niedziela, 31 sierpnia 2014
Rozdział XV- Światło mych źrenic, astralna tęczo mojego życia, kochanie, skarbie, aniele srebrzysty
Po wyjściu Andrzeja, Jagna pogrążyła się w czarnej rozpaczy połączonej z atakami torsji.
- Myślałam, że rzygają tylko firany z telenowel i romansów! - jęknęła do siedzącego na pralce Dante, który patrzył na panią ze znudzeniem w żółtych oczach. - Jesteś nieczuły sierściuchu!
Kot gdyby tylko potrafił przemówić po ludzku na pewno stwierdziłby, że nie ma o co wszczynać paniki. W końcu jemu często zdarzało się rzygać po nażarciu się kłaczków. To jeszcze nie tragedia!
Gdy żołądek dziennikarki był już absolutnie pusty, dziewczyna zległa na kanapie w pokoju na nowo pogrążając się w czarnej rozpaczy. Nie była w stanie iść do pracy, bolało ją absolutnie wszystko a najbardziej serce. Jak mogła tak potraktować Andrzeja? Przecież gdyby nie zachowywała się jak rozchisteryzowana pindzia to udałoby się jej przekonać Wronę, że ślub w ich przypadku to gwóźdź do trumny. Leżała tak myśląc o swojej koncertowej głupocie, dziecku i beznadziejnej sytuacji nie zauważając jak dzień przemorfował w wieczór a potem ciemną noc. Około północy żołądek dał o sobie znać, ale w sposób mniej upierdliwy. Po całym dniu postu Jagnie w końcu zaburczało w brzuchu i miała ochotę zjeść kolację. Już była jedną nogą na panelach gdy w jej mikroskopijnej kawalerce rozległ się dźwięk dzwonka.
Jagna nie zdążyła nawet pomyśleć o tym, że owym przybyszem mógł być Andrzej, gdy w progu salonu stanęła jej najlepsza przyjaciółka Marian.
- Marian?- jęknęła zaskoczona.
Dziewczyny padły sobie w ramiona wymieniając się przyjacielskimi czułościami.
- Jagna wyglądasz tragicznie. - skwitowała rudowłosa, wyglądająca jak z okładki Vogue'a. Miała na sobie dopasowane, czarne rurki do których włożyła eleganckie pudrowe czółenka, pastelową bluzkę i brzoskwiniowy żakiet. Ogniście rude włosy wiły się wokół jej delikatnej twarzy niczym płomienie. Ignaczakówna w powyciąganym dresie i bluzce z Helloł Kitty wyglądała jak zdjęta z krzyża męczennica.
- Ty za to kwitnąco. - mruknęła dziennikarka. - Skąd wzięłaś się w Rzeszowie?
- Przyleciałam z Australii. To znaczy przyleciałam w weekend, ale musiałam nawiedzić rodziców ale szybko się wymiksowałam. Nie mogłam się do ciebie dodzwonić więc Krzysiu wysłał mi dokładny adres.
- Nie mów mi o tym zdrajcy!
- Oooo a co znów zrobił? I dlaczego wyglądasz jakbyś miała kaca? Pijesz? Co to za strój krowie z gardła wyciągnięty?
- Trochę źle się czuje.
- A może ty w ciąży jesteś?- zaśmiała się Marian.
Spłoszony wzrok Jagny powiedział jej więcej niż tysiąc słów.
- Z kim?!- zapytała niemal krzycząc. - I dlaczego go tutaj nie ma?
- To długa historia.
- Długa nie długa ja mam bardzo dużo wolnego czasu i chcę żebyś mi wszystko opowiedziała. Ba! Ja tego żądam!
Jagna westchnęła, patrząc jak jej przyjaciółka nastawia wodę na herbatę i przygotowuje kubki. Zapowiadała się długa noc.
Dla Wrony noc była krótka i mglista, poranek za to jak z Mordoru. Siatkarza obudziło mianowicie pragnienie, tak straszliwe, jakby dnia poprzedniego przeszedł Saharę w poprzek bez zapasów wody. Zamlaskał, albo raczej spróbował zamlaskać, gdyż jego wyschnięty język zachowywał się i smakował jak podeszwa buta, natomiast usta były spieczone i spękane jak rzeczne koryto w Dolinie Śmierci.
- Piiiić... - jęknął schrypniętym, ledwie słyszalnym głosem. Nikt mu nie odpowiedział, Wrona zdobył się zatem na heroiczny wysiłek i otworzył oczy. Słoneczny blask rąbnął w nie niczym pięść Witalija Kliczki, więc Andrzej czym prędzej zamknął powieki i spróbował przybrać pozycję siedzącą.
W jego głowie natychmiast rozdzwoniły się wszystkie dzwony Gdańska, a niezliczone młoty jęły tłuc w kowadło jego mózgu.
- O kurwa - mruknął Wrona.
Ponownie otworzył oczy, z wielką ostrożnością i po kilku chwilach już widział świat, nawet całkiem ostro.
Wciąż chciało mu się pić, wykorzystał zatem świeżo odzyskaną zdolność widzenia, próbując zlokalizować jakąś mało szkodliwą dla zdrowia ciecz. Płyn do mycia szyb, stojący na regale, odrzucił, nie ten poziom desperacji, woda po goleniu, jako zawierająca alkohol wywołała w nim dreszcz potężnego obrzydzenia, wreszcie w polu jego widzenia znalazła się stojąca pod oknem konewka, mała, blaszana, służąca widać podlewaniu doniczkowego kwiecia, którego w pomieszczeniu nie brakowało, cały bowiem parapet się uginał od zieleni. Namalowane na konewce krople wydały się Wronie niezmiernie kuszące, zmobilizował więc wszystkie siły, wstał i omijając meble podążył ku cudownemu naczyniu.
Woda w konewce była cokolwiek żółtozielona, ale Andrzej nie był zbyt drobiazgowy, grunt, że nie cuchnęła. Podniósł naczynie i przechylił do ust, żłopiąc jak prosię. Zielonkawe strużki pociurkały mu za uszami i za kołnierz, nie poświęcił jednak temu zjawisku żadnej uwagi, koncentrując się na zachwycającej mokrości pochłanianego płynu.
- To jest nawóz do kwiatków - rzekł spokojnie Mika, stając w progu. - Moja dziewczyna robiła, odwar z pokrzywy i coś tam jeszcze. Przepis jej babci.
- Pyszny - mruknął Andrzej chrypliwie, odrywając puste naczynie od ust. Z lekkim stuknięciem odstawił konewkę na podłogę i natychmiast się skrzywił, gdyż dźwięk ów wywołał wzmożoną pracę jego wewnątrzczaszkowej kuźni.
- Idź się umyć i przebrać - polecił Mateusz tonem, jakiego używa się wobec dzieci.
Wrona spojrzał po sobie i dotarło do niego, że ma na sobie wczorajszą, wyplamioną czymś dziwnym koszulkę, ubłocone dżinsy i z całą pewnością nieświeże gacie i skarpety.
- O kurwa - mruknął. - Menel ze mnie.
- Zgadza się. A także idiota - przyświadczył grzecznie Mika.
Kapiel nie tylko przywróciła mu czystość, ale także i zdolność myślenia.
- Co ja zrobiłem?! - jęknął, wychodząc z łazienki odziany tylko w portki. Mokre włosy sterczały mu dookoła głowy. - Jak ja mogłem tak Jagnę potraktować?! Ja pierdolę...
Spojrzenia Dawida, Mateusza i Maćka nasycone zgodnym potępieniem i politowaniem, upewniły go, że wtopił na całej linii.
Tymczasem Krzysiek przeżywał zgryzoty i wyrzuty sumienia, co za tym idzie nie mógł sobie znaleźć miejsca i wszędzie zaglądał użalając się nad sobą. Iwonę doprowadzało to do szewskiej pasji a zwłaszcza, że pojawił się u niej w pracy jojcząc i labidząc jak wiejska przekupa. Pani Ignaczak nie wybaczyła mu jeszcze podsłuchanej rozmowy a zwłaszcza wychlapanie się Andrzejowi o ciąży Jagny. Krzysiek wiedział, że przegiął i było mu z tym źle, ale nie zebrał się w sobie żeby pogadać z Jagną. Andrzej miał stawić się u niej wczoraj z kwiatami, tymczasem jego telefon milczał i Krzysiek nie wiedział co się dzieje.
- Dlaczego ten kretyn wyłączył telefon?!- jęczał libero. - Ja od zmysłów odchodzę!
Iwona spojrzała na niego jak na idiotę.
- Skoro się oświadczył to chyba logiczne, że chce z Jagną być sam na sam a nie prowadzić gorącego telefonu z tobą. - mruknęła wklepując coś do komputera. - Do łóżka też im wejdziesz, żeby sprawdzić czy robią to jak należy? - zapytała ironicznie.
Krzysiek na myśl o łóżkowych karesach Wrony i Jagny zapłonił się niczym piwonia a jego policzki upodobniły się do rumieńców na licu Rafała Buszka. No co też tej Iwonie chodzi po głowie.
- Ty zbereźnico. - zaśmiał się a wyszło tak jakby chrumknięcie prosięcia. - Tylko jedno ci w głowie.
- Ja? To ty cały czas mieszasz się w ich związek. Nie pamiętasz już jak byliśmy w ich wieku?
- Taaa piękni, młodzi i zakochani do szaleństwa. A teraz? Postarzeliśmy się przez te szesnaście lat naszego związku. - westchnął Krzysztof.
- Mów za siebie stary pierdzielu. Ja się nie postarzałam! I zastanawiam się poważnie, że gdybym urodziła się ponownie to dwa razy bym się zastanowiła z kim wiążę swoje życie.
- Ależ Iwonko. - Igła okrążył biurko biorąc żonę w ramiona. - Światło mych źrenic, astralna tęczo mojego życia, kochanie, skarbie, aniele srebrzysty. No jak mielibyśmy nie być razem? Łączy nas coś pięknego! Miłooooość! - powiedziawszy to wpił się w usta małżonki w namiętnym pocałunku.
Ostatnie przedmundialowe zgrupowanie w Spale stało się dla trenera Antigi źródłem zgryzoty. Otóż jeden z najlepszych środkowych, Andrzej Wrona, chodził jakiś struty i zamyślony, w treningach uczestnicząc mechanicznie i bez refleksji, na boisku zaś był wyraźnie nieobecny duchem. Stefan nie był z natury panikarzem, histeria omijała go szerokim łukiem, zamiast zatem rwać szaty i włosy z głowy, poddał Wronę uważnej obserwacji, wyciągnął z tej obserwacji wnioski, po czym, tuż przed wyjazdem do Warszawy, wezwał do siebie Winiara - kapitana repry, oraz Igłę - czlowieka najlepiej o wszystkim co się działo w drużynie poinformowanego.
- Messieurs - rzekł Stefan spokojnie. - Z Whrrrroną jest źle. Dlaczego?
Winiar rozłożył ręce.
- Ja nie mam pojęcia - odparł.
- Igłaa? - błękitne spojrzenie trenera skierowało się na reprezentacyjnego libero.
- Eee, bo tego... - zająknął się Krzysiek, nie wiedząc ile powinien ujawnić. - On ma takie no... problemy osobiste trochę i ten...
- Jaakiee? - drążył Stefan.
- Oświadczył się i kosza dostał! - wypalił Igła, który wiedział już o wszystkim od Miki i Konara. Do Jagny zadzwonić się nie odważył.
- Ja nie wieem ja to zhrrrobiciee, ale macie go zhreperoowaaać - oznajmił Antiga. - Igłaaa, to twojaaa cousine i twojaaa odpowiedzialność.
- W mordę - wyrwało się Igle.
Zastanawiając się jak ma u licha pogodzić Andrzeja z Jagną, nie ryzykując przy tym poważnego uszczerbku na ciele, przeżył ostatni dzień zgrupowania i z głową wypełnioną ciężkimi myślami wsiadł do autokaru. Tak był tym zaaferowany, że zapomniał nawet o kręceniu materiałów wideo na "Igłą Szyte".
Wjeżdżali właśnie do stolicy, gdy komórka w kieszeni Igły zabrzęczała, sygnalizując nadejście esemesa. Z duszą na ramieniu libero wyciągnął aparat na światło dzienne, obawiając się, że wiadomość ta zawiera joby od Jagny, ale nie. Nie zawierała jobów i nawet nie była od jego kuzynki.
Numeru, z którego wysłano esemesa Krzysztof nie rozpoznał, sama zaś wiadomość brzmiała tak:
Spotkaj się ze mną w sprawie Jagny. Cukiernia Sowa, twój czas wolny. Odmowy nie uznaję. M.
Igła podrapał się w czuprynę, zastanawiając się o co chodzi, potem obejrzał się ostrożnie, spoglądając na siedzącego z tyłu Bartmana, ten jednak, ze słuchawkami na uszach, okularami na nosie i tabletem przed nosem wyglądał jak uosobienie niewinności.
- Co jest? - zainteresował się siedzący obok Igły Dzik.
- Dostałem dziwnego esemesa - mruknął Krzysztof.
- Masz tajemniczą wielbicielkę? - zachichotał Michał.
- Nie, no co ty - obruszył się Igła. - I w ogóle zamknij się, nie rozpuszczaj takich plotek, bo jak się Iwona dowie będę miał przewalone!
Siatkarzy zakwaterowano w Hiltonie. Rozładunek bagaży i przydział pokojów trochę trwały, wreszcie jednak skołatany i nieszczęśliwy do głębi Wrona mógł cisnąć torbę w kąt i paść na łóżko jak kłoda.
Ledwie padł, przyszedł ktoś z personelu hotelowego, twierdząc, że ma pocztę dla pana Wrony. List odebrał pan Kłos, po czym zaczął dziko chichotać, wąchając przy tym różową kopertę i teatralnie się nią wachlując.
- Padło ci na mózg, czy ten list jest nasączony prochami? - zainteresował się Andrzej, unosząc głowę z poduszki.
- Perfumami, Jędrusiu, perfumami - kwiknął Karol i zakręcił biodrem.
- Za Jędrusia biję w mordę - pouczył Wrona. - Oddawaj.
Wydarł koledze kopertę z rąk i otworzył. Woń perfum, dość cięzkich i duszących buchnęła mu w nos, gdy wytrząsał zawartość na łóżko. Zawartością tą był rózowy arkusik papieru, złożony w pół oraz koronkowe stringi, wykonane z ilości materiału, która nie starczyłaby nawet na sznurowadła.
Kłos pisnął z uciechy i teatralnie zatrzepotał rękami.
- Och, Jędrusiu, masz napaloną fankę!
Adidas Wrony świsnął mu koło ucha i z głuchym łupnięciem uderzył w szafę.
- Zamknij dziób - warknął Andrzej i zaczął czytać. Tekst pełen był "serduś", "cmokasków", oraz zapewnień, że autorka robi się mokra na sam widok Wrony, a jego skarpety i jego broda rozpalają ją wręcz do białości. Pisząca wyrażała też przekonanie, że ona i Andrzej są dla siebie stworzeni, podpisała się zaś "Twój Ptyś".
Andrzej zgrzytnął zębami, zmiął list wraz z kopertą w kulkę i jednym celnym rzutem ulokował go, jak też i stringi, w koszu na śmieci.
Jagna po długich rozmowach z Marianem zdecydowała się jednak przyjechać na mecz otwarcia. Podczas widowiska miała spotkać się ze swoimi siostrami Mają i Agnieszką, które od dawna zasypywały ją pytaniami na temat jej chłopaka. Starsze o pięć i siedem lat były już szczęśliwymi mężatkami a także matkami i bardzo pragnęły aby siostra również ułożyła sobie życie. Rodzice również nie będą zachwyceni jej nieślubnym dzieckiem, zwłaszcza matka która gotowa dostać apopleksji. Jedyna osoba, której Jagna była pewna w stu procentach miała osiemdziesiąt pięć lat, grała nałogowo w brydża i paliła cygara. I tak się dobrze składało, że była jej babcią a ściślej mówiąc wspólną babcią jej i Igły.
Warszawa przywitała Jagnę pochmurną i deszczową aurą, spowijającą ją niczym całun. Marian całą drogę marudziła jak to w Polsce jest zimno i jaką ma ochotę wracać do Perth. Dziewczyny w końcu dotarły do hotelu na Pradze, gdzie miały się zakwaterować.
- Muszę iść na spotkanie z Majką i Agnieszką. - Ignaczakówna zwróciła się do rudowłosej.
- Ja też muszę wyjść. Mam umówione spotkanie w sprawie pracy.
- Dzisiaj?
- Jest piątek, luźniejszy dzień i dzisiaj mogą przeprowadzić ze mną rozmowę. - odpowiedziała Marian.
- Dołączysz do nas na kolacji? Będziemy w Złotej Kaczce.
- Zdzwonimy się, dobrze?
- Okay!- powiedziawszy to ruda wyszła z pokoju starannie zamykając za sobą drzwi.
Tymczasem Marian zmierzała ku nieodległej kawiarni "Sowa" mając nadzieję, że Ignaczak zaintrygowany sms'em jednak przybędzie na umówione spotkanie. Było jej głupio przez całe dwadzieścia minut, nie chciała robić nic za plecami Jagny, ale znając ośli upór Ignaczaków nie chciałaby spotkać się z Wroną. Ona Marian nie byłaby prawdziwą góralką, gdyby dokładnie nie prześwietliła tego gagatka. Trzeba było uczciwie przyznać, że pomimo zarostu niczym początkujący dziad borowy, to ten ptaszek był niczego sobie. Wysoki, umięśniony, sportowiec i w dodatku komunikatywny. Youtube również zostało przez nią dokładnie sprawdzone i prześwietlone.
Dotarłszy do kawiarni poczęła lustrować wzrokiem pastelowe z okrągłymi stolikami, zasłanymi obrusami w sówki.
Miała sentyment do tej kawiarni. Gdy w końcu napotkała samotną postać w rogu sali czym prędzej poznała w niej kuzyna Jagny, Krzyśka Ignaczaka. Nic się nie zmienił przez te cztery lata kiedy ostatnim razem go widziała.
- Igła stary wyjadaczu. - klepnęła go w plecy aż podskoczył na krześle.
Odwróciwszy się na jego twarzy wypłynął bananowy uśmiech.
- Marynia Bachledówna!- zaśmiał się libero. - Aleś wyładniała!
- Za tę Marynię powinieneś dostać gonga w czerep, poza tym nazywam się Bachleda - Helin i zapamiętaj to sobie. - przysiadła się na przeciwko niego.
- Oj tam, oj tam za głupi jestem żeby zapamiętać tak długie nazwisko. I zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak wyględna dziewoja karze na siebie mówić per Marian. Czy ja o czymś nie wiem?- zachichotał.
- Taki stary a taki głupi. Czy ja kwestionuję twoją płeć odnosząc się do damsko brzmiącego pseudonimu? O ile mi wiadomo Igła to rodzaj żeński. - spojrzała na niego z jadowitą słodyczą.
- Touche! Piłeczka jest po twojej stronie. - odpowiedział ubawiony. - Ale chciałbym się zapytać w jakim celu się spotykamy?
- Jagna jest w ciąży z twoim kumplem. Dała mu kosza, gdyż jak typowy facet nie ma za grosz wyczucia czasu i okazji.
- A co miał zrobić?- Igła stanął w obronie Wrony. - Przecież tak robią uczciwi faceci.
Marian wzniosła oczy ku sufitowi.
- Toś pierdolnął jak wiejski proboszcz z ambony! Mamy dwudziesty pierwszy wiek i ciąża pozamałżeńska nie klasyfikuje kobiety jako upadłej lafiryndy. Nie trzeba się hajtać żeby wziąć odpowiedzialność za swoje dziecko. Krzysiek zlituj się!
- Wrona wie, że jak nie weźmie odpowiedzialności za mojego chrześnika to tak go pierdyknę, że odbije mu się oranżadą z komunii, ale znając Jagnę to ona musi tego chcieć. Bez jej zgody możemy co najwyżej dać na mszę w ich intencji.
- Guzik prawda Ignaczak. Tę parkę trzeba skonfrontować jeszcze przed waszymi wygibasami na Narodowym. - mruknęła rudowłosa. - Im szybciej tym lepiej.
- Co proponujesz?- zapytał sceptycznie.
- Dzisiaj wieczorem powiedzmy około dwudziestej drugiej w pokoju tego całego Wrony. - rzekła konspiracyjnie.
_________________________________________________________
Witajcie!
Przed Wami rozdział piętnasty. Akurat na poniedziałek w przerwie między zmaganiami naszych wro...tfu orłów! :D
Zanim życzymy Wam miłego czytania, chcemy poprosić raz jeszcze o nie reklamowanie u nas Liebster Awards ani innych łańcuszków z pytaniami. Jeśli chcecie czegoś się o nas dowiedzieć są ku temu odpowiednie miejsca.
A teraz: Miłego czytania!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
PS. Jako bonusik uber seksowna Wrrrrrona :D
środa, 27 sierpnia 2014
Liebster Awards oraz ogłoszenia parafialne!
Witajcie!
Jest nam niezmiernie miło, że nasz blog został doceniony, ale prosimy na przyszłość nie nominować nas ani do Liebster Awards ani żadnych tego typu łańcuszków. Zwyczajnie nie mamy czasu i chęci na takie zabawy, jeśli ktoś chce wpaść na nasz blog to znajdzie go i bez zabaw wszelakich. Jeśli chcecie nam zadać jakieś pytania to w zakładkach jest ku temu odpowiednie miejsce, ponadto Fiolka posiada profil na portalu ask.fm.
Prosimy także o niezaśmiecanie komentarzy pod rozdziałami linkami do swoich blogów do reklamy służy zakładka "Spam", można też zostawić wiadomość na wyżej wymienionym asku.
Generalnie wszystko niezwiązane z treścią rozdziałów będzie przez nas usuwane.
Z ogłoszeń jest jeszcze info. W tym tygodniu nie będzie nowego rozdziału na Run to you.
Pozdrawiamy Fiolka&Martina
Jest nam niezmiernie miło, że nasz blog został doceniony, ale prosimy na przyszłość nie nominować nas ani do Liebster Awards ani żadnych tego typu łańcuszków. Zwyczajnie nie mamy czasu i chęci na takie zabawy, jeśli ktoś chce wpaść na nasz blog to znajdzie go i bez zabaw wszelakich. Jeśli chcecie nam zadać jakieś pytania to w zakładkach jest ku temu odpowiednie miejsce, ponadto Fiolka posiada profil na portalu ask.fm.
Prosimy także o niezaśmiecanie komentarzy pod rozdziałami linkami do swoich blogów do reklamy służy zakładka "Spam", można też zostawić wiadomość na wyżej wymienionym asku.
Generalnie wszystko niezwiązane z treścią rozdziałów będzie przez nas usuwane.
Z ogłoszeń jest jeszcze info. W tym tygodniu nie będzie nowego rozdziału na Run to you.
Pozdrawiamy Fiolka&Martina
piątek, 22 sierpnia 2014
Rozdział XIV- Prawo jazdy i kartę wozu do kontroli panie Kubica
Szok życia przeżywał Andrzej przez całe trzy dni Memoriału Wagnera. Podczas pierwszego meczu tylko dwa razy wyszedł z kwadratu a i tak szybko do niego wrócił, gdyż spojrzenie miał nieobecne a reakcję mocno spóźnione. Jedynie Krzysztof wiedział co trapi Wronkę, ale solennie obiecał że nic nikomu nie powie.
Przynajmniej tak odpokutuje za to, że nie powściągnął swojego długiego jęzora i wyjawił koledze wiadomość o ojcostwie.
Wrona przeżywał katusze, najgorsze były bezsenne noce podczas których analizował zaistniałą sytuację, rozmyślając o przeszłości. Zostanie ojcem w wieku dwudziestu sześciu lat to nie jest nastoletnia wpadka i będzie w stanie utrzymać swojego potomka a nawet zapewnić mu finansowe warunki do rozwoju. Nie wiedział tylko czy podoła tej trudnej roli. Dziecko to nie zwierzak, którego się kocha ale można zostawić go samego w domu. To mała istota za którą trzeba wziąć pełną odpowiedzialność i przez całe życie otaczać opieką, miłością i troską. To nieprzespane noce, brudne pampersy , babranie się w kaszkach i zupkach. Jak on to przetrwa? Jak pogodzi karierę czynnego sportowca z rolą ojca? Nie chciał być weekendowym tatusiem, który sypnie kasą i zabierze dziecko na dwa-trzy dni do siebie.
Najbardziej bał się rozmowy z Jagną. Nie potrafił wyobrazić sobie co ona czuje i czy przeklina go w myślach? Nie zabezpieczyli się, ale po pierwszej upojnej nocy wyznała mu, że bierze tabletki antykoncepcyjne. Nie znał się na ginekologii, ale zawsze wydawało mu się że terapia hormonalna ma wysoki wskaźnik ochrony przed niechcianą ciążą.
Co on ma teraz zrobić? Bił się w myślach, żeby czym prędzej zadzwonić do Jagny i wyznać że wszystko będzie dobrze. Nie zostawi jej samej w tej trudnej sytuacji i oboje stawią czoła przyszłemu rodzicielstwu. W końcu dziecko to nie wyrok ani smok z trzema głowami, miliony ludzi na świecie zostają rodzicami i jakoś sobie radzę, więc dlaczego oni mieli być gorsi?
Andrzej rozmyślał tak do wczesnych godzin rannych a gdy w końcu zasnął ze zmęczenia, przyśniło mu się że lata w chmurach w wielkim dziecinnym wózku.
Obudził się w zaskakująco dobrym humorze. Wiedział już teraz co robić, poprosi Jagnę o rękę, stworzą razem rodzinę, ona, on i ich dziecko. I wszystko będzie dobrze, przecież nie jest jakimś frajerem, potrafi zaopiekować się swoimi bliskimi. Da radę, a co!
Poranny trening odpracował niemal z pieśnią na ustach, promieniejąc taką pewnością siebie, że aż wzbudził zainteresowanie kolegów, a i Stephane odnotował jego nagłą przemianę.
- Ja wam mówię, Wrona coś wymyślił - orzekł stanowczo Karol Kłos podczas przerwy. - Znam go, Igła, ty miej go na oku!
- A dlaczego? - zdziwił się Krzysiek. - Przecież nie pojedzie do Jagny z siekierą.
- Prędzej z bukietem - zachichotał Mika.
Zibi, który nieopodal ocierał ręcznikiem spocone oblicze, łypnął na ubawioną grupkę wzrokiem ponurym.
- Palant - wycedził przez zęby.
- Ja? - zdziwił się niezmiernie Mateusz.
- Nie, Wrona - odparł Zbigniew. - Ja z nim jeszcze pogadam...
Winiar spojrzał na niego srogo swoimi jasnymi oczyma.
- Nawet o tym nie myśl, Zbychu - rzekł dobitnie. - W drużynie ma być spokój.
Zibi spojrzał na niego koso.
- Ale... - zaczął.
- Żadnych ale - spojrzenie Michała zalśniło stalą. - Masz zakaz zbliżania się do Wrony, jasne?
- On ma rację, Zbychu - rzekł Igła pojednawczo. - Odpuść sobie.
Zbyszek sapnął jak wściekły byk, pomamrotał pod nosem i westchnął.
- No dobra - rzekł. - Ale to nie znaczy, że odpuszczam sobie Jagnę.
Winiar uniósł w górę obie dłonie.
- Mnie nic do tego - oznajmił. - Tylko nie walcz o nią tutaj.
Zibi kiwnął głową i konwersacja została zakończona, zwłaszcza, że Antiga wzywał już na parkiet.
W czasie wolnym Wrona pomknął na miasto i wbił do najbliższej placówki Apartu. Tam spędził dwie godziny nad gablotą z pierścionkami zaręczynowymi, doprowadziwszy ekspedientkę niemal do rozstroju nerwowego, żaden bowiem z prezentowanych klejnotów nie wydawał mu się godny palca Jagny.Wreszcie jednak zdołał wybrać odpowiedni pierścionek, sprzedawczyni, starannie kryjąc westchnienie ulgi, cacko zapakowała i uradowany Andrzej odfrunął z powrotem do bazy.
Na meczu z Chińczykami zaś szalał, bez wytchnienia atakując, obijając blok rywali, odbierając, wystawiając, dwojąc się i trojąc, a gdyby mógł toby pewnie wzleciał pod sam sufit hali. Jego koledzy dostosowali się poziomem, goście z Azji zostali rozklepani trzy do zera, fanki szalały, specjalna wysłanniczka Ptysiów.net spełniała się życiowo fotografując ukradkiem skarpety Andrzeja, a Stephane Antiga promieniał aprobatą, rzecz jasna nie dla poczynań ptysiowej redaktorki, tylko dla postawy swych zawodników
Następnego a zarazem ostatniego dnia memoriału tuż przed meczem ze Sborną, nagle gruchnęła wiadomość o skreśleniu przez Stephane'a, Bartka Kurka. Facebook, twitter, instagram zaroiły się od komentarzy zrozpaczonych fanek.
W środowisku siatkarskim wrzało jak w ulu, Stefan taktownie milczał i nie chciał roztrząsać całej historii. Wzburzony Zbigniew, któremu nie w smak był dobry humor Andrzeja, podczas przerwy nasmarował posta w obronie Kurasia szpikując go aluzjami skierowanymi w stronę Antigi.
- Zbysiu czyś ty na łeb upadł?- Igła wpadł do pokoju Zbigniewa i Drzyzgi trzaskając drzwiami. - Po cholerę wkładasz kij w mrowisko?!
Z toalety wynurzył się Fabian, drapiąc się po tyłku.
- Igła zlituj się drzesz się tak, że cię po drugiej stronie novotelu słychać.
- Czytałeś to ten tukan wypisuje w necie? Jak Bozię kocham odetnę ci wtyczkę gamoniu osmarkany!- wrzeszczał Igła. - I przestań mścić się na wszystkich za to, że Jagna cię nie chce.
- To się jeszcze okaże czy mnie nie chce...- burknął Zbigniew.
- Doprawdy? Zdziwisz się. A za ten durnowaty wpis masz iść i Stefana przeprosić. Bartek przegrał rywalizację sportową i nie mścij się na trenerze tylko dlatego, że lubisz Bartka i chcesz dopieprzyć Wronce, Kłosowi, Mice i Buszkowi. Zjedz w końcu tego pieprzonego Snickersa i przestań gwiazdorzyć!- powiedziawszy to odmaszerował z pokoju trzaskając drzwiami tak mocno, że z sufitu niczym biały motyl zleciał kawałek tynku.
Fabian spojrzał na Zbigniewa pukając się otwartą dłonią w czoło. Zbyszek burknął coś pod nosem i zamknął się ze smartofonem w wc-cie, obrażony na cały świat. Znowu złapał doła, gdyż targało nim nieprzyjemne przeczucie i wkurzał się szczęściem Wrony. Jak nic ten zarośnięty baran coś kombinuje i tylko patrzeć jak z tego szczęścia poleci się Jagnie oświadczać. Tylko co go tak roznosi?
Mecz ze Sborną łatwy nie był, jednak mimo że Muserski i Pawłow grali jak maszyny, a Spirydonow po staremu prowokował ile wlezie, Rosjanie wygrać nie zdołali. Polacy doprowadzili do tiebreaku i w końcu zwyciężyli trzy do dwóch. W tej wiktorii Wrona nie miał zbyt wielkiego udziału, jako że Stefan wpuścił go na parkiet dopiero pod koniec meczu, ale cieszył się wraz z innymi, a było z czego, bo zwycięstwa nad Rosją nam się ostatnio za często nie przytrafiały.
Po Memoriale Wagnera, a przed kolejnym zgrupowaniem, Antiga dał graczom trzy dni wolnego. Andrzej oczywiście z samego rana wbił się w garnitur, wsiadł w samochód i popędził z wariacką prędkością do Rzeszowa, cudem tylko nie wpadając na trasie w objęcia drogówki. Dotarłszy do celu wpadł jeszcze do kwiaciarni, tam uzbroił się w gigantyczny bukiet kremowych róż i udał się do Jagny.
Dzwonek do drzwi zastał Jagnę w łazience, gdyż właśnie przed chwilą doznała potężnego ataku mdłości, znalazłszy w lodówce przekrojoną cebulę. Jej silna woń niemal wywróciła dziennikarkę na lewą stronę, przeto Jagna cisnęła warzywo na podłogę, trzasnęła drzwiami lodówki i pogalopowała do toalety. Właśnie była w trakcie przekonywania się, że jej śniadanie nie opuści jej organizmu wyjściem awaryjnym, gdy zadzwonił wspomniany wcześniej dzwonek.
Jagna wyprostowała się, odgarnęła włosy z twarzy i poszła otworzyć.
Za drzwiami stał snopek róż na długich nogach, odzianych w eleganckie, popielate spodnie.
- Cholera, mam haluny! - jęknęła Jagna.
- To ja! - zapewnił bukiet kwiatów znajomym glosem.
- Andrzej? - zdziwiła się Jagna.
W odpowiedzi snopek kwiecia obniżył się nieco, tak, że wyjrzało zza niego brodate oblicze Wrony.
- Możemy porozmawiać? - zapytał siatkarz.
- Właź - zakomenderowała Jagna.
Andrzej wszedł i postanowił od razu wziąć byka za rogi.
- Jagienko, chcę ci coś ważnego... - zaczął, gmerając w kieszeni marynarki.
- Zaraz - przerwała mu dziennikarka. - Wyrzuć to świństwo co leży na podłodze, bardzo cię proszę.
- Jakie świństwo? - zdziwił się Wrona.
- Cebueeeee... lę... - jęknęła Jagna, którą teraz mdliło już od samego patrzenia na to warzywo.
Wrona wyjrzał zza bukietu, zlokalizował wskazaną przez Jagnę cebulę i ulokował ją w śmietniku.
- Dzięki... - westchnęła Jagna z ulgą. - No dobra, co mi chciałeś powiedzieć?
Andrzej rymnął na kolana, jedną ręką wznosząc w górę bukiet, a drugą wyciągając z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
- Jagno, Jagienko, Jaguś, szczęście ty moje i matko mojego dziecka - rzekł głosem uroczystym. - Czy wyjdziesz za mnie?
Jagna poczuła w sobie nagły skok ciśnienia. W górę.
- Kto ci powiedział? - zapytała. - Skąd wiesz?
- Igła, podsłuchał jak Iwona z tobą rozmawiała - rzekł prawdomównie Andrzej.
- Zabiję! - Ignaczakówna zasyczała jak stado żmij. - Zatłukę gada! Oskóruję i to bez znieczulenia!
- Dobrze, zabij Krzyśka, skoro musisz, ale najpierw odpowiedz na moje pytanie - Wrona spróbował wyjrzeć zza bukietu, żeby sprawdzić wyraz twarzy wybranki i o mało się nie wyrżnął jak długi.
Jagna popatrzyła na kolebiący się przed nią bukiet kwiatów i rękę z pudełeczkiem.
- Mamy dwudziesty pierwszy wiek - zakomunikowała zimno. - Nie musisz robić ze mnie uczciwej kobiety, ani zmywać piętna nieślubności z naszego dziecka.
- Kocham cię! - spomiędzy róż zadźwięczał stanowczy bas. - Chcę żebyśmy byli rodziną!
- Problem w tym, Andrzej, że ja nie wiem, czy tego chcę - odparła Jagna, głosem drżącym zaledwie trochę. - Nie wiem, czy powinnam być twoją żoną.
Snop róż opadł z chrzęstem na podłogę.
- Jak to nie wiesz? - Andrzej miał wrażenie, że pod stopami otwiera mu się wielka, czarna otchłań. - Myślałem, że ci na mnie zależy...
Jagna targnęła się za włosy.
- To skomplikowane - jęknęła. - Nie chcę, żebyśmy brali ślub tylko dlatego, że wpadłam! I nie myśl, że wpadłam specjalnie, brałam tabletki, coś nie zadziałało i tak wyszło... Andrzej, ja potrzebuję czasu!
- A jakie czas ma znaczenie? Albo się chce z kimś być albo nie. - odpowiedział chłodno.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Małżeństwo to nie jest zabawa w dom ani testowanie swoich możliwości. Sam widziałeś jak się oboje zachowujemy...jak zazdrość destrukcyjnie wpływa na nasze relacje. Chcesz żebyśmy się pozabijali i stworzyli dziecku piekło zamiast domu? Naprawdę nie widzisz tego, że oboje nie dojrzeliśmy do małżeństwa?! - wypaliła.
Twarz Andrzeja zastygła w kamiennym grymasie. Patrzył na nią pustymi oczyma, jakby wszystkie uczucia zostały doszczętnie pogrzebane.
- Skoro taka jest twoja wola nie będę ci się narzucał. - powiedziawszy to cisnął na podłogę pudełkiem z pierścionkiem, ten zaś z niego wypadł tocząc się pod szafkę na buty.
Jagna stała w przedpokoju z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Zraniła Andrzeja, zraniła siebie i miała ochotę wskoczyć pod tramwaj gdyby takowe jeździły po Rzeszowie.
Na nogach jak z waty zaszła do pokoju rzucając się na kanapę i wybuchając duszącym płaczem. Musiała wypłakać wszystkie emocje, które zaczęły nią targać od powrotu z Capbreton i wiadomości o ciąży.
Tymczasem zraniony do głębi Andrzej wsiadł w swój samochód prując prosto do Warszawy. Znów złamał niezliczoną ilość przepisów, ale tym razem nie miał tyle szczęścia i w okolicach Radomia złapała go drogówka.
- Prawo jazdy i kartę wozu do kontroli panie Kubica. - rzekł przytęgawy policjant z hiszpańską bródką. - Panie Andrzeju Wrona ładnie to tak pruć drogą sto dwadzieścia jak na znaku jak wołem wymalowane sześćdziesiąt?
- Śpieszyłem się. - burknął Wrona.
- Po śmierć panie kierowco? - drążył policjant. - No cóż skoro życie panu nie miłe to proponuję pięć punktów karnych i trzysta złotych. Przyjmuje pan?
- Przyjmuje.
Policjant wypisał mandat na specjalnym blankiecie, po czym jeszcze raz pouczył Andrzeja jak ma jeździć i puścił wolno. Wronę mało obeszło utrara trzech stówek i kilku punktów. Przeżywał właśnie życiową tragedię i jedyne o czym marzył to porządne znieczulenie.
To przyszło dopiero kilkanaście godzin później tuż po koncercie Justina Timberlake'a odbywającego się w PGE Arenie. Do Gdańska wydarł Andrzeja Konar z Kłosem w asyście drugiego braci Wrona.
Panowie bawili się przednio, Andrzej znieczulony przed koncertem kołysał się jak w transie. Po koncercie razem z tłumem fanów amerykańskiego wokalisty wypłynęli ku knajpie, gdzie dokończyli dzieła pocieszania Wronki. Środkowy znieczulił się tak, że z knajpy wyszedł prowadzony przez reprezentacyjnych kolegów.
- Jahienhooooooo pustkę sześ mi uszyniła fielkom!- darł się jak opętany.
- Andrzej zlituj się jest czwarta nad ranem, ludzie w tych kamienicach śpią. - odezwał się jego brat.
- A sooooooo mie oni?!- rozdarł się Wrona. - Ja cierpie!
- To cierp trochę ciszej bo policja jedzie!- syknął Kłos.
- A f dupie mam polisje!- ryczał Wrona. - Fszzystkich mam f dupie bo sierpie! Sierpie!
- Brachol, cierp do cholery w milczeniu! - zażądał Maciek Wrona.
- Nnnnmoge - odparł Andrzej z pijacką stanowczością. - Ból
rossssssiera mom duszszsze. Guośno!
Gdyby Konar i Kłos nie byli zajęci podtrzymywaniem Wrony, pewnie
wykonaliby facepalma, a tak uczynił to tylko Maciek.
Radiowóz na szczęście przejechał, nie zatrzymując się, nie
zwracając uwagi na Andrzeja, wbrew nazwisku porykującego jak bawół.
Panowie odetchnęli z ulgą, po czym przystąpili do dalszej
kontynuacji spacerku. Do mieszkania Miki, w którym mieli nocować,
nie było zbyt daleko a chłodne poranne powietrze wydawało się
przywracać Andrzejowi nieco trzeźwości.
Brama właściwej kamienicy już była na wyciągnięcie ręki, po
drugiej stronie ulicy, gdy nastąpiła katastrofa. Z bocznej uliczki
wyszedł otóż Zbigniew Bartman, również w stanie, wskazującym,
iż nie ślubował życia w trzeźwości, jednak nie tak intensywnym
jak u Wrony.
- O kurwa - Karol złapał najpierw siebie za głowę, a potem
Andrzeja za ramię. - Panowie, zwijamy go stąd, bo będzie draka!
- O ja pierdolę - Dawid Konarski pobladł. - To Zibi jest?
- Chodu! - skomenderował młodszy Wrona, pchając swojego brata w
kierunku jezdni.
- Zibi? - Andrzej najwyraźniej dosłyszał ostatnią wypowiedź
Konara. - Zibi? Zibuchna, mordo ty moja!
Rzucił się z rozpostartymi ramionami na Bartmana, który cofnął
się zdumiony.
- A temu co? - zapytał z widocznym dyzgustem.
Wrona nagle zatrzymał się, zamrugał oczyma i jeszcze raz przyjrzał
się Zbyszkowi.
- A nie, nie będzie buzi - pogroził Zibiemu palcem. - Ty jezdeś
mój fruk!
- Odwal się, fajansie - warknął Bartman. - Zabierzcie go!
- Jahhhna mi dała ko-osza! - oznajmił Andrzej pełną piersią. -
Ofsiadszyłem się! A ona powiedziała nie!
Zbigniew uniósł brew w charakterystycznym dla siebie wyrazie
ironii.
- Mądra dziewczyna - rzekł.
- Ty nie wiesz! - Andrzej pomachał mu dłonią przed twarzą.
- Wrona, chodź - Kłos pociągnął go za kołnierz.
Konar chwycił Andrzeja pod ramię i zaczęli holować go do bramy.
- Ty nic nie wiesz! - ryknął Wrona. - Ona jesss fcionszy! Zemnom! A
ja rzuciłem pierś... pierś... pierścionkiem i wyszłem!
W niebieskich oczach Zibiego zapłonęła krwista furia.
- Ty kutasino zwisłouchy! - wysyczał, łapiąc Andrzeja za odzież.
- Ty fiucie zasuszony, ty! Jak śmiałeś ją tak potraktować?!
- Bartman, kurwa, puść go! - Konar próbował zakończyć zwarcie.
- Konarku, spoko - rzekł Andrzej z godnością. - Ja sobie poradzę.
Wą pętaku.
To rzekłszy pchnął Zbigniewa oburącz w pierś. Jako że Zibi sam
był wcięty, wykopyrtnął się i usiadł z głośnym plaskiem na
chodniku, zaraz się jednak zerwał i pchnął Wronę na ścianę,
tuż obok bramy.
- Zapamiętaj to sobie dobrze - syczał jak grzechotnik. - Skrzywdź
ją jeszcze raz, a tak ci ryja przefasonuję, że cię na Ptysiach
będą po skarpetach rozpoznawać! Ciulu niemyty, ty!
Okno mieszkania na pierwszym piętrze, nad ich głowami, otwarło się
ze szczękiem i wyjrzała z niego pulchna kobieta w wieku
zdecydowanie emerytalnym, ubrana w staroświecką nocną koszulę.
Papiloty, na które miała nakręcone włosy, sterczały wokół jej
głowy jak dziwaczna aureola.
- Bandyci! - wrzasnęła kobieta. - Ja wzywam policję! Chuligani!
Przyzwoitym ludziom spać nie dają!
- Przepraszamy - bąknął zaskoczony Maciek.
- Ty nic nie mów, młodociany kryminalisto! - starsza pani pogroziła
mu palcem. - Ja dzwonię, o, tu, słuchawka, widzicie? Zaraz was
aresztują! Ja przyzwoita kobieta jestem, ja Radia Maryja słucham, a
wy mi spać nie dajecie! Zbrodniarze!
Nie czekając aż staruszka spełni groźbę Kłos oderwał Bartmana
od Wrony.
- Zwijaj się, Zibi, bo na dołku wylądujemy! Ale już! - wysyczał
konspiracyjnym szeptem. - Panowie, wycofujemy się!
Zbyszek posłuchał, nie był bowiem tak bardzo pijany, aby stracić
całkiem zdrowy rozsądek. Czym prędzej udał się w swoją stronę,
tymczasem Konar, Kłos i Maciek zawlekli Andrzeja do mieszkania, zatykając mu na zmiany usta dłonią.
___________________________________________________________
Witajcie!
Przybywamy do Was z czternastym rozdziałem i tak się zastanawiamy ile rozdziałów powinno mieć opko, żeby nie stać się telenowelą na miarę Klanu albo Mody na sukces? ^^
Życzymy Wam miłej lektury i prosimy o opinie.
Jednocześnie chciałybyśmy zaprosić Was na nasze nowe opko Jestem Julią z Buszkiem w roli głównej! :D
Jako bonusik "Słoneczny Patrol" :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
___________________________________________________________
Witajcie!
Przybywamy do Was z czternastym rozdziałem i tak się zastanawiamy ile rozdziałów powinno mieć opko, żeby nie stać się telenowelą na miarę Klanu albo Mody na sukces? ^^
Życzymy Wam miłej lektury i prosimy o opinie.
Jednocześnie chciałybyśmy zaprosić Was na nasze nowe opko Jestem Julią z Buszkiem w roli głównej! :D
Jako bonusik "Słoneczny Patrol" :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
niedziela, 17 sierpnia 2014
Rozdział XIII - Obiecuję być grzeczny! Słowo harcerza!
Jagna spojrzała w kierunku Wrony siedzącego na piasku.
- Nie masz mnie za co przepraszać. - odpowiedziała Iwonie zbierającej Igłę z piasku. - Ten pan zasłużył na dokładkę.
- Ale dziewczyny przecież nic mi nie jest. - jęknął Krzysiek.
- Nie?- zapytała wściekle jego małżonka. - To chodź do pokoju zobaczysz stan swojego oka. Ogłupiałeś chyba, żeby pchać się między dwóch nabuzowanych testosteronem debili.
- Oj Iwonka, przecież ten no to moi koledzy. - libero nie dawal za wygraną.
- Ładni mi koledzy. - Iwona nie dała się przekonać.
Igła w końcu skapitulował i pozwolił zaprowadzić się do pokoju w którym doktor Sokal obejrzał jego powiekę mieniącą się barwami żółci, czerwieni i gustownej zieleni.
Tymczasem Jagna podążyła w stronę pokoju wraz z ponurym niczym noc listopadowa Wroną. Gdy zamknęły się za nimi drzwi od razu przystąpiła do wyjaśniania całej sytuacji.
- Chyba nie będziesz się dłużej dąsał?- zapytała wprost.
Andrzej spojrzał na nią z boleścią w oczach.
- Nie jestem obrażony. - mruknął. - Zrobiłem z siebie koncertowego debila i Iwona słusznie zdzieliła mnie w ucho.
- Należało ci się, nie da się ukryć. - ledwie stłumiła głupawy uśmieszek na wspomnienie prawego, sierpowego Iwony. - Ale Krzysiek na pewno szybko ci przebaczy, tylko przynieś mu coś słodkiego.
- Nie jesteś zła?- zapytał zszokowany.
Jagna wzruszyła ramionami. Nie miała siły wywoływać kolejnej awantury, wystarczyło jej to że jest tematem numer jeden we wszystkich pokojach zawodników i ich rodzin. Miała już serdecznie dość sinusoidy, którą przypominał jej związek z Andrzejem. Albo byli w absolutnym niebie jak wtedy w Londynie, albo wpadali na dno piekieł, kiedy w obojgu wybuchała zazdrość.
- A co mi da bycie złą? Równie dobrze ty możesz być na mnie zły, bo jak tylko na horyzoncie pojawia się Klaudia to się kłócimy. Zbyszek chciał mnie przeprosić a ty nie wiedziałeś w jakim celu mnie obejmuje. Czy ciągłe napady zazdrości wyjdą nam na dobre? - zapytała.
- Nie potrafię ci obiecać, że na widok kręcącego się obok ciebie Bartmana będę spokojny jak buddyjski mnich. Jestem o niego cholernie zazdrosny i tak samo będzie z każdym facetem, który kręci się przy tobie a nie jest mną albo twoją rodziną.
- Ja z kolei nie potrafię ci obiecać, że nie przyłoże Klauduni w ten jej wytleniony łeb. - zaśmiała się. - Cóż, Wrona musimy się jakoś pogodzić z tym, że oboje nie jesteśmy chodzącymi doskonałościami i minie sporo czasu zanim do końca sobie zaufamy. Oboje mamy gorącą krew i to nas gubi.
Chociaż wszystko wydawało się wyjaśnione, sytuacja nie wróciła do normy, nie mówiąc nawet o takich szczytach upojenia jakie przytrafiły się w Londynie. Do końca pobytu w Capbreton Jagna i Andrzej byli wobec siebie grzeczni, mili i uprzejmi, było w tym jednak coś z zachowania ludzi, którzy stąpają po cienkim lodzie, pokrywającym bardzo głębokie jezioro i boją się wykonać jakikolwiek gwałtowniejszy ruch, by nie zapaść się w lodowatą głębię.
- Długo macie tak zamiar wobec siebie krążyć? - zapytała bezceremonialnie Iwona, podczas spacru po plaży, ostatniego dnia. Były same, panowie zajmowali się obowiązkami sportowymi, a także unikaniem Igły i jego kamery.
Jagna zacisnęła wargi, wbijając spojrzenie w roziskrzoną powierzchnię oceanu.
- Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc - odparła po chwili. - Daliśmy sobie nawzajem nieźle w kość i chyba się teraz trochę boimy. Ja się boję, w każdym razie.
- Czego? - pytanie Iwony było zwięzłe.
- Tego, że znowu się zaangażuję i znowu zacznie się jazda. Kolejka górska dobra jest jako chwilowa rozrywka, a nie jako codzienność. - Jagna kopnęła mokry piasek, żłobiąc w nim dołek. - Na taką codzienność ja się nie piszę.
- Nic na siłę - zaopiniowała żona jej kuzyna. - Na razie to wszystko co się tu działo jest dla was za świeże, potrzebujecie trochę czasu, żeby ochłonąć.
Jagna westchnęła i pokiwała głową.
Na lotnisku Igła paradował w wielgachnych, lustrzanych raybanach, żeby zasłonić podbite oko. Raybany wzbudziły powszechną zazdrość wśród członków drużyny, a Wrona natychmiast je od Krzyśka pożyczył, trzasnął sobie w nich autoportret i wrzucił na instagrama i facebooka. Fanki, sądząc z komentarzy były zachwycone, a zdjęcie natychmiast wylądowało na Ptysiach.net.
Klaudunia, która od chwili bójki była ostentacyjnie obrażona na cały świat, ze szczególnym uwzględnieniem Andrzeja, Jagny, oraz Zibiego, który przestał dawać sobą pomiatać, jeszcze przed wyjazdem zdążyła spaść do fryzjera, skąd wyszła w nowej, krótkiej fryzurze, twierdząc, że i tak od dawna planowała ściąć włosy. Na lotnisku ignorowała wytrwale całą drużynę, przykleiła się za to do jakiegoś angielskiego biznesmena, usiłując sprawiać wrażenie, że to ona jest obiektem ognistych zalotów. Przedstawienie zakończyło się, gdy zniecierpliwiony Anglik wyjaśnił, że jest gejem i właśnie wyszedł za mąż, na dowód czego błysnął obrączką i zdjęciem męża w portfelu. Fioletowa ze złości Klaudia, udając, że nie słyszy rechotu ubawionych siatkarzy i nie dostrzega szyderczego uśmieszku na twarzy Jagny, zapadła się w fotel i starannie zasłoniła znalezioną na siedzeniu gazetą.
Panna Kamińska zaraz po wylądowaniu i odprawie nie żegnając się z nikim zniknęła z lotniska na podziemnym parkingu, gdzie wcześniej zaparkowała swoje luksusowe audi. Siatkarze nie dostali nawet kilku godzin wolnego pod Okęciem czekał już na nich autokar którym mieli odjechać wprost w spalskie lasy, by tam trenować przed zbliżającym się wielkimi krokami Memoriałem Wagnera będącym preludium przed Mundialem.
Na parkingu nastąpiło wielkie pożegnanie, narzeczone, żony i dziewczyny zawodników utonęły w niedźwiedzich uściskach swoich ukochanych. Co poniektórzy nie zwracając uwagi na anturaż całowali swoje wybranki niczym żołnierze wybierający się na misje do Afganistanu.
Jagna również dała się wyściskać Andrzejowi, który wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek, wkładając weń całe uczucie którym darzył dziennikarkę.
- Spotkamy się w Krakowie?- zapytał z nadzieją gdy oderwali się od siebie.
- Nie wiem co na to stary. Wykorzystałam już urlop, ale prawdopodobnie w weekend nie mam dyżuru. - powiedziała lekko się rumieniąc.
Ogarnęło ją dziwne uczucie tęsknoty, połączone z rozczarowaniem. Wyjazd do Capbreton nawet w jednej setnej nie przypominał ani weekendu w Gdyni a już daleko mu było do cudownego tygodnia w Londynie.
Dziewczyna wiedziała, że przez najbliższe tygodnie raczej nie będą mogli kontynuować budowanie swojego związku. Andrzej musiał skupić się przede wszystkim na szlifowaniu formy, mundial zbliżał się wielkimi krokami a doskonale wiedziała jak bardzo zależy mu na medalu z tak prestiżowej imprezy.
- Pożegnanie niczym z Pearl Harbora...- Igła wbił się pomiędzy unię spojrzeń Andrzeja i Jagny, psując nastrój. - Take my bread away... duum...dum dum...
- Igła popieprzyły ci się filmy z samolotami. - zarecholił Winiar. - Zanuciłeś Top Guna! A w Pearl Harbor to leci jakoś tak: In my dreams I'll always see you soar above the sky...- kapitan reprezentacji począł wymachiwać długimi rękami niczym przerośnięty pelikan.
Grupka w składzie Buszek, Mika, Dzik i Cichy Pit unieśli w górę swoje dłonie wystawiając najwyższą ocenę niczym w Tańcu z Gwiazdami.
- Dajcie im spokój!- Iwona odciągnęła Krzyśka zabierając mu kamerę. - Jak się nie uspokoisz kamera jedzie ze mną do Rzeszowa.- pogroziła palcem.
- Obiecuję być grzeczny! Słowo harcerza. - libero uniósł w górę dwa palce w geście przyrzeczenia.
- Nie byłeś harcerzem, Krzysiu. - zauważyła łagodnie małżonka.
- Ale byłem zuchem!
- To nie to samo - mruknął Wrona.
- Deeeeetaaaaale - Krzysztof zbył jego uwagę machnięciem ręki.
Wreszcie pożegnania dobiegły końca, siatkarze zapakowali się do autokaru, ich partnerki zaś pomaszerowały do swych samochodów. Igła oczywiście sfilmował wnętrze autobusu, od fotela kierowcy poczynając, a na ostatnim rzędzie siedzeń, w którym tkwił samotny Zibi, z wzrokiem wlepionym w okno, kończąc.
- I tak właśnie odjeżdżamy do Spały, w nastrojach bojowych i nie dajcie się zwieść pozorom, patrząc na tego tutaj - najechał kamerą na zamyślonego Zbyszka. - Tak naprawdę on wrze chęcią walki na boisku!
Przesunąwszy kamerę z Zibiego na okno, Igła uświadomił sobie, że tym, w co tak usilnie wpatrywał się Zbyszek, była jego własna kuzynka, wsiadająca właśnie do samochodu Iwony. Pomny ostatniego mordobicia zachował swoją obserwację dla siebie i jak gdyby nigdy nic przeszedł na przód, by wetknąć obiektyw między Kłosa i Buszka, którzy właśnie zaczynali rżnąć w karty.
Kiedy nasi dzielni siatkarze pocili się w Spale, szlifując formę na wysoki połysk, Jagna użerała się z tak zwanym życiem codziennym. A życie owo spadło na nią jak tona cegieł, gdy tylko postawiła stopę w Rzeszowie. Najpierw okazało się, że Dante ma coś z uchem i trzeba z nim jechać do weterynarza, tylko właściwie to nie wiadomo kiedy, bo kalendarz Jagny zapchany był do ostatnich granic. Poświęciła w końcu na tę wizytę przerwę na lunch, naciągając ją przy tym jak gumę w majtkach.
- Naprawdę nie mogłaś tego zrobić po południu? - zapytał jeden ze współpracowników, gdy pakowała klatkę z obrażonym Dante pod biurko. - On pewnie będzie darł ryja, nie da się pracować!
- Po pierwsze ryja to sam masz, po drugie Dante nie będzie się darł, bo ma focha, po trzecie kiedy niby po południu? - odparła Jagna, włączając komputer. - Sam wiesz, że dzisiaj nie wyjdziemy stąd przed szóstą, a jutro mam wizytę u lekarza. Ludzkiego.
- Tylko nie idź na chorobowe, bo stary eksploduje - mruknął kolega.
Ów ludzki lekarz był ginekologiem, płci żeńskiej zresztą, a Jagna miała się u niego, czy raczej u niej, stawić na rutynowe badania kontrolne.
Doktor Emilia Wiernik z właściwym sobie spokojem przywitała dziennikarkę w swych progach, po czym wskazała drzwi przebieralni.
- Na fotel zapraszam dzisiaj, cytologia się kłania - rzekła. - Kiedy miałaś ostatnio okres? Żadnych wahań nie było?
Jagna zatrzymała się z majtkami w dłoni.
- Z tego wszystkiego dokładnie nie pamiętam - stwierdziła, wychodząc z przebieralni. - Czekaj no... miałam jakieś plamienie dziewiętnastego... nie, dwudziestego lipca, ale nędzne.
Usiadła na fotelu, a doktor Wiernik przycupnęła na stołku obok i rozpoczęła badanie.
- Hmmm - mruknęła. - Hmm, hmmm.
Skończyła pobierać wymaz, tymczasem Jagna czuła się na tym ginekologicznym ustrojstwie, jak zwykle, potwornie skrępowana.
- Mogę już zejść? - zapytała.
- Poczekaj, kochana - mruknęła lekarka. - Niech no ja cię obejrzę.
- Coś ze mną nie tak? - Jagna pobladła.
- Nie, nie, spokojnie, kochana - doktor Wiernik chwilowo zniknęła Jagnie z pola widzenia. - Uprawiałaś seks w przeciągu ostatniego miesiąca?
Jagna poczuła, że się czerwieni.
- Oj tak... - wyrwało jej się.
- Hmmm - zamruczała ginekolog. Włączyła aparat USG. - Zobaczmyż...
- Złapałam jakiegoś syfa? - jęknęła Jagna, zastanawiając się, czy nie powinna zabić Wrony.
- Nie denerwuj się, złotko - lekarka z uwagą obserwowała obraz na monitorze, wyglądający zdaniem Jagny jak zachmurzenie duże. - Taaaak... Jagna, kochanie, z takim szczęściem jak twoje zagrałabym w totka. Albo na wyścigach konnych.
Jagna wytrzeszczyła oczy.
- Nie przemawiaj do mnie zagadkami! - zażądała.
- Przepraszam - rzekła spokojnie pani doktor. - Bierzesz regularnie tabletki, prawda? Nie zapominasz o tym?
- No biorę - odparła Jagna.
- I mimo tego jesteś w ciąży. Gratuluję, albo współczuję, nie wiem co wolisz - Wiernik przekręciła monitor w stronę dziennikarki. - Widzisz? To jest jajo płodowe, z zarodkiem, na oko jakiś szósty tydzień.
Mózg Jagny bezlitośnie wypomniał upojne noce spędzone z Andrzejem w Londynie.
- Zaraz ci wypiszę skierowanie na potrzebne badania - lekarka wyłączyła aparat USG. - Kup w aptece kwas foliowy, unikaj stresu, odżywiaj się racjonalnie. Sporty ekstremalne surowo wzbronione.
Gdyby dziennikarka nie półleżała rozłożona na ginekologicznym fotelu, z całą pewnością byłaby się z wrażenia przewróciła.
- Ciąża? - jęknęła rozdzierająco. - Tylko tego było mi trzeba. Jasny gwint!
Podczas gdy Jagna przeżywała wstrząs życia w gabinecie ginekologicznym, Iwona klęła na polskie drogi, zapominalskiego Krzyśka i pogodę która postanowiła napierdzielać deszczem od samego rana.
Wycieraczki w samochodzie Ignaczaków ledwo nadążały z wygarnianiem strumieni wody z szyby a do Spały było jeszcze dobre czterdzieści kilometrów. Niezwykle uszczęśliwiona małżonka Krzysztofa wiozła zapasową ładowarkę do kamery małżonka, gdyż poprzednia została w Capbreton, najpewniej wpięta w gniazdko hotelowego pokoju.
Igła wygłosił melodramatyczną odezwę telefoniczną, błagając swą połowicę o przywiezienie mu zapasowej ładowarki.
- Skarbie nie będę mógł dokumentować! - jęknął rozdzierająco.
- Nagraj komórką. - odpowiedziała niewzruszona Iwona. - Wszyscy odpoczną od twojego szklanego oka.
- Nie możesz mi tego zrobić skarbie!- błagał. - Memoriał jest raz w roku!
- Krzysztofie przypominam ci, że ty masz wolne od Resovii ale tak się składa, że ja tam pracuje! Na etacie a klub nie zawiesza działalności w przerwie pomiędzy sezonami!
- Prezes to zrozumie! - przekonywał libero. - Napiszę ci usprawiedliwienie!
- Naprawdę nie obędziesz się bez tej ładowarki? Wyślę ci kurierem.
- Kurier będzie jechał czterdzieści osiem godzin. Zanim nadasz to wyjedziemy już do Krakowa i dupa zbita.
- To przywiozę ci do Krakowa w sobotę akurat przed Memoriałem.
- Zlituj się kobieto!- krzyknął w aparat. - Pastwisz się nade mną!
- No dobrze Ignaczak, ale będzie cię to kosztować romantyczną kolację przy świecach z szampanem, ale nie ruskim!
- Kochanie pojadę chociażby i do Szampanii i sam wyprodukuję dla ciebie ten trunek! - Krzysiek miał ochotę całować dłonie swej bogdanki, zaraz jednak zorientował się że prowadzi rozmowę telefoniczną z małżonką i całowanie musi poczekać.
- Dobra, dobra do zobaczenia w Spale.
- Pa miłości ty moja!- tchnął w komórkę rozłączając się.
Od tej rozmowy minęło kilka godzin w trakcie których reprezentacja ostro trenowała w ośrodku sportowym. Po zajęciach spoceni niczym gladiatorzy po walce ruszyli korytarzem ku wyjściu z budynku w stronę hotelu dla sportowców. Panowie byli w dobrych humorach, spalskie balsamiczne powietrze, spokój i dobre jedzenie poprawiały im humory.
Gdy na horyzoncie pojawił się samochód Igły z Iwoną za kierownicą koledzy Krzyśka zagwizdali przeciągle.
- Fiu fiu...- zarecholił Kłos. - Krzysiu stęskniłeś się za małżonką? Najpierw lizanko a potem bzykanko?
- Żadne lizanko i bzykanko śpiku jeden!- żąchnął się Ignaczak. - Ledwo ci gile z pod nosa zniknęły i mleko na wardze wyschło a już kosmate myśli. Iwona przywiozła mi ładowarkę do kamery.
- Ładowarka tak to się teraz nazywa?- zarechotał Dzik.
- Gówniarzeria!- skomentował obrażony Ignaczak. - Brać się za robotę a nie zajmować życiem małżeńskim Ignaczaków. - ruszył w stronę swojego samochodu.
- Te Wrona a może zaraz z bagażnika wyskoczy ładowarka dla ciebie?- zaśmiał się Fabian. - Doładujesz się trochę.
- A w ucho chcesz? - zasugerował Wrona, rozdrażniony.
- Ależ wodzu, co wódz? - Drzyzga uniósł obie dłonie obronnym gestem.
Tymczasem Igła zmierzał już do hotelu, usiłując tulić do łona jednocześnie oba swoje skarby, to jest małżonkę i ładowarkę, wyraźnie rozanielony. Na przemian całując jej dłonie i usta, Iwony, nie ladowarki, dopytywał, czy aby się za bardzo nie zmęczyła i czy nie potrzebuje czegoś. Pani Ignaczak łaskawie przystała na propozycję spożycia w towarzystwie siatkarzy obiadu i równie łaskawie dała się odprowadzić do pokoju Igły, gdzie mogła się nieco odżwieżyć w przyległej łazience.
Igła, cały w skowronkach, podłączył natychmiast ukochane urządzenie do ładowarki, po czym, pozostawiwszy małżonkę w pokoju, poleciał do trenera, który akurat zapragnął zamienić z nim parę słów. Rozmówił się ze Stefanem, załatwił obiad dla małżonki i wpłynął z powrotem na górę, do pokoju. Drzwi akurat nie skrzypiały, libero zaś nie łomotał nogami chodząc, miał na nich zresztą sportowe obuwie na miękkiej zelówce, więc wszedł praktycznie rzecz biorąc bezszelestnie. Iwona wciąż znajdowała się w łazience, rozmawiając przez telefon.
Krzysiek już otwierał usta, by oznajmić swoją obecność, gdy jego uszu dobiegła treść prowadzonej przez żonę rozmowy.
-...Jagna, nie panikuj - rzekła Iwona uspokajająco. - Ciąża to nie kataklizm, naprawdę. Andrzej wie?
Jagna?! Igła nie dowierzał własnym uszom. Ten brodaty matoł zbrzuchacił jego kuzynkę?
Tymczasem jego żona w łazience milczała przez dłuższą chwilę, najpewniej słuchając. Igła też słuchał, z takim natężeniem, że jego uszy zamieniły się w radary.
- Rozumiem, ja mu nie powiem - powiedziała wreszcie Iwona. - Ale wiesz, Andrzej nie wygląda mi na takiego zupełnego idiotę, jakoś się chyba w końcu dogadacie? Nie układa wam się?
Krzysztof w tym momencie przestał słuchać. Na paluszkach podszedł do drzwi wejściowych, ostentacyjnie nimi trzasnął, po czym ryknął gromko:
- Czas na obiad!
- Krzysiek wrócił, muszę kończyć - rzekła Iwona. - Spotkamy się jak wrócę. Trzymaj się, kochana, pa!
Udając kompletną nieświadomość Krzysiek poszedł z żoną na obiad, potem ją wycałował, wsadził do samochodu i pomachał na pożegnanie, knując, jak mu się zdawało, bardzo szczwany plan. On, Igła, głowa rodu, musi się z Wroną rozmówić, jak mężczyzna z mężczyzną. Nie pozwoli, żeby Jagna została sama, z dzieckiem przy piersi, w końcu na ojcu tego dziecka także spoczywa odpowiedzialność, a Krzysztof osobiście dopilnuje, żeby Andrzej się od niej nie próbował migać. Oczywiście postara się to zrobić dyplomatycznie, nie wyjawiając na razie wielkiej tajemnicy, gdyż Wrona powinien tę wiadomość usłyszeć z ust Jagny. Nie mówiąc o tym, że Iwona by Krzysia własnoręcznie udusiła, gdyby się teraz wygadał.
Jak na szpilkach czekał Krzysztof końca treningów i masaży, oraz początku czasu wolnego, by móc się rozmówić z Andrzejem. Wreszcie dorwał brodatego tuż przed kolacją na korytarzu i wciągnął do swojego pokoju, starannie zamykając za sobą drzwi na klucz.
- Musimy pogadać! - oznajmił stanowczo.
- I dlatego zamknąłeś drzwi? - Wrona uniósł brew. - Mam się zacząć bać o swoją cnotę?
- Musisz teraz dbać o Jagnę! - Igła wspiął się na szczyty subtelnej dyplomacji.
- Krzysiek, znowu mieszasz się do nie swoich spraw - cierpliwość odbiegła Andrzeja w mgnieniu oka. Kwestia Jagny była ostatnio tematem drażliwym, jako że w ich znajomości nastąpiło coś na kształt niedużego zlodowacenia.
- To są moje sprawy! - zaprotestował Igła. - Jagna to moja rodzina i powinienem się nią opiekować! Dbać, żeby takie cymbały jak ty dobrze ją traktowały, rozumiesz?
- Nie rozumiem - odparł Andrzej lodowato. - Otwórz drzwi.
- Wrona, skup się! - Krzysztof zasłonił wyjście własną piersią. - Jagna jest teraz w bardzo drażliwym momencie życia! Musi wiedzieć, że ją kochasz i jej nie zawiedziesz!
- Co ty bredzisz, Ignaczak? - zapytał Wrona nieufnie. - Trening ci się na mózg rzuca?
- Ja cię proszę, żebyś do niej zadzwonił i pokazał że ci na niej zależy - rzekł Krzysztof z naciskiem. - Jako głowa rodziny cię proszę!
- Na głowę to ty upadłeś - skwitował Wrona. - Odsuń się, do cholery!
- Masz teraz obowiązki, idioto! - zirytował się Igła. - Zwłaszcza wobec Jagny!
- Jakie obowiązki? - Andrzej postukał się palcem w czoło.
- No kurde, ojcem będziesz! - sypnął Krzysztof, po czym zatkał sobie usta ręką. - O cholera, miałem nie mówić.
Oczy Wrony przybrały rozmiar spodków.
- Ojcem? Jagna jest w ciąży? Ze mną?
- Nie, z ducha świętego poczęła - wkurzył się Igła nie na żarty. - Ogarnij się debilu! To jest poważna sprawa!
Wrona zaniemówił.
Widząc iż przyjaciel jest w stanie kompletnego szoku Igła otworzył drzwi i pozwolił Andrzejowi wyjść.
Kwadrans później Wrona siedział na stołówce, patrząc szklanym wzrokiem w swoją porcję ryby.
- A temu co? - zapytał podejrzliwie Michał Kubiak. - W katatonię popadł?
- Nie mam pojęcia - rzekł Buszek. - Karol, wiesz coś o tym?
Kłos spojrzał na zapatrzonego w fileta Wronę.
- Nie mam pojęcia - odparł. - Już taki przyszedł na kolację. Igła, u ciebie był przedtem. Zrobiłeś mu lobotomię łyżeczką do herbaty?
- Zamknijcie się - poprosił uprzejmie Igła. - Chłopak przeżywa szok swojego życia!
_______________________________________________________________
Witajcie!
Lecimy do Was niczym na skrzydłach wrony ze świeżutki rozdziałem pełnym wstrząsów!
Życzymy jak zwykle miłego czytania!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina
A w ramach bonusu przystojne oblicze Andrzeja Wu! :)
Edit:
UWAGA!
Zapraszamy Was serdecznie na naszego nowego bloga! W roli głównej Rafał Buszek! Liczymy na Was :D
On - Rafał Buszek. Znany, przystojny i trochę samotny. Ona... Czy to ta brzydula w okularach, która ubiera się jak drwal? Czy też Ona to blond zjawisko, za którym odwracają się męskie głowy? Która okaże się Tą Jedyną? Romans w scenerii Rzeszowa i nie tylko, z siatkarskim parkietem w tle, nowe dzieło Fioli i Martiny! Zapraszamy na prolog!
http://jeesstem-julia.blogspot.com/
- Nie masz mnie za co przepraszać. - odpowiedziała Iwonie zbierającej Igłę z piasku. - Ten pan zasłużył na dokładkę.
- Ale dziewczyny przecież nic mi nie jest. - jęknął Krzysiek.
- Nie?- zapytała wściekle jego małżonka. - To chodź do pokoju zobaczysz stan swojego oka. Ogłupiałeś chyba, żeby pchać się między dwóch nabuzowanych testosteronem debili.
- Oj Iwonka, przecież ten no to moi koledzy. - libero nie dawal za wygraną.
- Ładni mi koledzy. - Iwona nie dała się przekonać.
Igła w końcu skapitulował i pozwolił zaprowadzić się do pokoju w którym doktor Sokal obejrzał jego powiekę mieniącą się barwami żółci, czerwieni i gustownej zieleni.
Tymczasem Jagna podążyła w stronę pokoju wraz z ponurym niczym noc listopadowa Wroną. Gdy zamknęły się za nimi drzwi od razu przystąpiła do wyjaśniania całej sytuacji.
- Chyba nie będziesz się dłużej dąsał?- zapytała wprost.
Andrzej spojrzał na nią z boleścią w oczach.
- Nie jestem obrażony. - mruknął. - Zrobiłem z siebie koncertowego debila i Iwona słusznie zdzieliła mnie w ucho.
- Należało ci się, nie da się ukryć. - ledwie stłumiła głupawy uśmieszek na wspomnienie prawego, sierpowego Iwony. - Ale Krzysiek na pewno szybko ci przebaczy, tylko przynieś mu coś słodkiego.
- Nie jesteś zła?- zapytał zszokowany.
Jagna wzruszyła ramionami. Nie miała siły wywoływać kolejnej awantury, wystarczyło jej to że jest tematem numer jeden we wszystkich pokojach zawodników i ich rodzin. Miała już serdecznie dość sinusoidy, którą przypominał jej związek z Andrzejem. Albo byli w absolutnym niebie jak wtedy w Londynie, albo wpadali na dno piekieł, kiedy w obojgu wybuchała zazdrość.
- A co mi da bycie złą? Równie dobrze ty możesz być na mnie zły, bo jak tylko na horyzoncie pojawia się Klaudia to się kłócimy. Zbyszek chciał mnie przeprosić a ty nie wiedziałeś w jakim celu mnie obejmuje. Czy ciągłe napady zazdrości wyjdą nam na dobre? - zapytała.
- Nie potrafię ci obiecać, że na widok kręcącego się obok ciebie Bartmana będę spokojny jak buddyjski mnich. Jestem o niego cholernie zazdrosny i tak samo będzie z każdym facetem, który kręci się przy tobie a nie jest mną albo twoją rodziną.
- Ja z kolei nie potrafię ci obiecać, że nie przyłoże Klauduni w ten jej wytleniony łeb. - zaśmiała się. - Cóż, Wrona musimy się jakoś pogodzić z tym, że oboje nie jesteśmy chodzącymi doskonałościami i minie sporo czasu zanim do końca sobie zaufamy. Oboje mamy gorącą krew i to nas gubi.
Chociaż wszystko wydawało się wyjaśnione, sytuacja nie wróciła do normy, nie mówiąc nawet o takich szczytach upojenia jakie przytrafiły się w Londynie. Do końca pobytu w Capbreton Jagna i Andrzej byli wobec siebie grzeczni, mili i uprzejmi, było w tym jednak coś z zachowania ludzi, którzy stąpają po cienkim lodzie, pokrywającym bardzo głębokie jezioro i boją się wykonać jakikolwiek gwałtowniejszy ruch, by nie zapaść się w lodowatą głębię.
- Długo macie tak zamiar wobec siebie krążyć? - zapytała bezceremonialnie Iwona, podczas spacru po plaży, ostatniego dnia. Były same, panowie zajmowali się obowiązkami sportowymi, a także unikaniem Igły i jego kamery.
Jagna zacisnęła wargi, wbijając spojrzenie w roziskrzoną powierzchnię oceanu.
- Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc - odparła po chwili. - Daliśmy sobie nawzajem nieźle w kość i chyba się teraz trochę boimy. Ja się boję, w każdym razie.
- Czego? - pytanie Iwony było zwięzłe.
- Tego, że znowu się zaangażuję i znowu zacznie się jazda. Kolejka górska dobra jest jako chwilowa rozrywka, a nie jako codzienność. - Jagna kopnęła mokry piasek, żłobiąc w nim dołek. - Na taką codzienność ja się nie piszę.
- Nic na siłę - zaopiniowała żona jej kuzyna. - Na razie to wszystko co się tu działo jest dla was za świeże, potrzebujecie trochę czasu, żeby ochłonąć.
Jagna westchnęła i pokiwała głową.
Na lotnisku Igła paradował w wielgachnych, lustrzanych raybanach, żeby zasłonić podbite oko. Raybany wzbudziły powszechną zazdrość wśród członków drużyny, a Wrona natychmiast je od Krzyśka pożyczył, trzasnął sobie w nich autoportret i wrzucił na instagrama i facebooka. Fanki, sądząc z komentarzy były zachwycone, a zdjęcie natychmiast wylądowało na Ptysiach.net.
Klaudunia, która od chwili bójki była ostentacyjnie obrażona na cały świat, ze szczególnym uwzględnieniem Andrzeja, Jagny, oraz Zibiego, który przestał dawać sobą pomiatać, jeszcze przed wyjazdem zdążyła spaść do fryzjera, skąd wyszła w nowej, krótkiej fryzurze, twierdząc, że i tak od dawna planowała ściąć włosy. Na lotnisku ignorowała wytrwale całą drużynę, przykleiła się za to do jakiegoś angielskiego biznesmena, usiłując sprawiać wrażenie, że to ona jest obiektem ognistych zalotów. Przedstawienie zakończyło się, gdy zniecierpliwiony Anglik wyjaśnił, że jest gejem i właśnie wyszedł za mąż, na dowód czego błysnął obrączką i zdjęciem męża w portfelu. Fioletowa ze złości Klaudia, udając, że nie słyszy rechotu ubawionych siatkarzy i nie dostrzega szyderczego uśmieszku na twarzy Jagny, zapadła się w fotel i starannie zasłoniła znalezioną na siedzeniu gazetą.
Panna Kamińska zaraz po wylądowaniu i odprawie nie żegnając się z nikim zniknęła z lotniska na podziemnym parkingu, gdzie wcześniej zaparkowała swoje luksusowe audi. Siatkarze nie dostali nawet kilku godzin wolnego pod Okęciem czekał już na nich autokar którym mieli odjechać wprost w spalskie lasy, by tam trenować przed zbliżającym się wielkimi krokami Memoriałem Wagnera będącym preludium przed Mundialem.
Na parkingu nastąpiło wielkie pożegnanie, narzeczone, żony i dziewczyny zawodników utonęły w niedźwiedzich uściskach swoich ukochanych. Co poniektórzy nie zwracając uwagi na anturaż całowali swoje wybranki niczym żołnierze wybierający się na misje do Afganistanu.
Jagna również dała się wyściskać Andrzejowi, który wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek, wkładając weń całe uczucie którym darzył dziennikarkę.
- Spotkamy się w Krakowie?- zapytał z nadzieją gdy oderwali się od siebie.
- Nie wiem co na to stary. Wykorzystałam już urlop, ale prawdopodobnie w weekend nie mam dyżuru. - powiedziała lekko się rumieniąc.
Ogarnęło ją dziwne uczucie tęsknoty, połączone z rozczarowaniem. Wyjazd do Capbreton nawet w jednej setnej nie przypominał ani weekendu w Gdyni a już daleko mu było do cudownego tygodnia w Londynie.
Dziewczyna wiedziała, że przez najbliższe tygodnie raczej nie będą mogli kontynuować budowanie swojego związku. Andrzej musiał skupić się przede wszystkim na szlifowaniu formy, mundial zbliżał się wielkimi krokami a doskonale wiedziała jak bardzo zależy mu na medalu z tak prestiżowej imprezy.
- Pożegnanie niczym z Pearl Harbora...- Igła wbił się pomiędzy unię spojrzeń Andrzeja i Jagny, psując nastrój. - Take my bread away... duum...dum dum...
- Igła popieprzyły ci się filmy z samolotami. - zarecholił Winiar. - Zanuciłeś Top Guna! A w Pearl Harbor to leci jakoś tak: In my dreams I'll always see you soar above the sky...- kapitan reprezentacji począł wymachiwać długimi rękami niczym przerośnięty pelikan.
Grupka w składzie Buszek, Mika, Dzik i Cichy Pit unieśli w górę swoje dłonie wystawiając najwyższą ocenę niczym w Tańcu z Gwiazdami.
- Dajcie im spokój!- Iwona odciągnęła Krzyśka zabierając mu kamerę. - Jak się nie uspokoisz kamera jedzie ze mną do Rzeszowa.- pogroziła palcem.
- Obiecuję być grzeczny! Słowo harcerza. - libero uniósł w górę dwa palce w geście przyrzeczenia.
- Nie byłeś harcerzem, Krzysiu. - zauważyła łagodnie małżonka.
- Ale byłem zuchem!
- To nie to samo - mruknął Wrona.
- Deeeeetaaaaale - Krzysztof zbył jego uwagę machnięciem ręki.
Wreszcie pożegnania dobiegły końca, siatkarze zapakowali się do autokaru, ich partnerki zaś pomaszerowały do swych samochodów. Igła oczywiście sfilmował wnętrze autobusu, od fotela kierowcy poczynając, a na ostatnim rzędzie siedzeń, w którym tkwił samotny Zibi, z wzrokiem wlepionym w okno, kończąc.
- I tak właśnie odjeżdżamy do Spały, w nastrojach bojowych i nie dajcie się zwieść pozorom, patrząc na tego tutaj - najechał kamerą na zamyślonego Zbyszka. - Tak naprawdę on wrze chęcią walki na boisku!
Przesunąwszy kamerę z Zibiego na okno, Igła uświadomił sobie, że tym, w co tak usilnie wpatrywał się Zbyszek, była jego własna kuzynka, wsiadająca właśnie do samochodu Iwony. Pomny ostatniego mordobicia zachował swoją obserwację dla siebie i jak gdyby nigdy nic przeszedł na przód, by wetknąć obiektyw między Kłosa i Buszka, którzy właśnie zaczynali rżnąć w karty.
Kiedy nasi dzielni siatkarze pocili się w Spale, szlifując formę na wysoki połysk, Jagna użerała się z tak zwanym życiem codziennym. A życie owo spadło na nią jak tona cegieł, gdy tylko postawiła stopę w Rzeszowie. Najpierw okazało się, że Dante ma coś z uchem i trzeba z nim jechać do weterynarza, tylko właściwie to nie wiadomo kiedy, bo kalendarz Jagny zapchany był do ostatnich granic. Poświęciła w końcu na tę wizytę przerwę na lunch, naciągając ją przy tym jak gumę w majtkach.
- Naprawdę nie mogłaś tego zrobić po południu? - zapytał jeden ze współpracowników, gdy pakowała klatkę z obrażonym Dante pod biurko. - On pewnie będzie darł ryja, nie da się pracować!
- Po pierwsze ryja to sam masz, po drugie Dante nie będzie się darł, bo ma focha, po trzecie kiedy niby po południu? - odparła Jagna, włączając komputer. - Sam wiesz, że dzisiaj nie wyjdziemy stąd przed szóstą, a jutro mam wizytę u lekarza. Ludzkiego.
- Tylko nie idź na chorobowe, bo stary eksploduje - mruknął kolega.
Ów ludzki lekarz był ginekologiem, płci żeńskiej zresztą, a Jagna miała się u niego, czy raczej u niej, stawić na rutynowe badania kontrolne.
Doktor Emilia Wiernik z właściwym sobie spokojem przywitała dziennikarkę w swych progach, po czym wskazała drzwi przebieralni.
- Na fotel zapraszam dzisiaj, cytologia się kłania - rzekła. - Kiedy miałaś ostatnio okres? Żadnych wahań nie było?
Jagna zatrzymała się z majtkami w dłoni.
- Z tego wszystkiego dokładnie nie pamiętam - stwierdziła, wychodząc z przebieralni. - Czekaj no... miałam jakieś plamienie dziewiętnastego... nie, dwudziestego lipca, ale nędzne.
Usiadła na fotelu, a doktor Wiernik przycupnęła na stołku obok i rozpoczęła badanie.
- Hmmm - mruknęła. - Hmm, hmmm.
Skończyła pobierać wymaz, tymczasem Jagna czuła się na tym ginekologicznym ustrojstwie, jak zwykle, potwornie skrępowana.
- Mogę już zejść? - zapytała.
- Poczekaj, kochana - mruknęła lekarka. - Niech no ja cię obejrzę.
- Coś ze mną nie tak? - Jagna pobladła.
- Nie, nie, spokojnie, kochana - doktor Wiernik chwilowo zniknęła Jagnie z pola widzenia. - Uprawiałaś seks w przeciągu ostatniego miesiąca?
Jagna poczuła, że się czerwieni.
- Oj tak... - wyrwało jej się.
- Hmmm - zamruczała ginekolog. Włączyła aparat USG. - Zobaczmyż...
- Złapałam jakiegoś syfa? - jęknęła Jagna, zastanawiając się, czy nie powinna zabić Wrony.
- Nie denerwuj się, złotko - lekarka z uwagą obserwowała obraz na monitorze, wyglądający zdaniem Jagny jak zachmurzenie duże. - Taaaak... Jagna, kochanie, z takim szczęściem jak twoje zagrałabym w totka. Albo na wyścigach konnych.
Jagna wytrzeszczyła oczy.
- Nie przemawiaj do mnie zagadkami! - zażądała.
- Przepraszam - rzekła spokojnie pani doktor. - Bierzesz regularnie tabletki, prawda? Nie zapominasz o tym?
- No biorę - odparła Jagna.
- I mimo tego jesteś w ciąży. Gratuluję, albo współczuję, nie wiem co wolisz - Wiernik przekręciła monitor w stronę dziennikarki. - Widzisz? To jest jajo płodowe, z zarodkiem, na oko jakiś szósty tydzień.
Mózg Jagny bezlitośnie wypomniał upojne noce spędzone z Andrzejem w Londynie.
- Zaraz ci wypiszę skierowanie na potrzebne badania - lekarka wyłączyła aparat USG. - Kup w aptece kwas foliowy, unikaj stresu, odżywiaj się racjonalnie. Sporty ekstremalne surowo wzbronione.
Gdyby dziennikarka nie półleżała rozłożona na ginekologicznym fotelu, z całą pewnością byłaby się z wrażenia przewróciła.
- Ciąża? - jęknęła rozdzierająco. - Tylko tego było mi trzeba. Jasny gwint!
Podczas gdy Jagna przeżywała wstrząs życia w gabinecie ginekologicznym, Iwona klęła na polskie drogi, zapominalskiego Krzyśka i pogodę która postanowiła napierdzielać deszczem od samego rana.
Wycieraczki w samochodzie Ignaczaków ledwo nadążały z wygarnianiem strumieni wody z szyby a do Spały było jeszcze dobre czterdzieści kilometrów. Niezwykle uszczęśliwiona małżonka Krzysztofa wiozła zapasową ładowarkę do kamery małżonka, gdyż poprzednia została w Capbreton, najpewniej wpięta w gniazdko hotelowego pokoju.
Igła wygłosił melodramatyczną odezwę telefoniczną, błagając swą połowicę o przywiezienie mu zapasowej ładowarki.
- Skarbie nie będę mógł dokumentować! - jęknął rozdzierająco.
- Nagraj komórką. - odpowiedziała niewzruszona Iwona. - Wszyscy odpoczną od twojego szklanego oka.
- Nie możesz mi tego zrobić skarbie!- błagał. - Memoriał jest raz w roku!
- Krzysztofie przypominam ci, że ty masz wolne od Resovii ale tak się składa, że ja tam pracuje! Na etacie a klub nie zawiesza działalności w przerwie pomiędzy sezonami!
- Prezes to zrozumie! - przekonywał libero. - Napiszę ci usprawiedliwienie!
- Naprawdę nie obędziesz się bez tej ładowarki? Wyślę ci kurierem.
- Kurier będzie jechał czterdzieści osiem godzin. Zanim nadasz to wyjedziemy już do Krakowa i dupa zbita.
- To przywiozę ci do Krakowa w sobotę akurat przed Memoriałem.
- Zlituj się kobieto!- krzyknął w aparat. - Pastwisz się nade mną!
- No dobrze Ignaczak, ale będzie cię to kosztować romantyczną kolację przy świecach z szampanem, ale nie ruskim!
- Kochanie pojadę chociażby i do Szampanii i sam wyprodukuję dla ciebie ten trunek! - Krzysiek miał ochotę całować dłonie swej bogdanki, zaraz jednak zorientował się że prowadzi rozmowę telefoniczną z małżonką i całowanie musi poczekać.
- Dobra, dobra do zobaczenia w Spale.
- Pa miłości ty moja!- tchnął w komórkę rozłączając się.
Od tej rozmowy minęło kilka godzin w trakcie których reprezentacja ostro trenowała w ośrodku sportowym. Po zajęciach spoceni niczym gladiatorzy po walce ruszyli korytarzem ku wyjściu z budynku w stronę hotelu dla sportowców. Panowie byli w dobrych humorach, spalskie balsamiczne powietrze, spokój i dobre jedzenie poprawiały im humory.
Gdy na horyzoncie pojawił się samochód Igły z Iwoną za kierownicą koledzy Krzyśka zagwizdali przeciągle.
- Fiu fiu...- zarecholił Kłos. - Krzysiu stęskniłeś się za małżonką? Najpierw lizanko a potem bzykanko?
- Żadne lizanko i bzykanko śpiku jeden!- żąchnął się Ignaczak. - Ledwo ci gile z pod nosa zniknęły i mleko na wardze wyschło a już kosmate myśli. Iwona przywiozła mi ładowarkę do kamery.
- Ładowarka tak to się teraz nazywa?- zarechotał Dzik.
- Gówniarzeria!- skomentował obrażony Ignaczak. - Brać się za robotę a nie zajmować życiem małżeńskim Ignaczaków. - ruszył w stronę swojego samochodu.
- Te Wrona a może zaraz z bagażnika wyskoczy ładowarka dla ciebie?- zaśmiał się Fabian. - Doładujesz się trochę.
- A w ucho chcesz? - zasugerował Wrona, rozdrażniony.
- Ależ wodzu, co wódz? - Drzyzga uniósł obie dłonie obronnym gestem.
Tymczasem Igła zmierzał już do hotelu, usiłując tulić do łona jednocześnie oba swoje skarby, to jest małżonkę i ładowarkę, wyraźnie rozanielony. Na przemian całując jej dłonie i usta, Iwony, nie ladowarki, dopytywał, czy aby się za bardzo nie zmęczyła i czy nie potrzebuje czegoś. Pani Ignaczak łaskawie przystała na propozycję spożycia w towarzystwie siatkarzy obiadu i równie łaskawie dała się odprowadzić do pokoju Igły, gdzie mogła się nieco odżwieżyć w przyległej łazience.
Igła, cały w skowronkach, podłączył natychmiast ukochane urządzenie do ładowarki, po czym, pozostawiwszy małżonkę w pokoju, poleciał do trenera, który akurat zapragnął zamienić z nim parę słów. Rozmówił się ze Stefanem, załatwił obiad dla małżonki i wpłynął z powrotem na górę, do pokoju. Drzwi akurat nie skrzypiały, libero zaś nie łomotał nogami chodząc, miał na nich zresztą sportowe obuwie na miękkiej zelówce, więc wszedł praktycznie rzecz biorąc bezszelestnie. Iwona wciąż znajdowała się w łazience, rozmawiając przez telefon.
Krzysiek już otwierał usta, by oznajmić swoją obecność, gdy jego uszu dobiegła treść prowadzonej przez żonę rozmowy.
-...Jagna, nie panikuj - rzekła Iwona uspokajająco. - Ciąża to nie kataklizm, naprawdę. Andrzej wie?
Jagna?! Igła nie dowierzał własnym uszom. Ten brodaty matoł zbrzuchacił jego kuzynkę?
Tymczasem jego żona w łazience milczała przez dłuższą chwilę, najpewniej słuchając. Igła też słuchał, z takim natężeniem, że jego uszy zamieniły się w radary.
- Rozumiem, ja mu nie powiem - powiedziała wreszcie Iwona. - Ale wiesz, Andrzej nie wygląda mi na takiego zupełnego idiotę, jakoś się chyba w końcu dogadacie? Nie układa wam się?
Krzysztof w tym momencie przestał słuchać. Na paluszkach podszedł do drzwi wejściowych, ostentacyjnie nimi trzasnął, po czym ryknął gromko:
- Czas na obiad!
- Krzysiek wrócił, muszę kończyć - rzekła Iwona. - Spotkamy się jak wrócę. Trzymaj się, kochana, pa!
Udając kompletną nieświadomość Krzysiek poszedł z żoną na obiad, potem ją wycałował, wsadził do samochodu i pomachał na pożegnanie, knując, jak mu się zdawało, bardzo szczwany plan. On, Igła, głowa rodu, musi się z Wroną rozmówić, jak mężczyzna z mężczyzną. Nie pozwoli, żeby Jagna została sama, z dzieckiem przy piersi, w końcu na ojcu tego dziecka także spoczywa odpowiedzialność, a Krzysztof osobiście dopilnuje, żeby Andrzej się od niej nie próbował migać. Oczywiście postara się to zrobić dyplomatycznie, nie wyjawiając na razie wielkiej tajemnicy, gdyż Wrona powinien tę wiadomość usłyszeć z ust Jagny. Nie mówiąc o tym, że Iwona by Krzysia własnoręcznie udusiła, gdyby się teraz wygadał.
Jak na szpilkach czekał Krzysztof końca treningów i masaży, oraz początku czasu wolnego, by móc się rozmówić z Andrzejem. Wreszcie dorwał brodatego tuż przed kolacją na korytarzu i wciągnął do swojego pokoju, starannie zamykając za sobą drzwi na klucz.
- Musimy pogadać! - oznajmił stanowczo.
- I dlatego zamknąłeś drzwi? - Wrona uniósł brew. - Mam się zacząć bać o swoją cnotę?
- Musisz teraz dbać o Jagnę! - Igła wspiął się na szczyty subtelnej dyplomacji.
- Krzysiek, znowu mieszasz się do nie swoich spraw - cierpliwość odbiegła Andrzeja w mgnieniu oka. Kwestia Jagny była ostatnio tematem drażliwym, jako że w ich znajomości nastąpiło coś na kształt niedużego zlodowacenia.
- To są moje sprawy! - zaprotestował Igła. - Jagna to moja rodzina i powinienem się nią opiekować! Dbać, żeby takie cymbały jak ty dobrze ją traktowały, rozumiesz?
- Nie rozumiem - odparł Andrzej lodowato. - Otwórz drzwi.
- Wrona, skup się! - Krzysztof zasłonił wyjście własną piersią. - Jagna jest teraz w bardzo drażliwym momencie życia! Musi wiedzieć, że ją kochasz i jej nie zawiedziesz!
- Co ty bredzisz, Ignaczak? - zapytał Wrona nieufnie. - Trening ci się na mózg rzuca?
- Ja cię proszę, żebyś do niej zadzwonił i pokazał że ci na niej zależy - rzekł Krzysztof z naciskiem. - Jako głowa rodziny cię proszę!
- Na głowę to ty upadłeś - skwitował Wrona. - Odsuń się, do cholery!
- Masz teraz obowiązki, idioto! - zirytował się Igła. - Zwłaszcza wobec Jagny!
- Jakie obowiązki? - Andrzej postukał się palcem w czoło.
- No kurde, ojcem będziesz! - sypnął Krzysztof, po czym zatkał sobie usta ręką. - O cholera, miałem nie mówić.
Oczy Wrony przybrały rozmiar spodków.
- Ojcem? Jagna jest w ciąży? Ze mną?
- Nie, z ducha świętego poczęła - wkurzył się Igła nie na żarty. - Ogarnij się debilu! To jest poważna sprawa!
Wrona zaniemówił.
Widząc iż przyjaciel jest w stanie kompletnego szoku Igła otworzył drzwi i pozwolił Andrzejowi wyjść.
Kwadrans później Wrona siedział na stołówce, patrząc szklanym wzrokiem w swoją porcję ryby.
- A temu co? - zapytał podejrzliwie Michał Kubiak. - W katatonię popadł?
- Nie mam pojęcia - rzekł Buszek. - Karol, wiesz coś o tym?
Kłos spojrzał na zapatrzonego w fileta Wronę.
- Nie mam pojęcia - odparł. - Już taki przyszedł na kolację. Igła, u ciebie był przedtem. Zrobiłeś mu lobotomię łyżeczką do herbaty?
- Zamknijcie się - poprosił uprzejmie Igła. - Chłopak przeżywa szok swojego życia!
_______________________________________________________________
Witajcie!
Lecimy do Was niczym na skrzydłach wrony ze świeżutki rozdziałem pełnym wstrząsów!
Życzymy jak zwykle miłego czytania!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina
A w ramach bonusu przystojne oblicze Andrzeja Wu! :)
Edit:
UWAGA!
Zapraszamy Was serdecznie na naszego nowego bloga! W roli głównej Rafał Buszek! Liczymy na Was :D
On - Rafał Buszek. Znany, przystojny i trochę samotny. Ona... Czy to ta brzydula w okularach, która ubiera się jak drwal? Czy też Ona to blond zjawisko, za którym odwracają się męskie głowy? Która okaże się Tą Jedyną? Romans w scenerii Rzeszowa i nie tylko, z siatkarskim parkietem w tle, nowe dzieło Fioli i Martiny! Zapraszamy na prolog!
http://jeesstem-julia.blogspot.com/
Ja siedzę przy mikrofonie niech mnie który przegoni! ;) |
wtorek, 12 sierpnia 2014
Rozdział XII - Andrzej, zdejmij stamtąd te galoty!
Przez całą noc nawiedzały ją wizje Klaudii w ramionach Andrzeja a potem ich obojga wyczyniających seksualne ekscesy wprost z kart kamasutry. Obudziła się kompletnie wyczerpana, zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Rozejrzała się po pokoju nie dostrzegając nigdzie Andrzeja, jego łóżko było już zaścielone a na kolorowej narzucie nie można było dostrzec ani jednego zagniecenia. Jagna wyczołgała się ze swojego posłania prawie wpadając na wielkiego, brzuchatego niedźwiedzia siedzącego na podłodze przy łóżku. Brunatny trzymał w łapce pojedynczą, kremową różę spoglądając na dziennikarkę brązowymi ślepkami. Dziewczynie zrobiło się ciepło na sercu, ale poczęły nią targać również wyrzuty sumienia na to, że po raz kolejny dała się podpuścić eks dziewczynie Wrony.
Klaudunia była perfidną manipulatorką i na pewno celowo zrobiła z siebie ofiarę a Andrzej to człowiek prostolinijny i pomocny, nie mógł zostawić kobiety na pastwę losu. Panna Ignaczak postanowiła przeprosić brodatego i solennie obiecać, że więcej nie będzie się na niego rzucała o Klaudunię. Tę wywłokowatą sucz należało olać sikiem prostym i nie lać wody na jej młyn. Może jak zobaczy, że Ędrju nie jest nią zainteresowany to wtedy odpuści? Z takimi rozmyślaniami udała się Jagna do łazienki w celu wykonania porannych ablucji.
Gdy jednak przekroczyła jej próg stanęła skamieniała niczym żona biblijnego Lota. Z kabiny prysznicowej usytuowanej na końcu prostokątnego pomieszczenia, dobiegały odgłosy lejącej się wody a w powietrzu unosiły się kłęby pary wodnej. To jednak nie wstrząsnęło Jagny tak jak widok rozebranej Klaudii rozsuwającej drzwi do kabiny. Ignaczakównę odblokowało w momencie w którym ta śliska żmija chciała wepchnąć się Andrzejowi pod prysznic w celu dla Jagny oczywistym.
Dziennikarka wypruła do przodu w ostatniej chwili łapiąc za blond kłaki rywalki, których znaczna część została w jej zaciśniętej pięści. Klaudia krzyknęła rozdzierająco upadając do tyłu i wykładając się na wilgotnych kafelkach jak długa. Zaalarmowany wrzaskiem Andrzej wychylił głowę znad ściany kabiny.
- Ty zdziro! - Jagna rzuciła się na golusieńką jak ją Pan Bóg stworzył Klaudię. - Gdzie się chciałaś wepchnąć? Wara od niego!
- Suko popierdolona moje włosy! Wiesz ile kosztują te doczepki?- łkała Klaudia.
- Co się tutaj dzieje?- pytała niedowierzająco Andrzej.
Czym prędzej wyskoczył z kabiny niemal w kosmicznym pędzie obwiązując biodra ręcznikiem i ściągając pałającą żądzą mordu Jagnę z wyjącej na podłodze Klaudii. Gdy udało mu się ją od niej odciągnąć zagrodził jej dostęp do swojej eks własnym torsem, mokrym od niedawnej kąpieli. Jagna miała na wysokości oczu włosy na piersi Wrony na których skupiły się kropelki wody, błyszczące w świetle niczym maleńkie diamenciki.
Gdyby na kafelkach nie rozmazywała się w malowniczej pozie goła Klaudia, atmosfera byłaby gorąca niczym w piecu hutniczym. W sumie to było dość parno i gorąco, ale na pewno w tych emocjach nie było erotyzmu, chociaż golizna niejako była tematem przewodnim tego zgromadzenia.
- Ja się powinnam ciebie zapytać co się dzieje. - wrzasnęła Jagna. - Co ta goła wywłoka robi w naszej łazience?
- Nie wiem. - odpowiedział zgodnie z prawdą Andrzej. - Ja jej tutaj nie zapraszałem. - spojrzał za siebie na Klaudię, która w ekspresowym tempie wkładała na siebie kwiecisty peniuar.
- Przyszłam podziękować za pomoc. - odpowiedziała drżącymi ustami.
Chciała wyglądać jak ucieleśnienie skrzywdzonej piękności a płacz wykrzywił jej twarz, przez co wydała się Jagnie kwadratowa.
- Podziękować?!- ryknęła Ignaczakówna. - Włażąc goła do kabiny prysznicowej? Jak mu chciałaś dziękować? Dając dupy?!
Szarpnęła się, ale Andrzej w porę unieruchomił ją przytulając do siebie.
- Wyjdź Klaudia! Policzymy się potem. - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Ale...- pisnęła jego eks.
- Skończyłem z tobą!- powiedział chłodno. - Wynocha!
Klaudia smarkając nosem wyszła z pomieszczenia przy okazji trzaskając drzwiami.
Jagna dalej unieruchomiona w stalowym, acz ciepłym i przyjemnym, uścisku ramion Andrzeja, nadal nie mogła do siebie dojść. Złość buzowała w jej żyłach jak płynna lawa, sprawiając niemal fizyczny ból.
Nie chciała patrzeć na Wronę, czuła się poniżona i oszukana.
- Spójrz na mnie Jagna. - złapał ją za brodę unosząc delikatnie do góry. Od razu zrobiło mu się jej żal, gdy zobaczył jak w jej oczach lśnią krople łez. - Jesteś dla mnie najważniejsza, nie zapraszałem tu Klaudi. - szepnął tłumiąc narastającą złość.
- Ja już nic nie wiem, Andrzej! - wybuchła Jagna. - Nie wiem, czy mogę ci zaufać!
- Myslisz, że byłbym takim idiotą, żeby grzmocić się z nią tutaj, wiedząc, że śpisz obok? - zirytował się Wronka. - Myslisz, że byłbym takim idiotą, żeby woleć ją od ciebie?
Jagna jęknęła rozpaczliwie, po czym oparła głowę o pierś Andrzeja, łaskocząc jego skórę oddechem.
- Nic nie myślę - mruknęła.
- Jagna, ja... - zaczął Andrzej i nie dokończył. Jego usta, jakoś tak samoczynnie, zamiast zakończyć wypowiedź, opadły na usta Jagny i zaczęły je całować, namiętnie i z dziką zachłannością.
- Chcę ciebie! - zajęczała Jagna, łapiąc oddech. - Teraz!
Tego nie trzeba było Wronie powtarzać. Szarpnął jej koszulkę, az trzasnęła i rozdarła się z przodu. Andrzej jął ssać i lizać odsłonięte piersi Jagny, delikatnie przygryzając ich koniuszki, aż zesztywniały. Jagna pojękiwała coraz glośniej, wczepiając się palcami w muskularne ciało Wrony i ocierając się o jego krocze. Oddechy obojga stały się teraz głośniejsze i płytsze.
Chyba zamierzali dojść do łóżka, ale wszystko się poplątało, w szumie wzburzonej krwi i gwałtownym biciu dwojga serc. Andrzej, z głuchym łupnięciem oparł Jagnę o łazienkowe drzwi i zdarł z niej majtki, cisnął gdzieś w stronę łóżka, po czym opadł na kolana, całując jej podbrzusze i wewnętrzną stronę ud. Nogi dziennikarki jęły drżeć spazmatycznie z narastającej rozkoszy. Zdecydowanym gestem podniosła Wronę do pozycji pionowej, w sposób równie zdecydowany pozbawiła go ręcznika i pociągnęła go na podłogę.
Wykładzina była szorstka, a łazienkowa posadzka, której Jagna dotykała udami lodowata, dziennikarka jednak nie miała czasu ani siły rozmyślać nad takimi drobiazgami. Andrzej wszedł w nią szturmem, gwałtownie i ostro, jak nigdy dotąd. Poruszał się mocno, coraz mocniej, czerwone pąki rozkoszy otwierały się w ciele Jagny, jeden za drugim, tak, ze jęczała pod nim i wiła się w spazmach, wbijając paznokcie w jego umięśnione plecy.
- Andrzej! O Boże, Andrzej! - krzyknęła, gdy kolejny orgazm przetoczył się niczym tsunami nieziemskiej rozkoszy po jej ciele.
Andrzej tymczasem nie ustawał, jego biodra pracowały jak tłoki, szybko, coraz szybciej, w coraz większej rozkoszy, od której drżeć zaczęły jego mięśnie. Odrzucił głowę do tyłu, czując, że płonie, spala się w ekstazie i zaraz eksploduje na tysiąc kawałków.
Jagna jęknęła, niemalże zawyła, prężąc się pod nim i kurczowo obejmując go nogami, chwilę później przeciągły jęk wyrwał się także z ust Andrzeja, który wygiął plecy w łuk, sapiąc jak parowóz.
Tkwili tak chwilę spleceni razem, dysząc niczym maratończycy na mecie, po czym Andrzej przetoczył się na bok i położył obok Jagny na plecach.
- Nigdy... - rzekł, kładąc ciepłą dłoń na brzuchu Jagny. - Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego.
- Ja też nie... - odpowiedziała Jagna.
Kwadrans później, akurat gdy się zdążyli ogarnąć, ubrać, a Wrona nawet uczesać, do pokoju wparował Igła, oczywiście z kamerą.
- Ej, śpioszki, śniadanie czeka! - zakomunikował rześko.
- Krzysiu - Jagna odłożyła szczotkę do włosów. - Czy ty umiesz pukać?
- Umiem, a bo co? - zdziwił się Krzysztof.
- A to, że pukaj, do cholery! - wrzasnęła Jagna
- Mógłbyś - rzekł oszczędnie Wrona.
- No dooobra, dooo... - Igła nagle urwał i zaczął filmować coś pod sufitem. Najpierw z lekka poczerwieniał, potem zaczął rżeć.
- Ładny abażur - rzekł wskazując na żyrandol i śmiejąc się w głos.
Na żyrandolu zaś, wdzięcznie rozpostarte, wisiały majtki Jagny, tak jak je cisnął Wrona.
Ignaczakówna spurpurowiała, Andrzej oblał się szkarłatem.
- Dobra, już wiem o co wam chodzi - Igła świetnie się bawił. - Od dzisiaj będę pukał, bardzo głośno. I kaszlał przed drzwiami!
- Jeśli tego zaraz nie skasujesz, to cię zatłukę! - oznajmiła stanowczo Jagna. - Andrzej, zdejmij stamtąd te galoty!
Wrona wykonał polecenie bez wysiłku, tymczasem Igła wycofywał się pod naporem kuzynki, grożącej mu drewnianą rzeźbą z nocnego stolika.
- Już kasuję, o zobacz! - zademonstrował. - Widzisz? Kasuję, tylko mnie nie bij! Odłóż tego pagaja!
Kilkanaście minut później siatkarze pod przewodnictwem Stephane'a wybrali się na przejażdżkę rowerową z pod hotelu w którym rezydowali, aż do miejskiej siłowni gdzie mieli odbyć codzienny trening.
Zbyszek po tym jak w nocy Klaudunia podniosła mu ciśnienie, chyłkiem żłopnął sobie kilka drinków co w połączeniu z upalnym, południowoeuropejskim powietrzem zaowocowało nad ranem kacem gigantem. Bartmanowi jakoś udało się przekonać doktora Sokala, że zatruł się jedzonymi na kolację małżami i nie ma siły odbyć treningu. Lekarz przekazał informacje trenerom, którzy nawet jeśli powątpiewali w dolegliwości Zbyszka to nie dali tego po sobie poznać. Małże raczej nie należały do dań ciężkostrawnych a skoro nikt z drużyny się nie zatruł to Bartman musiał mieć coś z żołądkiem.
Podczas gdy koledzy przemierzali szlaki rowerowe w Capbreton, Zbigniew niczym samotny maruder przemierzał plażę. Nie miał ochoty wracać do pokoju, który dzielił z Klaudią. Sama jej obecność działała mu na nerwy a dzisiejszego poranka chodziła zła jak osa i nie wiedzieć czemu nagłe ołysiala z prawej strony.
Gdy się przebudził mamrotała coś sama do siebie, ale niewiele go to obchodziło. Żałował, że pozwolił jej się wmanewrować w plan rozdzielania Jagny z tym zarośniętym dupkiem Wroną. Sam wymyśliłby dużo lepszy plan i nigdy nie poniżałby kuzynki Igły a tak musiał użerać się z fochami Klaudusi. Przespał się z nią kilkukrotnie za czasów liceum, kiedy blondi była jeszcze z Wroną, ale szczerze powiedziawszy nie była tego warta. Nie rozumiał jak Andrzej mógł być tak naiwny, żeby dać się omotać tej modliszce. Założyłby się o swoje audi, że panna Kamińska będąc w związku z Wroną, sypiała z połową jego kolegów i każdym chętnym który był w stanie dać jej to, czego w danej chwili pragnęła.
Rozmyślając tak Zibi dojrzał naprzeciw siebie samotną postać siedzącą wprost nad brzegiem oceanu. Wtaczająca się na plażę fala obmyła bose stopy, których właścicielką była Jagna Ignaczak. Od razu ją rozpoznał i coś ukłuło go głęboko w środku na jej widok. Z początku chciał ją tylko zaliczyć, ale jej niedostępność sprawiła że chciał być dla niej tym, kim teraz jest ten idiota Wrona. Chciał mieć ją dla siebie całą. Nagą, skąpaną w księżycowym świetle, blasku słońca i wiosennym deszczu. Chciał być dla niej rycerzem w lśniącej zbroi, chciał by odkryła prawdziwego Zbigniewa, tego który tkwi gdzieś głęboko w nim. Nie chama i cynika na jakiego pozował i w jakim kiedyś kochały się nastoletnie fanki. Chciał być kochany przez Jagnę Ignaczak, jedyną kobietę która oparła się jego urokowi.
Wyglądała teraz tak cudownie i romantycznie, z włosami rozwiewanymi przez lekki wiatr, prawie jak syrena, piękna i niedostępna bogini mórz. Zibi westchnął, przeczłapał przez piasek, po czym usiadł na brzegu, symulując zapatrzenie w fale i obojętność względem siedzącej obok bogini.
- Czego? - warknęła romantyczna syrena.
- Posiedzieć chciałem - rzekł Zbigniew, jak na samego siebie wyjątkowo nieśmiało.
- Idź posiedzieć gdzie indziej - zażądała Jagna.
- Przeszkadzam ci? - Zibi z całych sił starał się nie brzmieć żałośnie.
- Zbyszek, ja nie mam już siły - oznajmiła stanowczo Jagna. - Do ciebie, do tej tlenionej zdziry z którą przyjechałeś, do Wrony i generalnie do facetów. Rozumiesz?
- Nie rozumiem - odparł Zbyszek z godnością.
- Po cholerę ją tu przywlokłeś? - wybuchła Jagna. - Zaczęło mi się w życiu układać, myślałam, że znalazłam właściwego faceta, po czym pojawiła się pieprzona Klaudunia i wszystko się spierdoliło!
- A skąd wiesz, że to ten właściwy? - drążyl dyskretnie Bartman.
- No właśnie nie wiem! - Jagna wczepiła palce we włosy. - Myślałam, że wiem, ale chała! Z nikim się nie czułam tak dobrze i tak bezpiecznie jak z Wroną...
- A teraz się nie czujesz?
- A teraz nie wiem, czy to wszystko prawda. Czy on czuje to samo co ja, czy może jestem panienką do zaliczenia i wyrzucenia...
Jagna siąknęła nosem i spojrzała krzywo na Zibiego.
- Coś powinieneś o tym wiedzieć, sam traktowałeś dziewczyny jak produkt jednorazowego użytku - rzekła.
Zbyszek poczerwieniał gwałtownie.
- Byłem głupi - oświadczył stanowczo. - I przepraszam za tę idiotkę, nie wiem co mi strzeliło, żeby ją tu wlec. Kretyn ze mnie.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę - rzekła Jagna jadowicie.
- To wszystko dlatego bo... - Zbyszek się zaciął. - Bo mi na tobie cholernie zależy. Bo jak facetowi zależy, to na łbie stanie i w przepaść skoczy, żeby... no.
Jagna przyjrzała się uważnie zarumienionemu jak dziewiętnastowieczna panienka z dobrego domu Bartmanowi.
- Naprawdę? - zapytała głupio, bo nic innego jej nie przyszło do głowy.
- No - odparł elokwentnie Zibi. - Więc jak Wronie zależy, to on to pokaże. A jak nie... to ten, to zawsze możesz na mnie liczyć. Ja cię nie chcę krzywdzić.
Teraz czerwienią płonęły mu nawet końce uszu.
- Dziękuję - rzekła Jagna. - Chyba zmienię o tobie zdanie.
Zbigniew objął ją delikatnie ramieniem. Nie wiedzieli oboje, że siatkarze skończyli machać żelastwem na siłce i właśnie truchtali brzegiem morza, bo niebawem mieli zacząć ćwiczenia w wodzie. Wrona, jako jeden z niewielu siatkarzy, obdarzony był wzrokiem sokolim i Bartmana, obejmującego Jagnę dostrzegł bez trudu z dużej odległości. Furia przemalowała mu świat na czerwono, gdy wściekłym sprintem runął w kierunku siedzącej na piasku pary, nieomal przewracając przy tym Antigę.
- So jesst? - zapytał zdumiony Stephane, łapiąc równowagę.
- Ty, to nie Jagna tam siedzi? - Buszek szturchnął Igłę.
- I Zbychu. O kurwa! - Ignaczak pogalopował w ślad za Wroną. - Chłopaki, trzeba go zatrzymać, bo będą jatki!
Zanim cała ekipa zdołała dogonić Andrzeja, on już był przy Jagnie i Zbyszku. Dopadł Bartmana i postawił go do pionu, łapiąc za koszulkę na piersiach.
- Odpierdol się od niej, skurwysynu! - warknął. - Znajdź se inną panienkę do zaliczenia!
- Andrzej, zostaw go! - zaprotestowała Jagna. - Nic się nie stało!
- Ja ją kocham! - wrzasnął równocześnie Zibi, wydzierając się z uścisku Wrony.
- Ona jest zajęta! - Andrzej pchnął go oburącz w pierś.
W tym momencie grupa pościgowa dotarła na miejsce zdarzenia. Drzyzga spróbował obezwładnić Andrzeja, ale ten otrząsnął się z niego bez wysiłku i strzelił Zbycha pięścią w zęby. Zibi odpowiedział mu tym samym, po czym panowie przeszli do zwarcia w parterze. Buszek z Igłą i Zatim chwycili znajdującego się akurat na wierzchu Zbyszka za nogi, odrywając go od rywala, którego natychmiast chwycił pod ręce i spionizował Marcin Możdżonek.
- Puśćcie mnie! - charczał Zibi z twarzą w piasku, zaciekle wierzgając.
- Zabiję go! - ryczał Wrona, szarpiąc się w uścisku Możdżona.
- Mon Dieu! O kuhhhrwa! - wykrzykiwał Antiga.
- Pojebało was?! - wrzeszczała Jagna.
Ze wszystkich stron zbiegali się przypadkowi gapie, oraz parnerki życiowe siatkarzy.
Igła i Zati puścili wreszcie nogi Zibiego, dzięki czemu mógł on, prychając i plując piaskiem przybrać postawę pionową.
- Frajer! Tfu! - rzucił do Wrony. - Skarb ci się, tfu, trafił, a nie kobieta, to jej, tfu, pilnuj, zjebie!
Wrona ryknął jak ranny łoś, wyrwał się Marcinowi i rzucił w kierunku Zbigniewa. Igła wskoczył pomiędzy nich, dostał omyłkowo od Andrzeja dyszla w oko i potoczył się po piasku. W tym momencie na ring wkroczyła Iwona Ignaczak, kobieta zazwyczaj elegancka i subtelna, tym razem odziana w białą letnią sukienkę i wcale nie wyglądająca na mistrzynię sztuk walki. Widok męża, toczącego się po piasku, sprawił jednak, że w jej oczach zapłonął mord.
Bez namysłu zdzieliła Wronę takim sierpowym w ucho, że dwumetrowy drągal usiadł oszołomiony na piasku. Zati i Buszek na nowo przytrzymali Zbigniewa i walka uległa zakończeniu.
- Przepraszam cię, kochana - rzekła Iwona do Jagny, dmuchając na obitą od ciosu dłoń. - Ale nikt nie będzie lał bezkarnie Krzysia.
_______________________________________________________________________
Witajcie!
Dzisiaj szybka zapowiedź, gdyż obie śpieszymy się na Superpuchar Europy :)
Mamy nadzieję, że rozdział chociaż lekko przykrótki to jednak Wam się spodoba. Liczymy na opinie i życzymy miłego czytania!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
środa, 6 sierpnia 2014
Rozdział XI - W dupę Klauduniu, w dupę!
Ledwie usiedli na fotelach w samolocie, Andrzej złapał ponurą Jagnę za rękę.
- Ja nic o tym nie wiedziałem! - zaświszczał konspiracyjnym szeptem. - Nie miałem pojęcia, że ten cymbał zabierze ze sobą Klaudię!
- No przecież wiem - mruknęła Jagna, skanując wzrokiem tlenione fale fryzury Klaudii, wystające znad fotela parę rzędów przed nimi, zupełnie jakby miała nadzieję, że pod wpływem jej spojrzenia natychmiast zamienią się w przesuszone siańsko i wypadną. - Ciebie się nie czepiam.
Ujęła Andrzeja za rękę i oparła głowę na jego ramieniu.
Wrona poczuł, jak spływa na niego ulga wręcz niebiańska.
- Właśnie odlatujemy do Francji! - obwieścił Igła, omiatając szklanym okiem kamery kabinę. - Pit, uśmiech!
Siedząca obok niego Iwona tylko uśmiechnęła się pobłażliwie.
Lot odbył się bez większych atrakcji, natomiast na samym lotnisku, już po odbiorze bagażu, rozrywki dostarczył wszystkim Bartman, przeobrażony w jucznego muła przez Klaudunię, która nader ochoczo skorzystała z szerokiej oferty lotniskowych sklepów z odzieżą i nie tylko. Tym sposobem Zbyszek nie dość, że musiał tachać wszystkie walizki, to jeszcze przywalony został góra zakupowych toreb, zza których ledwo było go widać, choć przecież ułomkiem nie był.
- A może być coś jednak poniosła? - stęknął kwaśno spod wielobarwnego stosu.
Klaudia spojrzała na niego jak na człowieka niespełna rozumu.
- Zbysiu, ja w samolocie paznokcie pomalowałam - rzekła. - Chcesz, żeby mi się lakier zniszczył?
Bartman wymamrotał coś niezrozumiałego, po czym znalazł się w oku cyklonu, czyli pod ostrzałem obiektywu Krzysztofa.
- Zbychu, jak widać, dorabia w czasie wolnym jako tragarz - rzekł Igła, filmując samobieżną górę toreb i bagaży, przemieszczającą się na nogach Bartmana. - Jaką masz stawkę, Zibi i w jakiej walucie? Euro, złotówki, dolary może?
- Zibi woli pobierać zapłatę w naturze - rzucił Kłos złośliwie, łypiąc jednym okiem na Klaudię.
Reprezentanci Polski ryknęli gromkim śmiechem, Jagna się z radości popłakała, zwłaszcza, gdy ubawiona (i wtajemniczona częściowo w sercowe perypetie Jagny) Iwona zwróciła jej uwagę na byłą Wrony, płonącą buraczanym rumieńcem.
Urażony Bartman nie odezwał się przez całą drogę do Capbreton, nie reagując na zaczepki kolegów a także sarkanie niezadowolonej Klaudii.
Po rozlokowaniu się w Baya Hotel&Spa Stephane zarządził wolny czas, aż do porannego treningu. Kadrowicze dosłownie w locie zamienili służbowe dresy na kąpielówki, pędząc w stronę plaży jak rozchichotane pięciolatki. Jagna z dziewczynami i żonami siatkarzy zjawiła się na plaży dopiero jakiś czas potem, wszystkie panie w rządku rozłożyły się na wygodnych leżakach obserwując mecz mini siatkówki plażowej w wykonaniu swoich ukochanych. Igła tym razem nie uczestniczył w grze, dokumentując wszystko swoją niezawodną kamerą.
- Spójrzcie drogie panie na nasz tegoroczny nabytek!- szklane oko obiektywu skierowało się ku Rafałowi Buszkowi. - Te umięśnione nogi, te uda a u góry...same...- nie dokończył.
- Krzysiek!- przerwała mu Iwona.- Trochę kultury!
- Chciałem powiedzieć cuda. - oburzył się Igła. - Że też tobie to same bezeceństwa przychodzą na myśl. - zaśmiał się.
- Proszę to wyciąć. - pogroziła mu małżonka. - Poza tym bezecny to jesteś ty! Za kogo ja wyszłam za mąż?
- Za namiętnego tygrysaaaa!- Igła rzucił kamerę na wyłożony gąbką leżak, rzucając się na Iwonę i biegnąć z nią w stronę wzburzonego Atlantyku.
Po chwili małżeństwo Ignaczaków pośród pisków i krzyków zanurkowało wprost pod pienistego bałwana z hukiem wtaczającego się na piaszczystą plażę Akwitanii.
Tymczasem Jagna zajęta obserwowaniem postury Andrzeja, zaobserwowała iż od strony hotelu krokiem wybiegowym, zmierza ku niej Klaudia. Warszawianka odziana w skąpe, by nie powiedzieć mikroskopijne bikini rozłożyła się na wolnym leżaku obok kuzynki Igły.
Nie odezwawszy się słowem, poczęła demonstracyjnie przeszukiwać torbę letnią z krzykliwym napisem Chanel, gdy znalazła w niej okulary tej samej firmy, nasadziła je na nos i rozłożyła swe wdzięki na leżaku.
- Piękny strój. - wymamrotała w stronę Jagny. - Kupiłaś w secondhandzie?
- Nie w Calzedonii. - odpowiedziała Jagna - A twoje sznureczki?
- Och nie poznałaś tej marki? Nosi ją Anna Lewandowska, Ewa Chodakowska i Doda! To nowa kolekcja prosto z Paryża!
- Nie byłam ostatnimi czasy w Paryżu. - zaćwierkała sztucznie Jagna.
- To widać...- odpowiedziała eks Andrzeja.
- Naprawdę? Po czym wnosisz?
- Masz strój jak moja babcia, skarbie. Teraz nosi się takie bikini,żeby wszyscy podziwiali twoje ciało.
- Wybacz, ale nie lubię jak paseczek wbija mi się w...- powiedziawszy to wstała z leżaka zmierzając do wody.
- W co?- zapytała zdezorientowana Klaudia.
- W dupę Klauduniu, w dupę!- powiedział uczynnie Kłos.
Jagna stała w morskich odmętach, pozwalając falom, by w nią uderzały, ochlapując od stóp do głów i cudownie chłodząc, nie tylko rozpalone ciało, ale i głowę, wzburzoną przez parszywą Klaudunię. Woda pomagała jej zapomnieć o tym jak bardzo ją wkurzała była Wrony, jej arogancja, jej ciało jak ze stronic lakierowanego tygodnika oraz ta cholerna blond fryzura, w której nawet na plaży nie śmiał drgnąć ani jeden włosek. Koafiura Jagny zaczynała przypominać rozcapierzony stóg siana po jakichś pięciu minutach plażowania, a ta zaraza wciąż wyglądała jakby właśnie od fryzjera wyszła.
Po chwili ukojona dziennikarka spróbowała się przepłynąć, kolejny bałwan jednak nalał jej wody do nosa i ust. Jagna poprychała i pokaszlała trochę, potem zaś splunęła siarczyście, próbując się pozbyć tego słonogorzkiego smaku z ust.
I w tym momencie złapał ją morski potwór, pociągając w głębiny. Jagna wrzasnęła i szarpnęła się, jednak macki trzymały ją mocno, dziwnie ciepłe jak na odnóża jakiegoś krakena. W tym momencie potwór morski zaśmiał się znajomym, basowym śmiechem.
- Wrona, ty ośmiornico! - wrzasnęła Jagna odwracając się. Andrzej odpowiedział jej czułym uśmiechem.
- No co, syrenko? - odparł.
- Zrób to jeszcze raz, a amputuję ci macki - zagroziła.
- Tak się zastanawiam - Wrona przygarnął ją do mokrej piersi. - Czy syreny jadają kolacje?
- To zależy z kim - odpaliła z miejsca Jagna.
- No, na przykład z ośmiornicami?
- Ale romantyczne?
- Full wypas romantico, zachód słońca nad morzem, pocałunki i inne takie zapewnione - rzekł uroczyście Andrzej, nie zwracając uwagi na przelewającą mu się nad głową falę.
- Inne takie, powiadasz - zamruczała Jagna.
- Mhm...
- No dobra, ośmiornico, tylko wybierz ładne akwarium.
Godzinę później siatkarze i ich panie byli już po paru kąpielach, tylko Klaudunia leżała plackiem na leżaku, wytrwale się smażąc.
- Ty, ile ona tak już leży? - zadumał się Igła, przecierając specjalną szmatką obiektyw kamery.
Drzyzga wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia - odparł. - Ale chyba się nie kąpała. Widział ją kto w wodzie?
- Ja nie - odparł Cichy Pit.
- Ja też nie - dorzucił Buszek.
- Nie wchodziła ani razu do wody - zamruczał Marcin Możdżonek spod gazety, którą zasłaniał swe brodate oblicze.
Igła prychnął śmiechem.
- Patrzcie na Możdżona, panowie - oznajmił radośnie. - Niby nic, niby się gazetą zakrywa, a wszystko widzi! Taki gość!
Kłos zmarszczył nos.
- Ciekawe, czy już skwierczy - rzekł.
- Możdżonek? - zdziwił się potężnie Igła.
- Nie skwierczę, używam wysokiego filtra - zdementował Marcin.
- No nie ty, ona! - Karol wskazał nieznacznym ruchem głowy Klaudię.
- Sprawdź - zasugerował Rafał Buszek, wyciągając się wygodnie na leżaku.
- Jak? - zdziwił się Kłos. - Mam ją zapytać?
- Weź jajko - poinstruował Busz. -I wybij jej na brzuch. Jak się zetnie, znaczy, że skwierczy.
Stłumione parsknięcia przeleciały przez całą grupkę.
Zgodnie z obietnicą Andrzej zabrał Jagnę wieczorem na romantyczną kolację. Zaczęli od spaceru po plaży, w blasku zachodzącego słońca. Zachód był wielce malowniczy, ale nasza para za wiele z niego zobaczyć nie zdołała. Zbyt byli zajęci całowaniem się.
Kiedy się wreszcie zmęczyli, a żołądki zasygnalizowały burczeniem, że nie samą miłością człowiek żyje, poszli do miłej, niedużej knajpki, niedaleko portu, słynącej podobno z lokalnych przysmaków.
Przepasany płóciennym fartuchem kelner posadził ich przy stoliku, wręczył karty dań i zniknął. Jagna i Andrzej zgodnie zagłębili się w lekturze menu, co jednak okazało się niełatwe. Restauracja posiadała bowiem oświetlenie nastrojowe, służące bardziej romansom niż lekturze, a zawartość kart dań wydrukowana była wprawdzie w kilku językach, za to drobnym i nieco wyblakłym maczkiem.
- Czy ty możesz coś odczytać? - zapytała Jagna, po chwili walki z drobną czcionką.
- Eee... czekaj... Lam...p... Lam... Co? Lampard a'la bourdeille? - Wrona odsunął kartę od twarzy, po czym ją przysunął z powrotem.
- Lampard po burdelowemu? I może jeszcze Lewy w chipsach z buraka? - Jagna zaczęła się śmiać. - Gdzie to masz?
- No tu - Andrzej wskazał palcem.
Jagna wytężyła wzrok.
- Lamprey a'la Bordelaise - przeczytała. - Znaczy się ten, taki długi bez nóg...
- Węgorz? - zasugerował Wronka.
- Nie... Czekaj, już mam! Minóg!
- A to podziękuję - rzekł Wrona. Minóg jakoś mu się jadalnie nie kojarzył.
- Też jakoś nie mam ochoty na Lamparda po burdelowemu - zachichotała Jagna.
Ostatecznie zamówili kurczaka po baskijsku, na deser zaś czekoladowy przysmak zwany caneles i oczywiście lokalne wino.
Podczas, gdy Jagna z Wroną oddawali się rozkoszom podniebienia, Klaudia leżała na brzuchu w hotelowym łóżku, cierpiąc z powodu poparzenia słonecznego.
Zibi niczym wierny służący co chwilę moczył szmatkę w lodowatej wodzie, przykładając do spieczonych pleców przyjaciółki.
- Umieram!- stęknęła- Pali mnie!
- Od godziny robię ci kompresy już naprawdę nie wiem co mam robić.- Zibi rozłożył ręce w geście bezsilności.
- Co z ciebie za facet?! Lekarza przyprowadź! - jojczała niemal z płaczem.
Rad nie rad, Bartman musiał pobiec na czwarte piętro, gdzie rezydował sztab medyczny. Na szczęście doktor Sokal nie położył się jeszcze spać i dał się namówić na wizytę w pokoju Klaudii.
Wchodząc do pokoju czym prędzej wziął się za wyszukiwanie odpowiednich medykamentów w celu ulżenia w cierpieniu.
Gdy doktor zobaczył półnagą Klaudię, przesłoniętą jedynie prześcieradłem na tyłku, miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Kto to widział dziecko drogie, żeby w południowym słońcu nie używać wysokiego filtra?- zapytał podchodząc do złożonej boleścią dziewczyny.
- Chciałam się pięknie opalić!- chlipnęła. - Niech mi pan pomoże!
Sokal pokręcił głową zaglądając do swojej przepastnej, lekarskiej torby. Chwilę w niej poszperał wyciągając dwie buteleczki z atomizerem, którymi popsikał oparzone plecy, tyłek i nogi blondynki.
- Młody skocz po szklankę wody!- rzucił w stronę Zbyszka, który czym prędzej wyleciał z pokoju. Po chwili wrócił z oszronioną szklanką wypełnioną wodą. Lekarz wrzucił do niej musującą tabletkę, drugą zaś odłożył na nocny stolik.
- Będzie żyła?- zapytał Zbigniew.
- Pocierpi przez noc a rano powinno być dobrze. Zostawiam wam sprej z ibuprofenem, wapno i żel na poparzenia, ale wszystko do zwrotu!- powiedziawszy to opuścił pomieszczenie.
Zbyszek również miał ochotę się ewakuować, ale Klaudia czym prędzej osadziła go spojrzeniem w miejscu.
- Ani mi się waż wychodzić!- warknęła znad poduszki. - Musimy obmyślić jak napsuć krwi tej małej wieśniarze...- mruknęła.
- Miałaś się zająć uwodzeniem Wrony!- zaprotestował Bartman.
Klaudia spojrzała nań jak modliszka na ofiarę.
- Wiem, że podoba ci się to wiejskie dziewuszysko bez grama klasy, ale pomyśl głową nie kutasem. Jeśli ich ze sobą skłócimy to mi będzie łatwiej dostać się do Wrony a ty pocieszysz ją w swych szerokich ramionach.
- Nie musisz jej poniżać. - oponował Zbyszek.
Nagle narodził się głęboko w nim protest przeciwko traktowaniu Jagny jak głupiej wiejskiej gąski. Według niego była bardzo inteligentną dziewczyną w przeciwieństwie do Klaudii, której umalowanej, lalkowej twarzy na pewno nie skalała inteligentna myśl.
- Zrobię, co mi się będzie podobało - warknęła rozjuszona Klaudia.
- Posłuchaj no - Zbigniew przykucnął przy łóżku tak, że ich nosy się niemal stykały. - Rób co chcesz z tym brodatym casanovą, mam to gdzieś. Ale od Jagny trzymaj się z daleka, jeśli nie chcesz, żeby Wrona dowiedział się paru rzeczy. Zrozumiałaś?
Blondynka wzruszyła przypalonymi ramionami.
- Au! - jęknęła. - Jak tam sobie chcesz.
- No to się cieszę, że doszliśmy do porozumienia - Zbyszek poklepał ją po plecach.
- Jjjjjjjjjaaaaaaau! - zawyła. - Cham! Brutal! Ja się nie dziwię, że nawet taka wieśniara cię nie chce!
Zerwała się z łóżka i owinięta prześcieradłem jak togą wypadła z pokoju.
Przez jakiś czas siedziała w kącie tarasu, za donicami z zielenią, gdyż chłodne, wieczorne powietrze działało kojąco na jej spieczoną słońcem skórę. Potem zdecydowała się łaskawie wrócić do pokoju, mimo tego, że prawdopodobnie znajdował się w nim ten obrzydliwy Bartman, na którego wciąż czuła się obrażona.
Szczęście jej sprzyjało. Gdy kuśtykała niezgrabnie po schodkach, wiodących z tarasu na korytarz, starając się iść tak, by prześcieradło jak najmniej ją ocierało, z windy wyszedł Andrzej Wrona. Klaudia z miejsca jęknęła boleśnie, a potem zaszlochała i oparła się o ścianę gestem osoby u kresu sił.
- Klaudia, co ci jest? - zaniepokoił się Wrona.
- Och, taki głuptas ze mnie, zapomniałam kremu z filtrem i o! - Klaudia wskazała swe ramię w pięknym malinowym odcieniu, a z jej oczu puściły się łzy. - Strasznie się spiekłam! Calutka!
- To przykre - rzekł Andrzej, nie bardzo wiedząc co robić.
- To okropnie boli! - poskarżyła się Klaudia głosem bezradnego kurczątka. - Ja chyba nie dam rady dojść do pokoju!
Na swoje nieszczęście Andrzej Wrona był mężczyzną dobrze wychowanym, który nie potrafił odmówić pomocy kobiecie.
Po upojnej kolacji we dwoje Jagna była w szampańskim nastroju, zwłaszcza, że nocny spacerek powrotny był nie mniej upojny niż poprzednie części wieczoru. Nastrój zmącił jej dopiero telefon, który rozdzwonił się jej w kieszeni, gdy weszli z Andrzejem do hallu i sprawił, że przyzostała z tyłu. Okazało się bowiem, że Dante zaliczył lot z okna na parter, z którego jednak szczęśliwie wyszedł bez wielkiego uszczerbku, jednak zanim Jagna zdołała się tego dowiedzieć od roztrzęsionego nieco opiekuna minęło co najmniej dziesięć minut. Potem, przed samą windą, zaczepił ją Igła, każąc coś przekazać Wronie. Jagna obiecała, że przekaże, uciekła do kabiny i nacisnęła właściwy numer, uśmiechając się do siebie i myśląc o ciągu dalszym tak cudownie zaczętego wieczoru.
Ciąg dalszy nastąpił z chwilą otwarcia drzwi windy, ale nie taki, na jaki liczyła Jagna. Jej oczom bowiem ukazał się Andrzej, niosący na rękach Klaudię, odzianą jedynie w prześcieradło, przy czym ta megiera złożyła głowę na jego ramieniu, niemalże całując go w szyję.
Dziennikarka poczuła gwałtowną chęć dania obojgu po gębach, postanowiła jednak, że nie da im tej satysfakcji, zwłaszcza zaś cholernej Klauduni.
- Nie przeszkadzam? - zapytała z lodowatą grzecznością.
Wrona drgnął, niemal upuszczając swój słodki ciężar, który zmierzył Jagnę wzrokiem triumfującego bazyliszka.
- Ależ skąd - zapewniła Klaudia głosem fałszywie słodkim. - My sobie zaraz pójdziemy... do mnie.
- Miłej nocy - odparła Jagna jeszcze lodowaciej.
- Jagna, ale poczekaj... - zawołał Andrzej, ale ona nawet się nie obejrzała.
Wrona, zgrzytając zębami odniósł blond balast pod właściwe drzwi i odstawił niezbyt delikatnie.
- Wstąpisz na drinka? - zapytała Klaudia kusząco.
- Jakbyś nie zauważyła, to mam dziewczynę - odparł Wrona cierpko i odszedł.
Kiedy wszedł do pokoju Jagna właśnie rozsuwała łóżka, poprzednio zsunięte razem, tak by tworzyły jedno duże posłanie.
- Ale Jagna... co ty? - wyjąkał Wrona.
- Jak się zdecydujesz, którą z nas chcesz posuwać, to ja się zdecyduję czy chcę z tobą sypiać - warknęła.
- Nie chcę jej posuwać! - jęknął Andrzej.
- Udowodnij - oznajmiła zimno Jagna.
I zarzuciła sobie kołdrę na głowę.
_____________________________________________________
Witajcie!
Wiemy, że musiałyście czekać na kolejny rozdział, ale Fiolka była w tym tygodniu na weselisku i jak na złość zepsuł jej się komputer. Jakoś udało się reanimować gada i napisać rozdział. Życzymy miłego czytania i uśmiechamy się prosząc o szczere opinie!
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
PS. W ramach bonusiku trzy ciasteczka a wśród z nich bohater kolejnego opka ;)
- Ja nic o tym nie wiedziałem! - zaświszczał konspiracyjnym szeptem. - Nie miałem pojęcia, że ten cymbał zabierze ze sobą Klaudię!
- No przecież wiem - mruknęła Jagna, skanując wzrokiem tlenione fale fryzury Klaudii, wystające znad fotela parę rzędów przed nimi, zupełnie jakby miała nadzieję, że pod wpływem jej spojrzenia natychmiast zamienią się w przesuszone siańsko i wypadną. - Ciebie się nie czepiam.
Ujęła Andrzeja za rękę i oparła głowę na jego ramieniu.
Wrona poczuł, jak spływa na niego ulga wręcz niebiańska.
- Właśnie odlatujemy do Francji! - obwieścił Igła, omiatając szklanym okiem kamery kabinę. - Pit, uśmiech!
Siedząca obok niego Iwona tylko uśmiechnęła się pobłażliwie.
Lot odbył się bez większych atrakcji, natomiast na samym lotnisku, już po odbiorze bagażu, rozrywki dostarczył wszystkim Bartman, przeobrażony w jucznego muła przez Klaudunię, która nader ochoczo skorzystała z szerokiej oferty lotniskowych sklepów z odzieżą i nie tylko. Tym sposobem Zbyszek nie dość, że musiał tachać wszystkie walizki, to jeszcze przywalony został góra zakupowych toreb, zza których ledwo było go widać, choć przecież ułomkiem nie był.
- A może być coś jednak poniosła? - stęknął kwaśno spod wielobarwnego stosu.
Klaudia spojrzała na niego jak na człowieka niespełna rozumu.
- Zbysiu, ja w samolocie paznokcie pomalowałam - rzekła. - Chcesz, żeby mi się lakier zniszczył?
Bartman wymamrotał coś niezrozumiałego, po czym znalazł się w oku cyklonu, czyli pod ostrzałem obiektywu Krzysztofa.
- Zbychu, jak widać, dorabia w czasie wolnym jako tragarz - rzekł Igła, filmując samobieżną górę toreb i bagaży, przemieszczającą się na nogach Bartmana. - Jaką masz stawkę, Zibi i w jakiej walucie? Euro, złotówki, dolary może?
- Zibi woli pobierać zapłatę w naturze - rzucił Kłos złośliwie, łypiąc jednym okiem na Klaudię.
Reprezentanci Polski ryknęli gromkim śmiechem, Jagna się z radości popłakała, zwłaszcza, gdy ubawiona (i wtajemniczona częściowo w sercowe perypetie Jagny) Iwona zwróciła jej uwagę na byłą Wrony, płonącą buraczanym rumieńcem.
Urażony Bartman nie odezwał się przez całą drogę do Capbreton, nie reagując na zaczepki kolegów a także sarkanie niezadowolonej Klaudii.
Po rozlokowaniu się w Baya Hotel&Spa Stephane zarządził wolny czas, aż do porannego treningu. Kadrowicze dosłownie w locie zamienili służbowe dresy na kąpielówki, pędząc w stronę plaży jak rozchichotane pięciolatki. Jagna z dziewczynami i żonami siatkarzy zjawiła się na plaży dopiero jakiś czas potem, wszystkie panie w rządku rozłożyły się na wygodnych leżakach obserwując mecz mini siatkówki plażowej w wykonaniu swoich ukochanych. Igła tym razem nie uczestniczył w grze, dokumentując wszystko swoją niezawodną kamerą.
- Spójrzcie drogie panie na nasz tegoroczny nabytek!- szklane oko obiektywu skierowało się ku Rafałowi Buszkowi. - Te umięśnione nogi, te uda a u góry...same...- nie dokończył.
- Krzysiek!- przerwała mu Iwona.- Trochę kultury!
- Chciałem powiedzieć cuda. - oburzył się Igła. - Że też tobie to same bezeceństwa przychodzą na myśl. - zaśmiał się.
- Proszę to wyciąć. - pogroziła mu małżonka. - Poza tym bezecny to jesteś ty! Za kogo ja wyszłam za mąż?
- Za namiętnego tygrysaaaa!- Igła rzucił kamerę na wyłożony gąbką leżak, rzucając się na Iwonę i biegnąć z nią w stronę wzburzonego Atlantyku.
Po chwili małżeństwo Ignaczaków pośród pisków i krzyków zanurkowało wprost pod pienistego bałwana z hukiem wtaczającego się na piaszczystą plażę Akwitanii.
Tymczasem Jagna zajęta obserwowaniem postury Andrzeja, zaobserwowała iż od strony hotelu krokiem wybiegowym, zmierza ku niej Klaudia. Warszawianka odziana w skąpe, by nie powiedzieć mikroskopijne bikini rozłożyła się na wolnym leżaku obok kuzynki Igły.
Nie odezwawszy się słowem, poczęła demonstracyjnie przeszukiwać torbę letnią z krzykliwym napisem Chanel, gdy znalazła w niej okulary tej samej firmy, nasadziła je na nos i rozłożyła swe wdzięki na leżaku.
- Piękny strój. - wymamrotała w stronę Jagny. - Kupiłaś w secondhandzie?
- Nie w Calzedonii. - odpowiedziała Jagna - A twoje sznureczki?
- Och nie poznałaś tej marki? Nosi ją Anna Lewandowska, Ewa Chodakowska i Doda! To nowa kolekcja prosto z Paryża!
- Nie byłam ostatnimi czasy w Paryżu. - zaćwierkała sztucznie Jagna.
- To widać...- odpowiedziała eks Andrzeja.
- Naprawdę? Po czym wnosisz?
- Masz strój jak moja babcia, skarbie. Teraz nosi się takie bikini,żeby wszyscy podziwiali twoje ciało.
- Wybacz, ale nie lubię jak paseczek wbija mi się w...- powiedziawszy to wstała z leżaka zmierzając do wody.
- W co?- zapytała zdezorientowana Klaudia.
- W dupę Klauduniu, w dupę!- powiedział uczynnie Kłos.
Jagna stała w morskich odmętach, pozwalając falom, by w nią uderzały, ochlapując od stóp do głów i cudownie chłodząc, nie tylko rozpalone ciało, ale i głowę, wzburzoną przez parszywą Klaudunię. Woda pomagała jej zapomnieć o tym jak bardzo ją wkurzała była Wrony, jej arogancja, jej ciało jak ze stronic lakierowanego tygodnika oraz ta cholerna blond fryzura, w której nawet na plaży nie śmiał drgnąć ani jeden włosek. Koafiura Jagny zaczynała przypominać rozcapierzony stóg siana po jakichś pięciu minutach plażowania, a ta zaraza wciąż wyglądała jakby właśnie od fryzjera wyszła.
Po chwili ukojona dziennikarka spróbowała się przepłynąć, kolejny bałwan jednak nalał jej wody do nosa i ust. Jagna poprychała i pokaszlała trochę, potem zaś splunęła siarczyście, próbując się pozbyć tego słonogorzkiego smaku z ust.
I w tym momencie złapał ją morski potwór, pociągając w głębiny. Jagna wrzasnęła i szarpnęła się, jednak macki trzymały ją mocno, dziwnie ciepłe jak na odnóża jakiegoś krakena. W tym momencie potwór morski zaśmiał się znajomym, basowym śmiechem.
- Wrona, ty ośmiornico! - wrzasnęła Jagna odwracając się. Andrzej odpowiedział jej czułym uśmiechem.
- No co, syrenko? - odparł.
- Zrób to jeszcze raz, a amputuję ci macki - zagroziła.
- Tak się zastanawiam - Wrona przygarnął ją do mokrej piersi. - Czy syreny jadają kolacje?
- To zależy z kim - odpaliła z miejsca Jagna.
- No, na przykład z ośmiornicami?
- Ale romantyczne?
- Full wypas romantico, zachód słońca nad morzem, pocałunki i inne takie zapewnione - rzekł uroczyście Andrzej, nie zwracając uwagi na przelewającą mu się nad głową falę.
- Inne takie, powiadasz - zamruczała Jagna.
- Mhm...
- No dobra, ośmiornico, tylko wybierz ładne akwarium.
Godzinę później siatkarze i ich panie byli już po paru kąpielach, tylko Klaudunia leżała plackiem na leżaku, wytrwale się smażąc.
- Ty, ile ona tak już leży? - zadumał się Igła, przecierając specjalną szmatką obiektyw kamery.
Drzyzga wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia - odparł. - Ale chyba się nie kąpała. Widział ją kto w wodzie?
- Ja nie - odparł Cichy Pit.
- Ja też nie - dorzucił Buszek.
- Nie wchodziła ani razu do wody - zamruczał Marcin Możdżonek spod gazety, którą zasłaniał swe brodate oblicze.
Igła prychnął śmiechem.
- Patrzcie na Możdżona, panowie - oznajmił radośnie. - Niby nic, niby się gazetą zakrywa, a wszystko widzi! Taki gość!
Kłos zmarszczył nos.
- Ciekawe, czy już skwierczy - rzekł.
- Możdżonek? - zdziwił się potężnie Igła.
- Nie skwierczę, używam wysokiego filtra - zdementował Marcin.
- No nie ty, ona! - Karol wskazał nieznacznym ruchem głowy Klaudię.
- Sprawdź - zasugerował Rafał Buszek, wyciągając się wygodnie na leżaku.
- Jak? - zdziwił się Kłos. - Mam ją zapytać?
- Weź jajko - poinstruował Busz. -I wybij jej na brzuch. Jak się zetnie, znaczy, że skwierczy.
Stłumione parsknięcia przeleciały przez całą grupkę.
Zgodnie z obietnicą Andrzej zabrał Jagnę wieczorem na romantyczną kolację. Zaczęli od spaceru po plaży, w blasku zachodzącego słońca. Zachód był wielce malowniczy, ale nasza para za wiele z niego zobaczyć nie zdołała. Zbyt byli zajęci całowaniem się.
Kiedy się wreszcie zmęczyli, a żołądki zasygnalizowały burczeniem, że nie samą miłością człowiek żyje, poszli do miłej, niedużej knajpki, niedaleko portu, słynącej podobno z lokalnych przysmaków.
Przepasany płóciennym fartuchem kelner posadził ich przy stoliku, wręczył karty dań i zniknął. Jagna i Andrzej zgodnie zagłębili się w lekturze menu, co jednak okazało się niełatwe. Restauracja posiadała bowiem oświetlenie nastrojowe, służące bardziej romansom niż lekturze, a zawartość kart dań wydrukowana była wprawdzie w kilku językach, za to drobnym i nieco wyblakłym maczkiem.
- Czy ty możesz coś odczytać? - zapytała Jagna, po chwili walki z drobną czcionką.
- Eee... czekaj... Lam...p... Lam... Co? Lampard a'la bourdeille? - Wrona odsunął kartę od twarzy, po czym ją przysunął z powrotem.
- Lampard po burdelowemu? I może jeszcze Lewy w chipsach z buraka? - Jagna zaczęła się śmiać. - Gdzie to masz?
- No tu - Andrzej wskazał palcem.
Jagna wytężyła wzrok.
- Lamprey a'la Bordelaise - przeczytała. - Znaczy się ten, taki długi bez nóg...
- Węgorz? - zasugerował Wronka.
- Nie... Czekaj, już mam! Minóg!
- A to podziękuję - rzekł Wrona. Minóg jakoś mu się jadalnie nie kojarzył.
- Też jakoś nie mam ochoty na Lamparda po burdelowemu - zachichotała Jagna.
Ostatecznie zamówili kurczaka po baskijsku, na deser zaś czekoladowy przysmak zwany caneles i oczywiście lokalne wino.
Podczas, gdy Jagna z Wroną oddawali się rozkoszom podniebienia, Klaudia leżała na brzuchu w hotelowym łóżku, cierpiąc z powodu poparzenia słonecznego.
Zibi niczym wierny służący co chwilę moczył szmatkę w lodowatej wodzie, przykładając do spieczonych pleców przyjaciółki.
- Umieram!- stęknęła- Pali mnie!
- Od godziny robię ci kompresy już naprawdę nie wiem co mam robić.- Zibi rozłożył ręce w geście bezsilności.
- Co z ciebie za facet?! Lekarza przyprowadź! - jojczała niemal z płaczem.
Rad nie rad, Bartman musiał pobiec na czwarte piętro, gdzie rezydował sztab medyczny. Na szczęście doktor Sokal nie położył się jeszcze spać i dał się namówić na wizytę w pokoju Klaudii.
Wchodząc do pokoju czym prędzej wziął się za wyszukiwanie odpowiednich medykamentów w celu ulżenia w cierpieniu.
Gdy doktor zobaczył półnagą Klaudię, przesłoniętą jedynie prześcieradłem na tyłku, miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Kto to widział dziecko drogie, żeby w południowym słońcu nie używać wysokiego filtra?- zapytał podchodząc do złożonej boleścią dziewczyny.
- Chciałam się pięknie opalić!- chlipnęła. - Niech mi pan pomoże!
Sokal pokręcił głową zaglądając do swojej przepastnej, lekarskiej torby. Chwilę w niej poszperał wyciągając dwie buteleczki z atomizerem, którymi popsikał oparzone plecy, tyłek i nogi blondynki.
- Młody skocz po szklankę wody!- rzucił w stronę Zbyszka, który czym prędzej wyleciał z pokoju. Po chwili wrócił z oszronioną szklanką wypełnioną wodą. Lekarz wrzucił do niej musującą tabletkę, drugą zaś odłożył na nocny stolik.
- Będzie żyła?- zapytał Zbigniew.
- Pocierpi przez noc a rano powinno być dobrze. Zostawiam wam sprej z ibuprofenem, wapno i żel na poparzenia, ale wszystko do zwrotu!- powiedziawszy to opuścił pomieszczenie.
Zbyszek również miał ochotę się ewakuować, ale Klaudia czym prędzej osadziła go spojrzeniem w miejscu.
- Ani mi się waż wychodzić!- warknęła znad poduszki. - Musimy obmyślić jak napsuć krwi tej małej wieśniarze...- mruknęła.
- Miałaś się zająć uwodzeniem Wrony!- zaprotestował Bartman.
Klaudia spojrzała nań jak modliszka na ofiarę.
- Wiem, że podoba ci się to wiejskie dziewuszysko bez grama klasy, ale pomyśl głową nie kutasem. Jeśli ich ze sobą skłócimy to mi będzie łatwiej dostać się do Wrony a ty pocieszysz ją w swych szerokich ramionach.
- Nie musisz jej poniżać. - oponował Zbyszek.
Nagle narodził się głęboko w nim protest przeciwko traktowaniu Jagny jak głupiej wiejskiej gąski. Według niego była bardzo inteligentną dziewczyną w przeciwieństwie do Klaudii, której umalowanej, lalkowej twarzy na pewno nie skalała inteligentna myśl.
- Zrobię, co mi się będzie podobało - warknęła rozjuszona Klaudia.
- Posłuchaj no - Zbigniew przykucnął przy łóżku tak, że ich nosy się niemal stykały. - Rób co chcesz z tym brodatym casanovą, mam to gdzieś. Ale od Jagny trzymaj się z daleka, jeśli nie chcesz, żeby Wrona dowiedział się paru rzeczy. Zrozumiałaś?
Blondynka wzruszyła przypalonymi ramionami.
- Au! - jęknęła. - Jak tam sobie chcesz.
- No to się cieszę, że doszliśmy do porozumienia - Zbyszek poklepał ją po plecach.
- Jjjjjjjjjaaaaaaau! - zawyła. - Cham! Brutal! Ja się nie dziwię, że nawet taka wieśniara cię nie chce!
Zerwała się z łóżka i owinięta prześcieradłem jak togą wypadła z pokoju.
Przez jakiś czas siedziała w kącie tarasu, za donicami z zielenią, gdyż chłodne, wieczorne powietrze działało kojąco na jej spieczoną słońcem skórę. Potem zdecydowała się łaskawie wrócić do pokoju, mimo tego, że prawdopodobnie znajdował się w nim ten obrzydliwy Bartman, na którego wciąż czuła się obrażona.
Szczęście jej sprzyjało. Gdy kuśtykała niezgrabnie po schodkach, wiodących z tarasu na korytarz, starając się iść tak, by prześcieradło jak najmniej ją ocierało, z windy wyszedł Andrzej Wrona. Klaudia z miejsca jęknęła boleśnie, a potem zaszlochała i oparła się o ścianę gestem osoby u kresu sił.
- Klaudia, co ci jest? - zaniepokoił się Wrona.
- Och, taki głuptas ze mnie, zapomniałam kremu z filtrem i o! - Klaudia wskazała swe ramię w pięknym malinowym odcieniu, a z jej oczu puściły się łzy. - Strasznie się spiekłam! Calutka!
- To przykre - rzekł Andrzej, nie bardzo wiedząc co robić.
- To okropnie boli! - poskarżyła się Klaudia głosem bezradnego kurczątka. - Ja chyba nie dam rady dojść do pokoju!
Na swoje nieszczęście Andrzej Wrona był mężczyzną dobrze wychowanym, który nie potrafił odmówić pomocy kobiecie.
Po upojnej kolacji we dwoje Jagna była w szampańskim nastroju, zwłaszcza, że nocny spacerek powrotny był nie mniej upojny niż poprzednie części wieczoru. Nastrój zmącił jej dopiero telefon, który rozdzwonił się jej w kieszeni, gdy weszli z Andrzejem do hallu i sprawił, że przyzostała z tyłu. Okazało się bowiem, że Dante zaliczył lot z okna na parter, z którego jednak szczęśliwie wyszedł bez wielkiego uszczerbku, jednak zanim Jagna zdołała się tego dowiedzieć od roztrzęsionego nieco opiekuna minęło co najmniej dziesięć minut. Potem, przed samą windą, zaczepił ją Igła, każąc coś przekazać Wronie. Jagna obiecała, że przekaże, uciekła do kabiny i nacisnęła właściwy numer, uśmiechając się do siebie i myśląc o ciągu dalszym tak cudownie zaczętego wieczoru.
Ciąg dalszy nastąpił z chwilą otwarcia drzwi windy, ale nie taki, na jaki liczyła Jagna. Jej oczom bowiem ukazał się Andrzej, niosący na rękach Klaudię, odzianą jedynie w prześcieradło, przy czym ta megiera złożyła głowę na jego ramieniu, niemalże całując go w szyję.
Dziennikarka poczuła gwałtowną chęć dania obojgu po gębach, postanowiła jednak, że nie da im tej satysfakcji, zwłaszcza zaś cholernej Klauduni.
- Nie przeszkadzam? - zapytała z lodowatą grzecznością.
Wrona drgnął, niemal upuszczając swój słodki ciężar, który zmierzył Jagnę wzrokiem triumfującego bazyliszka.
- Ależ skąd - zapewniła Klaudia głosem fałszywie słodkim. - My sobie zaraz pójdziemy... do mnie.
- Miłej nocy - odparła Jagna jeszcze lodowaciej.
- Jagna, ale poczekaj... - zawołał Andrzej, ale ona nawet się nie obejrzała.
Wrona, zgrzytając zębami odniósł blond balast pod właściwe drzwi i odstawił niezbyt delikatnie.
- Wstąpisz na drinka? - zapytała Klaudia kusząco.
- Jakbyś nie zauważyła, to mam dziewczynę - odparł Wrona cierpko i odszedł.
Kiedy wszedł do pokoju Jagna właśnie rozsuwała łóżka, poprzednio zsunięte razem, tak by tworzyły jedno duże posłanie.
- Ale Jagna... co ty? - wyjąkał Wrona.
- Jak się zdecydujesz, którą z nas chcesz posuwać, to ja się zdecyduję czy chcę z tobą sypiać - warknęła.
- Nie chcę jej posuwać! - jęknął Andrzej.
- Udowodnij - oznajmiła zimno Jagna.
I zarzuciła sobie kołdrę na głowę.
_____________________________________________________
Witajcie!
Wiemy, że musiałyście czekać na kolejny rozdział, ale Fiolka była w tym tygodniu na weselisku i jak na złość zepsuł jej się komputer. Jakoś udało się reanimować gada i napisać rozdział. Życzymy miłego czytania i uśmiechamy się prosząc o szczere opinie!
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
PS. W ramach bonusiku trzy ciasteczka a wśród z nich bohater kolejnego opka ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)