Podczas gdy w Łodzi Andrzej Wrona lżył się w duchu rozmaitymi
epitetami, z których "kretyn" był najłagodniejszym, w
Lubinie rozgrywał się inny dramat. Mianowicie po wygranym przez
Jastrzębski meczu z Cuprum Zbigniew Bartman zwijał się z bólu. W
trakcie drugiego seta coś mu nieprzyjemnie chrupnęło w prawym
łokciu, po czym okazało się, że ramię Zbyszka nie nadaje się do
użytku, każda bowiem próba uruchomienia go kończyła się
eksplozją bólu.
Do Jastrzębia, gdzie oczekiwała go zaaferowana Marian, dojechał
wprawdzie w miarę komfortowo, bo klubowy doktor usztywnił mu ramię
i zaaplikował środki przeciwbólowe, za to wściekły był
niepomiernie.
Marian oczywiście wiedziała z mediów, że Zibi się zepsuł,
rozmiarów katastrofy jednak nie znała. Zobaczywszy wysiadającego z
autokaru powstańca styczniowego z ramieniem na temblaku, zbladła, a
jej oczy rozszerzyły się zgrozą.
- Aż tak źle? - zapytała wskazując opatrunek.
Zbysiu przybrał pozę twardziela.
- E, to nic takiego - rzekł nonszalancko. - Do wesela się zagoi.
- Do wesela? - najeżyła się Marian. - Ja ci dam do wesela! Dupa w
samolot i do Włoch! Ja tam znam sportowego ortopedę, niech cię
dokładnie zbada! Z takimi rzeczami nie ma żartów!
- Pysiaczku mój słodki, Maryjku kochany, a czy ja żartuję? - Zibi
zmienił się z miejsca w potulnego misiaczka. - Jasne, że pójdę
się przebadać, nie chcę sezonu zmarnować!
- No ja myślę! - Ruda wzięła się pod boki.
Koledzy Zbigniewa przyglądali się tej rozmowie chichocząc z cicha.
Kto by pomyślał, że z pyskatego Bartmana zrobi się taki
pantoflarz.
W ten sposób pierwszego grudnia Zibi i Marian wylecieli do Italii,
nie bardzo słonecznej o tej porze roku, ale nie dla rekreacji
przecież tam jechali. Zbyszek poddany został szczegółowym
badaniom, potem zaś artroskopii, o czym nie omieszkał powiadomić
świata za pomocą selfiaczka ze szpitalnego łoża. Tydzień później
para była już w kraju, a Marian popędziła do Rzeszowa, spotkać
się z dawno niewidzianą Jagną.
Dolegliwości początku ciąży, zwłaszcza zaś mdłości, odeszły
w niepamięć i teraz Ignaczakówna wyglądała kwitnąco oraz
promiennie, co Marian zauważyła od razu.
- Dziewczyno, jak ty zajebiście wyglądasz! - zakrzyknęła,
chwytając przyjaciółkę w objęcia. - Jak gwiazda filmowa! Cera
jak atłas, włosy jak jedwab, oczy jak diamenty...
- Porównania jak z harlekina - zaśmiała się Jagna.
- Ale jak najbardziej trafne - wzniosła palec Marian.
Po obiedzie, zjedzonym w pieleszach Jagny, zasiadły sobie wygodnie
na kanapie, Marian z kieliszkiem białego wina, Jagna ze szklanką
maślanki, która ostatnio okrutnie jej smakowała, zwłaszcza w
zestawieniu z winogronami. Wielka micha tych owoców stała przed
paniami na stoliku.
Ruda opowiedziała o rehabilitacyjnych mękach Zbigniewa, chwaląc go
za dzielność i upór, Ignaczakówna za to zrelacjonowała
niefortunne spotkanie z Wroną po meczu Skra - Resovia.
- Ty, może on jeszcze rokuje? - zainteresowała się Marian,
wrzucając do ust winogrono. - Skoro wie, że jest debilem, to jakieś
działające neurony mu chyba ocalały.
- I co, mam go tak przyjąć z rozłożonymi ramionami? - Jagna
postukała się szklanką w czoło.
- Tam przyjąć - oczy Marian zapłonęły złym blaskiem. -
Przepuścić przez ścieżkę zdrowia i niech pracuje na odbudowę
zaufania. Jak udowodni, że jest medalowym narzeczonym i tatusiem, to
możesz się wtedy łaskawie zastanowić.
Jagna pogardliwie prychnęła w maślankę.
- Najpierw niech się pozbędzie tej całej Sandruni - mruknęła. -
To ja się łaskawie zastanowię, czy go w ogóle na tę ściezkę
zdrowia wpuścić.
- Że też nie możemy mu w tym pomóc. - westchnęła Marian.
- Daj spokój nie będę się zniżać do takich praktyk.
- Oj tam w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Nooo
chyba, że nie kochasz już Andrzejka?- Ruda spojrzała na
przyjaciółkę przebiegle.
Ignaczakówna nie potrafiła kłamać, zresztą i tak po co miałaby
to robić? Nie da się zaprzeczyć, że po pierwszym pocałunku z
Wroniastym przepadła całkowicie.
- Kocham go i to jest właśnie mój największy problem. - jęknęła.
- No to walcz babo jedna! Walcz bo chociaż Wrona jest koncertowym
debilem to taka miłość nie zdarza się często. - oczy Marian
zalśniły dziwnym blaskiem i Jagne od razu wiedziała o co chodzi.
Ruda pierwszy raz w życiu zakochała się naprawdę.
- Marianku a odkąd tyś się taka poetycka stała? Czyżby miał na
to wpływ twój upadły rycerz Zbigniew z Warszawy? - zachichotała
Jagna.
Marian uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd białych zębów
przy czym z całej jej postaci promieniało szczęście. Jeszcze
chwila a w salonie Ignaczakówny zaczną latać serduszka i motylki.
- Oj kocham tego łobuza Zbigniewa i wiesz co? Gdyby poprosił mnie o
rękę to głupio byłoby odmówić. - zaśmiała się.
- Świat się wali. - podsumowała jej przyjaciółka.
Dwa tygodnie później rodzina Ignaczaków zjechała się na święta
do domu Iwony i Krzysztofa. Igła krzątał się po salonie roznosząc
wszystkim zebranym kieliszki wypełnione własnoręcznie
przydządzonym grzańcem. Aromat tego napoju mieszał się ze
smakowitymi zapachami obowiązkowych dwunastu potraw i lekko żywiczną
wonią choinki. Ostatnią nutę w tym świątecznym koktajlu
zapachowym dokładały płonące na stole świece z prawdziwego
wosku.
Jagna wciągnęła z lubością w nozdrza ów aromat świąt i
zrobiło jej się błogo. Z niejakim zdumieniem odnotowała, że
Krzysiek stawia kieliszek grzańca i przed nią.
- Coś ci się nie pomyliło? - szturchnęła kuzyna w bok.
- Ale że co? - zdumiał się Igła.
Żona spojrzała na niego z lekkim politowaniem.
- Krzysiu, tumanie boży, ona przecież nie może alkoholu -
wyjaśniła uczynnie Maja, siostra Jagny.
Krzysztof gwałtownie zamrugał, po czym zajarzył.
- O Matko Polko, no przecież! - plasnął się w czoło. - Oddawaj
ten kieliszek, wujek Igła wypije za zdrowie siostrzeńców!
Zamaszystym gestem sprzątnął naczynie Jagnie sprzed nosa i
postawił przy swoim nakryciu.
- Patrzcie, jaki skrzętny! - zaśmiała się mama Jagny.
Tymczasem Igła, jako gospodarz, zaczął dzielić biesiadników
opłatkiem. Pożyczyli sobie wszyscy wszystkiego dobrego,
poprzełamywali się czym trzeba i jęli kosztować dań na stole.
Jagna, która zwykle uwielbiała uszka, teraz nie mogła się od nich
oderwać, tak, że Krzysiek zaczął podkpiwać, że może tego
specjału zabraknąć dla innych.
Po wieczerzy nadszedł czas na następne atrakcje tego wyjątkowego
wieczoru. Najpierw wspólne kolędowanie, potem zaś wręczanie
prezentów, moment gorliwie oczekiwany przez dzieci. Każdy dorosły
też dostał jakiś mały upominek, należycie przez obdarowanego
skomentowany, najczęściej w sposób dowcipny.
Jagna patrzyła na rozbawioną rodzinę, na dzieci, z wypiekami
rozpakowujące podarki, Iwonę, odczytującą imiona na bilecikach
oraz na Igłę, w skupieniu uwieczniającego to wszystko z pomocą
swej wiernej kamery, czując jak w jej duszy kłębią się sprzeczne
uczucia. Z jednej strony czuła się cudownie, nurzając się w
rodzinnym cieple, z drugiej jednak czegoś jej brakowało.
Nie, nie czegoś.
Kogoś.
Tego utrapionego, brodatego półgłówka marnotrawnego, ojca jej
nienarodzonych dziatek.
Andrzeja Wrony.
A on wybrał inaczej.
Przynajmniej tak wtedy myślała.
Nie wiedziała, że Wrona, spędzał wigilię u swoich rodziców,
których z lekka przeraził ponurym nastrojem i wzdychaniem w barszcz
oraz karpia w galarecie. Sandrunia bardzo chciała się na tę
wigilię wprosić, ale ją wysłał do wszystkich diabłów i poszedł
do swych rodzicieli sam.
A potem siedział przy stole, usiłując wyglądać pogodnie, by nie
martwić mamy i bijąc się z myślami.
- Spójrz - mama Andrzeja trąciła swego męża w ramię. - Przecież
on prawie nic nie zjadł.
Zaindagowany osobnik spojrzał na pełny talerz swojego pasierba, na
którym drżała smętnie w takt westchnień ryba w galarecie.
- Może jest najedzony? - zasugerował ostrożnie.
- Co? Nie, nie jestem - odparł Wrona nieuważnie.
Jego rodzice spojrzeli po sobie.
- Synu, wszystko w porządku? - zapytał ojczym.
- Tak. To znaczy nie. - mruknął Andrzej. Ryba zadygotała jak w
febrze. - Ta sprawa z Jagną... Ja muszę ją zobaczyć. Wiecie, że
jestem debilem?
- Wiemy - wyrwało się jego matce. - To znaczy tak, jedź tam,
uważamy, że to dobry pomysł. Prawda, kochanie?
Spojrzała znacząco na męża.
- Prawda - rzekł jej małżonek z mocą. - Andrzej, bądź wreszcie
mężczyzną!
- Dzięki - Wrona poderwał swe długie cielsko zza stołu z takim
impetem, że niemal go wywrócił. - Kocham was!
Uścisnął mocno oboje rodziców i łapiąc płaszcz w biegu
popędził do drzwi.
Do Rzeszowa zdążył akurat koło północy, pomyślał więc, że
nie ma po co jechać do Ignaczaków, bo wszyscy pewnie wybyli na
pasterkę. Pojechał zatem do kościoła.
Rodzina Ignaczaków zajęła już jedną z ławek w bocznej nawie
sanktuarium Matki Bożej Rzeszowskiej w centrum Rzeszowa. Andrzej ani
sekundy się nie namyślając wślizgnął się do ławki za nimi
ledwie mieszcząc swoje długie kończyny. Otoczony dwoma mocno
wyperfumowanymi paniami w podeszłym wieku oczekiwał rozpoczęcia
pierwszej mszy inaugurującej Boże Narodzenie. Jagna odziana w
błękitny płaszcz, z rozpuszczonymi brązowymi puklami,
zwizualizowała mu się jako istota anielska.
Kontemplację ukochanej przerwały Wronie nagłe ciemności a potem
głośne odtrąbienie fanfar. Z lewej nawy kościoła ruszyła
procesja na której czele podążał proboszcz niosący w rękach
monstrancję po jego lewicy zaś jeden z kapłanów trzymał figurę
imitującą małego Jezusa. Po fanfarach z galerii gruchnęły
pierwsze takty „Wśród nocnej ciszy” a kościół jął
rozbrzmiewać chórem męskich i damskich głosów wyśpiewujących
tak głośno jak tylko śpiewa się w tę jedyną w roku noc.
Śpiewał i Wrona a jego głos doszedł do uszu Jagny i siedzącego
obok niej Krzysztofa, który momentalnie zaczął wiercić się na
swoim miejscu zezując zza ramienia na reprezentacyjnego kolegę.
Jagna czuła narastający niepokój nie mając śmiałości odwrócić
się w stronę Andrzeja. Po co przyjechał? Chciał ją dręczyć
nawet w święta? A ona jak idiotka wierzyła cały czas, że może
się zdarzyć cud i Wrona w końcu zmądrzeje. Nigdy przedtem nie
była tak zalękniona, zupełnie jakby stąpała po kruchym lodzie w
obawie, że ten runie a ona znajdzie się w lodowatej wodzie. Ciepły,
niski baryton Andrzeja wibrował wśród fałszujących głosów babć
siedzących obok niego a ona z trudem powstrzymywała się żeby nie
uciec z kościoła.
Msza rozpoczęła się na dobre a Ignaczakówna nie pamiętała ani
zdania z przydługawego kazania proboszcza.
Tymczasem Igła miał ochotę odwrócić się i przyłożyć
Wroniastemu w ten brodaty dziób, a potem sponiewierać po śniegu.
Jak śmiał niepokoić jego kuzynkę i to na dodatek w święta?
Sandrunia została wyautowana? Nikt nie zaprosił tego buraka na
Wigilię? Wcale by się nie zdziwił po tym co Andrzej wyprawiał
najpewniej wyrzekła się go nawet matka.
Iwona widząc niecierpliwiącego się męża, delikatnie położyła
swoją dłoń na jego przegubie. Wiedziała, że Krzysiek w chwilach
wkurzenia i ekstremalnego podniecenia robi się tak nerwowy, a nie
chciała zaczynać Świąt od mordobicia.
Gdy tylko msza dobiegła końca, Jagna wystrzeliła z ławki niczym
sprinter z bloków startowych i popędziła do wyjścia, wiedząc, że
zablokowany pobożnymi, a leciwymi, zatem powolnymi parafiankami
Wrona nie będzie w stanie jej ścigać. Zanim jednak dotarła do
drzwi, utknęła w tłumie, pełznącym z powolnością lodowca,
czując, że może to dobrze, może on powinien ją dogonić.
Racjonalna część umysłu Jagny warknęła na to wściekle, że ten
brodaty jełop powinien spadać na bambus, a na rozmowę nie
zasługuje.
Tak bijąc się z własnymi emocjami Jagna wypchnęła się w końcu
na zewnątrz, po czym, ze spojrzeniem wbitym w czubki własnych
butów, pomaszerowała w kierunku floty samochodowej familii
Ignaczaków, mijając przy tym co wolniejszych wiernych.
Nagle, wydało jej się, że po lewej widzi znajomą postać o
gabarytach kościelnej wieży i gwałtownie skręciła w prawo, z
całym impetem waląc w coś twardego, spowitego jednak w miękką
wełnę i pachnącego tak cudownie oraz znajomo.
Byłaby upadła, ale dwie, duże męskie dłonie podtrzymały ją i
troskliwie ustawiły do pionu.
- Jaguś... - rzekł tkliwie jakże znajomy baryton.
- Mówiłam ci, cepie jeden, Jaguś to w "Chłopach"! -
warknęła gniewnie, jednocześnie tłamsząc w sobie szaloną chęć
wtulenia się w pierś Wrony.
Andrzej patrzył na nią z miną skruszonego bernardyna, psa, nie
mnicha.
- Jagienka... - poprawił się.
- No czego? - cofnęła się o krok. - Co, chcesz się tłumaczyć?
- Nie - odparł. - Chcę powiedzieć, że jestem debilem.
- No i? Tyle, to ja już wiem.
Wrona zmobilizował w sobie wszystkie siły. To był chyba
najtrudniejszy mecz w jego życiu.
- Chcę jakoś to wszystko naprawić - rzekł niezgrabnie. - To, co
spieprzyłem. Jakoś ci wynagrodzić to całe gówno.
- A co, Sandrunia cię rzuciła? - zapytała Jagna jadowicie. - Tłum
hoteczek zrzedł?
- Mam w dupie hoteczki, a Sandrunię posłałem w cholerę - odparł
Andrzej. - Ja... ja coś zrozumiałem. Ten medal, sława, fanki, to
wszystko jest gówno warte. Ty jesteś moim życiem, bez ciebie nic
nigdy nie będzie miało sensu. Powiedz słowo, a znowu o ciebie
zawalczę...
Fala wzruszenia zalała duszę Jagny, dziewczyna nie zdążyła
jednak odpowiedzieć, bo w tym momencie nadciągnął zasapany Igła,
przeklinający się, że tyle zeżarł i nie może biec szybciej, za
nim zaś pędziła, powiewając płaszczami Iwona, pewna, że zaraz
dojdzie do scen brutalnych i krwawych.
- Ty Wrona nie pomyliłeś adresów? - zapytał Krzysztof. - Szopka
to na rynku, akurat osła potrzebują.
- Daj mi porozmawiać z Jagną - poprosił łagodnie Andrzej.
- O, ludzkim głosem przemówił - parsknął Igła. - W ryja
powinienem ci da... Au!
To Iwona bez namysłu zdzieliła ślubnego otwartą dłonią w
potylicę.
- Idziemy - oznajmiła tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Ale ja... - Krzysiek zaczął protestować.
- Idziemy - powtórzyła Iwona. - Ale już.
- Chcesz ją z nim zostawić? - odchodzący Igła awanturował się
szeptem. - Po tym co jej zrobił?
Małżonka spojrzała na niego, czule i srogo zarazem, po czym
zatkała mu usta pocałunkiem.
- Powinni sobie co nieco wyjaśnić, nie sądzisz? - poprawiła mu
szalik. - Potem jak będzie trzeba możesz mu nakłaść po mordzie,
ale na razie daj spokój.
Rozmiękczony Igła spojrzał na Iwonę maślanym wzrokiem.
- No chyba masz rację...
- Ja zawsze mam rację.
Tymczasem między Wroną a Jagną zapadła cisza.
Niezręczna cisza.
- No to ten - odchrząknął Andrzej. - Mnie naprawdę zależy. Wiem,
że postąpiłem jak ostatni skurwysyn i nawet nie będę ciebie
przepraszał, bo słowa nie wystarczą. Jaguś, kochanie, chcę ci
pokazać, że już mi przeszło, mam mózg i chcę się tobą
opiekować. I naszym dzieckiem. Podaj mnie próbom, przegoń przez
piekło, zrób ze mną co chcesz, ale pozwól udowodnić, że mi
zależy.
Jagna, targana istnym tsunami uczuć milczała, niepewna, czy
bardziej w tej chwili pragnie Wronie przyłożyć, tak, żeby mu się
łeb obrócił o sto osiemdziesiąt stopni, czy też paść w jego
ramiona i pozwolić się obsypać pocałunkami. Z uwagi na wpływ
ciążowych hormonów obawiała się jednak, że nawet próba
zdzielenia Wrony w pysk może się skończyć rzuceniem na niego w
celach jednoznacznie seksualnych, wolała zatem po prostu stać, ręce
wetknąwszy w kieszenie płaszcza.
- Jaguś? A co? - zapytał Wrona nieco bez sensu, niczym jego
imiennik z Trylogii Sienkiewicza.
W odpowiedzi dostał milczenie, okraszone spojrzeniem, które wydało
mu się lodowate, choć w istocie rzeczy było lekko zaszklone.
Poczuł, że nie wytrzyma tego ani chwili dłużej, że wolałby
raczej, aby mu Kuklinowski boki przypiekał, od patrzenia na
milczącą, chłodną Jagnę.
-No zrób coś, nie wiem, zacznij na mnie krzyczeć, daj mi w gębę!
- jęknął rozdzierająco.
- Dziećmi - wydusiła z siebie po dłuższej przerwie.
- Co dziećmi?- zapytał zbaraniały.
- Musisz zaopiekować się dziećmi. - sprecyzowała odpowiedź.-
Jestem w bliźniaczej ciąży.
Andrzej wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Pierwszy raz w życiu nie
wiedział co powiedzieć, już jedno dziecko przewracało ich życie
do góry nogami a tu nagle okazuje się, że będzie ich dwoje.
Bliźnięta.... Jak nie kochać tej kobiety?
Bliźnięta.... Jak nie kochać tej kobiety?
- Bliźnięta....- szepnął wzruszony dotykając brzucha Jagny
przesłoniętego płaszczem. Jawiła mu się teraz bardziej misternie
niż Maryja. I jak on mógł wypuścić z rąk taki skarb? Był
debilem!
______________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________
Powracamy z kolejnym rozdziałem, napisanym wbrew wszelkim trudnościom technicznym, technologicznym i logistycznym. Mamy nadzieję, że wam się spodoba!
Fiolka&Martina
Fiolka&Martina
Aaaa, tak długo czekałam na ten rozdzial! Dzięki, poprawiłyście mi humor, bo jestem mega chora. Cieszę się z tego, jak się sprawy potoczyły. Mam nadzieję, że Jagna mu nie odpuści za łatwo, ale najważniejsze, że chłopina w końcu poszedł po rozum do glowy! A opis świąt był tak magiczny, że zaczęłam żałować, że teraz nie ma świąt :)
OdpowiedzUsuńPodoba się to mało powiedziane :) jest genialny *.* Dobrze, że Wrona wreszcie zrozumiał to i owo, bo Jagna zbyt długo cierpiała przez niego. Całe szczęście, że miała Igłę i rodzinę obok:)
OdpowiedzUsuńDzisiaj chyba jest mój szczęsliwy dzień, JW wygrało, polscy skoczkowie z brązem i pojawił sie u was rozdzial,
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to super, że iz Wroniasty sie nawrócił ale mam nadzieję, że Jagna z ekipą zrobia mu małą jesień średniowiecza, nalezy sie mu i to jak; czekam na następny, bo muszę przyznać iż wasz blog mnie wciagnął do tego stopnia, ze w oczekiwaniu na ten epizod przeczytałam go ze 3 razy od początku
Cóż to za nagła przemiana Zbycha? Bartman pantoflarz? To się nie dzieje. :D Nieźle go ta Marian owinęła sobie wokół paluszka.
OdpowiedzUsuńAndrzej się ogarnął? Kolejny cud nad Wisłą. Tak, to zdecydowanie jest warte odnotowania. Brawo, Wrona, masz ode mnie okejkę. I niech teraz między wami będzie już dobrze.
Ojej, co tu się właśnie wydarzyło! Wigilijna noc cudów, chyba tak to można określić. Niemniej jednak cieszę się niezmiernie, że Wroniasty poszedł wreszcie po rozum do głowy i zachował się jak prawdziwy mężczyzna. Sądziłam, że wiadomość o bliźniakach nieco spłoszy Andrzeja i lekko zahamuje jego determinację, ale jego reakcja okazała się bardziej dojrzała niż przypuszczałam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam duet Bartman&Marian. Miłość sprawiła, że zmiany dokonały się w ich obojgu. Przede wszystkim oboje nieco złagodnieli (Zbychu to chyba aż za bardzo:P).
Pozdrawiam :)
Tak Wrona do kurwy nędzy byłeś debilem i jakże się cieszę, że ci przeszło choć trochę debilu! Boże! Nareszcie! Przemówił ludzkim głosem jak to dowalił Krzysiu. mama wrony wygrywa u mnie kolację! A Igła i pani Iwonka też! Jagna moją mistrzynią!
OdpowiedzUsuńRozdział działa jak granat - pozwala się rozerwać :D
A tak na serio jest zajebisty i każe czekać na kolejny!
A ja zapraszam do mnie na:
http://wykrakaneszczescie.blogspot.com/ o Wronie
http://nagranicyswiatowztoba.blogspot.com/ o Winiarskim.
Pozdro600!
Haha świetny rozdział, naprawdę. Warto było czekać ;) Zbyszek mnie zadziwia. Co ta Marian z nim robi??? Wrona wreszcie poszedł po rozum do głowy i dobrze na tym wyszedł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Chyba tylko ja czekalam az jagna bedzie z zbyszkiem ;(
OdpowiedzUsuńKiedy kokolejny? :)
OdpowiedzUsuń