wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział IV - Wrona! Ty nie jesteś ptakiem do cholery, złaź mi natychmiast!


    Grupka nazwana przez Jagnę "Lożą szyderców" rozeszła się do swoich pokoi w katowickim hotelu Angelo, tymczasem Wrona zamknął się w łazience uskuteczniając ablucję przed spotkaniem z Jagną.
    Krzysiek nie mógł znaleźć sobie miejsca w pokoju, próbował zająć się montażem filmiku na swój kanał youtubowy "Igłą szyte", ale stracił wenę po włączeniu movie makera.
    - Sensacji!- zawył do sufitu. - Jak mi się nudzi.
Z balkonu dobiegł go stonowany, ciepły głos Ziomka.
    - Krzysiu, znasz to powiedzonko. Jak ci się nudzi to się pobaw cyckiem. - Ziomek zaśmiał się serdecznie, wychylając się zza balkonu na którym wcześniej prowadził konwersację telefoniczną z małżonką.
    - A co ja jestem jakiś onanista?- zaperzył się Igła. - Pobawić to się może młodzież, nie taki stary chłop jak ja. Mi się naprawdę nudzi! - stęknął przekopując bagaż w celu znalezienia etui z kamerą i aparatem.
    Otworzył opakowanie i jął dotykać z czułością i namaszczeniem swojego sprzętu. (mamy oczywiście na myśli sprzęt fotograficzny ;) - przyp. autorek)
Ziomek współczująco poklepał kolegę po ramieniu.
    - Nakręć jakiś filmik, hotel jest duży możesz złapać kogoś z zaskoczenia!- zaproponował.
Libero już miał odpowiedzieć, że wcale mu się nie chce i nie ma tematu do nagrywania bo dzień przed meczem wszyscy usypiają jak Wezuwiusz przed wybuchem, gdy nagle przez głowę niczym świetlista błyskawica przeleciał mu pomysł.
    - Jagna i Wrona!- zakrzyknął niczym wódz przed bitwą.
Zerwawszy się na równe nogi pogalopował na korytarz a stamtąd w tempie strusia pędziwiatra pobiegł w stronę pokoju Kłosa i Wrony.
     Czując pismo nosem wparował z kamerą do łazienki hotelowej przylegającej do pokoju Andrzeja.
Ten wyciągał właśnie z etui elektryczną golarkę Philipsa, chcąc przed spotkaniem doprowadzić się do ładu.
    - A co pan tutaj robi?- szklane oko kamery skierowało się wprost pod nos Wrony.
    - Usiłuję się golić, Krzysiu. - kamerowany odpowiedział ze stoickim wręcz spokojem.
    - Aha! Na spotkania z fankami chodzisz zarośnięty jak Talib a na tete a tete z moją kuzynką trzeba mieć gładkie lico, co? Rozszyfrowałem cię! - Igła zarżał niczym don Pedro de Pomidore. - Będziecie się całować!
Wrona spojrzał na kolegę z politowaniem, zmieszanym ze zniecierpliwieniem.
    - Igła zluzuj gumkę w majtach, chcę sobie podgolić brodę a ty doszukujesz się jakiś ukrytych zamiarów.
Igła był nieugięty, jego reporterski czuj mówił mu, że szykuje się grubszy romans.
    - Nie zaprzeczył, czyli moi państwo będzie puss puss. - tym razem skierował obiektyw na siebie robiąc z ust tak zwaną rybkę czy też typowego glonojada.
    - Chyba kuss kuss...- wyzłośliwił się Andrzej.
    - No tak moi państwo, pod moim nosem szykuje się randka stulecia. Skoro naczelny brodacz w kadrze porzuca look na Conchitę Wurst, to wiedzcie, że coś się dzieje!- Krzysiek stopniował napięcie grozy niczym sławetny ksiądz Natanek.
Andrzej spojrzał na kumpla spod oka.
    - Naczelnym brodaczem repry jest Możdżon - rzekł. - I nie śmiałbym uzurpować jego miejsca.
Igła machnął wolną ręką.
    - Szczegóły, szczegóły, obaj jesteście zarośnięci po same oczy - rzekł.
Wrona odliczając w myślach do trzech podłączył golarkę w celu zgolenia zarostu, wtem jakaś niewidzialna siła, będąca zapewne złośliwością losu,  zrobiła spięcie w kontakcie czego skutkiem była awaria rzeczonej golarki.
    - Chyba jednak nie będzie puss puss. - wyrwało się Igle.
Andrzej trzymający w ręku dymiący sprzęt miał ochotę zamachnąć się i rąbnąć kuzyna Jagny w głowę, zaraz jednak opanował się i wyrzucił golarkę do kosza. Wyszedł z łazienki klnąc pod nosem, równie brodaty jak przedtem.
    Igła zaś ułożył kamerę na półce pod lustrem, przeczesał włosy niczym jego imiennik Krzysio Ibisz i przemówił.
    - Jak widać niektórym w kadrze nie jest dane posiadanie tak wyględnego looku jak ja czy chociażby Łukasz Żygadło. Andrzej teraz udaje się na randkę i tutaj pada pytanie:
Czy pomimo zarostu Jagienka zechce dać mu buziaka? Proszę wysyłać odpowiedzi na mojego facebooku, co barwniejsze otrzymają nagrodę ufundowaną przez reżysera. - puścił oczko do kamery przerywając nagranie.

    Tymczasem Wrona otworzył szafę, po czym obdarzył nieprzychylnym spojrzeniem odbicie swej wciąż brodatej twarzy, widoczne w wiszącym na wewnętrznej stronie drzwiczek lustrze. Westchnął, podrapał się po szczęce z głośnym chrzęstem i zaczął przeglądać posiadane koszule, zastanawiając się w której wyglądałby lepiej.
    Nie zdążył dojść do żadnych konstruktywnych wniosków, gdy w kieszeni jego dresowych portek rozwibrował się telefon.
Andrzej pospiesznie wydarł aparat na światło dzienne i przyłożył do ucha.
    - Cześć - w słuchawce odezwała się dziwnie niepewna Jagna. - Jagna mówi.
Wrona rozpromienił się jak wiosenne słoneczko.
    - Miło cię słyszeć - odparł natychmiast.
    - No nie wiem - stęknęła Jagna. - Słuchaj... bo mieliśmy się o dziewiętnastej spotkać pod Spodkiem...
    - No tak - zgodził się Andrzej. - Coś się stało?
    - Tak - w głosie dziewczyny zabrzmiała determinacja. - Kawa się odbędzie, pod warunkiem, że przyjedziesz do mojego hostelu i otworzysz te parszywe drzwi. Zacięły się.
    - Co? - Wrona wyraźnie nie dowierzał.
Jagna spojrzała z desperacją na słuchawkę, potem na drzwi swojego pokoju, które nie chciały drgnąć.
    - Zacięły się - powtórzyła. - Nie dają się otworzyć.
   Drzwi owe otwierały się po staroświecku, normalnym metalowym kluczem. Klucz ów obracał się w zamku dość ciężko, na co jednak Jagna uwagi z początku nie zwróciła. Teraz zamknęła się od wewnątrz, bo po korytarzu łaziła jakaś gimbaza, ona zaś planowała się przebrać. Przebrała się, po czym nastąpił dramat. Przekręcony w zamku klucz nie chciał drgnąć w żadną stronę.
Ani odrobinkę.
    Po pięciu minutach zapasów z zamkiem, urozmaicanych artystycznymi wiązankami przekleństw, Jagna poddała się i zadzwoniła na portiernię.
    - Na portierni nikt nie odbiera - wyjaśniła teraz Wronie. - Więc jeśli chcesz wypić ze mną tę kawę, musisz mnie stąd wydobyć.
    - Już do ciebie jadę! - zakrzyknął Andrzej, zdjęty rycerskim duchem. - Nie ruszaj się stamtąd!
    - Trudno by mi było - rzekła Jagna dość kwaśno. - Czekaj, adres ci podam...
Wrona zanotował adres w pamięci, zapewnił po raz kolejny, że już pędzi i zaraz będzie, rozłączył się, po czym ryknął w stronę łazienki, z której dochodził głos Igły.
    - Krzychu, wyłaź z tego sracza! Jagna potrzebuje pomocy!
    - A co się stało? - zapytał Igła, pospiesznie wynurzając się na światło dzienne.
    - Zatrzasnęła się w pokoju! - odparł zaaferowany Wrona.
    - Ohoho, randka stanęła pod znakiem zapytania - zakpił Krzysiek, lecz zaraz umilkł, pod wpływem spojrzenia Andrzeja. - Zgarnijmy po drodze Ziomka.
    Jakiś czas później trzyosobowa ekipa ratunkowa stanęła na chodniku przed kamienicą, w której mieścił się hostel.
    - I co teraz? - zapytał sceptycznie Ziomek. - Mamy zaśpiewać "Przybyli ułani pod okienko"?
    - Przybyli siatkarze pod okieeenkooo - zanucił Igła, z lekka fałszywie. - Stukają, pukają, wyjdź Jagienko...
    - Jak się zaraz nie zamkniesz, to zrzucę ci doniczkę na głowę - rozległo się z góry. Jagna wystawiła głowę przez wykuszowe okno na trzecim piętrze. - Te cholerne drzwi ani drgną.
    - Spuść warkocze, księżniczko! - zawołał Wrona.
    - Nie mam! - odparła Jagna. - Czy lina z prześcieradła może być?
    - Książę tego wzrostu co Wronka nie potrzebuje liny, żeby wejść przez okno wieży! - prychnął Igła.
    - Do trzeciego piętra nie sięgam - mruknął Wrona.
    - A może byśmy po prostu weszli na górę schodami? - zasugerował Łukasz, racjonalny jak zawsze.
Propozycję rozpatrzono i zrealizowano, jednak okazało się, że portierkę najwyraźniej wcięła amba i nie ma im kto otworzyć drzwi wejściowych do hotelu, mimo maniakalnego dzwonienia dzwonkiem oraz domofonem.
    - Gdzie ta baba polazła?!- Igła kopnął w drzwi aż zaskrzypiało. - Może zadzwońmy po straż pożarną?
    - Raczej po pogotowie psychiatryczne, jeśli nie przestaniesz panikować. - dosłyszeli głos Jagny wydobywający się z okna na trzecim piętrze.
    Andrzej nie wtrącał się w dyskusje Ignaczaków, badając dłońmi rynnę a przy okazji oceniając szerokość gzymsu pod oknami.  Łukasz w lot pojął o co chodzi młodszemu koledze, próbując odwieść go od głupiego jego zdaniem pomysłu.
    - Nie masz chyba zamiaru włazić po tej rynnie?- zapytał spokojnie.
Wrona w zasadzie był już zdecydowany.
    - Nie tylko mam zamiar, ale też zabieram się za wykonanie. - odpowiedział z nutą wesołości. - Asekuruj mnie w razie gdyby się zachwiał.  
    Ziomek tylko pokręcił głową, patrząc jak młodszy kolega wbrew prawo fizyki wspina się po rynnie na trzecie piętro budynku. W chwili, kiedy Andrzej stał już pewnie na gzymsie pod drugim piętrem, Igła przerwał dyskusję z kuzynką, wydając odgłos zgrozy.
    - Wrona! Ty nie jesteś ptakiem do cholery, złaź mi natychmiast!- ryknął dramatycznie. - Dlaczego go nie odwiodłeś od tego pomysłu?-  naskoczył na Łukasza.
    - Miałem go złapać za ogon?- zapytał Żygadło.
    - Nie mogę na to patrzeć!- Igła kręcił się pod oknami, prawie rwiąc włosy z głowy.
    - Spokojnie Krzysiu, możesz otworzyć. - Andrzej po wtarabanieniu się na parapet pomachał koledze z góry.
    - No i po kłopocie!- orzekł Łukasz. - Igła przestań się mazać, zbieramy się do hotelu.
    - Jak to?  Nie zostajemy na kawusi?
    - Ja ci dam kawusię!- Jagna pogroziła kuzynowi.
    - Dobra, dobra bywajcie. - Igła pożegnał się znikając za rogiem.
    - Ślicznie wyglądasz - zapewnił Jagnę Andrzej, stając bezpiecznie na parkiecie.
    Dziennikarka zerknęła kątem oka w lustro, stwierdziła, że wygląda jak rozczochrane na zaokiennym wietrze pomietło, ale wcale się nie upierała przy prostowaniu poglądów Wrony.
    - Ty za to zachowałeś się jak głupek, acz odważny - odrzekła.
    - Głupek? - Andrzej zmarszczył w niedowierzaniu nos i czoło.
    - A jakbyś tak zleciał? - zapytała retorycznie Jagna. - Mimo nazwiska fruwać nie umiesz.
    - Ładna mi wdzięczność - westchnął teatralnie Andrzej. - To ja tu pędzę z odsieczą...
    - Nie no, oczywiście, że jestem ci wdzięczna! - Jagna uniosła obie dłonie.
    - Naprawdę? - zamruczał Wrona, pochylając się nad nią. Uświadomił sobie, że stoją oboje w tym ciasnym wykuszu, bardzo blisko siebie.
    - Naprawdę - odparła Jagna, po czym przemknęła mu zręcznie pod pachą. - Będę jeszcze bardziej wdzięczna, jeśli otworzysz drzwi.
    Rad nierad przystąpił Wrona do oględzin pechowych drzwi. Klucz dał się w końcu przekręcić, dzięki sile fizycznej Andrzeja, po odrobinie negocjacji zaś zamek pozwalał się swobodnie otwierać i zamykać. W ten sposób Andrzej Wrona i Jagna Ignaczak mogli udać się wreszcie na umówioną kawę.
    Kawiarenka była nieduża i niemożebnie nastrojowa. Przyćmione światło zapewniało intymny nastrój, Dean Martin i Frank Sinatra swymi aksamitnymi głosami wyśpiewywali z głośników romantyczne przeboje z dawnych lat, a kawa wypełniała powietrze swym aromatem.
    Nad jej filiżankami Wrona i Jagna prowadzili niezobowiązującą konwersację na temat zbliżającego się meczu z Włochami.
    - Widziałam waszą akcję na fejsie i instagramie - Jagna odgarnęła z twarzy niesforne pasmo włosów.
 - Twoją i Karola Kłosa.
    - A tak, rozdaliśmy trochę biletów - zaśmiał się Andrzej. - Dostał każdy, kto wykazał się inwencją twórczą. Czy raczej każda, bo to w większości dziewczyny były.
    - Nie dziw się, wy dwaj macie wyjątkowe branie wśród fanek siatki - rzekła Jagna. - Zdetronizowaliście Zibiego, jeśli chodzi o popularność.
Wrona skromnie spuscił oczęta, utkwiwszy spojrzenie w stojącej przed nim filiżance.
    - Karol jest zakochany po uszy w swojej dziewczynie i na inne nie patrzy - odparł. - A ja...
    - A ty? - dziennikarka uniosła brew. - Nie narzekasz raczej chyba na brak zainteresowania ze strony kobiet?
Andrzej spojrzał jej głęboko w oczy.
    - Wolałbym, żeby interesowała się mną jedna kobieta - rzekł głosem nie mniej aksamitnym niż Dean Martin. - Ale ta właściwa.
Jagna poczuła, że robi jej się gorąco.

___________________________________________________________________
Witajcie! 
Pora jest cokolwiek nocna, ale w trakcie meczy mundialowych dostałyśmy napadu weny. Chciałybyśmy serdecznie Wam podziękować za tak liczny odzew i ciepłe komentarze pod adresem naszego opowiadania. Lejecie miód na nasze serducha i nawet anonimowy hejter(ka) sztuk jeden nie jest w stanie zepsuć nam humoru. Jeśli nas czyta to chciałybyśmy tak oficjalnie potwierdzić, że owszem jesteśmy hotkami(cokolwiek to słowo oznacza), ale zarzut uderzył nie w tę stronę co trzeba, bo my jaramy się jak dzieci bateryjką piłkarzami a konkretnie kilkoma panami również dość obrośniętymi jak Ędrju! Także ten no... zaprzeczamy jakobyśmy śliniły się do Andrzeja, pomimo jego przepięknego futra na klacie!(Jesteśmy fetyszystkami dywanu).
Jak zawsze życzymy miłego czytania i robimy piękne oczy prosząc o opinie!
                                                                    Buziole Fiolka&Martina :):*



u

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział III - Halo, halo tu katowicki Spodek odlatujemy!



    Następnego dnia Wrona, pchany jakąś dziwną energią, zerwał się z łóżka jako pierwszy. Starał się bardzo nie hałasować, bowiem znękany rozstrojem żołądka, wywołanym przez piekielne jalapeno Zibi wciąż jeszcze spał, jednak ta sztuka udawała mu się do czasu. Siatkarze to nie piłkarze nożni, w pięciogwiazdkowych hotelach nie kwaterują, więc stan techniczny niektórych mebli w pokoju pozostawiał co nieco do życzenia. Na przykład jednej z szafek, w której obluzowały się drzwiczki, a w której, trzeba trafu, spoczywały akurat drobiazgi toaletowe należące do Andrzeja.
    Ten, zatopiony we wspomnieniach wczorajszego wieczornego spaceru z Jagną, zapomniał, że szafka wymaga delikatnego traktowania i przykucnąwszy otworzył ją z takim rozmachem, na jakiego stać ponad dwumetrowego drągala. Drzwiczki wyskoczyły z nadwerężonych zawiasów i z hukiem godnym salwy artyleryjskiej rąbnęły o podłogę.
Zakopany po czubek głowy w pościeli Bartman drgnął, po czym usiadł, prezentując światu blade oblicze.
    - Kto strzela? - zapytał na wpół przytomnie.
    - Zdaje się, że ja - odparł ze skruchą Wrona. - Z szafki.
Zibi otworzył szerzej podpuchnięte oczy i ujrzał swego kumpla w pozycji kucznej przed pozbawionym drzwiczek meblem.
    - Ty sobie ze mnie jaja robisz? - zapytał nieufnie. - Jak strzelasz z szafki, ona lufy nie ma!
    - Jakiej lufy? - zbaraniał Andrzej.
    - No rury z przodu! - wytłumaczył niecierpliwie Zbyszek.
    - Zibi, tobie to jalapeno padło na mózg? - Wrona wciąż nie rozumiał.
Ktoś zapukał do drzwi, a zanim Zibi i Wronka zdołali odpowiedzieć, do środka wparował Igła z włączoną kamerą.
    - Witamy śpiącego księcia Zbigniewa i rannego ptaszka Andrzeja! - oznajmił radośnie, filmując obu kolegów. - Tak właśnie wyglądają nasze poranki. Wrona, jak widać, wygląda już jak człowiek, przed Zibim jeszcze sporo pracy, a kiedy przestanie już straszyć, udamy się na pożywne śniadanko, potem zaś do ciężkiej pracy. Jak tam, Zbysiu, jesteś głodny?
Zibi lekko pozieleniał.
    - Nie mów do mnie o jedzeniu - zażądał stanowczo. - I spytaj Wronę jak on strzela z szafki!
Lśniące oko kamery skierowało się na Andrzeja.
    - Panie Wrona, czyżby jakaś nielegalna broń? - zapytał Krzysiek z udawaną surowością.
    - Nie, zawiasy w szafce poszły i urwałem - Wronka pomachał drzwiczkami.
    - Jak widać niektórzy wręcz kipią siłą fizyczną - skomentował Igła.
   Podczas owego pożywnego śniadanka Igła nie omieszkał opowiedzieć wszystkim tragicznej historii zmagań Zbigniewa z tacos , nie szczędząc soczystych szczegółów i wywołując u co bardziej podatnych napady niekontrolowanego śmiechu.
    - Igła przesadza! - bronił się Zbyszek. - Nie było aż tak źle!
    - To co, dzisiaj na kolację dokładka? - zaproponował któryś dowcipniś.
    - Wyluzujcie - studził atmosferę Ziomek.

    Tymczasem Jagna  zerwała się z samego rana, chcąc być w Rzeszowie około południa. Musiała jeszcze odstawić samochód pod domek kuzynostwa a potem przebrać się, zjeść obiad i pójść do pracy. Była już pod blokiem przy ulicy Hetmańskiej na której mieszkała, gdy jej smartfon wydał przeciągłe bipnięcie, sygnalizując nadejście smsa.
     " Właśnie zaczynamy trening. Zbysiu dalej zielony a Igła szaleje z kamerą. Jak tam droga? Mam nadzieję, że podróż była przyjemna? :) - brzmiała treść wiadomości wysłanej przez Andrzeja.
Jagna uśmiechnęła się do siebie.
    " Droga znośna a Zibi ma to czego chciał, chyba jestem okrutna ale wcale mu nie współczuje :P"- odpisała pośpiesznie.
    " Czym sobie na to zasłużył?" :> - nadszedł kolejny sms od Wrony.
    " To długa i stara historia, kiedyś ci opowiem. Odezwę się potem, muszę się ogarnąć i lecieć do pracy. " 
    " Czekam na wiadomość od ciebie. Miłej pracy, szkoda że Radio Rzeszów nie odbiera w Szczyrku, chętnie posłuchałbym jak czytasz wiadomości sportowe."
    "Włącz internetowe, może odpali. Poza tym z nas dwojga to twój głos jest bardziej radiowy. Nie zagaduj mnie, bo przez ciebie mnie wyleją! " - odpisała Jagna.
    " Dobra, dobra. Obiecuję poprawę. Do usłyszenia!" :)

     Po przeczytaniu ostatniego smsa od Wrony, myśli panny Ignaczak wbrew jej woli powędrowały do września roku 2012. Wtedy to przyjechała do Rzeszowa na staż dziennikarski, zaraz przed obroną pracy magisterskiej wyznaczonej na październik. Mieszkała tymczasowo u Krzyśka, podczas gdy jego żona Iwona pomagała jej szukać odpowiedniego lokum w centrum miasta.
     Nie miała zbyt dużych wymagań, ale też nie chciała przepłacać. Ignaczakowie wyrazili chęć, aby mieszkała u nich przez całe dziewięć miesięcy, ale Jagna stanowczo odmówiła, od zawsze wolała mieszkać sama tym bardziej, że była posiadaczką kocura. Dante chwilowo mieszkał u jej rodziców w Wałbrzychu a gdy tylko przeniosłaby się do siebie, któraś z sióstr miała przywieźć sierściucha na Podkarpacie.
    Jej przyjazd do Rzeszowa zbiegł się z zasileniem szeregów Resovii przez gwiazdę reprezentacji, bożyszcze nastolatek, kobiet pracy i matek z córkami na wydaniu, popularnego Zibiego Bartmana. Młody atakujący po wygraniu Ligi Światowej i porażki na IO w Londynie, miał zacząć oszałamiający sezon w barwach rzeszowskiego zespołu.
    Jagna poznała Zbigniewa na jednym z przedsezonowych sparingów, gdy była na meczu wraz z Iwoną i synem Krzyśka, Sebą.  Gra Zbyszka zrobiła na niej wielkie wrażenie, aparycja takoż gdyż co tu dużo mówić, Bartman nie należał do ułomków a jego ciemne włosy, niebieskie spojrzenie i szeroki uśmiech raczej nie odpychały.
    Została mu przedstawiona przez Igłę i z początku wydał jej się człowiekiem o dużej inteligencji, jeszcze większym poczuciu humoru i dużą dozą ironii, która jednak nie była chamska, a wręcz trafnie podsumowywała niektóre sytuacje.
    Znajomość wydała się obiecująca, toteż gdy Zbyszek pewnego dnia zaprosił Jagnę na kolację, nie oponowała. Wybranym przez Zibiego lokalem była jedna z wytworniejszych restauracji w centrum Rzeszowa. Trzeba było trafu, że tamtego dnia coś zatrzymało ją w redakcji, uprzedziła więc Zbyszka, że się chwilę spóźni, na łeb, na szyję popędziła do domu, przebrała się i w równie strażackim tempie pojechała do restauracji.
    Wpadła jak bomba przez oszklone drzwi lokalu, zwolniła nieco kroku, przygładziła włosy i już normalnie weszła na salę. przedzieloną na dwie części ażurową ścianą, zastawioną bujną zielenią doniczkową, a wysoką mniej więcej na półtora metra.
    Jagna szła przez salę, rozglądając się w poszukiwaniu Zibiego i szperając w torebce, pomyślała bowiem, że szybciej zlokalizuje go za pomocą telefonu. Kiedy dotarła w pobliże owej zielonej ściany, niefortunnie potknęła się o czyjąś, niedbale wystawioną kończynę dolną i rymnęła jak długa, a zawartość jej torebki rozsypała się po podłodze.
    Bezczelny właściciel kończyny skwitował upadek dziennikarki rechotem. Rzucając mu mordercze spojrzenia, Jagna jęła pełzać pod stolikami i uprzejmie przepraszając siedzących przy nich ludzi, zbierać swoje mienie. Kilka monet i nawilżająca pomadka do ust wturlały się w zieleń, Jagna zatem wetknęła głowę i jedną rękę między doniczki oraz zwisające z nich pędy i liście. Jakiś buc za ścianką rozmawiał głośno przez komórkę, do tkwiącej w roślinności Jagny dolatywały strzępki jego wypowiedzi.
    - Wiesz ten Rzeszów to totalne zadupie, dwie knajpy na krzyż a architektura jak po wybuchu w Czarnobylu. - mówił ten kretyn. - Ludzie jacyś tacy smętni, jedyne co kibice robią atmosferę ale i tak hala do dupy.
    - Znalazł się lord - wymamrotała Jagna do podłogi.
    - Chociaż ostatnio nie narzekam na nudę - ciągnął ów buc. Jgna wyłowiła zagubione pięć groszy i spróbowała dosięgnąć pomadki, tkwiącej głęboko między doniczkami. - Co? Nie, umówiłem się kilka razy z kuzynką Ignaczaka.
    Rzeczoną kuzynkę rzetelnie zatkało. Uświadomiła sobie, że owym komórkowym bucem jest nie kto inny, jak Zibi. Coś ją tknęło i zamiast się ujawnić, słuchała dalej.
    - Przyjechała tutaj na staż, fajna dupcia zupełnie niepodobna do Igły... W miarę kumata, studiowała we Wrocławiu więc nie jakaś wieśniara.
Jagna zgrzytnęła zębami.
    - Najważniejsze jest to że na mnie leci - zarżał tymczasem Zibi. - No mówię ci, jak! W ciągu tygodnia będę ją miał w łóżku, przynajmniej Milena się ode mnie odpierdoli jak się dowie że obracam inną laskę.     Znowu mnie straszyła, że zniszczy mi karierę bo jej braciszek jest w sporcie kimś a na mnie lecą same szmaciary. Rozumiesz, przyjemne z pożytecznym.
Tego już było za wiele. Jagna wyprostowała się błyskawicznie i przechylając się przez kwiecie zajrzała wprost w oczy Zbyszka.
    - Że proszę, kurwa, co? - zapytała gwałtownie.
    - Jagienka! - Zibi był tak zaskoczony, że telefon wpadł mu do szklanki z wodą. - O cholera! To znaczy chciałem powiedzieć, że tego, niespodziankę mi zrobiłaś!
    - Dupcia? Obracasz mnie? - w oczach Jagny płonęła furia. - Co ty sobie Bartman, do cholery, myślisz?
    - Źle mnie zrozumiałaś - Zibi wyszczerzył się w fałszywym uśmiechu. - To zupełnie, wiesz, nie tak, znaczy ja nie myślę, to takie tam gadanie...
    - Ty chamie niemodelowany! - syknęła Jagna.
    - Jaguś, kochanie, usiądźmy i porozmawiajmy - Zbigniew sięgnął po urok swego chłopięcego spojrzenia.
   Jagna wyszła zza parawanu kwiecia stając oko w oko  ze Zbigniewem.
Dziewczyna w ułamku sekundy postanowiła zmienić taktykę. Zbliżyła się do mizdrzącego się Zbigniewa ze zbolałą minką idiotek po ciężkiej lobotomii wykonanej stołową łyżką
    - Zbysiu, ale ty wcale tak nie myślałeś?- zapytała trzepocząc rzęsami zarzucając mu ręce na szyję.
    - Ależ oczywiście, ale wiesz jak to jest... facetom mówi się całkiem inny rodzaj prawdy.
    - Niewinne kłamstewko? - zaćwierkała teatralnie.
    - Niewinne jak twoje malinowe usteczka. - wargi Zbyszka zawisły nad jej ustami, już tylko milimetry dzieliły ich od pocałunku, gdy nagle zgięte kolano Jagny uderzyło w to co Zbigniew miał najcenniejsze.
     W rozszerzonych oczach atakującego zalśniły łzy bólu, on zaś zgiął się w pół niczym scyzoryk lecąc do tyłu razem z najbliższym krzesłem, które przewrócił.
    Jagna z triumfalną miną pochyliła się nad nim dokładając mu torebką prosto w głowę, na szczęście większość ciężkich rzeczy wyciągnęła przed wyjście na kolacje.
    - Masz się do mnie nie zbliżać, albo przyłożę ci jeszcze raz i ostatnią rzeczą o jakiej pomyślisz to obracanie jakiejkolwiek dupci. Zrozumiano?!
    - Zro...zrozumiano. - sapnął z pozycji wpół leżącej.
W tym momencie zza parawanu kwiecia wyłonił się kelner przyobleczony w firmowy uśmiech, który jednak znikł jak zdmuchnięty na widok Zbigniewa. Jagna niewiele się zastanawiając porwała z tacy kieliszek szampana wylewając zawartość na twarz Bartmana. Kelner nawet jeśli poczuł się zaskoczony to nie dał po sobie nic poznać, Jagna zaś porwała odkorkowaną butelkę wychodzac z restauracji.
    - Co kurwa się glebisz?!- wyrwało się wściekłemu Zbyszkowi, który z nie lada wysiłkiem stawiał się na nogi.
Kelner zignorował zaczepkę.
    - Czy ureguluje pan rachunek teraz czy zamówi kolację?- zapytał ze służbowym spokojem w duchu zaś wszystko się w nim trzęsło ze śmiechu. W końcu ktoś utarł nosa temu całemu bufoniastemu Bartmanowi.
    - Wsadź sobie tę kolację w dupę i przynieś mi rachunek!
    - Tak jest proszę pana. - chłopak odszedł ledwo tłumiąc radosne parsknięcie.

    Uparty Zibuchna jednak, mimo tak bolesnej nauczki, z prób poderwania Jagny nie zrezygnował, zupełnie jakby była ona plamą na jego honorze zdobywcy, nie uległszy jego urokowi. No cóż, pomyślała teraz Jagna, chowając telefon i otwierając drzwi na klatkę. Będzie musiał obejść się smakiem. Nie dla psa kiełbasa, nie dla Zbyszka Jagna.
    Tymczasem ruszyła Liga Światowa. Polscy siatkarze opuścili Szczyrk i polecieli do Brazylii, gdzie raz wprawdzie ulegli gospodarzom, za to odegrali się w spotkaniu rewanżowym. Jagna pękała z dumy, słuchając pomeczowej opowieści Andrzeja przez skype, chociaż połączenie było kiepskie, a dźwięk niemiłosiernie chrypiał.
    Z Brazylii Polacy polecieli do Włoch, o czym Jagna znowu miała dane z pierwszej ręki, nie tylko dzięki kontaktowi z kuzynem, ale również dzięki intensywnie krążącymi między nią a Wroną mailom. Polubiła bardzo jego rzeczowy, acz nasycony mocno humorem sposób pisania i na każdą wiadomość czekała niemalże z utęsknieniem.
    We Włoszech nie poszło najlepiej, polska drużyna przegrała obydwa mecze, do tego Igła parskał przez internet frustracją, bo trener postawił na Zatorskiego, więc Krzysio do tej pory parkietu nawet nie powąchał.
    "Przecież ja tu zardzewieję!" - jęczał na skype'owym czacie. "Kurzem obrastam, Ziomek codziennie musi ze mnie pajęczyny zbierać!"
    "Nie narzekaj, Zati też człowiek, musi się ogrywać. Przecież nie będziesz grał do pięćdziesiątki." - odpisała Jagna.
    "Będę. A jak umrę, zamienię się w zombiaka i dalej będę grał" - Igła był uparty. - "BTW, co ty Wronie piszesz w tych mailach? Szczerzy się do ekranu jak głupi do sera, Zibi ma z niego totalną bekę."
    "Zibiemu żal ściska to i owo, a co piszę w mailach do Wrony, to tylko moja i Andrzeja sprawa"- riposta Jagny była krótka i treściwa.
    "Kra, kra. Do zobaczenia w Katowicach" - Krzysiek blyskotliwie zakończył konwersację.

    Aby móc tam spokojnie pojechać, nie martwiąc się pracą, Jagna wydusiła ze swego szefa zaległy urlop. Był zaskoczony i nie rozumiał, dlaczego jego podwładna życzy sobie wolnego akurat w tym terminie, ale wobec stalowego uporu Jagny ustąpił.
    Zarezerwowała sobie pokój w miłym hosteliku, w kamienicy położonej w centrum Katowic, spakowała podręczną torbę, co przyszło jej bez trudu, bo nie należała do gatunku kobiet, które muszą podróżować z całą szafą i pojechała.
    Podczas rozpakowywania torby jej smartfon zawibrował uwerturą jednego z popularnych musicali. Czym prędzej rzuciła się w stronę aparatu na którym migała uśmiechnięta twarz Andrzeja.
    - Słucham?- zapytała.
    - Halo, halo tu katowicki spodek odlatujemy. - po drugiej stronie lini odezwał się ubawiony Andrzej. W tle słychać było Karola Kłosa, zaśmiewającego się do rozpuku. - Masz ochotę na kawę w miłym towarzystwie?- zapytał z nadzieją.
    - ...na pewno ma z takim Xabim Alonso siatkarskich parkietów. - zarechotał Igła.
    - Słyszę, że fajnie się bawicie. - zaśmiała się Jagna. - Krzysiowi już przeszedł foch?
    - Wszystko słyszę!- odezwał się urażony Igła. - Nie przeginaj Ignaczak.
    - Sam nie przeginaj, Ignaczak! - odezwała się.
    - Jagna, umówisz się ze mną na tę kawę?- przypomniał się Wronka. - Obiecuję, że dzieci zostaną w hotelu pod opieką niani.
    - Skoro nie będziesz ciągnął za sobą tej loży szyderców to z chęcią się z tobą umówię.
    - Super!- tchnął w słuchawkę Andrzej. - To przyjadę po ciebie taksówką, gdzie nocujesz?
    - Na Słowackiego, ale to jest rzut beretem od Spodka, spotkajmy się tam za pół godziny.
    - ...gdy miłość się budzi...- zaśpiewało melodyjnie w tle.
    Jagna rozpoznała głos Karola Kłosa, którego zdążyła poznać za pomocą skype'a. Śpiew zaraz umilkł, zaś Andrzej ustaliwszy z kuzynką Krzyśka szczegóły kawy, rozłączył się pośpiesznie.
     Panna Ignaczak czym prędzej popędziła do łazienki by wyszykować się przed spotkaniem z Andrzejem. Nie ukrywała, że stęskniła się za nim, chociaż praktycznie widzieli się tylko dwa razy a konwersacje prowadzili wyłącznie przez smsy, maile i ograniczoną łącznośc na skypie.

    Andrzej prawie latał pod chmurami, porzucił rechoczące towarzystwo chcąc przebrać się w mniej służbowy strój przed wypadem do miasta. Wieczór zapowiadał się wyjątkowo, tym bardziej że stęsknił się za kuzynką Igły.  Pierwszy raz spotkał dziewczynę z którą tak dobrze mu się rozmawiało w końcu w swoim dwudziestopięcioletnim życiu czuł się zauroczony i podobało mu się to, oj podobało!
_________________________________________________________________
Witajcie! 
Leci do Was trójeczka, troszkę spóźniona gdyż jak same wiecie nastała era Mundialu i Ligi Światowej, człowiek dostaje oczopląsu! :D Mamy nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu!
                                                                     Pozdrawiamy serdecznie!
                                                                                       Fiolka&Martina :) 



niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział II - Zadzwońcie po straż pożarną, Zbysiu nam się podpalił



    Jagna bez żalu porzuciła kuzyna w ośrodku, odprowadzana smętnym spojrzeniem Zibiego, już uzbrojonym w okulary. Panowie rozlokowali się w pokojach, Igła tradycyjnie z Łukaszem Żygadłą, natomiast Andrzej Wrona postanowił dzielić kwaterę ze Zbyszkiem.
    - Tylko nie chrap! - zastrzegł Zibi, utrzepując poduszkę na swoim łóżku. - Ja mam lekki sen!
Wrona, pochylony nad torbą, z której właśnie wypakowywał rzeczy do szafy, spojrzał na kumpla z rozbawieniem.
    - Jak cholera - zachichotał. - Sam ostatnio tak chrapałeś, że szyby w oknach latały!
    - Ja? Ja nie chrapię! - Bartman się niemal obraził.
    - Zbigniew Bezgłośny - zakpił Andrzej.
    - Co Zbigniew robi bezgłośnie? - zbrojny w kamerę Krzysiek wparował do pokoju. - Oto apartament Andrzeja Wrony i bezgłośnego Zbyszka Bartmana, chociaż jeszcze nie ustaliłem w czym jest on taki bezgłośny. Wypowie się pan? - skierował kamerę na Wronę.
    - W spaniu - odparł zapytany. - To znaczy, że nie chrapie, przynajmniej tak twierdzi. Ja mam...
    - Bo nie chrapię, Wrona ściemnia! - Zibi wpadł mu w słowo.
    - ...Ja mam odmienne doświadczenia w tej materii - dokończył z rozbawieniem Andrzej.
    - Tak nam właśnie płynie czas - stwierdził Igła, tonem narratora. - A teraz będzie odprawa u szefa wszystkich szefów.
    - Prawie wszystkich - skorygował Zbyszek.
    - Prawie wszystkich szefów - zgodził się uprzejmie Igła.

    Po odprawie trener Kowal zarządził czas wolny. Jako, że pora zrobiła się taka więcej kolacyjna, Igła, Wrona, Ziomek i Zibi zdecydowali się przekąsić coś na mieście. Ponieważ zaś Szczyrk jest miastem o bardzo skromnych rozmiarach ich rekonesans gastronomiczny na jego ulicach nie trwał zbyt długo. Po wnikliwym namyśle i męskiej naradzie postanowili zadokować w miłej, drewnianej budowli, opatrzonej szyldem "Green Pub".
     Kiedy wkroczyli w podwójne, oszklone drzwi, idący przodem Bartman zatrzymał się bez żadnego ostrzeżenia, powodując coś w rodzaju minikarambolu.
    - Dlaczego ten cymbał stanął?! - zabulgotał Igła, sprasowany chwilowo między Wroną a Ziomkiem.
Łukasz litościwie się cofnął, uwalniając Krzyśka z potrzasku.
    - Kogoś zobaczył - rzekł stojący przed nim Wrona. - Ej, Krzysiu, tam siedzi twoja kuzynka!
    - To co z tego, że siedzi? - Igła wciąż jeszcze parskał irytacją. - Te, pomnik na cokole, rusz dupę!
    - Idę przecież - odparł Bartman z godnością.
    Panowie podeszli do stolika przy którym siedziała Jagna. Zbaranienie Zbigniewa wywołane było w dużej mierze wieczorną toaletą panny Ignaczak. Dziewczyna miała na sobie dopasowane jeansy w kolorze miętowym a do tego bluzkę uwydatniającą jej krągły biust. 
    Na widok nadchodzących siatkarzy uśmiechnęła się szeroko pokazując rząd zębów jak z reklamy pasty do zębów. Nie była oszałamiającą pięknością za jakimi uganiali się sportowcy, ale było w niej to coś, co mogło wywoływać przyśpieszone bicie serca. 
    Andrzej uprzedził Zbyszka siadając obok Jagny, gdy Bartmana odblokowało i przestał gapić się na dekolt kuzynki Igły zasiadł z naburmuszoną miną po przeciwnej stronie stolika. 
    - Jagna jak zwykle piękna. - Łukasz przywitał się z kuzynką przyjaciela. - Dawno cię nie widziałem jak praca w radiu?
    - Ciężka, ale jakoś daje radę. - odpowiedziała zgodnie z prawdą. 
    - Zamawiałaś już coś dla siebie?- zapytał Krzysiek szukając wzrokiem kogoś z obsługi. 
    - Jeszcze nie, ale mam ochotę na tacos. 
    - Koniecznie z dużą ilością tabasco! - do rozmowy włączył się Zbyszek.- Ostatnio w Meksyku jadłem takie tacos, że para szła z uszu! Uwielbiam ostre jedzenie!
Ziomek i Igła wymienili z Andrzejem ubawione spojrzenia. 
    - Potem zrobisz Wronce w pokoju gazownię i chłopak się przytruje. - skomentował Igła. - Albo co gorsza dostaniesz jakiejś niestrawności i cała kolacja ci się zwróci. 
    Zbyszek już miał na końcu języka jakąś ciętą ripostę, ale nagle przy ich stoliku niczym z podziemi pojawił się przygrubawy jegomość z wałęsowskim wąsem w opiętej koszulce z napisem Brasil. 
    - Co państwo zamawiają?- zapytał uprzejmie. 
    - Pięć razy tacos. - Ziomek złożył zamówienie. 
    - Jedno z dodatkową porcją tabasco!- wypalił Zibi. 
   Właściciel spojrzał na atakującego wzrokiem, który nie jedną kulinarną zachciankę już widział  i nie miał zamiaru odwodzić przystojniaczka od jedzenia. 
    - Coś do picia?- zapytał. 
    - To co po piwku na lepsze trawienie?- Igła zwrócił się do Wrony i Ziomka. 
    - Ja poproszę o kieliszek wina. - wtrąciła się Jagna. 
    - Ej ja też chcę piwo. - zirytowany Zbyszek prawie wyrwał długopis z ręki właściciela żeby dopisać jeszcze jedno zamówienie. 
    - Dla tego pana to raczej filiżankę meliski. - wyzłośliwił się Igła. - I wiadro wody, żeby wypić po spożyciu posiłku. 
    - Sugerowałabym jeszcze Ranigast. - dodała Jagna z jadowicie słodkim uśmiechem. 
Właściciel przybytku zbiorowego żywienia uśmiechnął się pobłażliwie pod wąsem, zabrał notes z zamówieniami i zniknął na zapleczu.
    - Widzisz, a jednak zjesz ze mną kolację - Zibi wbił w Jagnę triumfujące spojrzenie.
    - Wyłącznie przez przypadek i na szczęście w licznym gronie przyzwoitek - odparowała Jagna.
Ziomek i Wrona uśmiechnęli się pod wąsem, tymczasem Igła poklepał Bartmna protekcjonalnie po głowie.
    - Zbysiu, Zbysiu, ty nigdy się nie nauczysz... - rzekł.
Bartman nie zwracał na niego uwagi, gdyż Jagna zdołała już zatonąć w rozmowie z Łukaszem i Andrzejem, początkowo na tematy kulinarne, potem zaś pogawędka zjechała w stronę pracy panny Ignaczak.
    - Słuchaj, Łukasz, ty masz taki piękny głos - zachwyciła się Jagna. - Jak skończysz karierę siatkarską, możesz spokojnie zostać spikerem.
Ziomek, jako człowiek skromny, zarumienił się po same uszy.
    - Nasz Ziomuś mógłby samym głosem laskom majtki zdejmować, to się zgadza - przyświadczył Igła. - Zresztą Wronka wcale nie gorszy. Jagna, nadałby się do tego waszego radia?
Jagna popatrzyła w przystojne i uśmiechnięte oblicze Wrony.
    - Spokojnie by się nadał - orzekła stanowczo.
Andrzejowi, nie wiedzieć czemu, coś mile piknęło w duszy.
    - A ja? - dopytywał zazdrośnie Bartman.
    - Ty to na didżeja chyba - zarżał Krzysiek radośnie. - Chociaż z twoim doborem przebojów...
Cała grupa przy stoliku wybuchnęła śmiechem, nawet Zibi śmiał się długo i głośno, acz cokolwiek nieszczerze.
    Tymczasem z zaplecza wypłynął wąsaty osobnik z tacą, na której znajdowało się zamówione przez naszą grupę jedzenie. Zachowując służbowo przyjemny wyraz twarzy postawił przed każdym jego porcję, po czym pochylił się nad Zibim.
    - Specjalnie dla pana Tacos Luciferi - rzekł, uśmiechając się podejrzanie szeroko. - Z ekstra ilością papryczek jalapeno. Tylko dla prawdziwych twardzieli.
    Zbigniew nadął pierś, jakby chciał zademonstrować kto tu jest prawdziwym twardzielem, właściciel zaś postawił na stoliku napoje, posłał Zibiemu pożegnalny uśmiech i oddalił się zbierać zamówienia.
    Jagna wgryzła się z zapałem w swoją porcję. Tacos okazały się bardzo smaczne i dobrze doprawione, toteż siatkarze nie próżnowali. Kiedy przełknęli pierwsze kęsy Zibi chrząknął, potoczył po wszystkich spojrzeniem, upewniając się, że ma należytą widownię i wepchnął sobie połowę jednego taco do paszczy.
    - Mmm, hyhota - oznajmił z pełnymi ustami. - I fchale ne take ohhhh... - oczy zaszły mu łzami, policzki zaś nabiegły czerwienią. - thhhe. Whale nie - dokończył słabo.
Przełknął, to co miał w ustach i ze zgrozą spojrzał na resztę porcji.
    - No Zibuchna, nie mów że pękasz - rzekła Jagna niewinnie.
    - Taki twardziel jak ty? - zakpił Igła.
    - Zi-bi, Zi-bi! - zaskandowali chórem Wronka z Ziomkiem.
   Bartman zacisnął szczęki. Tacos Luciferi były potwornie ostre, ale nie jedząc ich ryzykował nadszarpnięcie swego męskiego wizerunku twardziela i to na oczach Jagny. Wsadził sobie do ust drugą połowę taco i dyskretnie ocierając rzęsiste łzy mankietem koszuli, zaczął żuć. Jego trzech kumpli oraz kuzynka Igły przyglądali mu się z takim zainteresowaniem, jakby oglądali jakiś wielce ciekawy występ.
    Tymczasem pieczenie w jamie gębowej Zbigniewa wzmogło się do poziomu nieakceptowalnego. Co tam nieakceptowalnego, te piekielne jalapeno paliły jak  wulkaniczna lawa i piekielna siarka razem wzięte. Zibi przełknął, jęknął żałośnie, po czym przypiął się do szklanki z piwem.
    - Oho, nasz koneser meksykańskiego żarcia chyba ma dość - skomentował Krzysiek. Uniósł do ust szklankę z piwem, ale zanim zdołał upić chociaz łyk, Zibi wyrwał mu ją z ręki i wlał zawartość w siebie.
    - Kurwa, to pali! - zajęczał. Czerwony był jak burak, z oczu zas płynęły mu rzęsiste strumienie łez. - Wody!
     - Zadzwońcie po straż pożarną, Zbysiu nam się podpalił - skomentował złośliwie Wrona.
    
      Purpurowe oblicze Zbigniewa "firemana" Bartmana powoli zaczęło przybierać kolor blado- zielonkawy. Siatkarz pochłaniał kolejną szklankę wody, które nijak nie gasiły piekielnego ognia, który szalał w jego wnętrznościach. Ekipa ulitowała się nad jego boleścią regulując rachunek i zbierając się do wyjścia. Na deptaku prowadzącym do ośrodka, Zibi poczuł że dłużej nie wytrzyma jeśli nie zwróci tych piekielnych tacos. 
     Gdy poczuł jak zawartość żołądka podchodzi mu do gardła wypruł przed siebie niczym wyścigowy bolid Fernando Alonso. 
    - Polecę za nim nie stracę takiego materiału!- zarechotał Igła biegnąc za cierpiącym Zbyszkiem. 
    - Muszę go przed tym powstrzymać, bo wkurzony Zbyś może uszkodzić Igłę. Andrzej odprowadź Jagnę do domu. - Łukasz pobiegł za żądnym sensacji Igłą. 
    Andrzej nie czuł się źle w zaistniałej sytuacji, spacer z uroczą kuzynką Krzyśka był dla niego czystą przyjemnością. 
    - To co zapraszam na spacer. - podał dziewczynie ramię prowadząc ją w stronę deptaku ciągnącego się wzdłuż rzeki. 
    - Bardzo chętnie. - Jagna przystała na propozycję spaceru nader ochoczo. 
Stojąc przy Andrzeju czuła się jak pięciolatka przy dorosłym mężczyźnie. Ze swoim metrem siedemdziesiąt nie była ułomkiem, można było powiedzieć że jest dość wysoka, ale przy Andrzeju była mikrusem. 
    Przez pewien czas szli w ciszy, wsłuchując się w plusk górskiej rzeki toczącej swe wody po kamienistym podłożu. Sceneria jak z kadru filmu romantycznego, tyle że w nim wszystko zakończyłoby się pocałunkiem. Jagna nie miała w zwyczaju rzucania się na świeżo poznanych mężczyzn, nawet jeśli byli seksowni i zarośnięci jak Andrzej Wrona. 
    - Od dawna mieszkasz w Rzeszowie?- w ciszę wdarł się basowy głos Andrzeja. Niski i niesamowicie seksowny, jego posiadacz spokojnie mógłby czytać książkę telefoniczną a słuchające i tak siedziałyby w stanie wysokiego podniecenia. 
    - Od dwóch lat. Zaraz po olimpiadzie dostałam staż w rzeszowskim radiu i tak zostałam na dwa kolejne lata. Lubię Rzeszów, chociaż niektórzy uważają że leży na końcu świata a Podkarpacie to prawie Ukraina. Najbardziej zaskoczeni byli moi rodzice w końcu dzieli nas cała szerokość Polski, pewnie woleliby żebym zamieszkała gdzieś bliżej we Wrocławiu albo w Zielonej Górze a ja wybrałam tak jak Krzysiek. 
    - Ja za to mam bardzo blisko do mamy i niestety moja rodzicielka co tydzień uzupełnia mi lodówkę. Korzystają na tym chłopaki ze Skry, którzy do domów rodzinnych i jedzenia od mamusi mają trochę dalej. 
    - Czasem tęsknię za pierogami mojej mamy i plackiem z kruszonką babci Anny, ale Krzysiek kiedy ma wenę robi świetne gołąbki. Tylko nie mów mu o tym, bo wszystkiego się wyprze a potem obrazi z przytupem.
    Tak gwarząc dotarli do hotelu, w którym nocowała Jagna. Andrzejowi żal było kończyć tę rozmowę i rozstawać z dziewczyną, Tak dobrze mu się z nią rozmawiało jak prawie z nikim, a tu zonk... i co? I koniec? Wrona postanowił chwycić byka za roki, oraz kuć żelazo póki gorące.
    - To już chyba koniec naszego spacerku - Jagna wskazała ruchem brwi drzwi hotelu.
    - Jeśli dasz mi swój numer telefonu, pogawędka nie musi się jeszcze kończyć - odparł Andrzej. - Nastąpi zaledwie przerwa techniczna.
Jagna zaśmiała się i wyłowiła z kieszeni aparacik.
    Kiedy Wrona, w stanie dziwnego błogostanu, wpłynął do swego pokoju, w jego telefonie znajdował się numer Jagny, błogość potęgował zaś fakt, że w jej aparacie zanotowany był jego, Wrony, numer.
Uczucia wzbierające w piersi Andrzeja znalazły nagłe ujście, w postaci szanty.
    - Żegnajcie nam hiszpańskie dziewczyny! - zagrzmiał na całe gardło.
    - Zamknij się - dobiegło żałośnie z łóżka Bartmana. - Nie widzisz, że umieram?
    - Posadzę na twym grobie orchidee - zapewnił uczynnie Wrona.

______________________________________________________________
Zgodnie z obietnicą kolejny rozdział pojawił się jeszcze przed końcem weekendu! Chciałybyśmy z tego miejsca przeprosić wszystkie fanki Zbigniewa, wcale nie uważamy go za matołka a takie a nie inne zachowanie w opowiadaniu jest tylko wymysłem "pisarskim" i naszym pomysłem na tę konkretną postać ;)
Mamy nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu, jako że dopiero raczkujemy w przestrzeni opek siatkarskich prosimy o opinię! :D 
A w ramach bonusu Zibuchna!
                                                                                  Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział I - To nie są Krzyżacy, nie każda Jagienka leci na Zbyszka!



    Ranek przed wyjazdem na zgrupowanie kadry B zaczął się od cichych pomruków zbliżającej się burzy.
Krzysztof Ignaczak od dwudziestu minut jął przekopywać szafę z ubraniami wyrzucając je na podłogę. Jedna z jego koszulek przefrunęła sypialnię wpadając prosto na głowę wchodzącej do pomieszczenia Iwony.
    - Krzysiu, rozumiem że musisz się spakować na wyjazd, ale chyba możesz przy tym nie robić takiego sajgonu?
Igła zignorował pytanie żony, nadal przekopując szafę.
    - Gdzie ona jest?- zagrzmiało wewnątrz szafy.
    - Co?
    - Moja szczęśliwa bluza! Ta niebieska! - jęknął zrozpaczony.
   Złośliwość przedmiotów martwych prześladowała reprezentacyjnego libero, zawsze wtedy gdy miał wyjeżdżać na zgrupowanie. Bez tej bluzy nie wyjedzie poza tabliczkę z napisem Rzeszów!
    - Skarbie, twoja bluza wisi w suszarni i doprawdy nie wiem jak mogłeś ją przeoczyć. Jest tak paskudna i połatana, że nie wzięłabym jej nawet do wystawienia śmieci przed domem.
    - Nie rozumiesz, ona jest magiczna! Wygrałem z nią Ligę Światową, dzięki niej Resovia została mistrzem    Polski to mało, żeby stwierdzić że jest wyjątkowa? - Ignaczak rozmarzył się jak pięciolatek marzący o nowym modelu wyścigówki. Jego małżonka była bardziej sceptyczna i nie wierzyła w magiczną moc starych łachów. Skoro jednak jej ślubny bez tej bluzy zachowywał się jak drama queen to mogła mu ją nawet wyprasować i osobiście wrzucić do walizki.
   Jakiś czas  później Igła nerwowo przemierzał salon, co pięć minut sprawdzając godzinę na staroświeckim zegarze wiszącym nad kominkiem. Była dziewiąta siedem a jego ukochanej kuzynki jak nie było, tak nie ma.
    Jak zwykle się spóźniała, chociaż doskonale wiedziała, że bardzo mu zależy na przybyciu do Szczyrku na czas.
    Jeszcze pięć minut i oszaleje, wszystko w nim chodziło jak w nowym budziku. Iwona już dawno zabrała dzieci do szkoły i przedszkola a sama ewakuowała się do biura Resovii. Właśnie przez pracę nie mogła odwieźć go w góry a sam Igła nie miał ochoty zabierać ze sobą samochodu i zostawiać go w Szczyrku na czas wylotu do Brazylii.
    Jagna była jego rodzoną kuzynką, jedną z trzech córek stryja Janusza. Szczerze mówiąc najbardziej lubił właśnie Jagienkę. Był dla niej jak starszy brat, nie szczędząc jej rodzinnych złośliwości. Zdrobnienie jej imienia było najczęstszym powodem jej notorycznej irytacji. Krzysiek nie rozumiał powodu dla którego się denerwowała, jemu osobiście bardzo podobała się ta forma. Dziewczyna jednak była na to wyczulona, od najmłodszych lat nie potrafiła wybaczyć ojcu, że nadał jej właśnie to imię, podczas gdy starsze siostry nosiły przystępniejsze imiona Agnieszka i Maja.
    Przemyślenia Ignaczak przerwało pojawienie się Jagny, otrzepujące się z kropel wody. Ciemne włosy związała w kok na czubku głowy na nogi wzuła kolorowe gumiaki a całości jej ubioru dopełniała szeroka bluza z Kaczorem Donaldem.
    - Nie mogłaś być wcześniej?- Igła nie mógł pozbyć się złośliwości. - Spóźnię się!
    - Nie dramatyzuj. - Jagna spojrzała na zegarek. Mamy być o szesnastej, jest dopiero po dziewiątej zdążylibyśmy jadąc maluchem.
    - Miałaś być na dziewiątą! - kontynuował wymówki.
    - A czy to moja wina, że mieszkam na drugim końcu Rzeszowa i przejeżdżając przez centrum utknęłam w gigantycznym korku, bo jakiś jełop wjechał w latarnię na rondzie koło Wielkiej Cipy*?!
    - Kto mu dał prawo jazdy?! - oburzył się Krzysiek. - Naprawdę dobrze, że nie wjechał w twój samochód. Wtedy byśmy nie dojechali do tego Szczyrku.
Jagna spojrzała na kuzyna jakby wyrosły mu czułki a cała jego postać błyszczała neonową poświatą.
    - Naprawdę martwisz się bardziej o swój wyjazd niż o moje zdrowie? Jesteś niepoważny, Ignaczak!
    - Dobra, dobra jedziemy!
Poganiana przez Igłę Jagna nie żałowała gazu i do Szczyrku zajechali w rekordowym czasie, częściowo również dzięki temu, że sprzyjała im pogoda, jak również na trasie nie przydarzył się żaden korek.
    - No i widzisz - rzekła Jagna, zaciągając ze szczękiem ręczny hamulec, gdy zaparkowali przed ośrodkiem.     - Piętnasta trzydzieści pięć, Krzysiu. Po co właściwie mnie tak poganiałeś, przypomnij?
    - Właśnie po to, żebyśmy się nie spóźnili - odparł Igła z godnością. Wyskoczył z samochodu i jął wywlekać torby, tymczasem w pobliżu zmaterializował się Zbyszek Bartman. Przybywszy na zgrupowanie z wyprzedzeniem, snuł się po ośrodku jak mgła po bagnach, nudząc się wręcz niewypowiedzianie. Teraz, gdy ujrzał wysiadającego Ignaczaka i jego atrakcyjną kuzyneczkę, ożywił się, z nadzieją na odrobinę rozrywki.     Wyskoczył z drzwi ośrodka i potruchtał na parking, nieledwie wpadając pod wjeżdżający tam właśnie samochód. Po drodze pospiesznie ściągnął z nosa okulary i wepchnął je do kieszeni portek, przypomniał sobie bowiem, że wszystkie znajome płci żeńskiej upierają się, że wygląda w nich jak debil.
Ponieważ zaś stracił ostrość widzenia zwolnił i dostojnym krokiem podpłynął ku nowo przybyłym.
    - Cześć Igła, a kogoś ty tu nam przywiózł? - rzekł, po czym skierował błękitne reflektory swych ócz w kierunku dziewczyny. - Czołem Jaguś!
    - Po pierwsze, Jaguś to była w "Chłopach" i Antek ją w stogu macał - Jagna piknęła centralnym zamkiem samochodu. - Po drugie to ja przywiozłam Krzyśka, a nie odwrotnie.
    - Tak, czy siak miło cię widzieć - wyszczerzył się Bartman.
    - Chciałabym móc powiedzieć to samo - odparła cierpko Jagna.
Na wolnym miejscu obok zaparkował ten sam samochód, który chwilę wcześniej o mało nie skasował Zibiego.
    - A właściwie czego my tu tak stoimy? - zdziwił się Igła. - Chodźcie do środka, Zibi, zobaczysz jaką mam nową kamerę, teraz to was będę filmował!
    - O kurwa, znowu się zaczyna - wymknęło się Zbyszkowi. - To znaczy, chciałem powiedzieć, Jagienko, kochanie, że chętnie zjadłbym z tobą kolację.
    - Jestem na diecie i nie jadam po szóstej wieczorem - odpaliła bez namysłu Jagna. Krzysiek zachichotał, Zibi zaś się zmarszczył jak mops. Zza otwartych drzwiczek sąsiedniego samochodu rozległo się stłumione prychnięcie.
    - Zibi, co ty tu o kolacyjkach - Igła krzepko ujął w dłoń walizkę i ruszył w stronę ośrodka, Jagna zaś za nim. - Jest zgrupowanie, formę trzeba szlifować, a nie miłosne pitigrili!
Bartman wywrócił oczyma, po czym ruszył w ślad za Ignaczakami.
    - Zgrupowanie kiedyś się skończy, tak? - rzekł. - A Jagienka jest piękna kobieta...
    - ...która z całą pewnością nie pójdzie z tobą na randkę - przerwała mu Jagna. - Mam ci to dać na piśmie i w trzech egzemplarzach, żebyś załapał? Poza tym przestań zdrabniać kretyńsko moje imię!
Zibi spojrzał na nią z wyrzutem i potknął się na jakiejś nierówności nawierzchni.
    - Ale co ty taka niemiła jesteś? Igła, czy ona ma PMS, czy coś? - zapytał.
    - Zbysiu, ja nie śledzę jej cyklów rozrodczych, weź się puknij w czółko - zasugerował łagodnie Igła. - Poza tym zluzuj gumę w portkach. To nie są Krzyżacy, nie każda Jagienka leci na Zbyszka!
    - Orzechów zadkiem też nie będę tłukła - oznajmiła stanowczo Jagna.
Ktoś za nimi zaśmiał się basowo.
    - Ale ja... - zaczął z wyrzutem Bartman, po czym wywalił się na kolejnej dziurze. Leżąc na asfalcie pomyślał mgliście, że zdjęcie okularów nie było dobrym pomysłem.
    - Zbychu, czy ty zające łapiesz? - znajomy niski głos zahuczał mu nad głową.
    - Nie, wrony - odparł cierpko Zibi wstając.
    - Wrony to raczej wiesz -  nowo przybyły drągal wskazał palcem w niebo.
Igła dostał ataku śmiechu, aż zgiął się w pół, tymczasem Jagna przysłuchiwała się rozmowie, nie mając pojęcia co tak bawi jej kuzyna.
    - A przepraszam - wieżowiec o basowym głosie uśmiechnął się, prezentując białe, równe zęby. - My się chyba jeszcze nie znamy. Andrzej Wrona.
    - Jagna Ignaczak - odparła Jagna, ściskając jego wielką dłoń. - Teraz już rozumiem, czemu Krzysiek czka ze śmiechu.
    - Wcale nie czkam - sapnął Igła, prostując się. - Zbychu, włóż okulary, bo złapiesz kontuzję jeszcze przed imprezą.

*  Obiekt na zdjęciu poniżej, oficjalnie zwany Pomnikiem Czynu
 Rewolucyjnego, przez tubylców z Rzeszowa oraz ludzi jakkolwiek związanych z tym miastem nazywany Wielką Cipą.
Jedna z atrakcji Rzeszowa, stanowi ścisłe centrum miasta i główny punkt orientacyjny(teraz jest jeszcze Galeria Rzeszów). przyp. Fiolki 


________________________________________________________________________
Witajcie!
Nie jest to nasze pierwsze wspólne opowiadanie, ale przedstawiamy Wam naszą premierę siatkarską.  Specjalizujemy się raczej w opowiadaniach o piłkarzach, ale jesteśmy również fankami siatkarskiej Reprezentacji Polski.
Mamy nadzieję, że nasze wypociny komuś przypadną do gustu. Chciałybyśmy podziękować za pomoc i otuchę w pisaniu Kamilli a także mamie Fiolki, która jest wielką fanką siatkówki. 

                                                              Życzymy miłego czytania!
                                                                                   Fiolka&Martina :)