wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział III - Halo, halo tu katowicki Spodek odlatujemy!



    Następnego dnia Wrona, pchany jakąś dziwną energią, zerwał się z łóżka jako pierwszy. Starał się bardzo nie hałasować, bowiem znękany rozstrojem żołądka, wywołanym przez piekielne jalapeno Zibi wciąż jeszcze spał, jednak ta sztuka udawała mu się do czasu. Siatkarze to nie piłkarze nożni, w pięciogwiazdkowych hotelach nie kwaterują, więc stan techniczny niektórych mebli w pokoju pozostawiał co nieco do życzenia. Na przykład jednej z szafek, w której obluzowały się drzwiczki, a w której, trzeba trafu, spoczywały akurat drobiazgi toaletowe należące do Andrzeja.
    Ten, zatopiony we wspomnieniach wczorajszego wieczornego spaceru z Jagną, zapomniał, że szafka wymaga delikatnego traktowania i przykucnąwszy otworzył ją z takim rozmachem, na jakiego stać ponad dwumetrowego drągala. Drzwiczki wyskoczyły z nadwerężonych zawiasów i z hukiem godnym salwy artyleryjskiej rąbnęły o podłogę.
Zakopany po czubek głowy w pościeli Bartman drgnął, po czym usiadł, prezentując światu blade oblicze.
    - Kto strzela? - zapytał na wpół przytomnie.
    - Zdaje się, że ja - odparł ze skruchą Wrona. - Z szafki.
Zibi otworzył szerzej podpuchnięte oczy i ujrzał swego kumpla w pozycji kucznej przed pozbawionym drzwiczek meblem.
    - Ty sobie ze mnie jaja robisz? - zapytał nieufnie. - Jak strzelasz z szafki, ona lufy nie ma!
    - Jakiej lufy? - zbaraniał Andrzej.
    - No rury z przodu! - wytłumaczył niecierpliwie Zbyszek.
    - Zibi, tobie to jalapeno padło na mózg? - Wrona wciąż nie rozumiał.
Ktoś zapukał do drzwi, a zanim Zibi i Wronka zdołali odpowiedzieć, do środka wparował Igła z włączoną kamerą.
    - Witamy śpiącego księcia Zbigniewa i rannego ptaszka Andrzeja! - oznajmił radośnie, filmując obu kolegów. - Tak właśnie wyglądają nasze poranki. Wrona, jak widać, wygląda już jak człowiek, przed Zibim jeszcze sporo pracy, a kiedy przestanie już straszyć, udamy się na pożywne śniadanko, potem zaś do ciężkiej pracy. Jak tam, Zbysiu, jesteś głodny?
Zibi lekko pozieleniał.
    - Nie mów do mnie o jedzeniu - zażądał stanowczo. - I spytaj Wronę jak on strzela z szafki!
Lśniące oko kamery skierowało się na Andrzeja.
    - Panie Wrona, czyżby jakaś nielegalna broń? - zapytał Krzysiek z udawaną surowością.
    - Nie, zawiasy w szafce poszły i urwałem - Wronka pomachał drzwiczkami.
    - Jak widać niektórzy wręcz kipią siłą fizyczną - skomentował Igła.
   Podczas owego pożywnego śniadanka Igła nie omieszkał opowiedzieć wszystkim tragicznej historii zmagań Zbigniewa z tacos , nie szczędząc soczystych szczegółów i wywołując u co bardziej podatnych napady niekontrolowanego śmiechu.
    - Igła przesadza! - bronił się Zbyszek. - Nie było aż tak źle!
    - To co, dzisiaj na kolację dokładka? - zaproponował któryś dowcipniś.
    - Wyluzujcie - studził atmosferę Ziomek.

    Tymczasem Jagna  zerwała się z samego rana, chcąc być w Rzeszowie około południa. Musiała jeszcze odstawić samochód pod domek kuzynostwa a potem przebrać się, zjeść obiad i pójść do pracy. Była już pod blokiem przy ulicy Hetmańskiej na której mieszkała, gdy jej smartfon wydał przeciągłe bipnięcie, sygnalizując nadejście smsa.
     " Właśnie zaczynamy trening. Zbysiu dalej zielony a Igła szaleje z kamerą. Jak tam droga? Mam nadzieję, że podróż była przyjemna? :) - brzmiała treść wiadomości wysłanej przez Andrzeja.
Jagna uśmiechnęła się do siebie.
    " Droga znośna a Zibi ma to czego chciał, chyba jestem okrutna ale wcale mu nie współczuje :P"- odpisała pośpiesznie.
    " Czym sobie na to zasłużył?" :> - nadszedł kolejny sms od Wrony.
    " To długa i stara historia, kiedyś ci opowiem. Odezwę się potem, muszę się ogarnąć i lecieć do pracy. " 
    " Czekam na wiadomość od ciebie. Miłej pracy, szkoda że Radio Rzeszów nie odbiera w Szczyrku, chętnie posłuchałbym jak czytasz wiadomości sportowe."
    "Włącz internetowe, może odpali. Poza tym z nas dwojga to twój głos jest bardziej radiowy. Nie zagaduj mnie, bo przez ciebie mnie wyleją! " - odpisała Jagna.
    " Dobra, dobra. Obiecuję poprawę. Do usłyszenia!" :)

     Po przeczytaniu ostatniego smsa od Wrony, myśli panny Ignaczak wbrew jej woli powędrowały do września roku 2012. Wtedy to przyjechała do Rzeszowa na staż dziennikarski, zaraz przed obroną pracy magisterskiej wyznaczonej na październik. Mieszkała tymczasowo u Krzyśka, podczas gdy jego żona Iwona pomagała jej szukać odpowiedniego lokum w centrum miasta.
     Nie miała zbyt dużych wymagań, ale też nie chciała przepłacać. Ignaczakowie wyrazili chęć, aby mieszkała u nich przez całe dziewięć miesięcy, ale Jagna stanowczo odmówiła, od zawsze wolała mieszkać sama tym bardziej, że była posiadaczką kocura. Dante chwilowo mieszkał u jej rodziców w Wałbrzychu a gdy tylko przeniosłaby się do siebie, któraś z sióstr miała przywieźć sierściucha na Podkarpacie.
    Jej przyjazd do Rzeszowa zbiegł się z zasileniem szeregów Resovii przez gwiazdę reprezentacji, bożyszcze nastolatek, kobiet pracy i matek z córkami na wydaniu, popularnego Zibiego Bartmana. Młody atakujący po wygraniu Ligi Światowej i porażki na IO w Londynie, miał zacząć oszałamiający sezon w barwach rzeszowskiego zespołu.
    Jagna poznała Zbigniewa na jednym z przedsezonowych sparingów, gdy była na meczu wraz z Iwoną i synem Krzyśka, Sebą.  Gra Zbyszka zrobiła na niej wielkie wrażenie, aparycja takoż gdyż co tu dużo mówić, Bartman nie należał do ułomków a jego ciemne włosy, niebieskie spojrzenie i szeroki uśmiech raczej nie odpychały.
    Została mu przedstawiona przez Igłę i z początku wydał jej się człowiekiem o dużej inteligencji, jeszcze większym poczuciu humoru i dużą dozą ironii, która jednak nie była chamska, a wręcz trafnie podsumowywała niektóre sytuacje.
    Znajomość wydała się obiecująca, toteż gdy Zbyszek pewnego dnia zaprosił Jagnę na kolację, nie oponowała. Wybranym przez Zibiego lokalem była jedna z wytworniejszych restauracji w centrum Rzeszowa. Trzeba było trafu, że tamtego dnia coś zatrzymało ją w redakcji, uprzedziła więc Zbyszka, że się chwilę spóźni, na łeb, na szyję popędziła do domu, przebrała się i w równie strażackim tempie pojechała do restauracji.
    Wpadła jak bomba przez oszklone drzwi lokalu, zwolniła nieco kroku, przygładziła włosy i już normalnie weszła na salę. przedzieloną na dwie części ażurową ścianą, zastawioną bujną zielenią doniczkową, a wysoką mniej więcej na półtora metra.
    Jagna szła przez salę, rozglądając się w poszukiwaniu Zibiego i szperając w torebce, pomyślała bowiem, że szybciej zlokalizuje go za pomocą telefonu. Kiedy dotarła w pobliże owej zielonej ściany, niefortunnie potknęła się o czyjąś, niedbale wystawioną kończynę dolną i rymnęła jak długa, a zawartość jej torebki rozsypała się po podłodze.
    Bezczelny właściciel kończyny skwitował upadek dziennikarki rechotem. Rzucając mu mordercze spojrzenia, Jagna jęła pełzać pod stolikami i uprzejmie przepraszając siedzących przy nich ludzi, zbierać swoje mienie. Kilka monet i nawilżająca pomadka do ust wturlały się w zieleń, Jagna zatem wetknęła głowę i jedną rękę między doniczki oraz zwisające z nich pędy i liście. Jakiś buc za ścianką rozmawiał głośno przez komórkę, do tkwiącej w roślinności Jagny dolatywały strzępki jego wypowiedzi.
    - Wiesz ten Rzeszów to totalne zadupie, dwie knajpy na krzyż a architektura jak po wybuchu w Czarnobylu. - mówił ten kretyn. - Ludzie jacyś tacy smętni, jedyne co kibice robią atmosferę ale i tak hala do dupy.
    - Znalazł się lord - wymamrotała Jagna do podłogi.
    - Chociaż ostatnio nie narzekam na nudę - ciągnął ów buc. Jgna wyłowiła zagubione pięć groszy i spróbowała dosięgnąć pomadki, tkwiącej głęboko między doniczkami. - Co? Nie, umówiłem się kilka razy z kuzynką Ignaczaka.
    Rzeczoną kuzynkę rzetelnie zatkało. Uświadomiła sobie, że owym komórkowym bucem jest nie kto inny, jak Zibi. Coś ją tknęło i zamiast się ujawnić, słuchała dalej.
    - Przyjechała tutaj na staż, fajna dupcia zupełnie niepodobna do Igły... W miarę kumata, studiowała we Wrocławiu więc nie jakaś wieśniara.
Jagna zgrzytnęła zębami.
    - Najważniejsze jest to że na mnie leci - zarżał tymczasem Zibi. - No mówię ci, jak! W ciągu tygodnia będę ją miał w łóżku, przynajmniej Milena się ode mnie odpierdoli jak się dowie że obracam inną laskę.     Znowu mnie straszyła, że zniszczy mi karierę bo jej braciszek jest w sporcie kimś a na mnie lecą same szmaciary. Rozumiesz, przyjemne z pożytecznym.
Tego już było za wiele. Jagna wyprostowała się błyskawicznie i przechylając się przez kwiecie zajrzała wprost w oczy Zbyszka.
    - Że proszę, kurwa, co? - zapytała gwałtownie.
    - Jagienka! - Zibi był tak zaskoczony, że telefon wpadł mu do szklanki z wodą. - O cholera! To znaczy chciałem powiedzieć, że tego, niespodziankę mi zrobiłaś!
    - Dupcia? Obracasz mnie? - w oczach Jagny płonęła furia. - Co ty sobie Bartman, do cholery, myślisz?
    - Źle mnie zrozumiałaś - Zibi wyszczerzył się w fałszywym uśmiechu. - To zupełnie, wiesz, nie tak, znaczy ja nie myślę, to takie tam gadanie...
    - Ty chamie niemodelowany! - syknęła Jagna.
    - Jaguś, kochanie, usiądźmy i porozmawiajmy - Zbigniew sięgnął po urok swego chłopięcego spojrzenia.
   Jagna wyszła zza parawanu kwiecia stając oko w oko  ze Zbigniewem.
Dziewczyna w ułamku sekundy postanowiła zmienić taktykę. Zbliżyła się do mizdrzącego się Zbigniewa ze zbolałą minką idiotek po ciężkiej lobotomii wykonanej stołową łyżką
    - Zbysiu, ale ty wcale tak nie myślałeś?- zapytała trzepocząc rzęsami zarzucając mu ręce na szyję.
    - Ależ oczywiście, ale wiesz jak to jest... facetom mówi się całkiem inny rodzaj prawdy.
    - Niewinne kłamstewko? - zaćwierkała teatralnie.
    - Niewinne jak twoje malinowe usteczka. - wargi Zbyszka zawisły nad jej ustami, już tylko milimetry dzieliły ich od pocałunku, gdy nagle zgięte kolano Jagny uderzyło w to co Zbigniew miał najcenniejsze.
     W rozszerzonych oczach atakującego zalśniły łzy bólu, on zaś zgiął się w pół niczym scyzoryk lecąc do tyłu razem z najbliższym krzesłem, które przewrócił.
    Jagna z triumfalną miną pochyliła się nad nim dokładając mu torebką prosto w głowę, na szczęście większość ciężkich rzeczy wyciągnęła przed wyjście na kolacje.
    - Masz się do mnie nie zbliżać, albo przyłożę ci jeszcze raz i ostatnią rzeczą o jakiej pomyślisz to obracanie jakiejkolwiek dupci. Zrozumiano?!
    - Zro...zrozumiano. - sapnął z pozycji wpół leżącej.
W tym momencie zza parawanu kwiecia wyłonił się kelner przyobleczony w firmowy uśmiech, który jednak znikł jak zdmuchnięty na widok Zbigniewa. Jagna niewiele się zastanawiając porwała z tacy kieliszek szampana wylewając zawartość na twarz Bartmana. Kelner nawet jeśli poczuł się zaskoczony to nie dał po sobie nic poznać, Jagna zaś porwała odkorkowaną butelkę wychodzac z restauracji.
    - Co kurwa się glebisz?!- wyrwało się wściekłemu Zbyszkowi, który z nie lada wysiłkiem stawiał się na nogi.
Kelner zignorował zaczepkę.
    - Czy ureguluje pan rachunek teraz czy zamówi kolację?- zapytał ze służbowym spokojem w duchu zaś wszystko się w nim trzęsło ze śmiechu. W końcu ktoś utarł nosa temu całemu bufoniastemu Bartmanowi.
    - Wsadź sobie tę kolację w dupę i przynieś mi rachunek!
    - Tak jest proszę pana. - chłopak odszedł ledwo tłumiąc radosne parsknięcie.

    Uparty Zibuchna jednak, mimo tak bolesnej nauczki, z prób poderwania Jagny nie zrezygnował, zupełnie jakby była ona plamą na jego honorze zdobywcy, nie uległszy jego urokowi. No cóż, pomyślała teraz Jagna, chowając telefon i otwierając drzwi na klatkę. Będzie musiał obejść się smakiem. Nie dla psa kiełbasa, nie dla Zbyszka Jagna.
    Tymczasem ruszyła Liga Światowa. Polscy siatkarze opuścili Szczyrk i polecieli do Brazylii, gdzie raz wprawdzie ulegli gospodarzom, za to odegrali się w spotkaniu rewanżowym. Jagna pękała z dumy, słuchając pomeczowej opowieści Andrzeja przez skype, chociaż połączenie było kiepskie, a dźwięk niemiłosiernie chrypiał.
    Z Brazylii Polacy polecieli do Włoch, o czym Jagna znowu miała dane z pierwszej ręki, nie tylko dzięki kontaktowi z kuzynem, ale również dzięki intensywnie krążącymi między nią a Wroną mailom. Polubiła bardzo jego rzeczowy, acz nasycony mocno humorem sposób pisania i na każdą wiadomość czekała niemalże z utęsknieniem.
    We Włoszech nie poszło najlepiej, polska drużyna przegrała obydwa mecze, do tego Igła parskał przez internet frustracją, bo trener postawił na Zatorskiego, więc Krzysio do tej pory parkietu nawet nie powąchał.
    "Przecież ja tu zardzewieję!" - jęczał na skype'owym czacie. "Kurzem obrastam, Ziomek codziennie musi ze mnie pajęczyny zbierać!"
    "Nie narzekaj, Zati też człowiek, musi się ogrywać. Przecież nie będziesz grał do pięćdziesiątki." - odpisała Jagna.
    "Będę. A jak umrę, zamienię się w zombiaka i dalej będę grał" - Igła był uparty. - "BTW, co ty Wronie piszesz w tych mailach? Szczerzy się do ekranu jak głupi do sera, Zibi ma z niego totalną bekę."
    "Zibiemu żal ściska to i owo, a co piszę w mailach do Wrony, to tylko moja i Andrzeja sprawa"- riposta Jagny była krótka i treściwa.
    "Kra, kra. Do zobaczenia w Katowicach" - Krzysiek blyskotliwie zakończył konwersację.

    Aby móc tam spokojnie pojechać, nie martwiąc się pracą, Jagna wydusiła ze swego szefa zaległy urlop. Był zaskoczony i nie rozumiał, dlaczego jego podwładna życzy sobie wolnego akurat w tym terminie, ale wobec stalowego uporu Jagny ustąpił.
    Zarezerwowała sobie pokój w miłym hosteliku, w kamienicy położonej w centrum Katowic, spakowała podręczną torbę, co przyszło jej bez trudu, bo nie należała do gatunku kobiet, które muszą podróżować z całą szafą i pojechała.
    Podczas rozpakowywania torby jej smartfon zawibrował uwerturą jednego z popularnych musicali. Czym prędzej rzuciła się w stronę aparatu na którym migała uśmiechnięta twarz Andrzeja.
    - Słucham?- zapytała.
    - Halo, halo tu katowicki spodek odlatujemy. - po drugiej stronie lini odezwał się ubawiony Andrzej. W tle słychać było Karola Kłosa, zaśmiewającego się do rozpuku. - Masz ochotę na kawę w miłym towarzystwie?- zapytał z nadzieją.
    - ...na pewno ma z takim Xabim Alonso siatkarskich parkietów. - zarechotał Igła.
    - Słyszę, że fajnie się bawicie. - zaśmiała się Jagna. - Krzysiowi już przeszedł foch?
    - Wszystko słyszę!- odezwał się urażony Igła. - Nie przeginaj Ignaczak.
    - Sam nie przeginaj, Ignaczak! - odezwała się.
    - Jagna, umówisz się ze mną na tę kawę?- przypomniał się Wronka. - Obiecuję, że dzieci zostaną w hotelu pod opieką niani.
    - Skoro nie będziesz ciągnął za sobą tej loży szyderców to z chęcią się z tobą umówię.
    - Super!- tchnął w słuchawkę Andrzej. - To przyjadę po ciebie taksówką, gdzie nocujesz?
    - Na Słowackiego, ale to jest rzut beretem od Spodka, spotkajmy się tam za pół godziny.
    - ...gdy miłość się budzi...- zaśpiewało melodyjnie w tle.
    Jagna rozpoznała głos Karola Kłosa, którego zdążyła poznać za pomocą skype'a. Śpiew zaraz umilkł, zaś Andrzej ustaliwszy z kuzynką Krzyśka szczegóły kawy, rozłączył się pośpiesznie.
     Panna Ignaczak czym prędzej popędziła do łazienki by wyszykować się przed spotkaniem z Andrzejem. Nie ukrywała, że stęskniła się za nim, chociaż praktycznie widzieli się tylko dwa razy a konwersacje prowadzili wyłącznie przez smsy, maile i ograniczoną łącznośc na skypie.

    Andrzej prawie latał pod chmurami, porzucił rechoczące towarzystwo chcąc przebrać się w mniej służbowy strój przed wypadem do miasta. Wieczór zapowiadał się wyjątkowo, tym bardziej że stęsknił się za kuzynką Igły.  Pierwszy raz spotkał dziewczynę z którą tak dobrze mu się rozmawiało w końcu w swoim dwudziestopięcioletnim życiu czuł się zauroczony i podobało mu się to, oj podobało!
_________________________________________________________________
Witajcie! 
Leci do Was trójeczka, troszkę spóźniona gdyż jak same wiecie nastała era Mundialu i Ligi Światowej, człowiek dostaje oczopląsu! :D Mamy nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu!
                                                                     Pozdrawiamy serdecznie!
                                                                                       Fiolka&Martina :) 



10 komentarzy:

  1. Jeju! Jedyna pozytywna rzecz dzisiejszego całego dnia :)
    NIe spodziewałam się, że niechęć Jagny do Zbyszka ma takie podłoże. Mam nadzieję, że jednak nie przekreśli całkowicie znajomości ze Zbyszkiem, ale tylko i wyłącznie na podłożu kumplostwa. Bo jakoś nie widzę jego i Jagny jako pary, a Jagna i Andrzej wydają się do siebie pasować :)
    Kawa z Andrzejem... I właśnie żałuję, że nie mieszkam w Krakowie, gdzie chłopaki oferują godzinę z nimi i kawą :)

    Pozdrawiam, no_princess :)

    OdpowiedzUsuń
  2. #TypowyZbyszek tak pozostaje tylko podsumować całą sytuację. Serio. Uuuu mam skojarzenia z Alfredem troszeczkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj przypadł do gustu i to bardzo! Rozumiem niechęć Jagny do jaśnie pana Bartmana-koleś zachował się jak burak i udowodnił, że kobiety nie są dla niego nikim innym aniżeli pannami na szybki numerek.
    Znajomość Andrzeja i młodej Ignaczakówny kwitnie w najlepsze. Z zainteresowaniem śledzę rozwój relacji między tą dwójką. A Krzysiu jak zwykle miażdży system-mistrz drugiego planu w realu i wirtualu ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Głupie hotki. Jak mozna pisac takie glupoty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie kładziesz ręce na klawiaturze i piszesz,poza tym my hotki ale Hiszpanów :-P
      Miej odwagę krytykować i się podpisać,bo z anonimu to jest słabe i niskie :-)

      Usuń
  5. Trójeczka absolutnie fantastyczna (skomentowałam poprzednie dwa rozdziały, możecie zajrzeć ^^)! Przygotujcie się, bo do tego rzdz. komentarz będzie długi jak makaron spaghetti. Muszę tu sobie wszystko przeanalizować i uporządkować, o.

    Uwielbiam Wronę, takiego oderwanego od rzeczywistości jak drzwiczki od szafki. Chłopak lata trzy metry nad niebem, aż przyjemnie się na niego "patrzy" tzn. czyta o nim. Strzelanie z szafki, która nie ma lufy, takie rzeczy tylko Andrzej, także strzeż się, Zibi! A mówi się, że kiedy chce się być cicho, najbardziej się hałasuje i to jest prawda, bo kiedy staram się w nocy cicho przejść trasą biurko-lodówka, zawsze się w coś po drodze uderzę / coś mi spadnie / trzaśnie i cały dom niemalże na nogach. Łączę się w bólu z Andrzejem, choć on z tego powodu szczególnie załamany nie był. A pobudka Bartmanowi się przydała, bo co będzie gnił w łóżku do południa. Szatańskie jedzenie chyba przeżarło mu mózg jeszcze bardziej, bo plecie jakby był pijany. Albo po prostu porannej kawki nie było, to i się nie obudził do końca.
    [Ej! Też mam takie obluzowane drzwiczki! O.o Coś nasz łączy z Andrzejem, hehehe.]

    Czytam sobie dalej, a tu wejście smoka. Patrzę, a tu zdanie, które wygrywa cały rozdział: "Wrona, jak widać, wygląda już jak człowiek, przed Zibim jeszcze sporo pracy". Haha, Igła, czyli Jedyny Słuszny Operator Kamery jest w tym niezastąpiony. On to by się nadawał do pracy w radio. Wie, co powiedzieć, kiedy i jak zażartować, no po prostu ideał. Chodzący ideał. ale żeby tak przy śniadanku opowiadać o wyczynach Zibiego, to to już lekko niesmaczne z jego strony. O, lubię Ziomka za jego studzenie atmosfery. (Chociaż gdy słyszę jego głos, czy raczej Głos, to chłodno mi na pewno nie jest, gorąco raczej :D).
    Wymiana sms'ów między Jagną a Andrzejem była taka urocza. Czytając wiadomości od niego wyobrażałam sobie własną reakcję na taką korespondencję. Awww. Jagna to ma szczęście i do tego wszystko rozwija się w dobrym kierunku (no właśnie, nie jest aby za słodko tej rozkwitającej parze? ^^").
    Mistrzem dialogu i tak jest Igła, Amen. "Przecież ja tu zardzewieję!" - jęczał na skype'owym czacie. "Kurzem obrastam, Ziomek codziennie musi ze mnie pajęczyny zbierać!" - dziewczyny, musicie mnie teraz zbierać z podłogi, dziękuję. Świetne teksty, nie mogę z nich. :DD
    Dzieci vel loża szyderców zostanie w hotelu (kogo miał na myśli, mówiąc "niania"?!), hue hue hue. Pewnie nie. Pewnie coś wymyślą i nie dadzą chwili spokoju i prywatności Andrzejowi i Jagnie.
    " Andrzej ustaliwszy z kuzynką Krzyśka szczegóły kawy" - kawy nie kawy, chyba powinno być "spotkania", ale to takie tam drobne czepialstwo. ;)
    Hihihi, czyli następny rozdział będzie kawowy! :) Ej, ktoś wspominał coś o Xabim Alonso?? :D

    Ohoho, wiedziałam, że tu jakaś mroczna przeszłość dot. Jagny doświadczeń ze Zbyszkiem, no i proszę! Okazał się być durniem jakich wielu (niestety). I pięknie mu się odpłaciła, powinna teraz poprawić swój celny strzał tam gdzie słońce nie dochodzi, żeby wiedział, gdzie jego miejsce. Ale widzę, że z Bartmana łowca dziewic, ekhm, to znaczy... yy... lubiący wyzwania tudzież pchający się tam, gdzie go nie chcą. :P No, zobaczymy jak Jagienka sobie z takim elementem poradzi, bo coś czuję, że to-to będzie się ciągnęło za nią jak przylepa. A niech się ciągnie, śmiesznie jest przynajmniej. ^^
    Ufff, mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam.

    Pozdrawiam bardzo bardzo ciepło, życzę Wam weny :)
    Angelika
    ______________
    http://los--naufragos.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzisiaj krótko, bo czas mnie trochę goni.
    Lubię Zibiego, ale zgadzam się z powyższymi komentarzami, że nie pasuje on - w tym opowiadaniu - do Jagny. Andrzeja też lubię i trzymam za niego i za nią kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tojest zajebiste..
    Zibi rozwala system ...
    Tak się przy tym naśmiałam że nie pytajcie
    czytam czytam i czytać bedę.
    Pozdros :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiem szczerze, że to coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach ten Zibi *-* :D
    Heh, nijak do panienki Ignaczakowej nie pasuje, ale jako kumpel może być :) :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Wiadomości typu: "Fajny blog. Zapraszam do siebie" będą z automatu kasowane a reklamowane w nich blogi nie zostaną przez nas odwiedzone. Do reklamy służy zakładka "Spam"
Pozdrawiamy Fiolka&Martina