno, że są święta kara musi być adekwatna do winy
oskarżonego.
- Wiem, że byłem debilem ale chce to naprawić. - spojrzał na nią
w taki sposób, że miała ochotę odwołać święta i zamknąć się
z nim w nowym mieszkaniu. Zamiast tego próbowała udawać
zasadniczą. Ta przechera Marian nie powiedziała, że to będzie aż
takie trudne. Sama pewnie zwyzywałaby Zbysia a potem wylądowaliby
na najbliższej powierzchni nadającej się do...
Matko Bosko kochano stoi pod kościołem i wyobraża sobie rudą i
faceta, który do niedawna latał za nią jak zadurzony nastolatek.
Co jak co, ale po wyjściu z kościoła mogła sobie oszczędzić
wizji gołego Bartmana tym bardziej, że stoi przy niej mężczyzna
jej życia. Głupi, ale jednak jedyny.
Odchrząknęła.
- No i co? - zapytała, starając się brzmieć twardo. - Masz zamiar
pokutować stojąc tutaj jak Szymon Słupnik?
Wrona ocknął się gwałtownie i wykonał ruch ku przodowi, jakby
zamierzał paść jej do nóg, ale zmienił zdanie.
- Nie, nie! - wykrzyknął ogniście. Przechodząca obok starsza pani
w gustownym wełnianym berecie, obdarzyła go podejrzliwym
spojrzeniem. - Mów co mam robić! Ja wszystko zrobię!
Jagna zmobilizowała swe wewnętrzne rezerwy opanowania.
- Na początek odprowadź mnie do samochodu - oznajmiła łaskawie. -
A potem pogadamy gdzieś, gdzie można usiąść. Biodra mnie,
cholera, bolą.
Andrzej odprowadził uwielbianą kobietę do samochodu Krzysztofa z
taką troską, jakby miała ona dziewięćdziesiąt lat i kości z
chińskiej porcelany. Nie wiedział, że oto zaczyna się dla niego
okres cięzkiej i wytężonej pracy.
Przez kolejne dni bez wytchnienia spełniał wszelkie polecenia i
zachcianki Jagny. Latał po mieście w środku nocy, szukając chałwy
(w momencie gdy zaczął już rozważać włamanie do Biedry
szczęśliwie napotkał sklep całodobowy), służył za szofera,
masował stopy i plecy, nosił ciężkie przedmioty (co Jagna
bezwstydnie wykorzystała, nabywając kilka nowych mebli), robił
zakupy spożywcze, zdejmował rzeczy z wysokich półek i wykonywał
mnóstwo innych czynności.
- Zrobiłaś z niego niewolnika - oceniła Iwona. Ignaczakowie wpadli
z wizytą akurat gdy Andrzej, opływając potem i klnąc pod nosem,
próbował odkręcić wadliwe kolanko pod zlewem. Przeciekało, on
zaś uparł się, że wymieni je sam, specjalista mu niepotrzebny. W
końcu czymże jest cieknące kolanko wobec miszcza świata.
- Takie były moje warunki - odparła Jagna spokojnie. - Zgodził
się, to niech teraz tyra.
Igła uniósł jedną brew.
- Jakby fikał, to mi powiedz - zasugerował. - Przeprowadzę z nim
rozmowę pedagogiczną.
- Będzie grzeczny - ucięła Jagna.
- Ja tak tylko w razie czego - rzekł Krzysiek. - Żebyś wiedziała,
że wiesz. Możesz na mnie liczyć.
- Krzysiu kochany, przecież wiem - rozczuliła się Jagna. - I
bardzo ci dziękuję!
Do pokoju wsunął się rozczochrany łeb miszcza, na którym nie
było nawet śladu po słynnej fali.
- Jaguś, gdzie masz mopa? - zapytał słabo jego właściciel. -
Zalałem całą kuchnię...
Na takich zajęciach, to jest tresowaniu i byciu tresowanym, upłynął
im czas do Sylwestra. Przyjęcie z tej okazji wydawała Jagna, nader
kameralne, bo w gronie złożonym z pięciu osób. Zaproszeni zostali
mianowicie Szymek, Marian z Zibim oraz niewolnik Wrona. Ignaczakowie
elegancko się wymówili od udziału w imprezie.
- Udało mi się sprzedać dzieci na tę noc - wytłumaczył
Krzysiek. - Mam zamiar spędzić ją intymnie i prywatnie z moją
żoną, rozumiesz, pijąc wino i ten... No nie będę dalej
kontynuował, bo zrobiłoby się zbyt pikantnie.
Jagna wykazała pełnię zrozumienia, po czym bez litości zaprzęgła
swego brodatego niewolnika do przygotowań.
Marian i Zbigniew zjawili się punktualnie, ona promienna jak nigdy,
on elegancko odzian, również jak nigdy. Jagna dostrzegła z
miejsca, że gdzieś znikły paskudne okularzyska w czerwonych,
plastikowych oprawkach, które Zibi kiedyś nosił z upodobaniem,
zastąpione przez nowe, eleganckie i perfekcyjnie dobrane do facjaty
właściciela szkła.
- Jak ty to zrobiłaś? - Jagna wzięła przyjaciółkę na stronę.
- Co jak zrobiłam? - zdziwiła się Marian.
- Jak go namówiłaś do pozbycia sią tych bryli, w których
wyglądał jak półgłówek - sprecyzowała Ignaczakówna.
Ruda zachichotała.
- Przejechalam je samochodem - wyznała konspiracyjnym szeptem. -
Trzy razy dla pewności. Oczywiście potem powiedziałam, że to był
przypadek i pewnie wypadły mu z kieszeni, jak wysiadał. I tak mi
było smutno z tego powodu...
Przyjaciółki wybuchły gromkim śmiechem.
- A co im tak wesoło? - zapytał Zbigniew, rozsiadając się na
kanapie.
- Muszą się nagadać - odparł Szymon, uśmiechając się
uprzejmie.
Zbigniew łypnął na niego nieufnie zza markowych okularów. Od
początku nie podobał mu się ten cały Szymon Daszyński. Co to za
facet, który wprasza się na imprezę sylwestrową do dwóch par
przynosząc ze sobą kotkę. Już on Zbigniew wiedział co to za typ
cwaniaczka- lowelasika co to kręci się obok lasek i udaje ich
przyjaciela. Facet nigdy nie przyjaźni się z kobietami bez
podtekstów erotycznych, zwłaszcza że samemu nie ma kobiety.
- Zbyniu...- Marian zrobiła w stronę chłopaka maślane oczy. -
Podjedziemy jeszcze do sklepu, zapomniałyśmy kupić szampana?
- Wrona nie może?- zapytał znudzony. - Boli mnie ręka.
- Nie może!- odezwało się z kuchni. - Piekę kurczaka
- To zajmie się nim Jagna...- Zibi dalej próbował się wymigać. -
To babskie zajęcie!
Ignaczakówna zmierzyła eks adoratora złym wzrokiem.
- A chcesz w czambuk? - zapytała uprzejmie. - Seksista się znalazł
od siedmiu boleści.
Szymon bawił się przednie napaścią na Bartmana, ale w
ostateczności zwyciężyła męska solidarność.
- Ja chętnie pojadę z tobą po szampana, jeszcze nic dzisiaj nie
piłem. - zaproponował.
W Zbigniewa nagle jakby sam rogaty wstąpił. Spurpurowiał na twarzy
i byłby rzucił się na Szymona, gdyby w pomieszczeniu nie pojawił
się Wrona odziany w fartuch upstrzony kolorowymi kropkami.
- Nigdzie nie będziesz chodził z moją kobietą! - zasyczał
złowrogo Zibi, wstając z kanapy.
Marian otworzyła usta, gotowa obsztorcować lubego za użycie
wyrażenia "moja kobieta", którego szczerze nie cierpiała,
zaraz jednak je zamknęła. Zazdrość, emanująca z Bartmana, nawet
jej się podobała i ciekawa była ciągu dalszego.
- Zluzuj, Zbysiu, złość piękności szkodzi - rzucił lekko Wrona,
po czym odmeldował się Jagnie. - Kurczak będzie gotowy za jakieś
pół godziny, potem wstawiam do pieca murzynka. Wziąłem przepis od
Karola. A w lodówce jest śledź w oleju i różne gotowe przekąski.
Zbigniew sapnął, niezadowolony, że mu przerwano perorę, tymczasem
Jagna eksplodowała zachwytem.
- Śledź! Marzyłam o śledziu! Andrzejku, jak się postarasz,
bywasz nawet boski! - z tymi słowy podskoczyła i złożyła na
obrośniętym policzku Wrony całusa. Domowy niewolnik pokraśniał z
zadowolenia.
- Szymek, to może jedźmy po tego szampana? - poderwała się ruda.
- Po moim trupie! - zawarczał Zbyszek. - Nigdzie z tym fagasem
jeździć nie będziesz!
- Co proszę? - zdziwił się uprzejmie Szymon.
- Głuchy jesteś? - zapytał Zbigniew jadowicie. - Nie pozwolę,
żeby moja kobieta jeżdziła z tobą gdziekolwiek!
Miał ochotę podnieść Szymona z fotela za klapy, ale stojący na
środku pokoju Wrona (który wolał kontrolować rozwój sytuacji)
wydatnie mu w tym przeszkadzał.
- A to ona jest twoją własnością? - zdziwił się niewinnie
Szymon.
Dwie obecne w salonie kobiety spojrzały na Bartmana, Marian
zachłannie, Jagna z niepokojem.
- Nie wkurwiaj mnie - odparł. - Myślisz, że nie znam takich typów
jak ty, co się przyklejają do zajętych lasek i kumpli udają? To
zakonotuj sobie: Marian jest moja. Dotknij jej jednym palcem, a ci
wyrwę całą łapę! - Zibi wykonał wypad ciałem w kierunku
Szymona. - U samej dupy!
Szymon prychnął śmiechem, po czym zasłonił na moment twarz.
Uspokoiwszy się, spojrzał na Zibiego.
- Przepraszam cię bardzo, ale tu zachodzi monumentalne
nieporozumienie towarzyskie - rzekł., ubawiony - Ja naprawdę nie
mam żadnych dwuznacznych zamiarów wobec Marian.
- Bo ci uwierzę - Bartman rzucił mu gniewne spojrzenie zza
okularów.
- Słowo harcerza - zaklął się Szymon.
- Bartman byłbyś łaskaw nie robić mi wiochy w mieszkaniu, jak
masz jakiś problem to się oświadcz, a nie napadaj na Bogu ducha
winnego Szymona. I wbij sobie do tej pustej makówki, że on nie musi
nikogo podrywać bo kobiety same się do niego garną.
Wrona wysłuchujący wykładu ukochanej zbladł a jego uśmiech
zniknął jak zdmuchnięty, tymczasem Zbigniew zamilkł pozwalając
łaskawie by Marian wyszła z Szymonem. Ledwie Ruda i strażak
zniknęli za drzwiami w Andrzeja wpadło to samo licho co przed
chwilą w Bartmana.
- Co to miało znaczyć, że każda za nim lata? - wybuchnął.
- I widzisz, widzisz? Tobie też ten gagatek robi do gniazda! Nie
rośnie ci czasem na główce gustowne poroże?- zapytał cynicznie
Zbyszek.
Ignaczakówna nie wiedziała czy wybuchnąć śmiechem, spojrzeć na
nich z politowaniem czy się wkurzyć. Obaj nakręcali się coraz
bardziej.
- Ja ci kurwa dam poroże! - Wrona zaszarżował na Zbigniewa,
dopiero krzyk Jagny, który obudziłby umarłego (a na pewno dwa
futra wygrzewające się w posłaniu pod kaloryferem) go zatrzymał.
- Oczadzieliście obaj? Jakie rogi, barany skończone? Szymek jest
gejem!
- To nic nie zna...- urwał w połowie zdania Zibi. - Jak to gejem?!
- Normalnie. Nie interesują go kobiety, a na pewno nie w ten sposób
o który cały czas go oskarżacie.
Obaj panowie zastygli na moment z wyrazem osłupienia na twarzach.
- Ale zrobiłem z siebie debila - powiedzieli chórem, po czym
spojrzeli na siebie nawzajem z niechęcią.
- Cieszy mnie ta szczera partyjna samokrytyka - rzekła cierpko
Jagna. - Wrona, zjeżdżaj do kuchni i sprawdź, czy ci się kurczak
nie przypala.
- Dobrze, Jaguś... - rzekł grzecznie Andrzej, znikając za
drzwiami.
- Zbychu, bądź łaskaw przynieść tego śledzia z lodówki -
komenderowała dalej Ignaczakówna, ścierając szyderczy uśmieszek
z twarzy Zibiego.. - Ja muszę odpocząć, bo nie powinnam się
denerwować. A jak usłyszę, że się kłócicie, to przysięgam,
zadzwonię po Marian!
Wobec takiej groźby Zbychu, potulny jak baranek, podreptał do
kuchni po śledzia, traktując urzędującego przy piekarniku
Andrzeja z wersalską niemal uprzejmością.
Dalszy ciąg Sylwestra przebiegł bez zakłóceń, w atmosferze wręcz
szampańskiej. Nowy Rok powitano z hukiem, przy czym Zbysiu zdołał
zestrzelić korkiem od szampana stojący na regale wazon. Jagna
uszczerbkiem w mieniu się nie przejęła i zabawa toczyła się
dalej.
Niewolnik Wrona, dojeżdżający z Bełka w każdej wolnej chwili,
spisywał się tak dobrze i wypełniał obowiązki z takim oddaniem,
że Jagna, po głębokim namyśle, postanowiła zaszczycić go swoim
towarzystwem na balu Mistrzów Sportu.
- A... To strasznie miłe z twojej strony - rzekł Andrzej, gdy
ukochana obwieściła mu swoją decyzję. - Chociaż nie wiem, czy
sobie na to zasłużyłem. I ten... Chciałem powiedzieć, że ten
pocałunek w Sylwestra... Jaguś, jak mi tego brakuje!
Tu westchnął rozdzierająco, aż zakołysała się wisząca za
Jagną firanka.
- Na to będziesz musiał jeszcze popracować - odparła Ignaczakówna
surowo, mając nadzieję, że nie widać po niej, że jej też brak
tego rodzaju kontaktów z Andrzejem.
- Wiem - mruknął Andrzej.
Jagna z wysiłkiem opanowała chęć złożenia mu głowy na piersi.
Na rzeczonym balu objawiła się także, w charakterze gwiazdy
wieczoru, Sandrusia. Nadęta i chłodna, rozmawiała tylko z
Lewandowską, obie panie zaś rzucały Wronie i Jagnie złe
spojrzenia znad stołu. Najwięcej tych spojrzeń koncentrowało się
na widocznie już wypukłym brzuchu Jagny, któremu Andrzej nie
szczędził uwagi.
Bombardowanie spojrzeniami skończyło się jakoś koło północy,
gdy pewna litościwa dusza doniosła Lewej, że jej małżonek, który
wcześniej obraził się na cały świat, nie zostawszy sportowcem
roku (został nim wybrany Kamil Stoch, siatkarze zaś zyskali tytuł
Drużyny Roku)), klęczy w jednej z kabin męskiego wychodka i rzyga
jak kot, przedawkowawszy słodkiego szampana.
Lewandowska pobiegła ratować swojego Bobeczka, a przynajmniej
wywlec go z tego kibla, zanim ktoś mu strzeli focię z głową w
muszli, osamotniona Sandrunia zaś pokręciła się chwilę, po czym
wyszła po angielsku.
Brzuch Jagny nie tylko stał się przyczyną niezadowolenia Sandrusi,
ale także wstrząsnął internetem. Hotki darły włosy z głowy,
albo przekonywały się nawzajem, że to nie ciąża, tylko jakieś
wzdęcie, albo wręcz tłuszcz, fanki siatkówki zaś nie
dowierzały, że niefrasobliwy Miszcz chce się ustatkować i założyć
rodzinę. Małe e-pandemonium trwało przez jakiś czas.
Pod koniec lutego Zbigniew stał się jakiś tajemniczy, często
gdzieś wychodził i co chwilę do kogoś wydzwaniał. Marian zajęta
pracą na większość z jego tajemnic przymykała oko, ale ostatnie
dwa dni przechodził samego siebie. W jedyny wolny weekend, kiedy
Ruda nie musiała nadaniać zaległość zniknął gdzieś wyłączając
komórkę. Po kilku godzinach ciszy napisał jej lakonicznego smsa z
adresem.
Marian zaaferowana, że coś mogłoby się stać z jej ukochanym
Zbysiem, czym prędzej popędziła pod wskazany adres, czując jak
gula ściska ją w gardle i nie pozwala swobodnie oddychać. Pod
adresem widniejącym w smsie od Zbigniewa ulokowany był dwupiętrowy
dom z ogrodem, teraz przysypanym skrzącą się w słońcu, białą
pierzyną z śniegu. Ruda pchnęła drzwi furtki biegnąć po
wydeptanych śladach wprost pod drzwi frontowe domu. Niewiele się
namyślając pchnęła je oburącz, wchodząc do ciemnego
pomieszczenia.
- Zbyszek?!- krzyknęła w panice. - Coś się stało?
Odpowiedziała jej głucha cisza. Coś jednak podpowiedziało jej, że
powinna udać się na piętro, co też szybko zrobiła. Wchodząc na
górę po eleganckich, dębowych schodach spoglądała na obrazy
wiszące na ścianach. Ktoś, kto tu mieszka ma poczucie smaku, nie
to co to szkaradziejstwo w warszawskim apartamencie Zbigniewa. Na
samą myśl o tym nieszczęsnym mchu i robactwie, które się w nim
lęgnie zrobiło jej się słabo.
Tak dotarła na piętro wpadając do pierwszego pomieszczenia,
wyłaniającego się za schodami. Pokój do którego zajrzała skrzył
się światłem dziesiątek świec, ustawionych we wszystkich
możliwych miejscach. Pośrodku pomieszczenia królowało wielkie
łoże na nim zaś Zbigniew w pozie amanta a wokół rozsypane płatki
róż.
- Co to ma znaczyć?!- zapytała nieco piskliwie, gdy mężczyzna jej
życia wypadł z łóża z różą w zębach. Uprzednio ofiarowując
jej szkarłatny kwiat, upadł na kolana i jął grzebać w kieszeni
spodni w poszukiwaniu zawiniątka. Gdy odnalazł to co było mu
koniecznie potrzebne, wyciągnął puzderko przed siebie.
Nerwowo otworzył je przysuwając bliżej twarzy Marian. Jej oczom
ukazał się pierścionek z pojedynczym szmaragdem, otoczonym
mniejszymi diamencikami a całość misternie okalał splot i
obrączka z białego złota.
-Wyjdź za mnie Mario...Marianie! Ruda ty moja!- skopczył do góry
jak porzucony na sprężynie i przyssał się do otwartych z
zaskoczenia ust rudowłosej. Gdy już się nią nasycił spojrzał w
jej szmaragdowe oczy szukając tam aprobaty.
- Chcesz się ze mną ożenić? - zapytała osłupiała.
- Nie chcę! - rzekł w uniesieniu. - Ja muszę! Kocham cię i jesteś
mi potrzebna jak woda, jak powietrze, jak siatkówka! Umrę jeśli
się nie zgodzisz. Zostanę gejem!
Marian wybuchnęła śmiechem.
- Och Zbyniu najsłodszy! Jakże mogłabym ci odmówić w obliczu
tego, że takie ciacho mogłoby przejść na złą stronę mocy.
Ptysie net nie wybaczyłyby mi tego! Oczywiście, że za ciebie
wyjdę!
Z tygrysim pomrukiem Zibi chwycił swoją narzeczoną w objęcia, po
czym, zasypując gradem ognistych pocałunków, złożył ją w
pościeli.
Kilka tygodni później miały miejsce sceny nie mniej wzruszające,
dotyczyły one jednak Jagny i Andrzeja. Ignaczakówna, teraz już w
ósmym miesiącu ciąży i wedle własnych słów gruba jak wieloryb,
udała się na kontrolne USG, a towarzyszył jej niezmiernie
zaaferowany Andrzej, który przeżywał owo badanie gorzej niż sama
pacjentka, a także uszczęśliwiony bezgranicznie Igła, który
zdołał się już zupełnie zakochać w potomkach Jagny.
- Hej, maluchy - rzekł, przechylając się w poczekalni do brzucha
kuzynki. - Wujek waz zaraz zobaczy! Szkoda, że nie mogę tam do was,
do środka wetknąć kame...
- Igła! - jęknęła Jagna.
- No co? - zdziwił się Krzysiek niewinnie. - Co ja takiego
powiedziałem?
- Gdzie ty chcesz jej wtykać kamerę, idioto? - zapytał Andrzej,
ciesząc się w duchu, że nie licząc ich grupki poczekalnia jest
pusta.
- No przecież nie chcę! - Igła się zdziwił jeszcze bardziej. - O
co chodzi?
- Pani Ignaczak - z gabinetu wyjrzała pielęgniarka. - I pan Wrona.
Wujka poprosimy za chwilę.
Po krótkiej rozmowie z pacjentką i uspokojeniu zemocjonowanego
przyszłego ojca, doktor Wiernik zabrała się za badania, których
uwieńczeniem było oczywiście USG.
- Proszę, panie Wrona - zręcznymi ruchami głowicy lekarka
przywoływała na ekran coraz wyraźniejszy obraz. - Oto pana
synowie.
Wrona patrzył na dwie, widoczne na monitorze główki, czując, jak
zalewa go wzruszenie i potężna, pierwotna miłość. Jego dzieci!
Jego synowie!
- Synowie...? - zapytał chrypliwie. - Jest pani pewna?
- Proszę, sam pan może się przekonać - doktor Wiernik przesunęła
głowicę po brzuchu Jagny. - Widać wszystkie szczegóły, ustawili
się wręcz wzorowo i to obaj.
Wrona spojrzał na monitor, potem na Jagnę. W jego oczach malowała
się taka czułość i bezbronność, że Ignaczakówna miała ochotę
wstać z kozetki i go przytulić.
- Jaguś - szepnął, biorąc ją za rękę. - Nasze dzieci...
- Ano nasze - potwierdziła. - Jak my im właściwie damy na imię?
Siatkarz zamyślił się na moment po czym wypalił.
- Andrzej i Robert! Po mnie i Lewym.
- Po moim trupie! - wrzasnęła Jagna. - Andrzeja w rodzinie już
mamy a Robert odpada. Wiesz,że nie lubię Lewego!
Do gabinetu wparował rozradowany Igła, zaproszony przez
pielęgniarkę.
- Moi chrześniacy, Stefan i Krzysio, urodzeni medaliści! -
zakrzyknął, patrząc na monitor.
- No i widzicie, sprawa rozwiązana - rzekła doktor Wiernik.
- Stefan i Krzysio, mówisz? - zamyśliła się Jagna. - Mnie się
podoba.
- W zasadzie - odparł Wrona - To mnie też.
-
No to pozamiatane. - oznajmił zadowolony Igła. - Mój Seba,
Arek Wlazłego, Oli i Antek Winiara, tych dwóch i kadrę ma przyszłe
mundiale już mamy!
_______________________________________________________________________________
Witajcie!
Jak zwykle z poślizgiem, ale taka już nasza specyfika a doba niestety nie chce się rozciągać jak balon z gumy do żucia. Donosimy uprzejmie, że jest to ostatni rozdział zmagań miłosnych Jagny i Wroniastego. Po final four spodziewajcie się epilogu! Buziole! Fiolka&Martina
Jak zwykle z poślizgiem, ale taka już nasza specyfika a doba niestety nie chce się rozciągać jak balon z gumy do żucia. Donosimy uprzejmie, że jest to ostatni rozdział zmagań miłosnych Jagny i Wroniastego. Po final four spodziewajcie się epilogu! Buziole! Fiolka&Martina
Jaki długii :* Cudownie *.* Jagna powinna założyć firmę do takiej "tresury" :P :P :P
OdpowiedzUsuńPo ostatnim rozdziale myślałam, że Wroniasty zupełnie zmiękczył opór Ignaczakówny, ale jak widać, Jagna postanowiła trzymać go krótko! I bardzo dobrze, bo zasłużył na karę. Jeśli chce ją odzyskać, to niech się trochę napoci!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Marian i Zbyszka! Oboje mają silne charaktery, ale jak widać, razem może z tego wyniknąć niezła mieszanka wybuchowa. Cieszę się, że Bartman wreszcie znalazł kobietę, która odwzajemniła jego uczucia, bo chociaż początkowo nie przepadałam za jego osobą w tej historii, to jednak i on zasługuje na szczęście.
Ale jak to ostatni rozdział? :< Trudno będzie się rozstać z tym opowiadaniem...
Pozdrawiam :)
Szkoda, że to już koniec :(
OdpowiedzUsuńLiberum veto! Żadnego epilogu, to jest genialne!!!
OdpowiedzUsuńJak to spodziewajcie się epilogu? D:
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że Jagna zrobiła z Wrony niewolnika, należało mu się za to, że się z dupą na łeb pozamieniał. Endrju w końcu przejął się sytuacją i postanowił jednak zawalczyć o swoją ukochaną. Chyba w ostatniej możliwej chwili, bo wątpię, czy Jagna by mu wybaczyła, gdyby to jego świrowanie trwało dłużej...
Zbychu się oświadczył Marian?! Koniec świata. :D
Prawie zleciałam ze śmiechu z krzesła, czytając o Lewusie rzygającym do kibla. xdd
Pozdrawiam. ;)
Jak cudownie się zrobiło! Ale zaraz! Jaki epilog? Jaki koniec? Jak to tak? Veto! Nie możecie konczyc tak świetnej historii! Kto mi teraz będzie dzien poprawiał? :(
OdpowiedzUsuńJagienka moja kochana przepuściła Andrzeja przez ścieżkę zdrowia dla upośledzonych konkretnie bo chłopak wreszcie zaczął się zakowywać jak przykładny ojciec i facet! Pięknie.
A "Zbiszek"? W życiu nie spodziewałabym się że chłop padnie przed Marian i zacznie błagać o rękę. Świat się poodwracał :D
"Wujek waz zaraz zobaczy! Szkoda, że nie mogę tam do was, do środka wetknąć kame..." Igiełka jak zawsze w formie widzę :D
SPAM konkretny teraz:
http://nagranicyswiatowztoba.blogspot.com/
http://wykrakaneszczescie.blogspot.com/
Buźki! :****
Między wierszami wyczuwam jakąś nieukrywaną antypatię autorki( autorek) do Lewego, nicht wahr? Wygrałyście z tym rzyganiem:D I dlaczego to już koniec opowiadania???
OdpowiedzUsuń