Barman bez mrugnięcia okiem nalał tequili do szklaneczki w której nieco wcześniej znajdowała się whisky. Doświadczenie zawodowe nauczyło go bowiem, że nawet jeśli klient zażyczy sobie kufla pełnego uryny, zamówienie należy wypełnić.
Whisky owa podróżowała teraz po organizmie Margarity, a że nie była pierwszym drinkiem tego wieczoru, celebrytka prezentowała się dosyć rozpaczliwie. Tlenione włosy opadały jej na twarz, ozdobioną półksiężycami rozmazanego tuszu pod oczyma. Zdaniem barmana szafiarka wyglądała po prostu jak natrąbiony szop pracz.
- Pasujemy do sie.. eee... bie - jęknęła, kołysząc się na wysokim stołku. - Jak dupa i wiiiaadro... Bylibyźźźmy jak Posh i Bekhend... Bek... Bek... Beckham!
Barman pokiwał z zawodowym zrozumieniem głową i podsunął gwiazdeczce pełną szklaneczkę. Margarita skwapliwie wydudliła płyn aż do dna.
- I wiesz ssso? - zapytała. - Wiesz ssso? Nie wieszz? Zapytaj mnie ssso!
- Co? - zapytał barman.
- On jessss terasss fciąży - odparła Margarita.
Potem czknęła, westchnęła dramatycznie i zleciała ze stołka.
Tymczasem Jagna przydybawszy Karola na korytarzu zaciągnęła go do składziku na szczotki chcąc wciągnąć go w swój plan.
Składzik był kwadratowym pomieszczeniem, wypełnionym od góry do dołu środkami czystości, oraz przeróżnego rodzaju szmatkami, mopami, miotłami a także spornej wielkości samosprzątającym odkurzaczem.
- Nie no Jagienka wiedziałem, że podobam się kobietom ale że ty na mnie lecisz? - zaśmiał się Kłos poprawiając ręką zmierzwione włosy.
Jagna spojrzała na niego nie bardzo wiedząc o co mu chodzi a gdy w końcu zorientowała się, że wciągnięcie do wąskiego, zaciemnionego pomieszczenia faceta, który nie był jej chłopakiem, było raczej ryzykownym posunięciem. A jeśli jeszcze weźmie się pod uwagę wszędobylskich ,ciekawskich dziennikarzy, którym aż paliło się do publikacji zbereźnego kłamstewka na temat reprezentacji. Wtedy na pewno nie byłoby zbyt różowo.
- Nie mam zamiaru cię gwałcić. - mruknęła pośpiesznie.
- Co wobec temu robimy w tym ekhm...bardzo romantycznym miejscu? - dopytywał ciekawsko. - Przyznam szczerze, że nudziłem się jak mops i poczułem dreszczyk emocji.
- Możesz poczuć nawet żądzę ciekawości ale musisz pomóc mi dojść...- nie dokończyła bo przyjaciel Wrony dostał napadu głupawki, trzęsąc się jak w febrze. Jeszcze chwila a upadłby na podłogę turlając się jak kula śniegowa z pagórkowatego wzniesienia.
- Słuchaj Jagienka ja wiem, że ty jesteś w ciąży i hormony w tobie buzują i być może masz duże zapotrzebowanie na seks, ale naprawdę Ędrju jest tak mizerny w tym że skłądasz mi niemoralne propozycje? - zastrzygł brwiami w zabawny sposób.
- Kłos słuchaj jak dla mnie jesteś jednak zbyt chuderlawy i wąski więc ogarnij się i przestań robić sobie jaja. Andrzej jest dobry w te klocki, zresztą do cholery ja ci się nie przyszłam spowiadać z mojego życia erotycznego! Musisz mi pomóc dojść do tego czy Marian i Zbyszek kręcą ze sobą! - wydusiła z szybkością karabinu maszynowego.
Jasne oczy Karola na wieść o rozwiązywaniu zagadki zrobiły się okrągłe jak moneta pięciozłotowa. Teraz to dopiero poczuł dreszcze tak jakby stado dzikich mustangów przegalopowało po jego ciele. Nie będzie w czasie wolnym tak bardzo się nudził kto wie może jako pierwszy sprzeda newsa Igle? W końcu trochę zagra na nosie Bartmanowi bo szczerze mówiąc nie bardzo za nim przepadał.
Zbigniew nie mógł znieść tego, że era jego namiętnego bożyszcza kobiet pracujących, matek z dziećmi, nastolatek a także babć została daleko w tyle. W końcu jemu i Wronie też należał się od życia jakiś fame? Są przystojni, wysocy i naprawdę nie muszą wyglądać jak Ridge Forrester żeby podobać się kobietom.
- Zgadzam się!- wykrzyknął z entuzjazmem. - Poinformuję cię mailowo.
- Nie masz mojego maila. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Dobra wyśle ci sms'a, ale nie pokazuj go Wroniastemu! Zgoda?
- Zgoda, zgoda tylko pamiętaj żadnych plot masz tylko sprawdzić czy Zbyniu nie uwodzi Marian.
- To chyba ona prędzej jego, ten tukan uwodzi tylko dmuchane lale a potem je rzuca.
- Masz na myśli Irenkę? Widzę że ją pocieszyłeś. - ironizowała.
- Dobra, dobra ty leć do tej swojej Wrony i pogruchajcie sobie a ja idę na łowy. - powiedziawszy to niemalże bezszelestnie wymknął się ze składziku raźnym krokiem zmierzając w stronę windy.
Udając, że stawia kołnierz wyimaginowanego płaszcza, tak, by podkreślał jego kości policzkowe, przemaszerował korytarzem aż pod drzwi pokoju, który Zibi dzielił z Fabianem. Zastukał nonszalancko, po czym wszedł do środka, nie czekając na odpowiedź.
- Cześć Fabianku - rzucił niedbale.
Drzyzga, który siedział na swoim łóżku z laptopem na kolanach, gwałtownie zamknął urządzenie.
- Kurwa, mógłbyś poczekać aż się odezwę - burknął, usiłując ukryć malinowe wypieki na twarzy.
- A co, twoja lasia właśnie zdejmowała stanik na skajpie? - Karol wyszczerzył się jak rekin z Animal Planet.
- Nie twój interes - zawarczał Fabian. - Czego chcesz?
- Zibi jest? - zapytał Karol od niechcenia.
- Ta, siedzi w szafie i podgląda - Drzyzga wyrżnął się pięścią w czoło. - Jasne, że go tu nie ma, debilu!
- A gdzie jest? - drążył Kłos.
- A co, stęskniłeś się za nim? Czy Irence zachciało się trójkąta? - zapytał Fabian jadowicie.
Karol chrząknął, po czym zamilkł, usilnie szukając w głowie właściwej odpowiedzi.
- Bo ten, Igła coś od niego chce - rzucił wreszcie.
Fabian przyjrzał mu się bardzo porządnie i dokładnie.
- I jak rozumiem redaktor Piątak przykuła go właśnie do kaloryfera i dlatego nie mógł przyjść sam, tak? - jego głos ociekał ironią. - No dobra, Kłosiu, nie wiem co knujesz, ale masz i spadaj: Zbychu poszedł na kawę z jakąś laseczką.
- A-ha! - zakrzyknął triumfalnie Karol. Obrócił się na pięcie i wypadł z pokoju jak szaleniec.
Kolejne czynności śledcze, polegające na pójściu do hotelowej kawiarni, pozwoliły mu ustalić, że laseczką, z którą Zibi poszedł na kawę jest, w rzeczy samej, Marian. Po kwadransie obserwacji zachciało mu się jednak spać, gdyż para zachowywała się nader grzecznie. Najpierw Marian pożerała wielką wuzetkę, Zbyszek zaś jej się przyglądał maślanymi oczami, popijając espresso.
- Bartman, masz minę imbecyla - mruknął Kłos.
Kiedy zaś wuzetka się skończyła, po prostu rozmawiali.
Znudzony ze szczętem Karol po prostu poniechał dalszej inwigilacji.
Następnego dnia, przed meczem z Rosjanami, Jagna wpadła do szatni, udając, że musi koniecznie zobaczyć Andrzeja, chociaż i tak miał przyjść do niej na trybuny.
- Wiesz co - rzekła niewinnie Marian. - To ja może też pójdę, tak na chwilkę.
Jagna spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę, wyglądającą niewinnie jak anioł Rafaela.
- Ale po co? - zapytała.
- Tak sobie - odparła Marian, szeroko otwierając oczy. Teraz nie wyglądała już jak dzieło renesansowego malarza, tylko jak Mort z "Pingwinów z Madagaskaru".
Poszły zatem we dwie. Polscy siatkarze, już przebrani i po odprawie u Stefana, oczekiwali w obszernym holu na wyjście na halę, Rosjanie natomiast jeszcze się nie pokazali.
Jagna rzuciła się w objęcia Wronie, wycałowała jego brodate oblicze, potem pożyczyła chłopakom szczęścia, by na końcu dorwać Karola.
- Byli na kawie wczoraj wieczorem - zaraportował najlepszy detektyw wśród siatkarzy. - Wszystko grzecznie, żadnych macanek.
- Śledziłeś ich? - zdziwiła się Jagna.
- A nie o to ci chodziło? - zdziwił się Karol. - Ja myślę, że z tego coś będzie. Na przykład dzieci!
- No co ty nie powiesz - mruknęła Jagna, patrząc gdzieś w bok.
Kłos spojrzał w tym samym kierunku. Ruda, z zarózowionymi policzkami, rozmawiała własnie ze Zbysiem, który szczerzył się jak człowiek na ciężkim haju.
- Miło, że wpadłaś - rzekł.
- Tak pomyślałam, że byłoby grzecznie, życzyć ci, znaczy wam, szczęścia - odparła
- To ty tak tylko przez grzeczność? - wyrwało się Zbyszkowi z żalem.
- Znaczy nie, bo ja, no tego, ja, wiesz - zaplątała się Marian. - Tak sobie myślę, że chyba nie jesteś takim palantem jak mi się z początku widziało.
Zibi się rozpromienił tak, jakby obdarzyła go przecudownym komplementem.
- To miło - rzekł, szczerząc się jeszcze szerzej.
Zabłąkany miedziany kosmyk opadł na policzek Marian. Nic nie myśląc, Zbigniew odsunął go delikatnie palcem.
Ku swojemu zdumieniu Marian poczuła, że robi jej się gorąco.
Spojrzała w błękitne oczy Zbyszka, Zbyszek spojrzał w jej zielone i zapadła cisza.
- Jeśli Zibi uśmiechnie się jeszcze szerzej, odpadnie mu czubek głowy - stwierdził Igła, podchodząc do Jagny. - Nie wiem co tam się dzieje, ale zbierajcie się, dziewczyny, bo Rosjanie zaraz wyłażą.
Jagna i Marian nie zdążyły zebrać się do wyjścia, gdy w hotelowym foyer pojawili się gracze Sbornej. Na czele szedł najbardziej kontrowersyjny zawodnik w świecie siatkówki a był im nie kto inny jak Aleksiej Spiridonov.
Uśmiechnięty od ucha do ucha wyglądał jakby przed chwilą golnął sobie strzemiennego. Ekstaza i pewność siebie pchnęła go do najbardziej idiotycznej rzeczy na podczas tych mistrzostw. Mianowicie rozbrykany niczym tygrys z bajek o Kubusiu Puchatku z rozmachem klepnął zmierzającą do wyjścia Jagnę prosto w tyłek. Stojąca obok niej Marian zamarła ze zgrozy natomiast w Jagna zapaliła się i wybuchła niczym mina przeciwpiechotna. Już miała przyładować bezczelnemu chamowi w twarz, gdy w ostatniej chwili obok niej pojawił się Michał Winiarski łapiąc jej dłoń zaciśniętą w pięść.
- Puść mnie Winiar zaraz nauczę tego prostaka kultury! - szarpnęła się.
- Nie mów, że ci się nie podobało. - zaśmiał się rubasznie Rosjanin.
Winiar odsunął dziewczynę Wrony, którego szczęśliwie nie było na miejscu, gdyż wrócił do pokoju po telefon, sam zaś złapał Spiridonova za ramię prowadząc w róg foyer.
- Oczadziałeś? - zapytał ze złością. - Zachowujesz się jak prostacka świnia!
- Mishka to był tylko żart. - zachichotał Aleksiej. - Fajna foczka to chciałem ją klepnąć a ona narobiła rajbanu.
- Słuchaj jesteś gościem w naszym kraju a to jest narzeczona Andrzeja Wrony więc bądź łaskaw trzymać łapska przy sobie. - jasne oczy Winiara zalśniły złością i determinacją.
Spiridonov pochylił się do ucha Michała.
- Dla ciebie wszystko. - wyszeptał niemalże intymnie.
Winiar odskoczył do niego jak poparzony.
- Trzymam cię za słowo.
- Ja wolałbym za coś innego, ale jak uważasz. - Rosjanin dotknął opuszkami palców ust a potem pomachał odchodzącemu Polakowi.
Tymczasem Marian i rozeźlona Jagna w asyście Cichego Pita i Rafała Buszka udały się przed hotel gdzie wsiadły do taksówki udając się wprost pod Atlas Arenę. Morze kibiców uzbrojonych w barwy narodowe, szeroką rzeką sunęła ku hali. Nastroje przedmeczowe w dużej mierze były bojowe a większość uważała, że Rosjanie są do ogrania, tym bardziej że Sborna dzień wcześniej uległa Brazylijczykom.
Podczas meczu dziewczyny dały ponieść atmosferze a gdy Biało-Czerwoni przegrywali ich serca zamierały razem z rzeszą oddanych kibiców. Pod koniec obie zachrypły a Marian miała ochotę wbiec na boisko i własnymi rękami dokończyć spotkanie. Po końcowym thrillerze biało-czerwonym udało się ograć mistrzów olimpijskich i przebojem wpaść do półfinału w którym mieli zagrać z Niemcami. Trybuny eksplodowały, Polska zamarła a fani w całym kraju nie mogli uwierzyć w tak spaniały przebieg turnieju.
Kiedy Igła, który nie grał, ale cały czas przebywał w polskiej strefie, wychynął po meczu z szatni Iwona, nakręcona po meczu, wyściskała go tak, jakby co najmniej osobiście zdobył potrzebne punkty.
- To było piękne! - wykrzyknęła. - Jesteśmy w półfinale! Myślisz, że chłopcy dadzą radę?
Krzysztof wypiął pierś.
- Pewnie, że dadzą. Będziemy mistrzami, przepowiadam ci to. Możesz od dzisiaj mówić mi wróż Krzysztof! A gdzie Jagna?
- Nie wiesz? - zaśmiała się Iwona. - Co z ciebie za wróż? Czeka tam na Andrzeja, bo poleciał przecież do was.
- A bo ty nie wiesz, co się przed meczem działo! sapnął Igła. - Spirytusov złapał Jagnę za tyłek.
- Przyłożyła mu? - zszokowała się Iwona.
- Chciała, ale Winiar ją powstrzymał, a potem nagadał Spirikowi do słuchu.
- Akurat Winiar trochę zna tego gagatka. Dagmara żaliła mi się,że ktoś wysłał jej donos,że Misza ma romans ze Spirikiem. Po rusku to się od razu domyśliła że ten bałwan ma chcice na Michała i sam wypisuje donosy.
- Chcicę? - Igła zarżał jak perszeron na widok żłobu pełnego owsa. - Ja wiem, że Misza jest mister repry i łamie serca niewieście, ale żeby Spirika też? Ale numer!
- A no widzisz - pokiwała głową Iwona, biorąc męża pod rękę.
Gdy siatkarze wrócili do hotelu niby przypadkiem na Zibiego napatoczyła się Ruda. Zagarnęła go od razu w swoje posiadanie, strasząc wzrokiem zabłąkane przy wejściu do hotelu hotki i tak się jakoś zagadali.
Bardzo się zagadali.
Tak bardzo, że nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się przed pokojem Zbyszka i Fabiana. Tego ostatniego akurat w nim nie było. Wybył gdzieś.
- To czekaj, pójdziemy na kawę? - zapytał Zibi otwierając drzwi kartą.
Ruda odruchowo weszła za nim do pokoju.
- Wiesz co, Bartman? Z przyjemnością. - oświadczyła. - Jesteś cholernie inteligentnym facetem i naprawdę przyjemnie mi się z tobą gada.
- Miło mi to słyszeć, ale nie wal mi po nazwisku - Zbyszek cisnął torbę w kąt i podszedł do Marian, górując nad nią jak wieża. - Jestem Zbyszek. Zbychu. Zbigniew. Ostatecznie Zibi.
- Zbyszek... - mruknęła Ruda.
- Aha - Zibi pochylił się nad nią, muskając palcami jej policzek. - Tu coś masz... tę, rzęsę... czy coś...
- Aha... - Ruda wspięła się na palce i pocałowała go w same usta.
Chwilę później wylądowali na łóżku, całując się i pieszcząc przez ubrania. I kto wie jak by się to mogło skończyć, gdyby Zibi, który znajdował się na górze, nie wyprężył nagle pleców w łuk, wydając z siebie dziki ryk, bynajmniej nie wywołany rozkoszą.
- Co się dzieje? - krzyknęła zaniepokojona Marian gdzieś spod jego klaty.
- Kuuuuuuuuuuuurwa! - Zbyszek opadł nieco w dół, więżąc pod sobą Rudą. - Moje plecy! Złamałem kręgosłup!
- Pójdę po pomoc! - zaoferowała Marian, próbując wypełznąć spod Zibiego.
- Nieeeee! - zawył Bartman. - Nie ruszaj się, błagam!
- No kurwa - mruknęła Ruda, przebiegając w myślach dostępne możliwości ratunku. Nie było ich wiele.
Prawdę mówiąc nie było żadnej.
- Zbysiu...- rzekła najłagodniej jak potrafiła. - Na stoliku leży twoja komórka, wytrzymaj jakoś spróbuję jej dosięgnąć i wezwać pomoc.
W jasnych oczach Bartmana zamajaczył autentyczny ból a jego przystojne oblicze wykrzywiło się w przedziwnym grymasie.
- Zgadzam się...- sapnął dalej nienaturalnie wygięty. - Ale ostrożnie chcę jeszcze pożyć. Ten kręgosłup na pewno jest złamany!
Marian już miała wygłosić gadkę uświadamiającą ZB9, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
- Uwaga zaczynamy! - ostrzegła sunąc ręką w stronę szafki nocnej.
Od telefonu dzieliły ją tylko centymetry, gdy w pokoju rozległo się donośne pukanie a zaraz potem w drzwiach ukazał się Karol Kłos.
Spostrzegłszy Zbyszka nienaturalnie ułożonego nad Marian machinalnie wyciągnął swojego smarfona, chcąc uwiecznić ten moment.
- Aha!- rzekł jakby właśnie rozwiązał największą zagadkę w dziejach ludzkości. - In flagranti!
- Kurwa miłosne tete a tete! - parsknęła ruda. - Kłos leć po lekarza, Zbyszek ma uraz pleców!
Atakujący spojrzał na kolegę reprezentacji z bólem w oczach.
- Złamałem kręgosłup! - zawył.
- Ale z ciebie łamaga. - skomentował Karol. - Trzeba było zostać z Irenką...
Marian nie wytrzymała rozdzierając się na całe piętro a być może i nawet na cały hotel
- Przestań kretyńsko komentować i rusz dupę bo jak nie to cię zabiję! - warknęła.
Kłos wziął się pod boki.
- A jak masz się wydostać z pod dominacji Zbigniewa?- ironizował.
- Umieram złamałem kręgosłup...litości!- krzyczał Bartman.
- Zabije cię Kłos!- darła się ruda.
Powoli korytarz zapełniał się kadrowiczami, ich dziewczynami oraz członkami sztabu, zwabionymi kakafonią dźwięków wydobywających się z pokoju Fabiana i Zbyszka.
- Dobra, dobra. - Kłos skapitulował. - Wezwijcie lekarza Bartman umiera. - krzyknął w stronę kłębiącego się tłumku.
- Co mu jest?- dopytał się ktoś z końca zbiegowiska.
- Złamał kręgosłup przez brawurę. - rzekł Karol.
Po chwili słychać było jak poszczególne osoby przekazują sobie wieści dotyczące stanu zdrowia atakującego. Zadziałał tak zwany głuchy telefon więc stojący na samym końcu Jagna i Wrona usłyszeli informację pt " Marian złamała Zbyszkowi kaburę".
- Kabura? Zbyszek nosi broń?
- Może chodzi o rękojeść?- zachichotał Andrzej.
- Że co? Wy faceci to macie dziwne określenia, kabury, kropidła... I co jeszcze czarodziejskie różdżki w spodenkach? - ofukała go.
- Nie wiem co oni tam robili ale to jest news dnia. - dodał Wrona.
Z windy wysiadł doktor Sokal krzycząc na cały korytarz.
- Rozejść się! Idę do potrzebującego.
Zaraz za nim biegł Oskar Kaczmarczyk nawołując komunikat.
- Marsz do siebie tutaj nic się nie dzieje!
_________________________________________________________________
Witajcie!
Jakoś wymęczyłyśmy dla Was rozdział. Jak myślicie ile jeszcze będziemy to ciągnąć? :P
Mamy nadzieję, że nie wyszło nudnawo bo naprawdę sprężyłyśmy się jak powietrze pod ciśnieniem.
Polecimy jeszcze autoreklamą i chcemy jeszcze raz zaprosić Was zarówno na Jestem Julią jak również na nówkę o Stefanie i jego życiowych rozterkach w Pełni grzechu !
I jeszcze jedno nie wiem czy Was to zainteresuje, ale właśnie przypomniałyśmy sobie o fakcie, że posiadamy oficjalnego facebooka naszej twórczości. Także jak ktoś ma ochotę to może tam zaglądać, bo będą pojawiały się informacje na temat rozdziałów. Można też podyskutować jak ktoś ma chęć :D
Miłego czytania
Fiolka&Martina :)
cudowny rozdział :D czekam nn :*
OdpowiedzUsuńPowiem tak - jak dla mnie Zbyszek całkowicie skradł Wam całą historię. Na prawdę jego postać jest genialnie komiczna, połączenie amanta z kompletną niedorajdą dosłownie mistrzowskie! I od już kilku rozdziałów wprost nie mogę się doczekać głównie Zibiego, sorry Andrzej nie wiem jak to tak wyszło :D Facet powinien Wam zapłacić za kawał dobrej roboty, bo chociaz w rzeczywistości miałam go osobiście za dupka z przerośniętym ego, wierzącego święcie w swoje wręcz boskie siatkarskie umiejętności, jakoś pod wpływem Waszej historii także w rzeczywistości patrzę na niego przyjaźniej (w sumie też dlatego że w końcu się zamknął, a raczej chłopacy swoim złotym medalem zamknęli mu usta, a chłopak chyba postanowił wziąć się po prostu do roboty). Tekst Marian: "Tak sobie myślę, że chyba nie jesteś takim palantem jak mi się z początku widziało." uznaję za komplement roku i od tejpory w ten właśnie sbosób mam zamiar komplementować swoich przyszłych/niedoszłych facetów i siac nim gdzie tylko popadnie :D Drugim jak dla mnie bohaterem odcinka był Spirydorov, a raczej wspaniała laurka jaką mu wystawiłyście. Co jak co, ale facet nawet pomijajać jego "kulturę" i wszystkie niezliczone wybryki, po prostu mnie przeraża i ja się wcale nie dziwię czemu Winiar z Rosjii chciał uciekać jak naj prędzej,poważnie zastanawiam się czy ten kolega krzywdy nie zrobił mu żadnej krzywdy fizycznej i psychicznej.
OdpowiedzUsuńMoja odpowiedź na pytanie ile jeszcze to ciągnąć - cóż powiem szczerze, że moja platoniczna miłość do Wrony się zakończyła, wręcz ewulowała we wczesną fazę wronowstrętu, zmęczenie materiału, co zresztą nawet widzę po tym jak czytam Wasze opowiadanie. Na początku czytałam go w dużej mierze z uwagi na historię Jagny i Wrony i jak się tam u nich potoczy, ale potem musiałam sama przed soba przyznać że ich rozterki i przygody zeszły na dalszy plan bo zawsze jakoś ktoś ich przebijał, jak nie Zibi z Irenką to Igla, Stefan, Marian, nawet kocur. Ale to tylko plus dla Was ze potrafilyscie storzyc taka wielowatkowa opowiesc i kazdy znajdzie w niej cos dla siebie :)
Pozdrawiam i owocnego pisania wszytskich trzech siatkarskich opowiesci!
skorpionik
Cudowne *.* to chyba jedyne, co mogę powiedzieć, bo nadal się śmieję *.*
OdpowiedzUsuńTak więc: nie wiem co powiedzieć, a raczej napisać... Ten rozdział zdecydowanie należał do Tintina:D Szczerze go nie trawię, fakt. Aczkolwiek w tym opowiadaniu robicie z niego taką raczej ,,ofiarę losu'', co bardzo przypadło mi do gustu. Podoba mi się też wątek Rudej i Zbyszka ;) Zresztą ciekawe co mu jest, bo domyślam się (słusznie chyba), że Marian nie złamała mu kabury-nie mogę z tego:DDD Już kończę ten elaborat i pozdrawiam, życząc niekończącej się weny i wielu ekstramegasupercool pomysłów na to jak i na pozostałe opowiadania:D/MaggieQ
OdpowiedzUsuńNo.. No... ze Zbigniewa jednak nie taki sadysta, wredota i nerwus jak by się wszystkim wydawało
OdpowiedzUsuńKabura.. Haha dobre określenie
Ciekawe co mu się faktycznie stało z tymi plecami ... oby się całkowicie nie połamał...
Wprowadzenie Karolla jako szpiega w plan Jagny debeściarsko napisisany
Pozdrawiam
Kto by pomyślał, że nieprzystępna Marian o ciętym języczku zauroczy się naszym Zbigniewem! :) Coś mi się wydaje, że nasz przyjmująco-atakujący wkrótce zupełnie zapomni o Jagnie.
OdpowiedzUsuńSpirik to bezczel jakich mało, ale zupełnie rozwaliłyście mnie pisząc, że ma chrapkę na Winiara, chociaż wiecie co? Nawet w rzeczywistości trudno w stu procentach wykluczyć tę możliwość :D
I to są właśnie "uroki" poczty pantoflowej, bądź też głuchego telefonu. Zamiast "kręgosłupa" wyszła "kabura" :P
Pozdrawiam ;)
Ej no ja się w końcu uzależnię od takiego stylu pisania i co będzie wtedy, kto będzie dawał mi więcej takiej waszej twórczości? Uważajcie, bo mogę być groźna, jak nie dostanę czegoś na czas, albo z lekkim chociażby opóźnieniem :P
OdpowiedzUsuńDziękuję za komiczny rozdział i poprawienie humoru :D
Całuję :*
Nonononono proszę bardzo, fajnie fajnie poproszę takie rozdziały i dłuuuuuuugie Więcej też Andrzeja i Jagny ;)
OdpowiedzUsuńCzytamy waszego bloga od początku i bardzo nam się podoba. Dzięki wam my również założyłyśmy własnego. Proszę piszcie częściej. Poza tym wielu naszych znajomych to czyta tylko po prostu nie komentuje. Naszym zdaniem jest to jedno z najlepszych opowiadań siatkarskich
OdpowiedzUsuń